Kariera Iwana Majskiego
Pierwsze kroki Majskiego na drodze kariery bolszewickiej ujawniły jego zawyżoną samoocenę, poczucie intelektualnej wyższości i zaciętość; nie zjednywało mu to sympatii kolegów ani przełożonych, a często prowadziło do kolizji. W ciężkich latach trzydziestych XX wieku cechy te nieco przytłumił instynkt przetrwania; dały jednak o sobie znać na nowo w okresie ambasadorowania Majskiego w Londynie, zwłaszcza przy okazji spotkań z brytyjskimi dygnitarzami.
Po powrocie do Moskwy bratnie relacje z Litwinowem, który jako silny człowiek w Narkomindiele stopniowo przejmował obowiązki Cziczerina, zaczęły przynosić owoce. W 1925 roku Majskiego mianowano radcą w ambasadzie sowieckiej w Londynie. Bardzo sobie cenił to stanowisko. „Wynajęliśmy – pisał do matki – mały domek, w którym mieszkamy sami, mamy pokojówkę i zajmujemy się swoim gospodarstwem […]. Agnija uczy się śpiewu i angielskiego; zaczyna trochę paplać po angielsku. Nasz dom stoi w jednej z najlepszych podmiejskich dzielnic Londynu, w pobliżu ogrodu botanicznego; powietrze jest wspaniałe, okropne tylko, że nie mamy za wiele okazji, by się nim nacieszyć”.
I znów kiepskie stosunki z przełożonymi w ambasadzie zepsuły pobyt w Londynie. Majski postanowił wrócić do Moskwy, ale nie minął rok, jak uległ argumentom Litwinowa i ponownie objął stanowisko. W relacjach angielsko-sowieckich, po „liście Zinowiewa” z 1924 roku i sprawie „rosyjskiego złota” dla górników podczas strajku powszechnego w roku 1926, były to lata dość burzliwe. W Moskwie obawiano się zerwania stosunków, a być może nawet nowej interwencji wojskowej. Sytuację dodatkowo pogorszyła przedwczesna śmierć ambasadora sowieckiego w Londynie, Leonida Krasina. Majski, jeden z nielicznych rewolucjonistów znających biegle angielski i dobrze zorientowanych w sprawach brytyjskich, okazał się bardzo użyteczny. Rzadko mówi się o tym, że gdy w Londynie zabrakło ambasadora, Majski, który był radcą, de facto funkcjonował jako połpred. „W dawnych czasach – chełpił się w liście do ojca – radca figurowałby bardzo wysoko w »tabeli rang«. Dziś tabela straciła dla nas jakiekolwiek znaczenie, choć zapewniam Cię, że praca radcy w takim miejscu jak Londyn jest niezwykle interesująca i ważna […]. Londyn jest dziś wielkim centrum światowej polityki, porównywalnym jedynie z Moskwą”.
Przymusowy wyjazd z Anglii w wyniku zerwania stosunków dyplomatycznych w maju 1927 roku wzbudził w Majskim „uczucie bardzo podobne do osobistego żalu”, jak zwierzał się S.P. Scottowi, prorosyjsko nastawionemu redaktorowi naczelnemu „Manchester Guardian”. Życie na emigracji w Londynie, a potem lata spędzone w ambasadzie sprawiły, że „rozumie i szanuje brytyjską kulturę, która – choć tak inna od rosyjskiej – ma w sobie wiele rzeczy cennych i wielkich”.
Po sześciu tygodniach odpoczynku i kuracji „z polecenia lekarzy” w sanatorium w Kisłowodsku na Kaukazie Majski otrzymał nominację na radcę ambasady sowieckiej w Tokio, gdzie spędził kolejne dwa lata. Przez jakiś czas wszystko układało się dobrze. „Przyjechałem do Tokio pod koniec października – pisał do H.G. Wellsa – i na razie rozglądam się z największym zaciekawieniem, poznaję ten zupełnie niezwykły kraj, który mniej więcej dwadzieścia lat temu zainspirował Pana do napisania Współczesnej utopii”. W liście do lewicowego publicysty Henry’ego Brailsforda Majski wychwalał Japonię jako „kraj jedyny w swoim rodzaju […] łączący w jakiś nadzwyczajny sposób średniowieczny Wschód z najnowocześniejszym amerykanizmem […]. Dodajmy do tego piękno przyrody, »Eigentumlichkeit« (szczególne cechy, osobliwość – przyp. tłum.) ludzi, zwyczajów i obyczajów […] nic dziwnego, że nie mam na razie powodów do narzekań na nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które mnie tutaj wysłało”.
