Jaki był stosunek NRD wobec przyznania Polsce Szczecina?
Ten tekst jest fragmentem książki Filipa Gańczaka „Gryf, młot i cyrkiel. Szczecin w polityce władz NRD 1970–1990”.
26 kwietnia 1945 r. lewobrzeżny niemiecki Szczecin, opuszczony dzień wcześniej przez Wehrmacht, zajęła niemal bez walki Armia Czerwona, która już wcześniej opanowała osiedla na prawym brzegu Odry. Miejscowy komunista Erich Wiesner wspominał później o „mieście ruin”, w którym z trudem się odnajdywał, i „opustoszałych ulicach”, w wielu przypadkach zasypanych gruzem. „[…] [N]ie było wody, prądu, żywności” – wyliczał innym razem.
Administrację cywilną Sowieci powierzyli początkowo komuniście Ernstowi Ruschowi, ale już na początku maja na burmistrza wyznaczyli zaledwie dwudziestopięcioletniego Ericha Spiegela – byłego niemieckiego jeńca wojennego, który przeszedł na ich stronę. Także on urzędował krótko. Jeszcze w tym samym miesiącu zastąpił go Wiesner, wybrany wcześniej na sekretarza szczecińskiej organizacji Komunistycznej Partii Niemiec (KPD). Prócz komunistów do stanowisk administracyjnych zostali dopuszczeni socjaldemokraci i bezpartyjni.
Do wymarłego miasta powoli wracali jego mieszkańcy, którzy wcześniej uciekli przed frontem; docierali tu również niemieccy uchodźcy z innych części Pomorza i z Prus Wschodnich. Całą ludność niemiecką – początkowo zaledwie 2–3 tys. osób, ale w połowie czerwca już ponad 60 tys. – Sowieci postanowili skoncentrować w dzielnicy Zabelsdorf (Niebuszewo). Tam też przy Friedebornstraße (obecnej ul. Kołłątaja) urzędowały niemieckie władze miejskie, zajęte w dużej mierze rozwiązywaniem palących problemów aprowizacyjnych i mieszkaniowych.
W innych dzielnicach stopniowo osiedlali się Polacy. „Ustanowili własną administrację [z prezydentem na czele – przyp. F.G.], która jednak nie utrzymywała z nami łączności i o której dopiero później otrzymaliśmy bliższe wiadomości” – pisał po latach Wiesner. „Prócz wojsk sowieckich była również polska milicja, z którą jednak niemal nie mieliśmy styczności” – dodawał winnym miejscu. Nie brakowało napięć. Na zebraniu partyjnym KPD Wiesner skarżył się na „akty samowoli”, w tym „gwałty i rabunki”, których Polacy mieli się dopuszczać na Niemcach.
Z czasem niemieckie urzędy otwarto także poza dzielnicą Zabelsdorf. Gdy Wiesner dowiedział się od Sowietów o rozwiązaniu polskiej administracji, miał prawo przypuszczać, że miasto przypadnie Niemcom. Prawie cały Szczecin leżał wówczas na lewym brzegu Odry, która – jak mówiono – miała się stać rzeką graniczną.
Jednak 29 czerwca sowiecki komendant przekazał burmistrzowi wiadomość, że Szczecin będzie polski. Wiesner i jego współpracownicy nie rozumieli zwłaszcza decyzji, że najważniejsi niemieccy „działacze antyfaszystowscy” wraz z rodzinami mają opuścić miasto w pierwszej kolejności. „Partia [KPD] znalazła się w ten sposób w trudnej i nieprzyjemnej sytuacji, jako że podnosiły się głosy mówiące, że najpierw uciekli faszyści, a komuniści robią teraz to samo” – raportował niewiele później. „Po stokroć lepsza okupacja Armii Czerwonej niż panowanie Polaków, takie były nastroje [niemieckiej] ludności w tych dniach” – dodawał bez ogródek. Nawet po latach, w mocno uładzonych wspomnieniach, przyznawał: „Panowały przygnębienie i apatia”.
