Kasztanka, Baśka Murmańska i Wojtek – najsłynniejsze zwierzęta w polskiej armii

opublikowano: 2020-12-03, 13:15
wolna licencja
Kasztanka wiernie towarzysząca Józefowi Piłsudskiemu. Niedźwiedź Wojtek przenoszący amunicję w czasie bitwy o Monte Cassino. Baśka Murmańska idąca na dwóch łapach i salutująca Marszałkowi podczas defilady na Placu Saskim w Warszawie. W Wojsku Polskim służyli nie tylko ludzie, ale i zwierzęta!
reklama
Kasztanka w towarzystwie karmiącego ją Józefa Piłsudskiego, 1925 r., domena publiczna.

Kasztanka – ulubiony koń Józefa Piłsudskiego

Kasztanka, początkowo zwana Fantazją, urodziła się w 1909 lub 1910 r. na terenie folwarku hrabiego Eustachego Romera w Czaplach Małych. Była jednokasztanową klaczą, wyróżniającą się białą łysiną, a w dorosłym wieku mierzyła ok. 150 cm. W sierpniu 1914 r. w okolicach folwarku znalazła się grupa strzelców z I Brygady Legionów Polskich. Wówczas Romerowie podarowali polskim żołnierzom kilka koni. Wśród nich była Fantazja. Piłsudski otrzymał klacz 9 sierpnia 1914 r. i z miejsca docenił jej dumę i szlachetność. Postanowił jednak zmienić imię klaczy, ponieważ obawiał się niewybrednych żartów ze strony żołnierzy. Kasztanka nie znosiła odgłosów wybuchów ani głośnych wiwatów na cześć Piłsudskiego, co opisywał sam zainteresowany we wspomnieniach pt. „Moje pierwsze boje”:

Kasztanka już na most na Dunajcu, podziurawiony przez wybuchy, kręciła głową, uważając, że jest zanadto niebezpieczny dla jej szanownego istnienia. Za mostem – wjazd do ciemnej ulicy z nieprzyjemnie brzmiącym pod podkowami brukiem powiększył jej przykrości. Z trwogą już nastawiła uszy. Lecz wreszcie rynek. Jasno oświetlony, czarny od tłumu. Gdym się na nim na kasztance ukazał, rozległ się krzyk całego tłumu i padły pociski z kwiatów. Tego już było stanowczo za wiele dla mojej wiejskiej klaczy, zwinęła się pode mną i chciała uciekać od owacji. Nie mało mnie kosztowało, by ją poprostu wepchnąć na rynek. Szła przez szpaler ludzki ostrożnie, nieledwie zatrzymując się co parę chwil.

Mimo tego Kasztanka towarzyszyła Piłsudskiemu na szlaku bojowym Pierwszej Brygady. Między innymi tak przyszły Marszałek Polski opisywał Kasztankę, wspominając marsz Brygady z Kowla do Czeremoszna w 1915 r.:

Kasztanka nie lubi tłumu i towarzystwa. Kiwa wesoło łysym łbem, omija starannie najmniejszą kałużę, nie chcąc zabłocić pończoszek parska, jak gdyby mówiła: A ja wiem, a ja wiem. Nie dba o nic głupia klacz, gdy nie słyszy strzałów.

Między Piłsudskim a Kasztanką istniała wyjątkowa więź, o czym pisała żona Komendanta, Aleksandra Piłsudska:

Bardzo nerwowa Kasztanka nienawidziła ognia artyleryjskiego i poza swoim panem nikogo innego nie uznawała. Między nimi istniało jakieś tajemne porozumienie, tak doskonałe, że oboje odczuwali swoje nastroje i nawzajem na siebie wpływali.
Kasztanka podczas uroczystości 11 listopada 1926 roku, domena publiczna.

