Karol Stanisław Radziwiłł „Panie Kochanku”. Największy pijanica polsko-litewski?
Ten tekst jest fragmentem książki Jacka Komudy „Warchoły, złoczyńce i pijanice”.
Do pełnego opisania życia i czynów Karola Stanisława Radziwiłła zwanego Panie Kochanku – od powiedzonka, którym zwracał się do przyjaciół – nie starczyłoby księgi. Syn hetmana wielkiego litewskiego Michała Kazimierza „Rybeńki” był panem ogromnej fortuny, w tym ordynacji nieświeckiej i ołyckiej, dóbr birżańskich i Białej, a także pomniejszych majątków. Do historii przeszedł jako najsławniejszy polski pijanica i facecjonista, uwielbiany przez szlachtę, organizator niezwykłych bankietów, przyjęć, parad, który uczynił ulubiony Nieśwież miejscem pijackiej rozpusty posuniętej do granic szaleństwa.
Obraz Karola Stanisława jest dwojaki – współcześni mu ludzie albo go uwielbiali, albo nienawidzili. Nie pomaga nam też brak nowoczesnej biografii historycznej – wiele wieści o Radziwille pochodzi nie ze źródeł historycznych, ale z panegiryków i pamfletów. Z utworów literackich, jak Pamiątki Soplicy Henryka Rzewuskiego, Obrazy litewskie Ignacego Chodźki, Stare gawędy i obrazy Kazimierza Wójcickiego, sztuki Kraszewskiego czy Dom Radziwiłłów Stanisława Mackiewicza, a nie ze zweryfikowanych źródeł historycznych. Z ciemności wyłaniają się dwa portrety jaśnie oświeconego ordynata: dobry i zły.
Zacznijmy od złego. Ksiądz Kitowicz go nie cierpiał, przypisywał okrutne figle, które magnat urządzał w czasie uczt. „Skropić kijem z tyłu nieznacznie, pijącemu przybić kielich do gęby aż do zachłystnienia, nalać z tyłu za kołnierz wina leniwo pijącemu, dwom rozmawiającym z sobą z bliska zetchnąć głowy silnie aż do wytryśnienia guzów na czołach – to było najmiszą zabawą Radziwiłła” – napisał. Dalej jednak pokazuje drugie oblicze bohatera: „Ale że [Radziwiłł] tak był szczodry w podarunki, jak był obfity w psoty, nikt się na to nie skarżył. Rozdawał konie z rzędami, pasy bogate, pałasze, pistolety, zegarki, tabakierki i inne rozmaite bogate sprzęty [...]. Wsie nawet dożywociem i całe klucze niskim kontraktem puszczał swego deboszu i rozpusty wiernym kolegom”.
Pewnego razu w Nowogródku wydał ogromną ucztę, na której pito tak tęgo, że goście pomieszali się ze sobą, magnaci padali w objęcia pospolitym zaściankowym szlachetkom i zasypiali razem z nimi pod stołami. Książę wstał zatem od stołu, a zobaczywszy szlachetkę z obdartą czapką, szybko zdjął mu ją i włożył na swoją głowę, a potem dał tę, którą nosił. Na ten znak wszyscy kompani Radziwiłła poczęli zamieniać się czapkami i kołpakami między sobą. Panie Kochanku zaś począł się rozbierać, oddając z przyrodzonej dobroci serca szaty spotkanym szlachetkom. I tak jednemu dał złoty pas, mówiąc: „Darujęć, durniu!”. Drugiemu kontusz: „Na, świnio!”, innemu z kolei brylantową spinkę: „Trzymaj, ośle!”. Na koniec zdjął żupan, rzucił go jakiemuś panu bratu i krzyknąwszy: „Masz, kpie!”, usiadł w koszuli na beczce wina leżącej na wozie, a kompani poczęli ciągnąć wóz po ulicach Nowogródka. Zatrzymywali się co kilka kroków i kto tylko chciał, mógł nadstawić kielich lub garnek, a książę zaraz odtykał czop od beczki, każąc pić za swoje zdrowie.
Paweł Jasienica Radziwiłła nienawidził. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów wzdychał, że najlepiej, żeby księcia... powiesili. Uwielbiał go za to Stanisław Cat-Mackiewicz w Domu Radziwiłłów i przytaczał jasne cechy magnata. Zatem: od dziecka rozpieszczony był zaszczytami, kiedy miał pięć lat, otrzymał od palatyna Renu Order św. Huberta, w wieku trzynastu lat został marszałkiem sejmiku wileńskiego, w siedemnastym roku życia pułkownikiem, a w osiemnastym podczaszym. Mając lat dwadzieścia osiem, objął po ojcu województwo wileńskie... A jednak nie zmienił się w perfumowanego pludraka we fraczku! Był przyjacielem drobnej szlachty (którą też oczywiście po radziwiłłowsku znieważał), zwolennikiem republiki; kiedy Czartoryscy ściągnęli do Rzeczypospolitej wojska moskiewskie na elekcję Stanisława Poniatowskiego, wystąpił przeciwko nim zbrojnie. Pobity pod Słonimiem, uciekł na Wołoszczyznę i do Drezna. W zamian za przywrócenie godności i urzędów dał się wykorzystać Rosjanom i mianować marszałkiem konfederacji radomskiej. Jednak popełniane przez Rosjan gwałty skłoniły go do przystąpienia do konfederacji barskiej, której pozostał wierny do końca życia.
Po klęsce znów tułał się na emigracji, dopiero w 1776 roku uzyskał przebaczenie, pogodził się z królem, zasiadł na Nieświeżu i urządzał legendarne uczty, parady i iluminacje. Szybko wpadł w długi, ale wyprowadził majątek z ruiny. Założył pierwszą w historii uczelnię morską, zwaną „szkołą majtków”, utrzymywał teatr, własne wojsko – gwardię albańską. Do końca życia był wrogiem Rosji, działał na rzecz sojuszu z Prusami, który jak sądził, wybawi Rzeczpospolitą od zagrożenia moskiewskiego. Nie dożył klęski, umarł w 1790 roku w Białej. „Przyjaciele i słudzy moi – powiedział ponoć na łożu śmierci – darujcie, jeśli wam się uprzykrzyłem, pamiętajcie, żem i ja człowiek”.
Szlachta, zwłaszcza drobna, albo kochała Radziwiłła do szaleństwa, albo też jak już napisałem... nie miała innego wyboru. Albowiem chociaż po ojcu Michale Kazimierzu zwanym Rybeńką odziedziczył ogromną fortunę, nigdy nie pogardzał drobnymi szaraczkami. Zawsze pił z biednymi panami braćmi i dawał im jeść w czasie nieurodzajów.
Radziwiłł bywał nieznośny dla współbiesiadników jedynie w czasach młodości. Później przycichł, ustatkował się, jednak ciągle zapraszał panów braci na długie pijackie biesiady. Słynął także z unikalnego sposobu otrzeźwiania się po długotrwałych biesiadach. Kiedy był pijany, kazał polewać się wiadrami wody lub też szedł do kaplicy, gdzie póty śpiewał pijackim głosem pieśni kościelne, póki nie wytrzeźwiał. Panie Kochanku znany był ze swoich anegdot, fantazji i sarmackiego humoru. Karol Stanisław ubierał się w strój polski, golił głowę, gardził cudzoziemszczyzną, co zjednywało mu uwielbienie i szacunek szlacheckiego narodu. W Pamiątkach Soplicy Henryka Rzewuskiego znaleźć można wiele anegdot i opowieści o prawdziwym królu polskich pijaków. Nie na darmo powiadano przecież „Król sobie królem w Krakowie, a Radziwiłł na Nieświeżu”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Jacka Komudy „Warchoły, złoczyńce i pijanice” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Jacka Komudy „Warchoły, złoczyńce i pijanice”.
Karol Stanisław Radziwiłł nie zagroził nigdy niczyjemu żywotowi poza żywotem Ignacego Paca. Gdy ów, pokłóciwszy się o coś z księciem, wyzwał go bowiem na pojedynek, Radziwiłł udał, że rozgniewał się na Paca, nakazał schwytać go, okuć w kajdany i wtrącić do więzienia. Nazajutrz kazał ubrać go w śmiertelną koszulę, wyprowadzić na plac w asystencji kata i księdza i stracić. Wszyscy przyjaciele i sam Pac rzucili się do nóg Radziwiłła, prosząc o litość. Książę jednak pozostał głuchy na wszystkie ich głosy i ponaglał Paca, aby co rychlej położył głowę pod topór. Gdy w końcu pan Ignacy wyspowiadał się, Radziwiłł nagle roześmiał się i zawołał po prostu: „Ot, widzisz, ja ciebie lepiej nastraszył niż ty mnie pojedynkiem!”. A zaraz po tym zaprosił Paca na pokoje, ugościł i uczęstował, nie czując już doń żadnej urazy. Pac jednak, zmuszany do picia po tak wielkim przestrachu, nazajutrz rozchorował się i zaraz umarł.
Spośród wszystkich pamiątek po Karolu Stanisławie Radziwille na wspomnienie zasługują chyba najbardziej jego facecje, za życia szeroko znane wśród szlachty, opowiadane w karczmach i na sejmikach. O księciu mówiono wprost: „kiedy łgać, to jak Radziwiłł” czy też „Radziwiłł rad żywił”. W dawnej Rzeczypospolitej znano wiele anegdot o Panie Kochanku. Do najciekawszych należy chyba ta, jak to Radziwiłł polował na niedźwiedzie. Otóż według naszego bohatera wystarczyło po prostu pomazać miodem dyszel od wozu i pozostawić go w lesie. A wówczas przychodził łasy na miód niedźwiedź, rozdziawiał paszczę, aby zlizać miód z dyszla, potem lizał coraz dalej i dalej, aż w końcu nadziewał się na drąg. Innym razem z kolei Panie Kochanku polecił wydoić wszystkie krowy w Nieświeżu i zlać mleko do jednej sadzawki. Potem zrobiła się śmietana, w końcu masło. I w maśle tym – znaleziono źrebię, które się w sadzawce z mlekiem utopiło.
Na Litwie powiadano często, jak to pewnego razu Panie Kochanku wybrał się na polowanie. Zobaczył w końcu jelenia, ale że nie miał już śrutu, nabił strzelbę pestkami od wiśni i strzelił. Trafił prosto między rogi, ale i tak jeleń uciekł w gęste chaszcze. Gdy następnego roku Panie Kochanku wybrał się na polowanie, zobaczył jelenia, na którego łbie zakwitł krzak wiśni.
A oto inna anegdota.
„Jeżdżąc po morzach, panie kochanku – opowiadał kiedyś Radziwiłł – spotkałem raz na Adriatyku prześliczną syrenę, pół kobietę i pół rybę. Otóż kazałem ją swoim ludziom pochwycić i potajemnie ślub z nią wziąłem na okręcie. Potem, panie kochanku, potomstwo, jakie miałem z syreną, złożone ze stu tysięcy śledzi, darowałem Borowskiemu, za co niemało pieniędzy zgarnął. Wszak prawda, Borosiu?” „Tak jest, co do joty, książę panie” – potakiwał natychmiast dworzanin.
„Jeśli ja łżę, to łżę rzeczy, które się zawsze zdarzyć mogą” – powiadał często Karol Stanisław Radziwiłł. I razu pewnego zwrócił się do swego dworzanina Borowskiego: „Proszę, wymyśl coś takiego, co w ogóle, absolutnie byłoby niemożliwe, a dam ci konia z rzędem”. Nazajutrz Borowski przyszedł do księcia ze smutną miną. „Co się stało, panie kochanku?” – zapytał go Radziwiłł. „A, nic, miałem dziwny sen...” „Co za sen?” „Ano śniłem, że byłem w niebie i tam... kiedy wstydzę się powiedzieć”. „No co, nie bój się”. „Tam w niebie, u Pana Jezusa, Radziwiłł świnie pasie...” „No tak, panie kochanku – powiedział roześmiany książę – zmyśliłeś coś, co jest absolutnie niemożliwe. Dostaniesz konia z rzędem!”
Innym razem z kolei Radziwiłł opowiadał, jak to przebywając w Chorwacji, postanowił zaatakować turecką fortecę. Jednak w czasie szturmu miał przykry wypadek: pocisk armatni oberwał jego koniowi obie tylne nogi. Ale Radziwiłł nie byłby Radziwiłłem, gdyby nie poradził sobie i w takiej sytuacji. Panie Kochanku dał bowiem tak mocno ostróg koniowi, że ów na dwóch pozostałych, przednich nogach wskoczył na wał. A tam już pan Stanisław w pół pacierza wyrąbał całą załogę.
Facecje owe nie były pijackimi majaczeniami, lecz sytuują Karola Stanisława Radziwiłła w kręgu kultury europejskiej. W XVIII wieku takie fantastyczne opowieści były popularne, co pokazuje choćby sukces książki Niezwykłe przygody barona Münchhausena napisanej przez Rudolfa Raspego i wydanej w 1785 roku. Panie Kochanku zatem może być traktowany jako polsko-litewski odpowiednik sławnego barona. Sam zresztą pod koniec życia lubił opowiadać, jak to korespondował z Janem Jakubem Russem i Franciszkiem Wolterem. A kiedy niespodziewanie ktoś zwrócił mu uwagę, że przecież obaj już dawno umarli, Radziwiłł odparł z miłym uśmiechem, że „pewnie listy na poczcie zaległy, bo kilka ich świeżo odebrałem”.
Bez wątpienia Panie Kochanku kochał szlachecką Rzeczpospolitą. Opowiadał się po stronie antyrosyjskiej konfederacji barskiej, opowiadał przeciwko zdrajcom i sprzedawczykom, którzy byli zwolennikami ostatniego króla Rzeczypospolitej Stanisława Poniatowskiego. W lecie 1769 roku wyjechał nawet z kraju, szukając w Europie ratunku dla upadającej konfederacji. Karol Stanisław nienawidził bardzo rosyjskiej carycy Katarzyny, popierał nawet samozwańczą pretendentkę do tronu rosyjskiego – kobietę, która podawała się za księżniczkę Tarakanową, nieślubną córkę cesarzowej rosyjskiej Elżbiety. A w Polsce w 1776 roku sejmiki, które wybierały posłów na sejm, umieszczały w instrukcjach poselskich żądanie, aby Karol Stanisław Radziwiłł mógł wrócić bezpiecznie do kraju.