Jurij Felsztinski – „Na smyczy Kremla” – recenzja i ocena
Jurij Felsztinski – „Na smyczy Kremla” – recenzja i ocena
Pieniądze, władza i służby to nierozerwalne nici każdego ustroju. Wokół tych trzech podmiotów kręci się cała polityka – bez względu na to, czy mówimy o światowych mocarstwach, czy mało znaczących państwach. W tej ruletce wszyscy na siebie mają jakieś haki, mniejsze lub większe. W końcu kanclerz Otto von Bismarck powiadał: Ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę. Podobnie jest w książce popularnego eksperta od rosyjskich służb specjalnych Jurija Felsztinskiego, który w „Na smyczy Kremala” nie tylko zahacza o powiązania Donalda Trumpa z Moskwą, ale nakreśla sposób działalności tychże służb na przykładzie rosyjskiego miliardera Dmitrija Rybołowlewa. Jeśli ktoś nie kojarzy rosyjskiego bogacza, to na pewno jedno obiło się każdemu o uszy – sprzedaż najdroższego obrazu na świecie, który został kupiony za 450,4 miliony dolarów w 2017 roku przez następcą tronu Arabii Saudyjskiej – Muhammada ibn Salmana. Dzieło „Zbawiciel świata” wykonanego w dziesięciu procentach ręką Leonarda da Vinci – „wystawił na sprzedaż” Dmitrij Rybołowlew.
Zaczyna się od słynnej licytacji, jaka odbyła się w domu aukcyjnym Christie’s w Nowym Jorku. Zdecydowana część lektury opisuje działalność Dmitrija Rybołowlewa, który tak jak wielu znanych oligarchów – prowadząc interesy musiał pracować z bandytami i samemu stać się bandytą. Autor przypomina jak wyglądała w Rosji po upadku Związku Sowieckiego prywatyzacja, powstawanie spółek handlowych, firm ochroniarskich i bogactwo „Nowych Ruskich”. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli ktoś oglądał serial „Bandycki Petersburg” to doskonale wie, o czym mowa i ustalenie, kto w tym państwie mafijnym był przestępczą, a kto biznesmenem – jest obiektywnie trudne – stwierdza Felsztinski. Co ciekawe, w Rosji lat dziewięćdziesiątych zawierane transakcje pieczętował najczęściej uścisk dłoni i słowo honoru. Nie trzeba się dziwić, że takie umowy prowadziły do licznych nieporozumień, które kończyły się śmiercią słabszych uczestników wspólnego biznesu. Czasy były brutalne i krwawe. Wygrywał ten, który miał większe oparcie w służbach. W tym wszystkim uczestniczył również Dmitrij Rybołowlew – wyjaśnia autor słynnej książki „Wysadzić Rosję”.
Nie licząc twardych lat dziewięćdziesiątych, to życiorys Rybołowlewa wygląda nienagnanie. Związany był z branżą chemiczną i petrochemiczną. Inwestował w projekty wydobycia ropy, gazu, nieruchomości komercyjne oraz mieszkaniowe. Sporo przeczytamy na temat jego zagranicznych biznesów. Między innymi próbował zbliżyć się do księcia Monako Alberta II poprzez kupno udziałów w klubie piłkarskim AS Monako. Dmitrija Rybołowlewa poznajemy także od prywatnej strony. Prowadził bardzo skryty i nudny tryb życia. Nie miał charyzmy twardego biznesmena i nie był człowiekiem, którego wygląd mógł kogokolwiek przerazić. Nie nawiązywał bliskich relacji z ludźmi podczas biesiad, ponieważ nie pił i bał się utracić kontrolę nad sobą. Za grosz nie potrafił się bawić i uśmiechać. Wcześnie kładł się spać oraz miał ściśle określony rozkład dnia. Ale doskonale rozumiał jedno: jak funkcjonuje system, w którym uczestniczy. Wielokrotnie powtarzał, że wielki biznes nie może istnieć poza państwem. Zaś ludzie z pieniędzmi mają władzę, kontrolują wymiar sprawiedliwości, policję i rząd.
W dalszej część książki wydanej przed wydawnictwo Rebis przechodzimy do momentu powiązań Donalda Trumpa z Moskwą. Jurij Felsztinski ujawnia, że po raz pierwszy były amerykański prezydent pojawił się w Moskwie już w latach siedemdziesiątych. Spotykał się z towarzyszkami płci żeńskiej, które zapewne były współpracownikami KGB i pozostawił po sobie ślad. Tu pojawia się pytanie, czy Donald Trump boi się tego, co robił wtedy na terenie dzisiejszej Rosji? Jak wskazuje w książce były generał KGB Oleg Daniłowicz – być może jest to jeden z powodów nietypowej życzliwości Trumpa wobec części rosyjskich polityków. Ponadto były kagiebista zdecydowanie stwierdza, że Trump próbował znaleźć wspólny język z Władimirem Putinem. Z rozmowy Felsztinskiego z Daniłowiczem dowiadujemy się, że zapewne istnieją jakieś dokumenty na amerykańskiego prezydenta, ale czy były wykorzystane, tego nie sposób się dowiedzieć.
Jurij Felsztinski podąża tropem życzliwości Trumpa względem Rosji, który był częstym gościem w Związku Sowieckim oraz po jego rozpadzie. Autor przypomina o próbach inwestowania miliardera na terenie Rosji. Na przykład w listopadzie 2007 roku na targach Moscow Millionaire Fair – Donald Trump promował „Trump Vodka” po 40-50 dolarów za butelkę. Jednak trunek nie odniósł sukcesu. Raz, że Trump nie kojarzy się z tym alkoholem. A druga sprawa, to w Rosji podstawą spożycia wódki nie jest kwestia wizerunku czy statusu, a cała filozofia, której amerykański producent nigdy nie zrozumie – podkreśla autor „Na smyczy Kremla”. W 2013 roku Donald Trump organizował w Rosji wybory Miss Universe. Wtedy też na Twitterze napisał: Jak sądzicie, czy w listopadzie Putin przyjedzie na wybory Miss Universe w Moskwie? Jeśli tak, to czy zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi? Generalnie post miał stanowić zaproszenie Putina na spotkanie. W programie u Davida Leterrmana w październiku październiku 2013 roku – Trump mówił, że Putin to twardy gość i że już się z nim spotkał. Felsztinski zastanawia się czy odbyło się to właśnie podczas wyborów Miss Universe.
A jakie związki Dmitrij Rybołowlew miał z Trumpem? Między inny uratował Trumpa w 2008 roku. Ponieważ imperium Trumpa znalazło się na skraju bankructwa za sprawą kryzysu na rynku nieruchomości – Rybołowlew kupił rezydencję Trumpa za 95 milionów dolarów, którą Amerykanin nabył kilka lat wcześniej za 41,35 mln dolarów. Do myślenia daje fakt, że po sfinalizowaniu transakcji – Rybołowlew ani razu do niej nie zajrzał i sprzedał ją później ze sporą stratą. Jakby tego było mało, to w czasie kampanii prezydenckiej Trumpa w 2016 roku, Rybołowlew jeździł do tych miejsc, w których w tym samym czasie przebywał Trump lub członkowie jego rodziny – wskazuje Felsztinski.
Bardzo interesująco wygląda w książce wyjaśnienie kulis handlowania dziełami sztuki. Nie będzie przesadą, że Dmitrij Rybołowlew miał kolekcję obrazów oraz rzeźb o wartości 1,8 miliarda dolarów. Problem w tym, że rosyjski oligarcha nie interesował się sztuką. Mianowice prawdziwy kolekcjoner obrazów nigdy nie polega na jednym marszandzie. Zatrudnia eksperta, z którym się kontaktuje i któremu ufa. Znajduje czas, aby fizycznie lub wirtualnie uczestniczyć w aukcjach. Gdy w grę wchodzą miliony dolarów, normalnie żaden miłośnik sztuki nie podejmuje szybkich decyzji. Z Rosjaninem było inaczej. Polegał tylko na zdjęciach. Gdy zdjęcie obrazu było lepszej jakości od pozostałych, to decydował się na zakup właśnie takiego. Jedynym pytaniem był koszt obrazu i po chwili padała odpowiedź – „Dobrze” – opowiada cytowany w książce Yves Bouvier, który był pośrednikiem Rybołowlewa w nabywaniu dzieł sztuki. Po prostu oligarcha realizował inne cele, niemające nic wspólnego ze sztuką. Kupowane dzieła nigdy nie wisiały w licznych posiadłościach Rybołowlewa i być może obrazy nigdy nie należały do Rosjanina, więc nie miał on prawa ani chęci, żeby je ekspensować – wyjaśnia Felsztinski.
Gwoli przypomnienia, wskazane cele przy wydawaniu niewyobrażalnych sum na kupno dzieł sztuki mają różne odcienie. Muhammad ibn Salamn nie tylko kupił „Zbawiciela świata”, żeby Europie „zagrać na nosie” i oblicze Jezusa Chrystusa miało znaleźć się w kraju muzułmańskim. Mianowicie aukcja w Nowym Jorku zbiegała się z dokonanym przez ibn Salmana zamachem stanu, a późniejsze podarowanie obrazu do muzeum w Abu Zabi, miało być swoistym zaakceptowaniem przez świat arabski przyszłego władcy Arabii Saudyjskiej.
„Na smyczy Kremla” opisuje skorumpowany świat, w którym nie brakuje ludzi realizujących brudne interesy z prominentnymi postaciami z państw demokratycznych. Tylko czy jest się czemu dziwić? Oczywiście nie. W końcu pieniądz, nieruchomości, dzieła sztuki muszą cały czas zarabiać na siebie.