Kasztanka po wojennych zawieruchach.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Kasztanka znalazła się pod opieką kolejno 1. Pułku Szwoleżerów w Warszawie i 7. Pułku Ułanów Lubelskich w Mińsku Mazowieckim. Klacz nie uczestniczyła w wojnie polsko-bolszewickiej. Po przewiezieniu do Mińska Mazowieckiego urodziła ogiera Niemena i klacz Mirę. Liczono na to, że Niemen kiedyś godnie zastąpi Kasztankę i stanie u boku Piłsudskiego. Te plany jednak przekreśliło lenistwo ogiera. Kasztanka wiodła spokojne życie w Mińsku, od czasu do czasu była transportowana do Sulejówka na odpoczynek oraz zabawę z córkami Piłsudskiego lub do Warszawy, gdzie brała udział w uroczystych defiladach i marszach wojskowych oraz corocznych Józefinkach, czyli obchodzonych 19 marca imieninach Józefa Piłsudskiego. Ostatni raz Marszałek dosiadł Kasztanki 11 listopada 1927 r. na defiladzie na Placu Saskim w Warszawie.

reklama

Dziesięć dni po defiladzie Kasztanka była transportowana koleją do Mińska Mazowieckiego. Po tym, jak pociąg dojechał na miejsce, Kasztanka nie była w stanie się podnieść. Tak te dni wspominał płk Konrad Millak, jeden z lekarzy udzielających w następnych dniach pomocy cierpiącej klaczy:

W dniu 21.XI.27 została odesłana do Mińska Mazowieckiego transportem kolejowym gdzie w drodze zachorowała. Przywieziona na dworzec miejscowy, pomimo udzielonych zabiegów lekarskich przez lekarza wet. 7. p. uł. por. W. Koeppe nie zdołała się już podnieść. Została przewieziona do koszar. Wobec pogarszania się stanu zdrowia została wezwana pomoc lekarska z Warszawy i w nocy z dn. 21 na 22.XI przybyli ppłk /powinno być „płk”/ [dop. org. ze źródła] lekarz wet. Konrad Millak i ppłk lekarz wet. Wład. /powinno być „Józef”/ Kulczycki. Lekarze ci nadal czynili energiczne zabiegi lekarskie – nie zdołali polepszyć stanu zdrowia i o godz. 10-tej tegoż dnia wydali następujące orzeczenie: poważny uraz wewnętrzny. Silne zaburzenia naczyń krwionośnych i serca. Kasztanka padła 23.XI o godz. 5-tej.”

23 listopada 1927 r. o godzinie 5:00 rano Kasztanka dokonała żywota. Wg sekcji przeprowadzonej przez płk. Józefa Kulczyckiego śmierć miała nastąpić wskutek pęknięcia ostatnich dwóch kręgów grzbietowych.

Po śmierci Kasztanki zwierzę zostało wypchane, a szczątki pochowano obok klombu przed budynkiem dowództwa 7. Pułku Ułanów. Wypchana klacz została tymczasowo umieszczona w Centrum Wyszkolenia Weterynaryjnego, później przeniesiono ją do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. W latach 1935-1939 znajdowała się w Belwederze. W czasie II wojny światowej wypchana skóra Kasztanki znajdowała się w magazynie Muzeum Wojska w Warszawie i nie była poddawana konserwacji, przez co odpadło dużo sierści oraz powstały poważne uszkodzona z powodu moli. Los Kasztanki przypieczętowała inspekcja Muzeum Wojska Polskiego, przeprowadzona we wrześniu 1945 r. przez marszałka Michała Rolę-Żymierskiego. Zwiedzając Muzeum marszałek zauważył wypchaną Kasztankę i w odpowiedzi na wyjaśnienia jednego z pracowników odparł: „Poznaję to bydlę, już raz mnie kiedyś kopnęło, nie ma potrzeby tych szczątków przechowywać”. W związku z tym wypchana Kasztanka została usunięta ze zbiorów Muzeum i zniszczona.

