Juan Posadas, apokaliptyczny trockizm i odlot w kierunku kosmosu (cz. 2)
Przeczytaj też pierwszą część artykułu.
Marks, Engels, Lenin, Trocki i… Posadas
Cristalli po zdobyciu władzy nad ruchem trockistowskim w Ameryce Łacińskiej poszedł drogą typową dla dwudziestowiecznych autokratów, odwołujących się do marksizmu jak Stalin i Mao, choć rzecz jasna w mniejszej skali. Uważał się za spadkobiercę czołowych postaci marksizmu, a jego posadyzm miał zastąpić marksizm-leninizm i trockizm, jako właściwa ideologia klasy pracującej doby zimnej wojny. Organizacje posadystów na całym świecie miały podwójną strukturę. Po pierwsze prowadziły zwyczajową działalność polityczną organizując i biorąc udział w protestach robotniczych. Po drugie stanowiły podziemne koła gromadzące siły i środki na przetrwanie wojny jądrowej, by po jej zakończeniu wyjść z przygotowanych schronień i zacząć budować struktury partyjne. Stanowiły samowystarczalne niewielkie grupy, samodzielnie planujące swoją taktykę, dobór środków i działania. Daleko było im jednak do autonomii. Każdy członek musiał przejść przez indoktrynującą szkołę partyjną, w której nauczać mieli prawo tylko Argentyńczycy lub Urugwajczycy, czyli ludzie najbliżsi Posadasowi. Kandydaci musieli także przejść kurs historii ruchu socjalistycznego według wersji ogłoszonej przez Homero Cristalliego. Wszystkie kwestie ideologiczne i programowe, a niekiedy nawet towarzyskie musiały być regulowane przez samego wodza.
Kult jednostki nie był dla Homero problemem, nie zgadzał się on z tezami referatu Chruszczowa o Stalinie, gdyż uważał, że związek kultu jego osoby z popełnionymi przez niego zbrodniami był przypadkowy. Kult jednostki stał się, zatem jednym z głównych spoiw łączących posadystów, przy czym przypominało to bardziej kult rodem z new age’owych religijnych sekt niż krwawe realia ZSRR. Sam Posadas miał dość elastyczny stosunek do stalinizmu. Ogólne poparcie tej ideologii, a nawet wykorzystywanie różnych jej praktyk, nie przeszkodziło mu by zszokować cały ruch, gdy w wojnie koreańskiej opowiedział się przeciwko komunistom Kima.
Posadas zadziwiał nie tylko swoimi wypowiedziami czy decyzjami, ale także ogólnym sposobem bycia. Niektóre źródła podają, że swoim zachowaniem przypominał katolickiego księdza. Zdarzało mu się chociażby wykonywać religijne gesty takie jak np. znak krzyża, gdy tłumaczył komuś fundamenty marksizmu. Kapłańskie maniery Homero nie dziwią, gdy uświadomimy sobie, że funkcjonowanie posadystowskich sekt oparte było na skrajnie konserwatywnej, ascetycznej moralności obyczajowej. Wszelka własność poza niezbędnymi przedmiotami codziennego użytku miała charakter kolektywny, a jakiekolwiek przejawy indywidualizmu były źle odbierane. Aborcja była zakazana i surowo potępiana. Do pewnego czasu przedmiotem krytyki był również wegetarianizm. Napiętnowany był seks w celach innych niż prokreacyjne, a także jakiekolwiek rozrywki i luksusy. Posadyści mogli szukać partnerów tylko we własnym gronie. Zasada ta wyraźnie przypominała obyczaje panujące w różnego rodzaju sektach. Dzieci musiały zyskać akceptację Partii, a partnerzy byli często rozdzielani, ponieważ Posadas wierzył, że seksualna wstrzemięźliwość wzmaga rewolucyjny zapał.
Panowała również skrajna homofobia – Mandel i inni starzy trockiści przeciwni Posadasowi byli przez jego środowisko określani inwektywami wskazującymi na orientację seksualną. Sam wódz miał ostateczny głos w każdej sprawie, a jego wypowiedź zawsze kończyła dyskusję. Na kongresie w Montevideo w 1964 r., oficjalnie odrzucono „demokratyczny centralizm”, ustanawiając w zamian „monolityzm” sankcjonujący władze absolutną Posadasa. Trzeba jednak zaznaczyć, że w odróżnieniu od stalinistów czy maoistów Posadas nigdy nie posunął się do czystek i mordów politycznych. Najgorszą karą było wykluczenie z partii (przeważnie za drobne przewinienia), co dla doświadczonych członków było niemal równoznaczne ze śmiercią, gdyż nie potrafili później odnaleźć się w życiu poza organizacją.
Ideologię posadystowską cechował również latynoamerykański szowinizm. Posadas uważał, że w kilka dekad latynoamerykańscy robotnicy nauczyli się więcej o rewolucji, niż ich europejscy pobratymcy przez 150 lat. Ameryka Łacińska miała być twierdzą i bazą ruchu rewolucyjnego. Europejscy rewolucjoniści określani byli mianem „liberalnych, pacyfistycznych niemot”. Ideologia posadystowska stała się nawet oficjalnym programem gwatemalskich rebeliantów z Rebelianckich Sił Zbrojnych (FAR) w latach sześćdziesiątych, którzy w 1968 r. przeprowadzili udany zamach na amerykańskiego ambasadora Johna Gordona Meina. Strategia Posadasa zakładała organizację komun wiejskich na przejętych przez guerillas terenach, co kończyło się tragicznie dla jego mieszkańców wystawionych na biały terror kontrrewolucyjny. Tylko w jednym z mniejszych regionów Gwatemali, między 1966 a 1967 rokiem, wymordowano 8 tysięcy chłopów za sprzyjanie rebeliantom. Żadne straty nie były w stanie zmącić optymizmu Posadasa, który na wzór Lenina wydał imperializmowi globalną wojnę domową i wysyłał swoich zwolenników do walki przy każdej okazji. Tak też zaczął się jego upadek.
UFO, kosmici i zmierzch rewolucji Posadasa
Posadas po kilku drobnych sukcesach i utworzeniu własnego quasi-królestwa, pełnego wiernych wyznawców, w kolejnych latach zaczął popadać w obłęd i tracić wszystko co udało mu się wypracować. De facto ta sama ofensywna, skrajnie rewolucyjna strategia z lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych, która pomogła mu zyskać pozycję samozwańczego następcy Lenina i Trockiego, doprowadziła ostatecznie do jego upadku. Partyzantki rewolucyjne od połowy lat sześćdziesiątych były dławione przez proamerykańskie rządy, a członkowie lokalnych posadystowskich sekt zmuszani do ciągłych samokrytyk za niepowodzenia we wznieceniu rewolucji. Pod koniec dekady wykluczono chociażby całą brazylijską sekcję za porażkę w walce z tamtejszą dyktaturą.
Histmag potrzebuje Twojej pomocy! Wesprzyj naszą działalność już dziś!
W międzyczasie, na kongresie światowym w 1967 roku, Posadas oficjalnie włączył kult UFO do swojej ideologii. Przekonywał, że podróże międzygwiezdne muszą świadczyć o przejściu do zaawansowanej formacji społecznej. Sądził, że nie mogło być przypadku w tym, że ZSRR wyprzedziła Amerykanów w wyścigu kosmicznym. Ostatecznie doszedł do wniosku, że kosmici muszą być komunistami wyposażonymi w niezwykłą technologię pozwalającą czerpać energię z całego wszechświata i tylko oni (albo wojna termojądrowa) mogą uratować ludzkość. Wykluła się z tego koncepcja, że amerykańscy imperialiści celowo ukrywają przed światem swoje kontakty z UFO – wyszłoby wówczas na jaw jak bardzo kapitalizm jest zacofany, że cały kapitałocen stanowi zaporę przed podróżami kosmicznymi oraz wydłużeniem długości i jakości życia. Od tego momentu jednym z licznych zadań posadystów stał się kolportaż materiałów na ulicach dotyczących UFO i starania o interwencję z kosmosu, która obali kapitalizm.
Zmierzch posadyzmu zaczął się w chwili wyczekiwanej rewolucyjnej jutrzenki. W 1968 roku w Wietnamie zaczęła się Ofensywa Tết, a na ulicach Paryża i później całego świata zaczęło się wrzenie młodych, zbuntowanych studentów. Posadas bardzo liczył na nową falę. Jednak Nowej Lewicy nie interesowała już klasa robotnicza, tylko sprawy obyczajowe i nowe pokolenie partyzantów, i terrorystów. Pod koniec lat sześćdziesiątych nawet w Ameryce Łacińskiej posadystowskie ugrupowania stały się cieniem dawnych siebie. Promowane, wśród klasy robotniczej, środki takie jak przejmowanie fabryk i strajki okupacyjne, były przeważnie zbyt radykalne dla robotników przeżywających od dekad ciągłe zmiany władzy, powstania i wojny domowe. Protesty w roku 1968 były brutalnie tłumione w całej Ameryce Łacińskiej. Nigdy nie tracący optymizmu ex-piłkarz uznał, że mimo wszystko warto powtórzyć strategię wietnamskich komunistów i zaangażować resztkę sił posadystów w kolejne wojenne awantury. Wsparł urugwajski ruch partyzantki miejskiej Tupamaros i wraz z żoną Sierrą i najbliższą świtą udał się do Montevideo. Wkrótce wszyscy zostali aresztowani. O ich uwolnienie wystąpiło wtedy wielu znanych intelektualistów z Bertrandem Russelem na czele.
Posadas wraz ze swoją świtą nie mogli wrócić do Argentyny, gdzie czekałoby ich więzienie, w związku z czym zaczęli poszukiwać azylu w innych państwach Ameryki Łacińskiej. Ze względu na złą sławę Posadasa, żaden kraj nie był jednak zainteresowany pomocą, odmówiło mu nawet Chile pod rządami lewicowego Allende. Azyl otrzymał dopiero we Włoszech, gdyż jak się okazało, włoskie pochodzenie jego rodziców gwarantowało mu automatyczne prawo do włoskiego obywatelstwa. Po przeprowadzce do Italii stworzył tam małą komunę najbliższych towarzyszy, jednak stopniowo zaczął tracić kontakt z otaczającym światem.
We Włoszech posadyści zaczęli infiltrować Włoską Partię Komunistyczną, ale sam Posadas zaczął pogrążać się we własnych myślach i studiach. Jego zachowanie coraz częściej stało w kontrze do reprezentowanej ideologii. Jeden ze strażników w jego komunie zauważył, że nocą wykrada się podjadać kolektywnie zakupiony parmezan. Sam Cristalli prawdopodobnie był świadom swojej alienacji. Niechętnie spotykał się z obcymi. W rozmowie z miejscowym mechanikiem zauważył, iż on i jego grupa są przy włoskich robotnikach niczym ludzie z innej planety. Mimo to optymizm wciąż go nie opuszczał. Ze względu na kontakty w WPK posadyści zostali zaproszeni do Moskwy na kurtuazyjną wizytę. Posadas zaczął wierzyć wówczas, że ZSRR ulega gwałtownej regeneracji. Nie przejął się nawet wydanymi przez rosyjskich oficjeli pracami na temat szaleństwa i niebezpieczeństw trockizmu. W zasadzie już do końca życia każde wydarzenie paraliżujące światową lewicę Posadas odczytywał jako sygnał nadchodzącej rewolucji np. wyciągał pozytywne wnioski z upadku rządu Allende, czy z masakry dokonanej na studentach przez grecką juntę wojskową.
Pomimo wszystkich klęsk posadystom na całym świecie wciąż udawało się tworzyć niewielkie ugrupowania, dzięki czemu ich lider miał kim rządzić. Los jednak po raz kolejny okazał się przewroty. Gwoździem do politycznej trumny stylizującego się na katolickiego kapłana ascety okazała się…seksafera. W 1973 roku w wyniku skandalu wewnątrz organizacji Posadas wykluczył wszystkich najbliższych, będących przy nim od dekad towarzyszy i każdego, kto cokolwiek usłyszał o jego występkach. Zastąpił ich gronem młodych rekrutów, którzy ograniczali się do przytakiwania jego najbardziej niedorzecznym spostrzeżeniom i koncepcjom, których pojawiało się coraz więcej.
Obłęd ostatnich lat życia
W 1975 r. okazało się, że nowa partnerka Posadasa, Ines, spodziewa się dziecka. Zwołano wówczas kongres, na którym Posadas ogłosił narodziny swojej córki – Homerity, która miała być według niego symbolem odrodzenia marksizmu. Postanowił wówczas, że posadyści odnowią swoje działania by zregenerować partie komunistyczne i „państwa robotnicze” takie jak ZSRR. Polegało to głównie na wysyłaniu posadystowskich gazetek do przywódców państw socjalistycznych. Sam Posadas skoncentrował się natomiast na eksperymentach pedagogicznych. Utrzymywał, że dzięki szeptaniu do ucha swojego wnuka Luigiego słowa „Wietnam” dziecko nauczyło się pierwszych słów już w szóstym miesiącu życia. Z czasem coraz bardziej przejmował się losem zwierząt. Urządzał liczne wycieczki do ZOO dla swojej rodziny i towarzyszy, gdzie udzielał wykładów na temat pokrewieństwa ludzi i zwierząt, podkreślając konieczność wyzwolenia tych drugich. Następnie dotarł do radzieckich prac o inteligencji delfinów i ich możliwościach komunikacyjnych. Poświęcił się wówczas pisaniu pamfletów o tym jak radziecka nauka zmierza do kosmicznej harmonizacji życia ludzkiego, co miało być zresztą dowodem, że komuniści radzieccy inspirowali się jego pismami. Wówczas to delfiny właśnie stały się jego swoistą obsesją. Dołączyły do kosmitów jako naturalni towarzysze każdego komunisty. Co więcej, Posadas uważał, że w socjalizmie to delfiny staną się najlepszym przyjacielem człowieka, i każda rodzina zamiast budy z psem, będzie miała oczko wodne z pluskającym się tam morskim ssakiem.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Resztę życia Posadas spędził na pisaniu coraz bardziej kuriozalnych artykułów i podróżach. W 1981 roku zaczął podejrzewać swoją kochankę o zdradę żądając przyznania się do winy i samokrytyki. Po spotkaniu się z odmową Argentyńczyk załamał się zupełnie sądząc, że nieposłuszeństwo kochanki doprowadzi do zagłady sprawy socjalizmu. Niedługo potem przebył zawał serca i ostatnie godziny życia spędził w rzymskim szpitalu. Umierając, w swoich ostatnich słowach, wciąż nawoływał kochankę do samokrytyki, jednocześnie komentując zamach na papieża Jana Pawła II, który miał miejsce dobę wcześniej. Zmarł powtarzając, że to celowa prowokacja CIA.
Epilog. Spuścizna Posadasa i UFO-komunizm
Śmierć Posadasa nie zakończyła jego dzieła. Przez kilka lat toczyła się walka o jego schedę, aż w końcu w 1986 roku przejął ją jego syn, Leon, który w obliczu szaleństwa ojca przez ponad dekadę trzymał się z dala od Partii i prowadził życie prodemokratycznego dziennikarza. Po przejęciu sterów w partii powoływał się na dziejową konieczność, ale prawdopodobnie chodziło o spuściznę finansową jego ojca, która wynosiła niebagatelne wówczas 75 000 dolarów. Leon Cristalli początkowo imitował styl swego ojca, ale wkrótce odszedł od najbardziej szalonych pomysłów w stylu sojuszu z kosmitami czy propagowania wojny jądrowej.
Organizacja pod jego przywództwem stała się jedną z wielu marginalnych trockistowskich sekt, jednak w odróżnieniu od nich na arenie krajowej popierała centro-lewicowych peronistów na czele z małżeństwem Kirchnerów. Leon dalej pracował jako dziennikarz, przeprowadzając między innymi wywiad z młodym Chavezem. Po jego dojściu do władzy partia posadystowska nawiązała kontakty z ambasadą rosyjską, pozostając później bliska polityce Władimira Putina.
Wykluczony po seksaferze Dante Minazzoli poświęcił resztę swego życia na wzbogacaniu materializmu dialektycznego wszystkimi możliwymi teoriami na temat UFO, włączając w to nawet teorie o „starożytnych kosmitach” Ericha von Dänikena. Zainspirował one niewielkie grupki włoskich działaczy zaczytanych w teoriach filozofów postmodernistycznych – Gorgio Agambena i Toniego Negriego, do stworzenia dwóch konkurujących ugrupowań propagujących sojusz ziemsko-kosmiczny na rzecz socjalizmu. Jedni żądali przemian społecznych na Ziemi, które zachęcą kosmitów do odwiedzin, zaś drudzy chcieli wybudować statki kosmiczne i polecieć na ich poszukiwanie. Po powstaniu ruchu alterglobalistycznego i upowszechnieniu internetu działalność części tego typu ugrupowań miała już charakter jawnie satyryczny. Spośród nich najgłośniej było o anarchistycznym „Bloku Spocka”, czy o „Intergalaktycznej Lidze Robotniczej”.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy łatwo ocenić Homero Cristalliego jako tragikomiczny przykład latynoamerykańskiego Dyzmy. Niezbyt inteligentnego człowieka, który w zetknięciu z literaturą polityczną i trockistowskimi intelektualistami dochodził do absurdalnych wniosków. Można go też przedstawiać jako kolejny przykład „komunistycznego bandyty”, który podobnie jak Stalin chciał podpalić świat lecząc jakieś osobiste kompleksy. Można jednak spojrzeć na niego szerzej, jako na człowieka, którego osobista degeneracja była po części wynikiem warunków, w których działał i jaskrawym elementem degeneracji czegoś, co było niegdyś znane jako ruch robotniczy.
Do dziś w Ameryce Południowej osoby wywodzące się ze społecznych i ekonomicznych nizin nie mają zbyt wielu możliwości zmiany swojej sytuacji. Często jedynym sposobem na rozwiązanie problemów finansowych, oprócz działalności przestępczej, jest sport albo aktywizm polityczny. Posadas również poruszał się między tymi alternatywami. Przypadek chciał, że trafił na ruch trockistowski. Na ruch, dla którego nie było miejsca w dwubiegunowym świecie drugiej wojny, którego liderzy i działacze nie mieli pomysłu na przebicie się do mas. Choć trockiści pierwsi zaczęli śmiać się z Posadasa, to śmiali się poniekąd sami z siebie. Nieprawdopodobne wolty i rozłamy wśród posadystów były tylko skrajną ilustracją tego, co działo się w całym ruchu komunizujących ugrupowań na całym świecie. Ostatecznie zostały one zmiecione przez upadek realnego socjalizmu, tryumf neoliberalizmu, ale też Nową Lewicę, która na pierwszy punkt wysunęła sprawy obyczajowe, będące dla Posadasa i wielu z jego pokolenia przykładem „burżuazyjnej dekadencji”. Spory o rewolucję, klasę robotniczą, a nawet kosmitów przestały kogokolwiek obchodzić w kontekście podsycanych przez kapitalistyczne media wojen kulturowych nowej lewicy i nowej prawicy.
Fakt, że w samym środku zimnej wojny Posadas znalazł łącznie tysiące zwolenników gotowych na ostateczną, termojądrową rozprawę wiele mówi o tych czasach. Również współcześnie moglibyśmy odnaleźć ludzi, których katastroficzne lub irracjonalne przekonania pokrywałyby się z posadystowską ideologią. Nie brak przecież rozmaitych sekt i entuzjastów teorii spiskowych, wierzących w kosmitów czy płaską ziemię, a negujących naukowy dorobek Einsteina. Iskierka posadyzmu zdaje się wciąż być obecna w różnych „ruchach antystemowych”.
Przeczytaj też pierwszą część artykułu.
Bibliografia
- A. M. Gittliz, I Want to Believe. Posadism, UFOs and Apocalypse Communism, London 2020.
- A. M. Gittlitz, J. Posadas, the Trotskyist Who Believed in Intergalactic Communism, [w:] Jacobin [dostęp: 11 października 2020 roku] https://jacobinmag.com/2020/04/j-posadas-argentina-trotskyism-ufos
- J. Posadas, Flying Saucers, 1968, [dostęp: 11 października 2020 roku], https://www.marxists.org/archive/posadas/1968/06/flyingsaucers.html
- M. Salusbury, Trots in Space,[w:] Fortean Times, no. 176, 2003, [dostęp: 11 października 2020 roku], https://web.archive.org/web/20040401163340/http://www.forteantimes.com/articles/176_trots.shtml
Redakcja: Jakub Jagodziński