Majski zawsze czuł się urażony, gdy miał nad sobą jakiegoś zwierzchnika; z zadowoleniem przyjął więc przeniesienie ambasadora sowieckiego do Paryża, bo dzięki temu przejął, przynajmniej na jakiś czas, kierowanie ambasadą. Doświadczenia japońskie ukształtowały jego poglądy na dyplomację, zwłaszcza przekonanie, że dyplomata powinien świetnie znać język i kulturę kraju, do którego wyjeżdża. Postanowił też zapoznać Rosjan z kulturą japońską i sprowadził do Rosji na wielkie tournée jeden z najlepszych teatrów kabuki. Sprzeciwiły się temu konserwatywne środowiska w Japonii. Na pierwszym przedstawieniu teatru po powrocie z triumfalnego objazdu Rosji wynajęte oprychy wypuściły „żywe węże pod krzesła w całej sali, tuż przed rozpoczęciem spektaklu. Gady syczały i rozpełzły się po widowni. Wybuchła panika. Mężczyźni narobili zamieszania, kobiety piszczały, dzieci płakały, trzeba było opuścić kurtynę i występ został przerwany”.
Kilka miesięcy później Majski, znów jako podwładny gdzieś na obrzeżach dyplomacji, daleko od Moskwy i Europy, po raz kolejny wpadł w przygnębienie. Ponadto dawało się zauważyć, że łatwo ulega kaprysom żony, która, jak zwierzał się jednemu z przyjaciół, „czuje się nieważna, a przede wszystkim bezrobotna”. Ambasada zamieniła się w miejsce intryg i pomówień. Agnija darła koty z żoną przedstawiciela handlowego, bo każda z pań chciała podczas oficjalnych spotkań być „pierwszą damą”. Spór wywołał ożywioną korespondencję między ambasadą i Narkomindiełem i został rozstrzygnięty nie po myśli Agniji, co z kolei podzieliło rosyjską kolonię na frakcje. Niespełna rok po objęciu stanowiska Majski skarżył się Cziczerinowi, że życie w Japonii okazało się „ogólnie nudne i męczące: politycznych zadań jest niewiele (za mało dla dwóch osób), a o wszystkich, nawet najmniej ważnych sprawach, decyduje Moskwa”. W tym czasie jednak Cziczerin zmagał się z ciężką cukrzycą i tracił kontrolę nad Narkomindiełem.
Majski zwrócił się więc do Litwinowa i dość zdecydowanie zażądał szybkiego przeniesienia. Uzasadnił to chorobą Méniere’a, która trapiła jego żonę od czasu pobytu w Londynie i, jak twierdził, nasiliła się w Tokio, powodując głuchotę w jednym uchu. Skarżył się też, że i w jego zdrowiu tokijska pogoda dokonuje spustoszenia. I choć decyzja o kolejnej nominacji zależała od kolegium Narkomindieła, nie zawahał się zaznaczyć, że chętnie spędziłby rok czy dwa w Moskwie, ale też – skwapliwie dodał – „nie zaprotestowałby przeciw powrotowi na Zachód”. Litwinow zareagował przychylnie, zaproponował mu stanowisko ambasadora w Kownie jako czwarte co do ważności po Berlinie, Paryżu i Warszawie. Gotów był jednak do negocjacji, gdyby Majski nie zachwycił się tą ofertą. Jak widać, na przełomie dziesięcioleci dyplomata sowiecki wciąż jeszcze mógł dyktować własne warunki zatrudnienia.
Ten tekst jest fragmentem książki „Dzienniki Majskiego”:
Z wielką ulgą przyjął Majski w styczniu 1929 roku wiadomość o decyzji Politbiura odwołującej go z Tokio. „Jak było do przewidzenia – pisał do Litwinowa, tym razem nieco protekcjonalnie, ale zręcznie – wasze nastawienie ożywia mój »resortowy patriotyzm« i wolę działania w tym środowisku”. 4 kwietnia dostał przydział do wydziału prasy Narkomindieła, ale w niespełna tydzień później postanowiono mianować go ministrem pełnomocnym w Helsinkach, gdzie spędził kolejne trzy lata. Zwieńczeniem jego pobytu w Finlandii stało się podpisanie w 1932 roku fińsko-radzieckiego paktu o nieagresji. Placówka helsińska była wprawdzie ważna, ale nie przesadnie atrakcyjna dla Majskiego, który najwyraźniej aspirował do znacznie bardziej prestiżowego i ambitnego stanowiska w środkowej lub zachodniej Europie. „Tutejsza rusofobia i sowietofobia – użalał się w liście do H.G. Wellsa – jest ogromna. To jakiś atak zbiorowego delirium”. Na razie jednak usiłował zachować „dobrego i radosnego ducha bojowego”.
Londyn wciąż go pociągał. Nawet po wydaleniu z Anglii w 1927 roku Majski żył wydarzeniami na brytyjskiej scenie politycznej. Brailsford, H.G. Wells i inni dokładnie informowali go o prognozach przed wyborami parlamentarnymi 1929 roku, które mogły zapowiadać wznowienie stosunków dyplomatycznych, a może nawet jego powrót do Londynu. Nadzieje te rozwiały się jednak po wyborach, gdy Arthur Henderson, minister spraw zagranicznych w rządzie Ramsaya MacDonalda, uzależnił ponowne nawiązanie stosunków ze Związkiem Sowieckim od spłacenia długów carskich. Jak się dowiedział Majski ze swych londyńskich źródeł, MacDonald „czy to przypadkiem, czy świadomie, wpadł prosto w pułapkę torysów i powtórzył stare twierdzenia utożsamiające rząd sowiecki z Kominternem [sic!]”. Trzy miesiące spędzone w Moskwie przed objęciem placówki w Helsinkach przekonały go, że mimo krytycznej sytuacji wewnętrznej rząd sowiecki „bynajmniej nie ma ochoty płacić tak niebotycznych sum”. Celem Majskiego stała się więc Europa Środkowa.
Szanse awansu wzrosły, gdy w lipcu 1930 roku chorego Cziczerina zastąpił na stanowisku komisarza spraw zagranicznych Maksym Litwinow. Majski pospieszył z gratulacjami, choć w nieco protekcjonalnym tonie, przypominając wspólne na dzieje i marzenia snute na emigracji w Londynie i niekończące się nocne dyskusje o sprawach międzynarodowych w „mrocznym, zakopconym mieszkaniu na Oakley Square 72”. Był to dopiero wstęp do ponawianych próśb o przeniesienie z Helsinek, „małego politycznego grajdołka […] na dodatek strasznie nudnego”, gdzie żaden „aktywny i energiczny połpred długo nie wytrzyma”. Majski znów usiłował narzucić warunki – tym razem jako ostateczny termin swojego przeniesienia wyznaczył początek roku – najwyraźniej był gotów nawet opuścić swoje stanowisko w Narkomindiele. „Zamiar poważnego poświęcenia się pracy dyplomatycznej na dłużej, o którym pisałem Wam kilka lat temu z Londynu, nie tylko nie osłabł w ciągu minionego okresu, ale nawet się umocnił – zawiadamiał Litwinowa – tak że z niechęcią opuszczałbym Narkomindieł. Jeśli oczywiście pojawią się jakiekolwiek konkretne szanse na przenosiny, proszę, byście najpierw skonsultowali je ze mną”.
Na razie jednak Stalin trzymał komisariat żelazną ręką i Litwinow nie miał swobody działania. Ani osobista prośba Majskiego, gdy na początku 1931 roku był na urlopie w Moskwie, ani późniejsze apele z powtarzanymi w kółko argumentami o pogarszającym się zdrowiu Agniji (czemu mogła zdaniem Majskiego zaradzić jedynie kuracja w Wiedniu) nie zdołały wzruszyć coraz bardziej zdegustowanego Litwinowa. „Powinniście wiedzieć – przypominał Majskiemu – że o tym decyduję nie ja sam, ale inne władze, które nie są w najmniejszym stopniu skłonne brać pod uwagę względów osobistych”. Majski, niezbyt zniechęcony, forsował swój plan nadal, jednak na próżno: „Naprawdę sądzicie, że praca w Wiedniu skaże mnie na dyplomatyczną bierność? Czy z Wiednia rzeczywiście nie da się pracować nad sprawami Węgier i Bałkanów? Czy nie można go wykorzystać do bezpośrednich kontaktów z Ligą Narodów itp.?”.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, Majski poprzestał na zasypywaniu Litwinowa pochwałami, jednocześnie czujnie wypatrując nowych okazji: „Nie mam dziś do Was żadnych spraw, chcę tylko pogratulować, choćby z daleka, ostatnich sukcesów w Genewie […]. Tutejsi dyplomaci wykazują najwyższe zainteresowanie Waszą osobą i często mówią o genewskim sukcesie”.
Majski pogodził się z przedłużonym pobytem w Helsinkach, w osłupienie wprawiła go więc 3 września 1932 roku niespodziewana telefoniczna wiadomość, że otrzymał nominację na przedstawiciela pełnomocnego w Londynie. Kiedy mniej więcej miesiąc wcześniej państwo Majscy odwiedzili w Sztokholmie Aleksandrę Kołłontaj i rozmawiali z nią w zaufaniu, o placówce w Zjednoczonym Królestwie na pewno jeszcze nie było mowy. „Z niezbyt znaczącego stanowiska w Finlandii – ze zdumieniem pisała Kołłontaj w swoim dzienniku – nagle Londyn, i to w tak niespokojnym okresie”. Dla wielu kolegów Majskiego, pamiętających jego budzącą wątpliwości przeszłość w rządzie w Samarze podczas wojny domowej, ta nominacja była szokująca. Decyzja, podjęta najwyraźniej w wielkim pośpiechu, świadczyła o reorientacji sowieckiej polityki zagranicznej. Litwinowowi udało się przekonać Stalina, że Majski ma dwie najważniejsze cechy – dobrze zna Anglię, a przede wszystkim potrafi kontaktować się i rozmawiać z ludźmi. Stalin uznał to za „swego rodzaju eksperyment”. Zdobycie agrément dla Majskiego zajęło Litwinowowi dwa dni. Nagle odwołany ambasador Sokolnikow pragnął – jak słabo uzasadniał minister – „podjąć pracę w Związku Sowieckim”, a poza tym „nie służy mu londyński klimat”. Nazwisko Majskiego nie widniało w Home Office na czarnej liście dyplomatów sowieckich uwikłanych w wywrotowe działania podczas kryzysu z 1927 roku, Foreign Office uznało więc, że „nie ma w przeszłości M. Majskiego nic, co czyniłoby go dla H.M.G (rządu Zjednoczonego Królestwa) persona non grata”. Tym bardziej że i w Finlandii notowania miał „niezłe”.
Nominację, idealnie dopasowaną do jego temperamentu i ambicji, Majski przyjął jako dowód uznania dla swych talentów i statusu, stawiający go w roli aktora pierwszego planu. „Londyn stanowi centrum świata – pisał do ojca. – Drugim centrum jest Moskwa. Pracuję na przecięciu tych dwóch systemów, nic więc dziwnego, że cały czas i energię poświęcam na rozwiązywanie wielu problemów, jakie rodzą się z racji jednoczesnego istnienia świata sowieckiego i kapitalistycznego”. Dla Whitehall mianowanie Majskiego oznaczało, że Związek Sowiecki chce w Wielkiej Brytanii pozbyć się rewolucyjnego wizerunku i w kwestii socjalizmu przyjmuje pragmatyczny kurs stopniowych, powolnych zmian. Sokolnikow najwyraźniej nie pasował do tej wersji. Podobnie jak Majski, był synem prowincjonalnego żydowskiego lekarza. Podpisał traktat pokojowy z Niemcami zawarty w 1918 roku w Brześciu Litewskim i wyróżnił się jako minister finansów w latach NEP-u. Jednakże związki z „nową opozycją” Kamieniewa i Zinowiewa, którzy w 1924 roku wzywali do usunięcia Stalina z funkcji sekretarza generalnego partii, zaprowadziły go na wygnanie, czyli na stanowisko ambasadora w Londynie w latach 1929–1932. Dopóki w stosunkach z Wielką Brytanią nic specjalnego się nie działo, Sokolnikowa można było spokojnie trzymać w Anglii. Oddalenie najwyraźniej jednak nie wyszło mu na dobre, bo stracił umiejętność działania w szybko zmieniających się okolicznościach, w których relacje z Wielką Brytanią okazały się szczególnie ważne dla rosyjskich interesów narodowych. Po angielsku mówił słabo i nawet pełna dobrej woli Beatrice Webb pisała, że jest „sumienny i ascetyczny – prawdziwy purytanin – nie pali, nie pije wina […] i naiwnie wierzy w komunizm jako ostatnie słowo nauki”. Wolny czas spędzał najczęściej w czytelni British Museum. „W kręgach dyplomatycznych” był jej zdaniem „osobliwą postacią […] człowiekiem bez znaczenia”. Majskiego natomiast Litwinow wybrał właśnie z powodu jego ujmującej osobowości. Esmond Ovey, ambasador brytyjski w Moskwie, po pierwszym spotkaniu z Majskim stwierdził, że jest „przyjaźnie nastawiony i rozmowny […] znajomości nawiązuje dużo łatwiej niż jego poprzednik”.