Baśka Murmańska - rzeźba przedstawiająca niedźwiedzicę przed gmachem koszar Twierdzy w Modlinie, fot. Zala, na licencji CC BY-SA 4.0

Baśka Murmańska – „córka regimentu”

Baśka była niedźwiedzicą z gatunku niedźwiedzia polarnego. Jak podaje autor „Dziejów Baśki Murmańskiej”, Eugeniusz Małaczewski:

reklama
Bohaterka mej opowieści urodziła się na Oceanie Lodowatym, o 250 mil morskich od zaśnieżonego lądu, na wielkim złomie kry, płynącej niby tratwa kryształowa z powolnym prądem mórz podbiegunowych. Wydała ją na świat wspaniała macierz, królewski okaz białej niedźwiedzicy, mającej 2m. 69 cm. wzrostu od nosa do ogona, a od ogona do nosa – drugie tyle i porosłej śliczną, śnieżną sierścią, podobna do bujnego runa kóz angorskich.

W przedwiośnie 1919 r. na targu w Archangielsku niedźwiedzicę kupił jeden z przebywających tam polskich żołnierzy. Na balu misji francuskiej dwaj żołnierze – Polak i Włoch – zabiegali o względy tej samej kobiety, a ponieważ dama nie wiedziała, kogo wybrać na swojego partnera, to panowie szukali pomysłu na zaimponowanie jej. Okazało się, że dama lubi zwierzęta. W związku z tym żołnierze rozpoczęli zawody o to, kto przyprowadzi najpiękniejsze zwierzę i tym samym zyska przychylność przyszłej wybranki serca.

W następnych dniach przed dom adorowanej niewiasty pojawiały się: oswojona łasica, żółty lis, gronostaj i wilczek. Na koniec zawodów Włoch pokazał niebieskiego lisa z bujną kitą i delikatnym futrem. W odpowiedzi Polak przyprowadził na łańcuchu białego niedźwiadka, na którego widok lis uciekł, natomiast włoski konkurent został przez śnieżnobiałe zwierzę poturbowany. Później Baśkę spotkał Milord, buldog należący do angielskiego generała dowodzącego wojskami ententy:

Był to pies stary, spasły, mrukliwy i warkliwy, ślepy na jedno oko, z wieczną nitką plugawej śliny, zwieszającą się z brodawkowatych psich warg, niedomkniętych nad spróchniałemi szczękami. Słynął z tego, że na ulicy ustępował z drogi tylko cywilom, wojskowemu nie ustąpił nigdy. Bo wiedział, że jest psem generalskim, i każdy spotkany człowiek w uniformie wojskowym musi przed nim i przed jego panem salutować pierwszy i usunąć się z drogi.

Polecamy e-book Mariusza Gadomskiego – „Jak zabijać, to tylko we Lwowie”

Mariusz Gadomski
Jak zabijać, to tylko we Lwowie
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
224
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-40-2

Książka dostępna również jako audiobook!

Strona tytułowa opowiadania „Dzieje Baśki Murmańskiej” Eugeniusza Małaczewskiego, domena publiczna.

Gdy Milord zobaczył Baśkę, chciał zawrzeć z nią znajomość, jednak w odpowiedzi na zaloty psa Baśka zawyła i uderzyła go łapą na odlew:

Milord wyleciał w górę, jak z procy, skręcił się w powietrzu, padł skrwawnionym łbem na bruk, aż coś mu trzasło w apoplektycznym karku, i wybulgotał z siebie sprośną duszę, zanim nadbiegł jego pan.

Podchorąży Walenty Karaś, właściciel Baśki, następnego dnia miał poufną rozmowę z dowódcą batalionu Murmańczyków, płk. Julianem Skokowskim. Ostatecznie Baśka została przydzielona do batalionu jako „córka regimentu” i przyjęta na stan kompanii karabinów maszynowych.

Baśka Murmańska trafia do wojska

W batalionie Baśka otrzymała opiekuna, kpr. Smorgońskiego, który uczył ją musztry, w tym marszu na dwóch łapach i salutowania. Początkowo Baśka była mało ambitna w ćwiczeniach, jednak z czasem zaczęła się uczyć i dorównywać kroku polskim żołnierzom. Kpr. Smorgoński jako pierwszy w batalionie nazwał ją Baśką i imię to przyjęło się wśród żołnierzy. Jednak pewnego dnia jeden z nich zakwestionował płeć Baśki, co spowodowało konflikt w batalionie:

reklama
Nazwa, dana niedźwiedzicy przez Smorgońskiego, przyjęła się wkrótce w użyciu wśród żołnierzy całego Baonu, lecz jakiś śledziennik, jeden z tych wiecznie ze wszystkiego niezadowolonych, doszukujących się plam na każdem słońcu, podał w wątpliwość płeć Baśki. Niedźwiedzica była za wielką figurą w Baonie, aby wątpliwość owego śledzinnika nie urosła wnet do rozmiarów zagadnienia, które zaprzątnęło całkowicie wszystkie głowy. Baon podzielił się na dwie partje, za i przeciw. Wrzenie umysłów stało się powszechnem. Sprawę roztrząsali z pianą na ustach nawet oficerowie. Doszło do wymyślań i bójek. Coraz inni znawcy oglądali Baśkę, lecz opinje wydawano najsprzeczniejsze. Prawda, jak to bywa zwykle w takich razach, utonęła we wzburzonych falach roznamiętnienia, stronniczości i różnych intryg. A rzecz miała się tem gorzej, iż nie była wolna od domieszki pewnej niezdrowej sensacji, właściwej delikatnym sprawom tego rodzaju.

Wielkim wydarzeniem w oddziale stała się ekspertyza lekarska. Żołnierze obstawiali zakłady o to, kto wygra, wykładając spore sumy pieniędzy. Emocje były bardzo duże. Ostatecznie:

Zapanowała martwa cisza, w której rozlegało się jedynie głośne bicie trzystu serc, oczekujących wyroku. Wreszcie lekarz, młody i przystojny Warszawianin, obwieścił uroczyście wszem wobec: - Baśka jest panną! A wtedy uczynił się istny dzień sądny. Stronnictwo, które trzymało się opinii, zgodnej z orzeczeniem lekarza, wyraziło swą radość trzykrotnem, gromkiem: Hurra! Podrzucano w górę czapki, wiwatując na całe gardło. Mający rewolwery otworzyli na znak uciechy rzęsistą palbę. Uczynił się taki tumult, że angielskie dowództwo zaalarmowało cały odcinek frontu, myśląc, że to nieprzyjaciel wdarł się na tyły.
Niedźwiedź Wojtek, domena publiczna.

Niedźwiedzica przeszła cały szlak bojowy ze swoim batalionem aż do Polski, gdzie ostatecznie trafiła do Twierdzy Modlin. W 1919 r. odbyła się defilada wojsk polskich na Placu Saskim w Warszawie, w której brali udział również Murmańczycy. Baśka wzbudziła sensację maszerując na dwóch łapach, salutując oraz podając łapę samemu Józefowi Piłsudskiemu:

Po krótkiej mszy polowej, oraz długich przemówieniach generałów i biskupów, które Baśka wysłuchała z pobłażaniem, nadeszła chwila defilady przed Naczelnikiem Państwa. Naczelnik bardzo się spodobał Baśce. Nigdy go przedtem nie widziała, jednak odrazu, z pierwszego rzutu oka, doszła do przekonania, że ten wysoki człowiek, w skromnym szarym płaszczu, z krzaczastemi brwiami i wąsami, jest na tym placu figurą naczelną, naczelniejszą od Smorgońskiego, który ją, Baśkę, trzyma na łańcuchu i uczy rozumu ogniem i żelazem, naczelniejszą od Dowódcy Oddziału, którego się Smorgoński boi, jak Baśka ognia, ba! naczelniejszą nawet od niej samej, od Baśki, na którą wszystkie zwracają się oczy! Gdy Naczelnik, chcąc ją pogłaskać, wyciągnął rękę, bez namysłu podała mu łapę, wykonawszy przytem coś jakby dyg ceremonialny, jakiegoby się nie powstydziła – najwytworniejsza Dama Dworu. Rozeszli się, bardzo z siebie nawzajem zadowoleni.
reklama

Niestety, zimą 1919 r. dokonał się żywot Baśki Murmańskiej. Podczas kąpieli w Wiśle zerwała się z łańcucha i przepłynęła na drugi brzeg rzeki. Po dotarciu na ląd została zakłuta widłami przez miejscowych chłopów, którzy później zdzierali z niej futro. Natychmiast kpr. Smorgoński z żołnierzami dotarli na miejsce i odbili ciało Baśki z rąk tamtejszych, po czym zanieśli je do łodzi i odpłynęli. Po II wojnie światowej wypchana Baśka stała przez jakiś czas w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, skąd potem ją usunięto, a ślad po niej zaginął.

