Jakim królem byłby Jan Zamoyski?
W grudniu 1575 roku Rzeczpospolita miała obwołanych dwóch królów. Nad krajem wisiała groźba wojny domowej.
Decydujące było, kto pierwszy zajmie Kraków i koronuje się na Wawelu. Przywódcy szlacheccy i Batory wykazali się większym zdecydowaniem i energią niż zwolennicy Habsburga i sam cesarz. Madziarowi sprzyjała też Anna Jagiellonka, która wolała być królową przy Batorym niż arcyksiężną przy Erneście. Zwolennicy Batorego w lutym 1576 roku zajęli Kraków, a 1 maja odbyły się zaślubiny księcia Siedmiogrodu z Anną Jagiellonką i koronacja królewskiej pary.
Dokonał jej biskup kujawski Stanisław Karnkowski, jedyny członek episkopatu stojący po stronie Batorego. Jego władzy nie uznawały Litwa, Prusy Królewskie i większość senatorów. Królowi udało się jednak pozyskać malkontentów wypróbowanymi sposobami — nadaniami, urzędami i dostojeństwami. Śmierć cesarza Maksymiliana w październiku tego roku ułatwiła mu zadanie.
Zborowscy zawiedli się na Batorym?
Liczyli na awanse, lecz zostali pominięci. Tylko Jan dostał kasztelanię gnieźnieńską. Samuel, nie bacząc na ciążący na nim wyrok, wrócił do Rzeczypospolitej. Pojechał na Dzikie Pola, zebrał oddział Kozaków i na jego czele wziął udział w wojnie z Rosją o Inflanty. Bił się dobrze, ale król wyroku nie cofnął. W dużej mierze pod wpływem Zamoyskiego, który nie chciał wzmacniać Zborowskich, którzy w rezultacie zaczęli traktować Zamoyskiego i Batorego jak wrogów. Walczyli o odzyskanie utraconej pozycji politycznej, nie przebierając w środkach. Sabotowali politykę królewską na sejmikach, starali się podburzać szlachtę przeciwko kanclerzowi. W 1580 roku, po śmierci Piotra, który był głową rodu, Krzysztof i Samuel nie mieli już hamulców. Do Jana, który pozostał lojalny wobec króla, zaczęli się zwracać w listach: „Judaszu”. Krzysztof spiskował na dworze w Wiedniu przeciwko Batoremu, został habsburskim agentem w Polsce, brał za antykrólewską działalność regularną pensję. Samuel zaś warcholił na Ukrainie.
Z jakiego powodu Zborowscy uznali Zamoyskiego za wroga?
Bo stał się najbliższym współpracownikiem Batorego i najpotężniejszym magnatem w Rzeczypospolitej. Mówiliśmy już o tym, że zrobił niebywałą karierę. Jego potęga kłuła w oczy Zborowskich.
Dlaczego Batory postawił na Zamoyskiego?
Znał się na ludziach. Potrafił dobierać sobie współpracowników. Po koronacji mianował Zamoyskiego podkanclerzym, a dwa lata później — kanclerzem. To było bardzo ważne stanowisko — kanclerz kierował polityką zagraniczną państwa, miał nadzór nad sądownictwem królewskim i duży wpływ na rozdzielanie godności i urzędów. Batory, który chciał definitywnie pokonać Moskwę, by użyć jej sił do rozprawy z okupującą większą część Węgier Turcją, przekazał sprawy wewnętrzne Zamoyskiemu. A ten potrafił to doskonale wykorzystać. Także w życiu prywatnym, z pasją nuworysza budując majątek i wpływy.
Wiedział, jak to się robi. Gdy wrócił ze studiów w Padwie, został sekretarzem Zygmunta Augusta. Dostał zadanie uporządkowania archiwum koronnego, w którym — delikatnie mówiąc — panował bałagan. Ten fragment jego biografii wydał mi się niezwykły. Przez trzy lata dniami i nocami czytał i segregował stosy zakurzonych, zbutwiałych akt, dyplomów i przywilejów. Mógł poznać — jak nikt inny w kraju — całą machinę polityczną i gospodarczą państwa. Wiedział, w jaki sposób powstawały magnackie majątki.
Dotknął pan ciekawego wątku. Zamoyski był tytanem pracy, człowiekiem skoncentrowanym na celu. Krótko sypiał, był sumienny i skrupulatny, wymagał od siebie i innych bardzo wiele. Miał już sześćdziesiąt lat, gdy w 1601 roku pociągnął z wojskiem do Inflant, by walczyć ze Szwedami. W czasie wyjątkowo ciężkiej kampanii zimowej osobiście chodził po wałach, dostał kulą w klamrę u pasa, odmroził stopy. Nigdy nie zawiódł. Nuncjusz papieski Annibal z Kapui mówił, że nie boi się potęgi kanclerza i jego żołnierzy, ale siły jego intelektu i ducha.
Majątek faktycznie potrafił pomnażać. Kumulował starostwa, zabiegał o nadania. Zaczynał od czterech wiosek, a pozostawił swojemu spadkobiercy jedenaście miast i ponad dwieście wsi. W chwili śmierci był też dzierżawcą dwunastu miast i sześciuset dwunastu wsi królewskich. Roczny dochód kanclerza szacuje się na dwieście tysięcy złotych. Dla porównania — wyprawa Stefana Batorego na moskiewskie Wielkie Łuki wraz z czterdziestoośmiotysięczną armią kosztowała skarb państwa dwieście osiemdziesiąt siedem tysięcy złotych. Ustanowiona w 1589 roku Ordynacja Zamojska, czyli niepodzielna, wyłączona spod ogólnych przepisów prawa własność Zamoyskich, przetrwała do reformy rolnej z 1944 roku. Kanclerz gospodarował świetnie, a zarobione pieniądze wydawał nad wyraz mądrze — wspierał artystów i literatów, ufundował Akademię Zamojską, a renesansowy Zamość do dziś zachwyca turystów z Polski i zagranicy. Kanclerz zbudował piękne, ale i potężnie ufortyfikowane miasto. Nie zdobyli go ani Kozacy w czasie powstania Chmielnickiego, ani Szwedzi podczas „potopu”.
Wyszła trochę laurka. Ale nadanie w 1581 roku Zamoyskiemu przez Batorego dożywotniego tytułu hetmana było niebezpiecznym precedensem.
Laurka jest zasłużona, bo Zamoyski to jedna z najciekawszych pozytywnych postaci w polskiej historii. Popełniał oczywiście błędy, jak na przykład wpuszczenie brandenburskich Hohenzollernów do Prus Książęcych, ale sprawdził się praktycznie na każdym polu swojej działalności. Również jako wódz. Gdy Batory w 1579 roku rozpoczynał wojnę z Moskwą, która miała doprowadzić do odzyskania zajętych dwa lata wcześniej przez Iwana Groźnego Inflant, Zamoyski nie miał większego doświadczenia wojskowego. Przed wyprawą studiował jednak gorliwie traktaty z dziedziny wojskowości, zapoznał się z organizacją różnych armii, pracował razem z królem nad reorganizacją polskich sił zbrojnych. Dał się poznać jako dobry dowódca podczas zdobywania Połocka i Wielkich Łuków. Kiedy król 1 grudnia 1581 roku opuścił wojska znajdujące się pod Pskowem, działania zbrojne kontynuował właśnie Zamoyski, już jako hetman wielki. Półroczne, ciężkie oblężenie nie zakończyło się zdobyciem miasta, ale Rosja musiała podpisać rozejm i zwrócić Rzeczypospolitej Inflanty.
Oddanie buławy hetmańskiej w dożywocie było czymś nowym w polskiej rzeczywistości, gdyż do tej pory hetmani byli wyznaczani zwykle na czas wyprawy lub wojny, za Batorego wszakże nikt nie przypuszczał, jak fatalne mogą być w przyszłości następstwa tego kroku. Hetmani niejednokrotnie stawali później w jawnej opozycji wobec króla. Natomiast Zamoyski był jego prawą ręką.
Szczyt potęgi Zamoyskiego to jego ślub z królewską bratanicą Gryzeldą Batory w 1583 roku? Czy kanclerz i hetman myślał już wtedy o koronie?
Tak. Zamoyski był wtedy u szczytu swojej potęgi, stał się nieformalnym „wicekrólem” Rzeczypospolitej. Gryzelda to już jego trzecia żona. Gdy brał z nią ślub, miał czterdzieści jeden lat, a ona czternaście. To małżeństwo wiązało się z planami politycznymi Batorego i Zamoyskiego.
Jakimi?
Batory wiedział, że raczej nie doczeka potomstwa. W dniu ślubu Anna Jagiellonka miała już pięćdziesiąt trzy lata. O dziesięć lat młodszy król podobno spędził z nią tylko trzy noce. Potem w małżeńskiej sypialni już się nie pojawił. Otwarta pozostawała sprawa, kto zostanie kolejnym królem. Tron Rzeczypospolitej był elekcyjny, ale nikt nie zabraniał czynienia zabiegów w celu wzmocnienia pozycji ewentualnego kandydata. Planów politycznych króla i kanclerza możemy się jedynie domyślać, nie były to sprawy, o których kogokolwiek informowali. Historycy nie mają jednak wątpliwości, że Zamoyski chciał korony, a Batory widział swojego następcę w nim lub w potomkach kanclerza i swojej bratanicy. Wszystko wskazywało na to, że gdyby w najbliższych latach miało dojść do elekcji, Zamoyski będzie miał największe szanse. Obóz „piastowski” doczekałby się wreszcie swojego kandydata. Szlachta stanęłaby za nim, miałby też poparcie wielu magnatów.
Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Chwalby i Wojciecha Harpuli „Zwrotnice dziejów. Alternatywne historie Polski”:
Ten olbrzymi kapitał Zamoyski zaprzepaścił rankiem 26 maja 1584 roku, gdy głowa Samuela Zborowskiego spadła z katowskiego pnia w pobliżu Baszty Senatorskiej na Wawelu?
Egzekucja Zborowskiego była olbrzymim błędem Zamoyskiego. Zagrał va banque. I przegrał. Liczył, że ostatecznie złamie Zborowskich, zniszczy ich politycznie, umocni władzę swoją i króla. Stało się inaczej. Nie przewidział, że egzekucja członka magnackiej rodziny wywoła tak wielkie poruszenie wśród szlachty. Nigdy wcześniej — pomijając czasy Kazimierza Wielkiego i śmierć zbuntowanego starosty poznańskiego Maćka Borkowica — na żadnym możnowładcy nie wykonano wyroku śmierci. Było to wydarzenie bez precedensu.
Dlatego można powiedzieć, że w tym przypadku Zamoyskiego zawiódł zmysł polityczny, zawiodła intuicja. Górę wzięły emocje, pycha oraz zadawnione i nowe urazy.
(…)
Batory umarł w Grodnie 12 grudnia 1586 roku, w wieku pięćdziesięciu trzech lat. Od dłuższego czasu miał problemy ze zdrowiem, ale z polowań i wina nie rezygnował. Badania z początków XX wieku wykazały, że cierpiał na ostrą niewydolność nerek.
Anna Jagiellonka formalnie była królem, ale zrzekła się swoich praw do korony. Elekcja zapowiadała się burzliwie. Zborowscy dyszeli żądzą zemsty na kanclerzu, domagali się rehabilitacji Samuela i Krzysztofa. Udało im się doprowadzić do przywrócenia czci oraz zniesienia banicji Krzysztofa. Zamoyski na sejmie konwokacyjnym się nie pojawił, nie chciał podgrzewać nastrojów. Ich temperatura była naprawdę wysoka. Na elekcję, która rozpoczęła się 30 czerwca 1587 roku, magnaci zjechali z zaciągniętymi oddziałami żołnierzy, a szlachta uzbrojona po zęby. Interrex, prymas Stanisław Karnkowski, szacował, że pod Wolę zjechało czterdzieści tysięcy konnych zbrojnych i dwanaście tysięcy piechoty.
Spora armia.
Wszyscy zjechali zbrojnie. Szlachta od razu podzieliła się na dwa koła obradujące niezależnie od siebie — skupione wokół braci Zborowskich i kandydatury arcyksięcia Maksymiliana Habsburga oraz zwolenników Jana Zamoyskiego, które nazywane było „czarnym”, od barwy strojów oddziałów Zamoyskiego przywdzianych na znak żałoby po Batorym. Pierwsze tygodnie upłynęły na bezowocnym roztrząsaniu sprawy śmierci Samuela oraz innych krzywd, jakich doznała rodzina Zborowskich z rąk Zamoyskiego. Kanclerz nie odpowiadał na stawiane mu zarzuty. Udało mu się sprowokować Zborowskich, którzy zbrojnie wyszli w pole. Hetman wyprowadził swoje oddziały. Wydawało się, że dojdzie do bitwy. Rozlewowi krwi zapobiegła mediacja prymasa i neutralnych senatorów.
Zamoyski chciał korony, ale wiedział, że w takich okolicznościach nie ma na to szans. Gdyby pojawiła się jego kandydatura, wybuchłaby wojna domowa. Płacił bardzo wysoką cenę za błąd, jakim była egzekucja Samuela.
Którego z kandydatów popierał kanclerz?
Żadnego. Przecież wcześniej myślał o koronie dla siebie. Opowiadał, że popiera cara Fiodora, ale w gruncie rzeczy nie wiedział, co robić. Łatwo było wspierać nieudolnego syna Iwana Groźnego, ponieważ jego kandydaturę na serio brali tylko Litwini. Nawiasem mówiąc, oni też rozbili swój własny obóz za Wisłą; stwierdzili, że nie będą się mieszać do zatargów koroniarzy.
Kto liczył się w ostatecznej rozgrywce o tron?
Odpadli członkowie rodziny Batorych i trójka Habsburgów — arcyksiążęta Maciej, Ferdynand i Ernest. Pozostali zaś arcyksiążę Maksymilian Habsburg, wspierany przez swego brata, cesarza Rudolfa, oraz królewicz szwedzki, siostrzeniec Zygmunta Augusta, dwudziestojednoletni Zygmunt Waza. Jego kandydaturę bardzo mocno wspierała ciotka, była królowa Anna Jagiellonka. Ojciec Zygmunta, król Jan III Waza, nie był entuzjastą pomysłu wysłania syna za Bałtyk, ale wyraził zgodę na jego kandydowanie. Szlachtę z koła „czarnego”, wrogiego kandydaturze habsburskiej, udało się przekonać, że królewicz zza morza to dziedzic Jagiellonów, czyli „Piast”, który odda Rzeczypospolitej szwedzką Estonię. A sojusz ze Szwecją pomoże w walkach z Moskwą.
Ostatecznie 19 sierpnia prymas Karnkowski ogłosił królem Polski i wielkim księciem Litwy Zygmunta Wazę. Wśród pominiętych Litwinów i w obozie prohabsburskim zapanowało oburzenie. Trzy dni później Andrzej Zborowski kazał Jakubowi Woronieckiemu, jedynemu biskupowi wśród swoich sojuszników, ogłosić królem Maksymiliana. Rzeczpospolita znów miała dwóch obranych władców. Wiadomo było, że wybuchnie wojna domowa.
Tron dla Zygmunta III Wazy zdobył Zamoyski. To on wygrał tę wojnę. Mimo że sam chciał być królem.
Ale był realistą i czuł się odpowiedzialny za Rzeczpospolitą. I nie wybrał Zygmunta. W czasie jego nominacji siedział w namiocie, aktu elekcji nie podpisał.
Na co liczył?
Czekał na rozwój wypadków. Do elekcji doszło, ale nic nie było jeszcze przesądzone, nikt korony na głowę jeszcze nie włożył. Formowało się stronnictwo, które domagało się unieważnienia obu elekcji i przeprowadzenia nowej.
Tymczasem Zamoyski w Krakowie stanął już 8 września. I dał dowód osobistej odwagi podczas jego obrony.
Nie miał wyjścia. Gdy dowiedział się, że królewicz koronę przyjął i płynie do Gdańska, przestał się wahać. Musiał postawić na Zygmunta. Liczył, że zniszczy wreszcie Zborowskich, a młody, niedoświadczony król będzie musiał się na nim oprzeć. Zwycięstwo Habsburga i jego zwolenników oznaczało kres Zamoyskiego jako kanclerza i hetmana. Zostałby wyeliminowany politycznie, zagrożone mogłoby być nawet jego osobiste bezpieczeństwo.
Walczył rzeczywiście dzielnie. Na tyle dobrze przygotował miasto do obrony, że Maksymilian, który wkroczył z wojskiem do Rzeczypospolitej, długo nie mógł zdecydować się na szturm. Ale atak Austriaków i polskich zwolenników Habsburga o mały włos nie zakończył się powodzeniem. Nocą z 23 na 24 listopada oddziałki piechurów niemieckich przeszły przez szańce i ukryły się w domach niemieckich mieszczan z przedmieść Garbary. Dwa regimenty pod osłoną rannej mgły przeszły pod Bramę Szewską oraz w okolice kościoła Karmelitów na Piasku. Atak był niespodziewany. Tym bardziej że od tyłu ogień otworzyli też ukryci w domach lancknechci. Obrona zaczęła się chwiać. Krytyczną sytuację opanował Zamoyski, który zawrócił uciekających piechurów i ruszył na piechotę dowodzoną przez Krzysztofa Zborowskiego.
Szturm został odparty, Maksymilian odstąpił od oblężenia, wycofał się na Śląsk. Dziesięć dni później do Krakowa przyjechał Zygmunt Waza. Punktu w pacta conventa dotyczącego zwrotu Estonii nie zaprzysiągł, ale i tak 27 grudnia został koronowany. Ostateczny cios Maksymilianowi i Zborowskim hetman zadał, pokonując ich oddziały pod Byczyną na Śląsku. To było zwycięstwo w wielkim stylu. Arcyksiążę dostał się do niewoli Zamoyskiego, spędził kilkanaście miesięcy na zamku w Krasnymstawie.
Są relacje, które mówią, że z Krakowa na wyprawę przeciwko Habsburgowi hetman wyjeżdżał pełen obaw, zupełnie niepodobny do siebie. Żegnając się z senatem, zachowywał się operetkowo — płakał, narzekał, biadał nad swoim złym losem. Było to załamanie psychiczne człowieka, który definitywnie żegnał się z marzeniami o koronie?
Nie przeceniałbym tego epizodu. Zamoyski był świetnym oratorem, miał opanowany zestaw sztuczek obliczonych na wywarcie zamierzonego przez niego efektu. Doskonale grał na emocjach. Po jego wystąpieniach posłowie nieraz płakali i, przejęci losem ojczyzny, uchwalali podatki lub sięgali do szabel, gotowi iść na Moskala lub Tatarzyna.
Po koronacji Zygmunta Zamoyski z pewnością był rozczarowany. Wiedział, że tron był blisko. Gdyby nie awantura polityczna wywołana egzekucją Samuela Zborowskiego, antyhabsburska szlachta wyniosłaby go na tron. Obok Austriaka byłby jedynym liczącym się kandydatem, wyczekiwanym „Piastem”.
Trzecia elekcja, podczas której królem wybrano Zygmunta III Wazę, to była ostatnia szansa na tron dla Zamoyskiego?
Cień nadziei zamajaczył jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy Zygmunt III podjął tajne rokowania z Ernestem Habsburgiem w sprawie odstąpienia mu tronu polskiego.
Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Chwalby i Wojciecha Harpuli „Zwrotnice dziejów. Alternatywne historie Polski”:
Świetny król. Naród wdał się w wojnę o koronę dla niego, byle tylko uniknąć Habsburga, a władca chciał teraz narzucić go narodowi.
Jan III Waza uważał, że miejsce jego syna jest w Szwecji. Tamtejsza monarchia była dziedziczna i Wazowie powinni byli przede wszystkim troszczyć się o nią. W 1589 roku spotkał się z Zygmuntem w inflanckim Rewlu. Wiedział, że jest śmiertelnie chory. Zażądał powrotu syna do kraju, by ten mógł zatroszczyć się o sprawy sukcesji. Zygmunt zgodził się na propozycję ojca, ale gwałtownie zaprotestowali polscy i litewscy senatorowie oraz szwedzcy arystokraci. Pierwsi — co zrozumiałe — chcieli mieć króla na miejscu.
