Jaki był stosunek Fryderyka II wobec Polski?
Ten tekst jest fragmentem książki Grzegorza Kucharczyka „Hohenzollernowie. Władcy Prus”.
Toczone przez Fryderyka II wojny o Śląsk oraz wojna siedmioletnia służyły budowaniu wizerunku króla Prus jako „protestanckiego bohatera”. Na przykład w Anglii kolejne zwycięstwa Hohenzollerna w czasie wojny siedmioletniej były fetowane właśnie w ten sposób. Można powiedzieć, że w tym przypadku pruska soft power zyskiwała wpływy za pomocą całkiem twardych argumentów.
Fryderyk II zrezygnował z ceremonii koronacji. Jednak naśladował Fryderyka I w wykorzystywaniu architektury dla wizualizacji „symbolicznego kapitału”. Przede wszystkim należy wymienić tutaj królewską rezydencję w Poczdamie. Letni pałac Sanssouci, wybudowany w latach 1745–1748 pod kierunkiem Georga von Knobelsdorffa, oznaczał „skokowy rozwój w autoprezentacji państwa i dynastii” (J. Kunisch). Wizerunek Fryderyka II w Europie na równi z jego militarnymi zwycięstwami budował udział w oświeceniowej republique des lettres. Ożywiona korespondencja, którą król Prus prowadził z najbardziej znanymi przedstawicielami oświeceniowych elit, oprócz tego, że była wyrazem szczerych przekonań (filozoficznych, społecznych, kulturowych) Hohenzollerna, okazała się też wielkim dziełem autokreacyjnym Fryderyka II. Szczególną rolę pod tym względem odegrała jego długoletnia znajomość z Wolterem.
Gilbert K. Chesterton napisał, że „spotkanie tych dwóch ludzi w środku mroźnej intelektualnej zimy osiemnastowiecznego sekularyzmu i sceptycyzmu dało początek swoistemu duchowemu małżeństwu, które spłodziło nowoczesny świat […]. Temperatura duchowa chrześcijaństwa spadła do zera w tamtej lodowatej chwili, gdy dwaj oschli, chudzi mężczyźni o kamiennych twarzach spojrzeli wzajem w swoje puste oczy i ujrzeli w nich szyderczy śmiech, odwieczny jak śmiech czaszki. Obaj razem o mało nie zabili czegoś, czym my żyjemy”.
Angielski pisarz przesadzał w oszacowaniu wpływu, jaki na duchowy klimat epoki wywarła znajomość Woltera i Fryderyka II. Nie przesadzał jednak, gdy wskazywał na pewną symbolikę tej znajomości, która przez ponad czterdzieści lat zbliżyła do siebie dwóch trend-setterów oświeceniowych salonów, dwóch ludzi władzy. Jeden sprawował ją za pomocą pióra (Wolter), a drugi za pomocą swojej „niezwyciężonej” armii oraz „humanitarnych praw” (Fryderyk II). Tak działał „Wolderyk”.
Znajomość najlepiej kwitła, gdy obu tych ludzi dzieliła znaczna odległość. Pobyt Woltera w Poczdamie (1750–1753) na zaproszenie króla Prus o mało nie zakończył się katastrofą. Wyjazd Francuza z Prus przypominał niemal ucieczkę. Króla i filozofa poróżniła chciwość autora Kiandyda. Wolter (podobnie jak jego pruski przyjaciel) znał wartość pieniądza i starał się go pomnażać. Robił to nawet w podobny sposób, co król Prus.
Za pośrednictwem żydowskiego finansisty Abrahama Hirschla francuski filozof rozpoczął spekulację papierami Sachsische Staatsbank. Przedsiębiorczość Woltera bardzo zirytowała Fryderyka II, czego nie krył w listach do swojego znamienitego gościa: „Pańska afera z Żydami jest najgorszą historią pod słońcem. W całym mieście spowodował Pan wielkie poruszenie […]. Jeśli chodzi o mnie, to aż do Pana przybycia panował w moim domu spokój. Chciałbym więc Pana poinformować, że jeśli ma Pan jakąś chęć snucia intryg, to trafił Pan pod zły adres”. Fryderyk II odnosił się w ten sposób do wojny podjazdowej, którą za pomocą regularnie produkowanych paszkwili Wolter toczył przeciw Pierre’owi Louisowi de Maupertuis, który na zaproszenie króla Prus stał na czele berlińskiej Akademii Nauk.
Wersja Woltera była cokolwiek inna. Francuz żalił się w listach do swojego gospodarza, że tak naprawdę nikt się nim nie zajmuje, od rana do wieczora siedzi sam w pokoju. Bał się spacerować po ogrodach poczdamskiej rezydencji, bo nawet w snach widział „postać olbrzymiego grenadiera, który przystawiając mi bagnet do piersi, krzyczy: «fort», «sacrament», «der König». I czy czytał Pan kiedykolwiek, by jakiegoś biednego poetę bagnetami wyrzucano z ogrodów Tytusa czy Marka Aureliusza; poetę, który został zaproszony przez składającego mu hołdy władcę?”.
W ostatnim zdaniu tkwi wyjaśnienie zagadki tego dramatycznego kryzysu znajomości między Fryderykiem II a Wolterem. Hohenzollern składał Francuzowi za mało hołdów. Rozdęte ego „papieża oświecenia” na dłuższą metę nie mogło tego znieść, tym bardziej że trafiła kosa na kamień. Pruski król w niczym nie ustępował Wolterowi, gdy chodzi o ironię i złośliwość. Od początku też Hohenzollern jasno wytyczył granicę dysput, które chciał wieść z autorem Traktatu o tolerancji. Wszystkie tematy były dozwolone poza jednym – polityką.