Chorągiewka z wizerunkiem Wojtka - 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii, domena publiczna.

Wojtek – od niedźwiedzia do kaprala Wojska Polskiego

Wojtek urodził się w 1941 r. w pobliżu miasta Hamadan w Persji. Misia, którego matka została zastrzelona przez myśliwych, przygarnął perski chłopiec i zabrał do swojej wioski. Rok później, 8 kwietnia 1942 r. na drodze do Kandawaru malec spotkał jadących do Palestyny polskich żołnierzy z 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii. Mały niedźwiadek został kupiony przez por. Anatola Tarnowieckiego, którego namówiła 18-letnia Irena Bokiewicz. Następnie Inka objęła przyszłego niedźwiedzia-żołnierza opieką w obozie dla uchodźców niedaleko Teheranu. Trwało to trzy miesiące, po czym w sierpniu 1942 r. niedźwiadek został podarowany wcześniej wspomnianej jednostce Armii Andersa. Tak Wojtka wspominał żołnierz II Korpusu Polskiego, Wojciech Zarębski, który spotkał zwierzę w czasie bitwy pod Monte Cassino:

Gdy trafiłem do kompanii, niedźwiadek „służył” tam od miesiąca. Mówili na niego „duży Wojtek”, a na mnie „mały Wojtek”. O tym, jak brunatny niedźwiedź znalazł się wśród żołnierzy, krążą różne opowieści. Prawda jest taka, że pochodził z Persji. Myśliwi zastrzelili jego matkę, a małego misia uratował tamtejszy chłopiec. Niedźwiadek spodobał się jednej z Polek i oficer, który opiekował się Polakami podróżującymi do Teheranu, wykupił go, by sprawić jej przyjemność. Szybko się jednak okazało, że miś jest niesforny, dokucza, wyjada jedzenie. Zdecydowano, że trzeba się go pozbyć. Za zgodą gen. Boruty Spiechowicza, dowódcy 5 Dywizji, który wówczas przebywał w Teheranie, niedźwiedź trafił do żołnierzy z kompanii zaopatrzenia.
reklama

Polscy żołnierze w zamian za niedźwiadka ofiarowali młodemu Persowi konserwy, tabliczkę czekolady, garść drobnych pieniędzy oraz nóż wojskowy. Wojtek został otoczony czułą opieką. Ponieważ niedźwiadek nie umiał jeszcze jeść, Polacy karmili go skondensowanym mlekiem z butelki po wódce i skręconego ze szmat improwizowanego smoczka. Miś, po wciągnięciu na stan ewidencyjny Kompanii w randze kaprala, otrzymał własną książeczkę wojskową i żołd w postaci kandyzowanych owoców, słodkich syropów, miodu, marmolady, a także piwa.

Niedźwiedź Wojtek siłujący się z jednym z żołnierzy 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii

Niedźwiedź Wojtek na wojnie

Żołnierze natychmiast przywiązali się do nowego towarzysza broni, którego wyczyny, psoty oraz towarzystwo były bardzo dobrą odskocznią od trudnej, wojennej rzeczywistości, a także rekompensowały tęsknotę wielu Polaków za ich rodzinami. Wojtek stał się bohaterem wielu przygód, a wybryki których dokonywał zjednywały mu serca żołnierzy. Wojtek spisał się bardzo dobrze w czasie bitwy o Monte Cassino, pomagając przenosić skrzynki z amunicją pod ogniem nieprzyjaciela. Jeden z alianckich żołnierzy tak opisywał swoją reakcję na ów niecodzienny widok:

Oto niespodziewanie spomiędzy drzew wyszedł wielki, poruszający się na tylnych łapach, niedźwiedź. Wyglądało na to, że zwierzę taszczyło coś w swoich łapach. Obaj z Vincentem zaczęliśmy krzyczeć, chcąc ostrzec kanonierów o zbliżającym się do nich niedźwiedziu. Nikt jednak nie zareagował na nasze wrzaski. Niedźwiedź doszedł do ogona lawety działa, stawiając na ziemi niesiony przez siebie pocisk artyleryjski. Zwierzę po wykonaniu tej operacji, podążyło z powrotem do lasu, aby po chwili pojawić się ponownie, niosąc w swych łapach kolejny pocisk.

15 listopada 1947 r. Wojtek rozstał się z żołnierzami po tym, jak został przekazany do ogrodu zoologicznego w Edynburgu. Mimo tego, jego towarzysze broni w cywilu nieraz go odwiedzali. Niedźwiedź-żołnierz spędził w zoo 16 lat. Pod koniec 1958 r. poznański oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, przy wsparciu Polskiego Towarzystwa Zoologicznego i Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, rozpoczął starania o sprowadzenie Wojtka do jednego z polskich ogrodów zoologicznych. W lutym 1959 r. do Edynburga wyjechał przedstawiciel ZOO w Oliwie celem omówienia sprawy. Ostatecznie te plany nie zostały zrealizowane ze względu na fatalny stan zdrowia i postępujący przedwcześnie proces starzenia się Wojtka oraz opór kombatantów 22. Kompanii. Wojtek zakończył życie 2 grudnia 1963 r.

Kasztanka, Baśka Murmańska i Wojtek są w polskiej kulturze i tradycji mocno zakorzenione. Stawiano im pomniki, opiewano w poezji i pieśni wojskowej oraz otaczano szacunkiem. Dziś ich historia jest popularyzowana przez popkulturę, filmy animowane i gry planszowe. Jako ciekawostkę można wspomnieć, że w grze komputerowej „Hearts of Iron IV” po spełnieniu określonych wymagań niedźwiedź Wojtek jest dostępny jako dowódca! Nawiązanie do niego pojawia się również w grze „Iron Harvest”, gdzie niedźwiedź o imieniu Wojtek jest jedną z grywalnych postaci!

Bibliografia:

  • Andrzej Czerwiński, Muzeum Wojska Polskiego 1945-1946 ze wspomnień weterana muzealnego, „Czasopismo Muzealnictwo Wojskowe” 1995, nr 6.
  • Magdalena Kowalska-Sendek, O walkach na Monte Cassino opowiada żołnierz armii Andersa, [w:] polska-zbrojna.pl, 21 maja 2016 [dostęp: 25 października 2020], http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/19496?t=O-walkach-na-Monte-Cassino-opowiada-zolnierz-armii-Andersa#
  • Zbigniew Lenartowicz, Polscy żołnierze na Murmaniu, „Biuletyn LOK” 2007, nr 5-6.
  • Eugeniusz Małaczewski, Dzieje Baśki Murmańskiej. Historja o białej niedźwiedzicy, Nakład Gebenthera i Wolffa, Warszawa 1922.
  • Eugeniusz Małaczewski, Koń na wzgórzu, Wydawnictwo „Alfa”, Warszawa 1991.
  • Konrad Millak, Koniec Marszałkowskiej Kasztanki, Oflag VI B Dossel, 29 listopada 1942.
  • Aileen Orr, Niedźwiedź Wojtek: niezwykły żołnierz armii Andersa, tł. Arkadiusz Bug, Wydawnictwo „Replika”, Zakrzewo 2011.
  • Józef Piłsudski, Moje pierwsze boje: wspomnienia spisane w twierdzy magdeburskiej, Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska”, Warszawa 1925.

Redakcja: Mateusz Balcerkiewicz

Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”

Szczepan Michmiel
„II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
81
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-38-9
reklama
Komentarze
o autorze
Adam Busse
Adam Busse (ur. 1993) – magister historii, absolwent Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Interesuje się historią XIX i XX wieku, głównie II wojną światową, polskimi powstaniami narodowymi oraz historią lokalną. Fan piłki nożnej, groundhoppingu, muzyki rockowej i heavymetalowej oraz wyjazdów rowerowych.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone