Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski — „Wyklęte życiorysy” – recenzja i ocena
Każdy z rozdziałów to osobna historia. Kapitan Franciszek Dąbrowski był dowódcą obrony Westerplatte, ale w komunistycznej Polsce ten zdolny wojskowy nie miał szans kontynuować swojej kariery. Musiał zarabiać na życie sprzedając gazety. Julian Gruner, lekarz i utalentowany sportowiec, został pozbawiony życia w charkowskim lesie w 1940 roku. Nawet po śmierci jemu i innym pomordowanym nie było dane zaznać spokoju. Tereny, gdzie pochowano Polaków, zostały celowo w latach 70. i 80. przemielone miasorobkami, specjalnymi maszynami do mieszania ziemi, co znacznie utrudniło ekshumację i identyfikację zwłok. Major Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz” zginął w walce z Sowietami pod Surkontami, broniąc swoich ojczystych ziem. Pułkownik Stanisław Kasznica, bohater czasów II wojny światowej, komendant Narodowych Sił Zbrojnych, został aresztowany w 1947 roku przez bezpiekę i rok później skazany na karę śmierci. „Stach nam krótko opowiedział o torturach” – wspomina jego siostra, która rozmawiała z nim przed ogłoszeniem wyroku – „Miał szramy na twarzy i placki na głowie po wyrwanych włosach. Ręce miał już w porządku, ale też wyrywali mu paznokcie”. Został zamordowany strzałem w tył głowy. Życiorys Józefa Hieronima Retingera różni się od pozostałych. W wieku 20 lat zrobił doktorat w Sorbonie, przyjaźnił się z Josephem Conradem, mieszkał w Hiszpanii, doradzał meksykańskim przywódcom, siedział w amerykańskim areszcie. Jako wysłannik polskiego rządu emigracyjnego został zrzucony w 1944 roku do Polski i niewiele brakowało, aby zginął z rąk polskiego podziemia. Po zakończeniu wojny zorganizował dla zniszczonej Polski pomoc o wartości pięciu milionów funtów szterlingów, był pomysłodawcą grupy Bilderberg i wielkim promotorem idei integracji europejskiej. Z kolei generał Kazimierz Tumidajski, Komendant Okręgu Lubelskiego AK, został w 1944 roku aresztowany przez sowieckie wojsko i wywieziony do obozu w głąb ZSRR, skąd nie powrócił już żywy.
Wszystkich bohaterów łączy umiłowanie Ojczyzny, za którą byli gotowi zapłacić – i nieraz płacili – najwyższą cenę. Łączy ich też fakt, że – jak piszą autorzy we wstępie – „ich nazwiska i miejsce śmierci [były] skazane na zapomnienie, skreślane przez cenzorów, plugawione pomówieniami i oskarżeniami”. O ich pamięć walczyły żony, siostry, córki i wnuczki – i „Wyklęte życiorysy” są po części zwycięstwem w tej walce.
Jak wspomniałem, autorzy przede wszystkim oddają głos innym, często milczą, nie narzucają czytelnikowi odpowiedzi (np. w kwestii okoliczności śmierci gen. Tumidajskiego). Czasami mam wrażenie, że milczą nawet za bardzo. Irytują dopiski w kwadratowych nawiasach sygnowane inicjałami D.J., S.M.J. we fragmentach, które nie są cytatami (np. s. 424). Ale to drobiazg, bo wszystkie sześć opowieści po prostu wciąga. Najbardziej interesująca wydaje się historia życia Józefa Hieronima Retingera, jedynego cywila w tym gronie, niepozbawiona humorystycznych elementów, pozwalających nam nieco oderwać się od tragicznych wydarzeń, których nie brak w tej książce. Duże wrażenie robi wstrząsająca relacja byłego czekisty, obecnego przy egzekucji Polaków w Charkowie. Przeraża też gorliwość pismaków, gotowych na życzenie władzy opluwać prawdziwych Bohaterów (duża litera jak najbardziej zamierzona).
„Wyklęte życiorysy” zostały pięknie wydane. Mamy twardą oprawę, notki biograficzne Jolanty Drużyckiej i Stanisława M. Jankowskiego oraz mnóstwo ilustracji. Swoją drogą szkoda, że zabrakło ich spisu. Słabą stroną są niedbale zrobione przypisy, gdzie stosuje się różne konwencje, znaczenie słowa ibidem przypomina się raz na jakiś czas, część stron internetowych ma podany pełny zapis, a inne tylko suchy adres. Opracowanie bibliografii też mogłoby być lepsze – znowu niekonsekwencja w stosowanym zapisie, dodatkowo nie wiadomo skąd pochodzi artykuł Marii Wrzeszcz „Najczystsza miłość do Ciebie” (s. 475).
Nie chciałbym uderzać w patetyczne tony, ale czytając o losach Franciszka Dąbrowskiego, Juliana Grunera, Macieja Kalenkiewicza, Stanisława Kasznicy, Józefa Hieronima Retingera i Kazimierza Tumidajskiego czułem się dumny, że mamy takich bohaterów narodowych. Oby naprawdę zaistnieli w świadomości Polaków, a ci, którzy ich katowali, opluwali, szkalowali, wyrywali włosy i paznokcie, bili i głodzili, zabijali i odmawiali prawa do godnego pochówka zostali na zawsze pochłonięci w historycznym niebycie.
Oczywiście losy bohaterów i ich rodzin wzbudzają współczucie, ale z drugiej strony poza Retingerem i Franciszkiem Dąbrowskim, ci „odważni do końca mężczyźnie” nie wzbudzają sympatii. Są jacyś teatralni, sztuczni, mało realni. Bohaterscy, wspaniali, pobożni, bez wad - tak zapamiętały ich kobiety, które dbały o pamięć o nich, budowały legendę. I ta legenda odebrała im jakieś ciepło, człowieczeństwo, sprawiła, że są zimnymi postaciami ze spiżu - pisała o tej książce na naszych łamach Anna Nowakowska-Wierzchoś. Która opinia jest Wam bliższa? Zachęcamy do dyskusji.
Korekta: Mateusz Witkowski