Ten tekst jest fragmentem książki „Dzienniki Majskiego”:
– Dlatego go mianowałem! – z miejsca zareagował na tę opinię Litwinow. Rezydująca w Sztokholmie Aleksandra Kołłontaj przypisywała nominację Majskiego coraz silniejszym obawom Moskwy, że pogorszenie stosunków może ponownie, tak jak w 1927 roku, doprowadzić do ich zerwania. Litwinow słał do niej depeszę za depeszą, żądając wszelkich możliwych informacji o polityce brytyjskiej; należało stąd wnosić, że ambasador w Londynie nie cieszył się już zaufaniem centrali.
Moment nominacji był dobry, ponieważ Stalin chciał usunąć Sokolnikowa z placówki, a Litwinow w tym samym czasie zamierzał przesunąć punkt ciężkości dyplomatycznych działań z Berlina do Londynu i przełamać mur wrogości konserwatystów. Majski miał oczywiście na swoim koncie ważny sukces, jakim był pakt o nieagresji z Finlandią; na dodatek nieustannie przypominał o sobie Litwinowowi, który z kolei wiedział o jego szerokich kontaktach w Anglii, o biegłości w języku i znajomości kraju. Jawnie wojowniczego Sokolnikowa zastąpił „lepszy dyplomata i mniej zażarty komunista” – takie były pierwsze wrażenia Beatrice Webb. Mienszewicka przeszłość Majskiego naturalnie nie uszła uwagi Foreign Office, podobnie jak okoliczności, w których – dopiero po złożeniu „oficjalnej samokrytyki” – przystał do „bolszewickiej owczarni”. Stwierdził w rozmowie z Beatrice Webb, że sowiecki komunizm jest „w fazie tworzenia”. „Fanatyczną metafizykę” (określenie zastępcze dla „ideologii”) i represje uważał za nieunikniony etap przejściowy. Wierzył, bez „fanatyzmu”, w „nową cywilizację” utworzoną w Związku Sowieckim jako „kolejny”, ale nie „ostatni, krok w postępie ludzkości”. Rasa ludzka, jak mówił, będzie „zmierzać ku coraz większej wiedzy, miłości i pięknu”. Oddawał się utopijnym marzeniom o czasach, gdy jednostkę „pochłonie działanie w interesie całej społeczności. Dzięki postępowi wiedzy człowiek podbije naszą planetę, a potem wyruszy na podbój Wenus!”. Bawiąc się z Beatrice i Sidneyem w „niebezpieczną grę”: co może się zdarzyć „po zniknięciu Stalina”, Majski odrzucał myśl, że zastąpi go inny „ubóstwiany” przywódca. Bożyszcze będzie „zbędne, ustanowiona zostanie całkowicie wolna demokracja komunistyczna”.
5 września 1932 roku Litwinow poinformował Majskiego, że „decyzja o [jego] nominacji, już zatwierdzona przez instancję [Stalina], musi tylko przejść jeszcze przez Centralny Komitet Wykonawczy, co nastąpi z chwilą otrzymania agrément”. Majski, który już i tak zrezygnował z letniego urlopu, teraz pojechał na tydzień do Moskwy po instrukcje. Nie wyrażały one, jak zapewniał go Litwinow, „jego osobistych poglądów, ale wytyczne najwyższych władz”. Majskiego poinformowano o obawach Kremla, że weimarskie Niemcy są „na ostatnich nogach” i że spodziewane, rychłe objęcie władzy przez Hitlera wprowadzi chaos na scenie międzynarodowej, a także zagrozi pokojowi, nieodzownemu dla wewnętrznych, gospodarczych i politycznych przemian dokonywanych w Związku Sowieckim. Litwinow już wcześniej stwierdził ironicznie, że w polityce międzynarodowej trudno wprowadzać plany pięcioletnie. Postępy nazizmu wymagały więc gwałtownej, całkowitej zmiany frontu w stosunkach z Wielką Brytanią, do tej pory uważanej za awangardę krucjaty przeciw rewolucji rosyjskiej. W przeciwieństwie do polityki wewnętrznej polityka zagraniczna, od pewnego czasu bardziej elastyczna, zaczęła reagować na zmieniające się wyzwania.
Twarda rzeczywistość kazała przejść od prób budowania socjalistycznej solidarności i poparcia dla rewolucji rosyjskiej w kręgach labourzystów do kokietowania konserwatystów, którzy – jak niezmordowanie podkreślał Litwinow – „tak naprawdę rządzą Wielką Brytanią!”. W ciągu kilku dni Majski przygotował dla Litwinowa robo czy plan, charakterystyczny dla jego niekonwencjonalnego stylu uprawiania dyplomacji, zwłaszcza wykorzystania prasy i kontaktów osobistych; zakładający „możliwie najszerszy program wizyt, jakie zgodnie z dyplomatyczną etykietą musi złożyć nowo mianowany ambasador, czyli nie tylko osobom z wąskiego kręgu związanego z Foreign Office, ale także niektórym członkom rządu, prominentnym politykom, przedstawicielom City i świata kultury”.
Współpraca z konserwatystami stanowiła dla dyplomatów sowieckich szczególne wyzwanie, wymagała wzmożonego napięcia, i tak typowego dla ich działań. Majski już w Helsinkach zgłębiał naturę dyplomacji rewolucyjnej. Wskazówek szukał u socjalistycznego intelektualisty Brailsforda: „Czy zna Pan jakieś prace opisujące działania dyplomatyczne/stosunki dyplomatyczne, pozycję dyplomatów reprezentujących rewolucyjne rządy Anglii, Ameryki (1776) i Francji (1789) przy zagranicznych dworach, rządach itp.? Czy są może jakieś ciekawe pamiętniki takich osób?”. Zajmowała go ta sprawa jeszcze w 1933 roku, gdy usiłował – jak mówił Beatrice Webb – dociec, „jak byli traktowani dyplomaci z takich państw i jak się zachowywali”.
Bolszewicki dyplomata, często bojkotowany, a jednocześnie oczarowany burżuazją, stawał przed dylematem: jak przyswoić sobie stosowny sposób bycia i styl życia, zaprzyjaźniać się czy wręcz utożsamiać z „wrogiem”, zachowując jednocześnie rewolucyjną żarliwość i etos. Szczególnie trudne stało się to po kłopotach dyplomatycznych, jakie spotkały Rosjan w 1927 roku w wyniku ich zaangażowania w strajk powszechny w roku 1926. Taktyka „jednolitego frontu” poniosła klęskę, ambasadorowie sowieccy stracili poparcie labourzystów i wpadli w łapy konserwatywnego lwa. Z dylematem tym Majski próbował sobie radzić przez wszystkie lata dyplomatycznej kariery, ale z miernym skutkiem. Zdecydowanie odrzucał oskarżenia o zdradę, z jakimi spotykał się z racji swej mienszewickiej i „kontrrewolucyjnej” przeszłości. Na opublikowany w „Prawdzie” artykuł na ten temat szybko odpowiedział długim listem, dając do zrozumienia, że jest w pełni świadom problemu:
„Środowisko ludzi pracujących za granicą trawi nieustająca, wewnętrzna walka między zdrowym, rewolucyjnym i proletariackim elementem, który potrafi właściwie ocenić wymogi »protokołu« i drugim, słabszym i oportunistycznym, stosunkowo łatwo ulegającym wpływom burżuazyjnego otoczenia […]. Raz górę bierze jeden z nich, raz drugi. Istnieje zwłaszcza niebezpieczeństwo, że zwolennicy »protokołu« mogą zdobyć pewną przewagę […]. Ważne, byście nigdy nie zapominali o nas »za granicą« i od czasu do czasu mówili o problemach życia sowieckich dyplomatów poza granicami ZSSR. Stanowiłoby to mocne wsparcie dla tych spośród naszych zagranicznych pracowników, którzy traktują »protokół« tylko jako zło konieczne i starają się ograniczyć wszelkie burżuazyjne konwenanse do absolutnie niezbędnego minimum. Sam osobiście niejeden raz słyszałem, jak w budzących wątpliwości przypadkach, gdy trudno było orzec, gdzie kończy się to obowiązkowe minimum, sowieccy dyplomaci mówili: »Dobrego nigdy za wiele«, »Masło kaszy nie zaszkodzi« itp.”