Rozmowy podjęte przez Wiesnera w Berlinie nie przyniosły przełomu. Walter Ulbricht, wówczas jeden z czołowych działaczy KPD, polecił mu ściśle zastosować się do sowieckich instrukcji. „I niemiecki komunista Erich Wiesner przekazał miasto nad Odrą […] [Piotrowi Zarembie], nieznanemu iperfekcyjnie mówiącemu po niemiecku magistrowi inżynierowi i urbaniście z Polski” – relacjonował po latach wspomniany już pisarz wschodnioniemiecki Egon Richter.
Do przekazania administracji stronie polskiej doszło 5 lipca w siedzibie i w obecności sowieckiego komendanta miasta, który odczytał stosowny rozkaz marsz. Gieorgija Żukowa. Dzień później szczecińskie urzędy wywiesiły biało-czerwone flagi. Wiesner twierdził, że wiele kierowniczych stanowisk przejęli „faszyści” (ten epitet mógł oznaczać po prostu przeciwników politycznych KPD), usiłujący przypodobać się Polakom. Przypisywał też polskim urzędnikom antysowietyzm, co było wówczas poważnym oskarżeniem. Wiesner wyjechał z miasta 10 lipca. „Pożegnanie ze Szczecinem nie przyszło mi łatwo” – przyznawał po latach. W pismach do regionalnych władz w Schwerinie skarżył się latem 1945 r., że pod polskim zarządem sytuacja żywnościowa znacznie się pogorszyła. Komunistyczna prasa wschodnioniemiecka milczała wówczas o Szczecinie, ale w wewnętrznej korespondencji urzędowej z tego okresu nie brakuje gorzkich słów.
Nie tylko lokalni politycy niemieccy byli rozgoryczeni. Na początku lipca 1945 r. Wilhelm Pieck, późniejszy prezydent NRD, określił objęcie Szczecina przez Polskę jako „ingerencję, na którą sobie nie pozwolimy”. Zapowiedział też odzyskanie „wszystkiego, z czego ograbiły nas Polaczki”.
Głos KPD w tej sprawie niewiele jednak znaczył. W postanowieniach konferencji poczdamskiej z początku sierpnia 1945 r. znalazł się zapis o przekazaniu administracji polskiej terenów, których granicą miała być linia biegnąca „bezpośrednio na zachód od Świnoujścia” i dalej wzdłuż Odry – aż do ujścia Nysy Łużyckiej. W stosunku do Szczecina było to sformułowanie bardzo niejasne, ale w trakcie rozmów z 31 lipca prezydent USA Harry Truman i przywódca Związku Sowieckiego Józef Stalin zgodzili się, że miasto znajdzie się na terytorium Polski.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Filipa Gańczaka „Gryf, młot i cyrkiel. Szczecin w polityce władz NRD 1970–1990” bezpośrednio pod tym linkiem!
Kreml trzymał się tego także później i to jego interpretacja okazała się decydująca. Kwestią otwartą pozostawało pytanie, czy chodzi o Szczecin w mniejszych, przedwojennych granicach, czy też o obszar poszerzony w 1939 r. o przyległe gminy. Sprawę tę rozstrzygnęło polsko-sowieckie porozumienie podpisane 21 września 1945 r. w Schwerinie. Granicę poprowadzono niemal w linii prostej od Świnoujścia do Gryfina, a więc nieco na zachód od Szczecina.
W metropolii nad dolną Odrą mieszkało w tym czasie prawie 90 tys. Niemców i niespełna 25 tys. Polaków. Masowe wysiedlenia społeczności niemieckiej oraz polska akcja osadnicza odwróciły niebawem te proporcje.
W czasie wizyty w Moskwie w styczniu 1947 r. delegacja Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED) – powstałej po wchłonięciu przez KPD socjaldemokratów – nie zdołała przekonać Stalina nawet do skromnej korekty granicy. Niemieccy komuniści, pozbawieni poparcia ZSRS, stopniowo pogodzili się z decyzjami podjętymi w Poczdamie. W połowie lipca 1948 r. „Neues Deutschland”, centralny organ SED, pisał już o „granicy pokoju” na Odrze i Nysie, która „nie może ulec żadnej rewizji”. Takie stanowisko potwierdził wspomniany już Walter Ulbricht, ówczesny wiceprzewodniczący partii, wtrakcie październikowej wizyty w Warszawie i w obszernym artykule na łamach „Neues Deutschland”, opublikowanym 21 listopada.
Niemiecka Republika Demokratyczna, utworzona w październiku 1949 r. z sowieckiej strefy okupacyjnej, od początku akceptowała granicę na Odrze i Nysie. 6 lipca 1950 r. premierzy i przedstawiciele ministerstw spraw zagranicznych NRD i Polski uroczyście podpisali w Zgorzelcu układ „o wytyczeniu ustalonej i istniejącej polsko-niemieckiej granicy państwowej” na Odrze i Nysie. W dokumencie jest mowa o „nienaruszalnej granicy pokoju i przyjaźni”.
Niemal w tym samym czasie dziennik „Neues Deutschland” kurtuazyjnie przedrukował – w kilku odcinkach – fragmenty reportażu Karola Małcużyńskiego z polskich ziem zachodnich. Jedna z części pokazywała szczecińskie szkoły wyższe, tworzone od podstaw po 1945 r., inna – rozwój kin i teatrów w województwie szczecińskim, jeszcze inna – powojenną odbudowę metropolii nad dolną Odrą „według zasad demokracji ludowej”, kolejna – rozbudowę portu.
Skądinąd w pierwszych latach po wojnie część portu szczecińskiego znajdowała się pod kontrolą Sowietów. Chętnie zatrudniali oni miejscowych Niemców, których dzieci miały w roku 1946/47 własną szkołę z prawie 500 uczniami i 7 nauczycielami. Wiosną 1949 r. w Szczecinie działały dwie niemieckie szkoły, w których łącznie uczyło się około 300 uczniów. Problemem było skrajne niedofinansowanie; nauczyciele okresowo nie otrzymywali pensji. „Są rodzice, którzy nie posyłają swoich dzieci do szkoły, lecz podjudzają je do żebrania. Dzieci [takie] są wysyłane na statki cumujące w porcie, które przybywają z zagranicy lub z sowieckiej strefy okupacyjnej Niemiec” – czytamy w jednym z raportów władz w Berlinie. Podkreślano, że w ten sposób na Zachód trafiają niekorzystne informacje o sytuacji niemieckich robotników w Szczecinie. Równocześnie raportowano o „otwartej, silnie objawiającej się nienawiści wobec ludności polskiej i silnych nastrojach antysowieckich, szczególnie wśród młodzieży i kobiet”.
Tego rodzaju informacje nie miały szans zagościć na łamach wschodnioniemieckiej prasy, ściśle kontrolowanej przez komunistyczne władze. W połowie lat pięćdziesiątych korespondent „Neues Deutschland” portretował Szczecin jako miasto, w którym dają się zauważyć „zapał mieszkańców przy odbudowie” ze zniszczeń wojennych i „imponujący rozkwit gospodarczy”: nowoczesna stocznia, port należący „do największych i najważniejszych w Europie” i takaż fabryka papieru, nowe osiedla i uczelnie. Nazwy dzielnic i placów były pisane po polsku.
W późniejszym o trzy lata reportażu Karla Krahna dla tej samej gazety Szczecin również jawi się jako „polskie miasto portowe”, które powstało z wojennych ruin i uzyskało „nowe życie”. Znajdziemy tu też wzmiankę o mniejszości niemieckiej. Jej przedstawiciele mają swój dom kultury i zapewniają, że są „w pełni zrównani w prawach z polskimi mieszkańcami i że ich praca jest szanowana”. Polska tłumaczka chwali zaś rosnące z roku na rok kontakty regionów przygranicznych PRL i NRD w dziedzinach kultury, sportu i „wymiany doświadczeń fachowców”.
W najlepszym razie między wierszami można było wyczytać, że dla przeciętnych obywateli obu państw granica – tak nieodległa w sensie geograficznym – pozostawała zamknięta. Ten stan utrzymywał się jeszcze długo. Zapowiedziane w układzie zgorzeleckim porozumienie o małym ruchu granicznym zostało zawarte – w ograniczonej formie – dopiero w 1963 r. Jeszcze później zniesiono obowiązek wizowy i wprowadzono tzw. wkładki paszportowe.
W latach pięćdziesiątych nieliczni obywatele NRD odwiedzali Szczecin w ramach podróży służbowych. Erich Wiesner, już jako redaktor „Schweriner Volkszeitung”, ponownie gościł tam jesienią 1956 r. Stare Miasto, Grabowo i Drzetowo wciąż leżały w gruzach, ale inne dzielnice były już odbudowane. „Teraz zobaczyłem miasto wypełnione pędzącym życiem, a port szczeciński dalece przekroczył swą najwyższą przedwojenną wielkość przeładunku” – zanotował. Zwracał uwagę na wysoki przyrost naturalny, 5 tys. studentów, nowoczesny port i stocznię. Odwiedził Dom Kultury Związków Zawodowych im. Przyjaźni Polsko-Niemieckiej przy ul. Wawrzyniaka i z uznaniem pisał o jego działalności. Spotkał się z przedstawicielami mniejszości niemieckiej; starsi zastanawiali się nad wyjazdem, młodsi – jak twierdził – czuli się u siebie. Były burmistrz zapewniał, że w NRD Polska Rzeczpospolita Ludowa ma „wiernego i silnego” sojusznika przeciwko „[zachodnio]niemieckiemu imperializmowi”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Filipa Gańczaka „Gryf, młot i cyrkiel. Szczecin w polityce władz NRD 1970–1990” bezpośrednio pod tym linkiem!
Krótko po wizycie Wiesnera, 10 grudnia 1956 r., doszło w Szczecinie do zamieszek o podłożu antykomunistycznym i antysowieckim. Wzburzony tłum zaatakował komisariaty milicji i zdemolował konsulat ZSRS. „Robotnicy stoczni, studenci i żołnierze szybko jednak nauczyli rozumu młodzieńczą chuliganerię i ją rozpędzili” – pisał dwa dni później „Neues Deutschland”. Dziennik informował o aresztowaniach i zapowiadał: „Winni mają zostać pociągnięci do odpowiedzialności z całą surowością prawa”37. Czytelnikowi trudno jednak było się zorientować, co dokładnie wydarzyło się w mieście. Dopiero w kolejnym wydaniu gazety pojawiła się enigmatyczna wzmianka o tym, że część zajść rozegrała się „przed budynkiem sowieckiego konsulatu”. Dodawano, że MSZ PRL przekazało ambasadorowi ZSRS wyrazy ubolewania i że strona polska jest gotowa pokryć powstałe szkody38. W następnym numerze wspomniano o 91 osobach aresztowanych 10 grudnia i przesłuchanych już przez prokuraturę: „Wśród nich znajdują się elementy kryminalne, które dopiero niedawno zostały zwolnione z więzienia”. Podkreślano, że również wieczorem 12 grudnia „chuligani” próbowali wywołać w Szczecinie zamieszki, ale zapobiegła temu Milicja Obywatelska, wspierana przez milicję robotniczą i studencką. Sprawa raz jeszcze powróciła na łamy „Neues Deutschland” w kwietniu 1957 r. Tym razem dziennik sucho informował o wyrokach w procesie „głównych uczestników zamieszek”.
Wydarzenia z grudnia 1956 r. najwyraźniej potraktowano w Berlinie jako incydent. Prasa NRD szybko powróciła do apologetycznego pisania o Szczecinie. Także w oficjalnych kontaktach demonstrowano przyjaźń. Gdy 28 czerwca 1959 r. obchodzono w mieście nad Odrą święto Marynarki Wojennej PRL, na zaproszenie ministra obrony narodowej Mariana Spychalskiego w porcie gościł okręt NRD.
Niespełna miesiąc później Szczecin odwiedził Nikita Chruszczow. 17 lipca 1959 r. sowiecki przywódca zapewnił w tym mieście, że granica na Odrze i Nysie jest nienaruszalna, a Wrocław, Gdańsk i Szczecin to polskie miasta i takimi pozostaną na zawsze. „Neues Deutschland” streścił to przemówienie dzień później, a jeszcze obszerniej – w wydaniu z 19 lipca. Jeśli trzy lata wcześniej Karl Mewis, I sekretarz Kierownictwa Okręgowego SED w Rostoku, wciąż miał liczyć na korektę granicy i objęcie przez NRD Szczecina, to teraz do władz wschodnioniemieckich dotarł w tej sprawie czytelny sygnał.
Po roku 1959 kwestia przynależności państwowej Szczecina mogła wydawać się zamknięta, choć także później zdarzały się spekulacje na ten temat. Jesienią 1963 r. Urząd Spraw Zagranicznych RFN zainteresował się pogłoskami o rozważanym jakoby przekazaniu Szczecina i jego okolic Niemieckiej Republice Demokratycznej w zamian za odstąpienie Polsce przez ZSRS Lwowa i pobliskich terenów naftowych. W Bonn uznano taki scenariusz za mało prawdopodobny. Jeszcze mniej realny wydał się on Federalnej Służbie Wywiadu (BND), co nie powstrzymało jej przed dalszymi spekulacjami. Nie odmawiano NRD „pewnego zainteresowania” przejęciem Szczecina i tamtejszego portu. Powątpiewano jednak, czy Berlin poradziłby sobie z zasiedleniem i zagospodarowaniem tych ziem.
W tym samym czasie w kręgach wschodnioniemieckiej Państwowej Komisji Planowania i KC SED był rozważany pomysł „wspólnego wykorzystania [przez PRL i NRD – przyp. F.G.] portu w Szczecinie, jak i przebiegających przez terytorium Polski odcinków dolnego biegu Odry”. Miało to być alternatywą dla kosztownej rozbudowy portów w Wismarze i Rostoku wraz z niezbędną infrastrukturą. Niemcoznawca Mieczysław Tomala oceniał po latach, że „chodziło o »zimną« inkorporację nie tylko portu w Szczecinie, ale [i] terenów wokół tego miasta do sfery obszaru gospodarczego NRD”. Według Tomali projekt ten wydał się jednak „naczelnym władzom NRD” zbyt daleko idący „i nie podejmowały dyskusji na jego temat”. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych w dwustronnych rozmowach na niższym szczeblu strona wschodnioniemiecka próbowała jednak uzyskać dla swoich statków i towarów „uprzywilejowany tranzyt” przez Szczecin i wody Zalewu Szczecińskiego, co oznaczałoby brak kontroli granicznych i celnych.
Na to nakładały się rozmowy Berlina i Bonn o planowanym układzie NRD–RFN. Warszawa z niepokojem odbierała sygnały, że kierownictwo SED jest skłonne przyjąć w przyszłym dokumencie zapis o „granicy między NRD i PRL”. Osłabiałoby to układ zgorzelecki z lipca 1950 r., mówiący o „polsko-niemieckiej granicy państwowej”. W oficjalnych relacjach NRD–PRL temat przynależności państwowej Szczecina nie istniał. Pięć lat po Chruszczowie w mieście Gryfa raz jeszcze gościł Wiesner. Wyraził uznanie dla „polskich przyjaciół”, że stworzyli „nowy Szczecin, socjalistyczny Szczecin, piękniejszy niż kiedykolwiek”. Znów powiało przyjaźnią, ale animozje na linii NRD–PRL miały jeszcze powracać.