Drudzy — po spodziewanej śmierci Jana III — nie życzyli sobie nowego silnego władcy, chcieli w jego imieniu rządzić sami. Wazowie od planu odstąpili. Wtedy Zygmunt widział swojego ojca po raz ostatni, ale nie porzucił myśli o powrocie do ojczyzny. Rozpoczął najpierw tajne, a potem ujawnione tylko senatorom rokowania z Ernestem Habsburgiem. Zgodnie z nimi Zygmunt miał abdykować, a wtedy tron przejąłby Ernest. Arcyksiążę zobowiązywał się do zawarcia przymierza ze Szwecją, miał zapewnić Zygmuntowi przejęcie w przyszłości spadku po Annie Jagiellonce i zapłacić mu od razu czterysta tysięcy talarów gotówką. To była pisemna umowa.
Król sprzedał koronę.
Gdy szczegóły tych rokowań poznała szlachta, zawrzała oburzeniem. Nie mieściło się jej w głowie, że monarcha może nie chcieć panować w najwspanialszym kraju na świecie. Spora jej część była gotowa zdetronizować Zygmunta. Doszłoby do czwartej elekcji. Zamoyski wiedział jednak, że wtedy znów powstaną dwa obozy — prohabsburski oraz „piastowski” — i znowu wybuchnie konflikt wewnętrzny.
Zamoyski byłby kandydatem „piastowskim”?
Mógłby być. Czuł się silny, ale miał też świadomość swoich ograniczeń. Wiedział, że nawet jeśli poprze go szlachta, zwalczać będą go wspierający Habsburga magnaci. Dlatego nie dążył za wszelką cenę do detronizacji monarchy. Powstrzymał na zjeździe w Jędrzejowie rwącą się do buntu szlachtę. Doprowadził do sejmu inkwizycyjnego, na którym prowadzono śledztwo przeciwko własnemu monarsze w sprawie odstąpienia korony Habsburgowi. Badano treść pism, przesłuchano kilku świadków. Król przyznał się do zamiaru porzucenia Rzeczypospolitej, ale jednocześnie przysiągł, że nie chciał działać na szkodę obu narodów. Złożył też oświadczenie, że nie opuści kraju i zaniecha wszelkich dalszych rokowań z Habsburgami. Ostatecznie sejm rozszedł się bez żadnych uchwał. Król jednak zaufania szlachty nigdy już nie odzyskał.
W czasie kryzysu wywołanego negocjacjami króla z Ernestem Zamoyski zatrzymał się w pół drogi. Dlaczego nie postawił wszystkiego na jedną kartę, by pozbawić Zygmunta tronu i samemu sięgnąć po koronę?
Bo czuł się odpowiedzialny za państwo. Nie chciał kolejnego bezkrólewia, kolejnych konfliktów. Był racjonalny. Wiedział, że jeśli pojawiłaby się jego kandydatura, musiałby liczyć się ze zdecydowanym działaniem Ernesta i jego polskich zwolenników. A gdyby Habsburg doszedł do władzy, Zamoyski zupełnie straciłby znaczenie polityczne. Wolał już Zygmunta — byle słabego. Liczył na to, że zupełnie podporządkuje sobie młodego króla, który w dodatku osłabił swoją pozycję, wdając się w konszachty z Habsburgiem. Przeliczył się. Zygmunt miał cechę wszystkich Jagiellonów — był uparty. Nie dał sobą sterować, zaczął budować własne stronnictwo. Drogi Zamoyskiego i króla zupełnie się rozeszły. Kanclerz i hetman znajdzie się w opozycji do monarchy, który — zgodnie z polskim prawem — nie będzie mógł go odwołać. Ale swoje obowiązki wobec Rzeczypospolitej Zamoyski wypełniał wzorowo, prowadząc kampanie wojenne w księstwach naddunajskich i Inflantach.
