Joanna Hickson – „Oblubienica z Azincourt” – recenzja i ocena
Tytuł książki oraz obecność złotowłosej niewiasty na okładce (czy pięknej, to rzecz względna, ale, jak wiadomo, [de gustibus]…) sugerował książkę w stylu Philippy Gregory – czyli silna kobieca osobowość, ostro zarysowana, z której perspektywy obserwujemy ważne wydarzenia historyczne. Może nie jest to pierwszoplanowa aktorka, ale swój udział w rozgrywce z pewnością będzie miała. Takie powieści pomagają również zarysować, a nawet stworzyć postać z krwi i kości, nadając jej osobowość oraz ludzkie cechy. Dotyczy to szczególnie kobiet (wszak czy historia nie opowiada w większości o mężczyznach?), które przestają być li tylko wzmiankami na kartach dziejów, imionami przy swych sławnych mężach, a zaczynają – w pewnym sensie – swoją karierę.
Hickinson poszła jednak inną, dość popularną drogą – wprowadziła narratora pierwszoosobowego w postaci bohaterki fikcyjnej, nic nie znaczącej, ale wiedzącej praktycznie o wszystkim. W ten sposób poznajemy córkę Walezjuszy oczyma jej niani, która przez większość opowieści nieustannie daje wyraz swojej miłości i troski wobec podopiecznej (jeśli nie odnajdujemy tej erupcji uczuć na którejś ze stron, oznacza to, że tekst nie dotyczy tytułowej oblubienicy). Czy to dobra metoda? I tak, i nie. Dla samej fabuły niezbyt, gdyż opowieść robi się w ten sposób za bardzo wzruszająca i przemienia się w nieco ckliwą literaturę na długie popołudnia. Czasem przydługie rozmyślania niani nużą, aczkolwiek pełnią istotną rolę: pokazują tragizm życia młodszych dzieci Karola VI i Izabeli Bawarskiej.
Mówiąc wprost, autorce lepiej wyszło zarysowanie kontekstu niż sama epicka intryga. Przy czym nie chodzi tu o przedstawienie Francji początku XV wieku, ale o dramatyzm położenia królewskiej progenitury. Szalony ojciec targany na zmianę atakami morderczego szału lub paniki oraz rozwiązła matka, gotowa – dosłownie – sypiać z każdym wrogiem, byleby tylko utrzymać się przy władzy. Punkt dla Hickson – Karol VI i Izabela Bawarska świetnie oddani.
Nie widać jednak tego, czego zawsze szukam w powieści historycznej, czyli tła epoki. Średniowieczny Paryż raczej pojawia się na kartach książki, niż na nich ożywa. Pełni rolę niemej dekoracji, nie słychać jego gwaru. Podobnie z dworem królewskim: gdzie te uczty, gdzie turnieje, waleczni rycerze, piękne damy? Niby są, ale tak jakby w niemym filmie… Intrygi polityczne nie powalają na kolana swym skomplikowaniem i nagłymi zwrotami akcji. Francja – dobra, Burgundia – zła, Anglia – wiadomo… I gdzież tu znaleźć ciekawą interpretację czasów, które się aż o to proszą?
Ciekawie za to wygląda sylwetka zwycięzcy wojny stuletniej, delfina Karola, czyli późniejszego Karola VII. Mówiąc szczerze, tak mniej więcej go sobie wyobrażałem – praktycznego aż do bólu cynika o dość głębokim poczuciu własnej wartości, o dużej inteligencji, świadomego swych praw. Wie, czego chce, i konsekwentnie dąży do celu. Nieźle przedstawiono też Henryka V. Z jednej strony jest to dalej ten król-rycerz, zwycięzca spod Azincourt, z drugiej brutalny i zawsze skuteczny żołnierz, który zrobi wszystko, aby złamać ducha oporu swoich wrogów. Ale i tak bardziej mi odpowiadał Henryk z Monmouth odmalowany przez Bernarda Cornwella. Bardziej wyraziście przedstawiona była jego brytyjska natura.
A gdzie w tym wszystkim tytułowa oblubienica? Problem w tym, że ginie. Wpierw jest dzieckiem, potem jest u zakonnic, które ją znakomicie edukują, potem wraca na dwór, gdzie wpada w wir intryg. Początkowo sobie nie radzi, ale na posterunku jest ukochana niania, czuwająca nad swoim pisklakiem. Ciekawe to wszystko, choć momentami odrobinę przejaskrawione.
Najmniej, w gruncie rzeczy, jest w tej książce samego Azincourt, co dla mnie – miłośnika opisu soczystej rzeźni – jest dość dotkliwe. Ale z drugiej strony nie żądajmy zbyt wiele. Powieść Joanny Hickson jest dobra na zapełnienie czasu w dwa weekendowe popołudnia. Ale mimo wszystko spodziewałem się czegoś więcej. Może drugi tom nadrobi te straty – wszak pod koniec pierwszego młoda królowa Anglii i Francji oraz Pani Irlandii zapoznała się z młodym łucznikiem uzdolnionym muzycznie, niejakim Owenem Tudorem…
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz