Janusz Rolicki, Krzysztof Pilawski – „Wańka-wstańka” – recenzja i ocena
W moim przekonaniu można Wańkę-wstańkę podzielić na trzy wyraźne części: okres młodości Rolickiego, jego aktywność dziennikarską w czasach PRL-u i wreszcie w okresie III RP. Każda z nich ma swoje niezaprzeczalne atuty, ale też wady, o których poniżej opowiem.
Pierwsza część pokazuje trudne życie pokolenia Janusza Rolickego. Sugestywnie opisuje on gehennę życia w czasie wojny, zwracając uwagę na poczucie ciągłego zagrożenia i głód. Przedstawia także atmosferę powstania warszawskiego – od początkowego entuzjazmu warszawiaków aż do zniechęcenia klęską i pomstowania na powstańców w ostatnich jego dniach i po jego upadku. 1 sierpnia pozostał dla niego symbolem katastrofy. Zwraca również uwagę na powszechne traktowanie Polski jako kraju rosyjskiego w pierwszych latach po wojnie. Opisuje też okres stalinowski i ponownie zawraca uwagę na poczucie zagrożenia, terror, brutalną rusyfikację i sowietyzację kraju. W kolejnych wypowiedziach przedstawia okres studiów, które rozpoczął w 1956 roku i opowiada, że w przeciwieństwie do wielu osób nie podzielał fascynacji Władysławem Gomułką. Podkreśla ponadto, że kluczowym przeżyciem dla jego pokolenia była interwencja sowiecka na Węgrzech, ponieważ pokazała ona, czym w istocie jest komunizm.
Zobacz też:
- 55 lat temu ludzie wyszli na ulicę... w obronie gazety
- Sympatyczniejsza twarz Jerzego Urbana? Od wroga władzy do piewcy stanu wojennego...
Drugą ze wspomnianych części książki rozpoczyna opis pierwszych doświadczeń dziennikarskich Rolickiego z 1958 roku. Do najciekawszych, jakie omawia, należy niewątpliwie reportaż z budowy o tytule „Janek, podaj wapno”. Przedstawił w nim pracę robotników w PRL – bumelanctwo na potęgę, pijaństwo i kradzież materiałów. Reportaż ten spowodował spore reperkusje, reakcję Ministerstwa Budownictwa i wyrobił Rolickiemu „nazwisko”. W kolejnych partiach omawia swoją pracę w redakcjach „Polityki” i „Kultury” Janusza Wilhelmiego. Dziennikarz traktował dołączenie do zespołu pisma redagowanego przez Mieczysława Rakowskiego jako realizację marzeń zawodowych. W swoich wypowiedziach częściowo odsłania funkcjonowanie pisma. Niestety Pilawski nie dopytywał o szczegóły politycznego zaangażowania gazety. Wiele mówi natomiast na temat swojej pracy w redakcji. Wspomina też Ryszarda Kapuścińskiego, z którym był zaprzyjaźniony, co wpłynęło na obiektywizm jego oceny. W podobny sposób opisuje też pracę w „Kulturze”. Bohater opowiada ciekawe anegdoty, m.in. na temat Bogdana Czeszki, dokładnie i dość wiernie przedstawia także sylwetkę Janusza Wilhelmiego. Najciekawszym fragmentem w tej części jest jednak opowieść o reportażach wcieleniowych – szczególnie istotnych, pokazujących bowiem bez przekłamań realia PRL-u. Rolicki mówi też o pracy w Telewizji i jej funkcjonowaniu za Macieja Szczepańskiego. Ostatnim wydarzeniem zawartym w tej partii wywiadu jest decyzja o wystąpieniu z PZPR.
Część trzecia dotyczy opisu działalności Rolickiego w III RP. Na początku czytelnik znajdzie kilka słów na temat wywiadu-rzeki z Edwardem Gierkiem. Dość szczegółowo omówione zostały okoliczności jego powstania, ale autor niestety nie wypytuje rozmówcy o oczywistą dla mnie fascynację wspomnianą postacią. Ciekawie wygląda za to opis kierowania „Trybuną”, a szczególnie jego kontaktów z reprezentantami SdRP, a potem SLD. Pewne zdziwienie budzi stan napięcia między postkomunistami a redakcją pisma, które stanowiło właściwie ich organ prasowy.
Przeczytaj także:
- Nienawiść po Czerwcu 1976 r. Edward Gierek i negatywna propaganda
- W kółko na tym samym rondzie, czyli o upamiętnianiu Edwarda Gierka
- Gospodarka PRL dekady Edwarda Gierka 1970–1980
Wywiad-rzeka przeprowadzony przez Pilawskiego ma swoje niewątpliwe atuty. Należy do nich przede wszystkim oddanie atmosfery okresu wojennego i powojennego oraz charakteru pracy dziennikarskiej Rolickiego, a najlepsze fragmenty moim zdaniem to te, w których mówi o reportażach wcieleniowych, które spopularyzował i z których zasłynął. Książka posiada też sporo wad, a główną jest zbyt mała dociekliwość pytającego. Warto jednak zapoznać się z tą pozycją, gdyż dawny redaktor naczelny „Trybuny” opowiada ciekawie, a książkę czyta się dość szybko i lekko.
Redakcja i korekta: Katarzyna Grabarczyk