Byłby dobrym monarchą?
Sądzę, że świetnym. Mówiliśmy już o tym, że swoimi dobrami zarządzał w sposób najlepszy z możliwych. Gdyby został królem, jego „majątkiem” byłaby cała Rzeczpospolita. Pilnowałby, by stawała się krajem bogatszym, dobrze zarządzanym, bezpiecznym i stabilnym. Kasa państwa od czasów wczesnych Jagiellonów niemal zawsze świeciła pustkami. Zamoyski zapewne odwróciłby ten trend.
Mielibyśmy drugiego, po Kazimierzu Wielkim, króla gospodarza?
Podobnie jak ostatni Piast, Zamoyski rozumiał, że potęga państwa zależy od silnej gospodarki. Znamienne jest to, o czym mówił w swoim ostatnim wystąpieniu przed sejmem 1 lutego 1605 roku. Kanclerz wygłosił wówczas swój testament polityczny. Oprócz spraw dotyczących polityki zagranicznej i wewnętrznej zaprezentował poglądy przypominające postulaty zachodnioeuropejskich merkantylistów, którzy zalecali wspieranie wywozu własnych towarów przy jednoczesnym ograniczaniu importu.
Ciekawe. Polski magnat porusza na sejmie zagadnienia ekonomiczne. Co mówił wtedy Zamoyski?
Dotknął zagadnienia importu towarów zagranicznych, niewytwarzanych w Polsce. Uważał, że należy ściągnąć do kraju zagranicznych rzemieślników i rozwinąć rodzimą produkcję. Zauważył, że eksportujemy tylko żywność i tanie surowce, które potem wracają do Rzeczypospolitej jako przetworzone, drogie produkty.
Niezwykłe. Dzisiaj polskie firmy nadal eksportują głównie żywność i nisko przetworzone produkty. By to zmienić, rząd pompuje miliardy złotych na programy innowacji w gospodarce.
Zamoyski wspomniał przed sejmem o swoich pierwszych w Polsce zakładach safianu w Zamościu. Wytwarzały dobry i atrakcyjny cenowo produkt, ale nie były w stanie utrzymać się z powodu niezwykle silnej zagranicznej konkurencji. Stąd jego postulat wspierania rodzimego przemysłu i rzemiosła.
Program Zamoyskiego to nic innego jak postulat przyjęcia imitacyjnego modelu wzrostu, polegającego na odtwarzaniu u siebie produktów o wyższym zaawansowaniu z wykorzystaniem technologii pozyskanych z krajów bardziej rozwiniętych. Chiny w ten sposób stały się światową potęgą.
Teraz nieco pan teoretyzuje. Zamoyski był światłym człowiekiem, śledzącym wydarzenia na całym kontynencie. Wiedział, skąd bierze się bogactwo poszczególnych państw. Jego Ordynacja Zamoyska była państwem w miniaturze. Wiem, że powtarzam to do znudzenia, ale było ono świetnie zorganizowane i zarządzane w sposób wzorowy w każdym aspekcie, także gospodarczym. Kanclerz dbał o racjonalne wydawanie pieniędzy, wspierał rzemieślników tanimi kredytami, sprowadzał kupców, zakładał huty żelaza, szkła, cegielnie. Gdyby Zamoyski i jego następcy realizowali program gospodarczego rozwoju kraju, Rzeczpospolita mogłaby w przyszłości uniknąć fatalnej zapaści ekonomicznej, spowodowanej załamaniem popytu na eksportowane przez nas zboże.
Pełny skarb. To było nieziszczalne marzenie każdego polskiego monarchy elekcyjnego. Przez cały XVII wiek Rzeczpospolita nie miała wystarczająco pieniędzy, by płacić własnym żołnierzom.
Którzy zawiązywali konfederacje i sami odbierali sobie należność, czyli łupili kraj. Gdyby Zamoyski został królem, o wiele lepiej zadbałby o skarb i wojsko. Znał się na tym, potrafił gromadzić kapitał i dowodzić armią. Kraj miałby dwa najważniejsze instrumenty prowadzenia skutecznej polityki — pieniądze w skarbcu i siłę zbrojną.