Już w 1743 roku pisał na ten temat do Woltera: „rozmawiać z Panem o polityce, to tak jakby podawać ukochanej filiżankę herbaty ziołowej. Mam na myśli to, że lepiej byłoby rozmawiać z Panem o poezji”. Tej zasady król Prus trzymał się również podczas pobytu Francuza w Poczdamie. Nic tak boleśnie nie uderzyło w dumę „patriarchy oświecenia”, powołanego we własnym mniemaniu nie tylko do pisania poezji i traktatów filozoficznych, ale i do służenia radą władcy Prus we wszystkich sprawach państwa, jak ograniczanie jego wpływu tylko do sfery czystej literatury.
Fryderyk II nie szczędził mu również innych upokorzeń. Władca Prus kazał swoim ludziom przeszukać we Frankfurcie nad Menem bagaż wracającego do Francji Woltera, aby skonfiskować wszelkie rękopisy, które jego gość wiózł do domu. W ten sposób Hohenzollern chciał zminimalizować niebezpieczeństwo rozpuszczania przez Woltera złośliwych plotek wymierzonych w „filozofa z Poczdamu”.
Chociaż rewizja i konfiskata zostały skrupulatnie przeprowadzone, nie uchroniło to jednak Fryderyka II od ciętego języka „filozofa z Ferney”. Za doznane upokorzenia Wolter „odwdzięczył się” władcy Prus rozpuszczaniem pogłosek o jego homoseksualnych skłonnościach. Jakby przewidując taką reakcję Francuza, Fryderyk II pisał do niego z Poczdamu: „Posiada Pan umiejętność zmiany dat i przenoszenia wydarzeń wedle własnego widzimisię. Więcej nawet, ma Pan umiejętność atakowania jednego zdania tu, drugiego zdania tam, a obydwa potrafi Pan tak złożyć, jak to odpowiada Pana zamiarom”.
Poczdamska przygoda Woltera nie zakończyła jednak znajomości z królem Prus. Po kilku latach chłodu wszystko wróciło do normy. Regularna korespondencja trwała aż do śmierci autora Dziewicy Orleańskiej. Wolterowi nie brakowało również okazji, by raz za razem wyrażać swój podziw dla Hohenzollerna.
W 1773 roku francuski filozof pisał do króla Prus: „Powiadają, Panie, że rozbiór Polski to Wasze dzieło. Jestem tego pewien, bo to rzecz genialna”. W ten sposób Wolter skomentował kluczową rolę władcy Prus w zainicjowaniu i przeprowadzeniu pierwszego rozbioru Polski.
Władysław Konopczyński w swoim klasycznym dziele Fryderyk Wielki a Polska pisał: „Historia nie zna przykładu, aby jeden człowiek włożył tyle nienawiści w swój stosunek do sąsiedniego narodu, ile jej przez pół wieku wydzielił z siebie Fryderyk zwany Wielkim […]. Dla Fryderyka człowieczeństwo jako cel nie istniało – istniała potęga Prus, tj. domu brandenburskiego, jej służyć miały świadomie i bezwiednie inne państwa i narody. Naród polski miał mu służyć jak stado baranów, aby po spełnieniu tej misji stać się nawozem pod inną wartościowszą rasę”.
Wielki polski historyk pisał to dzieło w latach drugiej wojny światowej, podczas niemieckiej okupacji. Widać to w cytowanych przed chwilą słowach. Wpływ tych okoliczności widoczny jest również w tezie Konopczyńskiego o istnieniu iunctim między „bożyszczem Prus a bożyszczem Trzeciej Rzeszy Niemieckiej”.
W jednym jednak nie sposób odmówić racji wielkiemu historykowi. Stosunek Fryderyka II do naszego kraju był nacechowany dużą dozą osobistej niechęci, a nawet nienawiści do Polski – jej religii, kultury i obyczajów. Niektórzy biografowie Hohenzollerna kładą to na karb bolesnych skutków jego wizyty w Dreźnie w 1728 roku, podczas której miał się zarazić od jednej z polskich dam dworu Augusta II chorobą weneryczną.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Grzegorza Kucharczyka „Hohenzollernowie. Władcy Prus” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Grzegorza Kucharczyka „Hohenzollernowie. Władcy Prus”.
Nie sposób tego jednoznacznie wyjaśnić i nie jest to zresztą najważniejsze. Istotne jest to, że jeszcze przed wstąpieniem na tron Fryderyk uważał Polskę za jedną z głównych przeszkód na drodze mocarstwowego rozwoju monarchii Hohenzollernów. W memoriale pisanym, gdy na rozkaz ojca przebywał w kostrzyńskiej twierdzy, oprócz austriackiego Śląska wskazywał na polskie Pomorze (Prusy Królewskie) jako obszary, które powinny w przyszłości zostać przyłączone do Prus w ramach „zaokrąglania” ich terytorium.
Zaraz na początku swojego panowania Fryderyk II zademonstrował, że nie zamierza tolerować nawet śladowych oznak dawnej podległości lennej Hohenzollernów wobec Korony Polskiej. Jak wiemy, taki charakter miała obecność komisarzy królewskich przy hołdzie stanów pruskich (Księstwa Pruskiego) składanego nowemu władcy. W 1740 roku Fryderyk II „spóźnił się” z powiadomieniem Warszawy o zbliżającej się uroczystości, tak że polscy komisarze nie mieli szans na uczestnictwo w królewieckiej uroczystości. W ten sposób władca Prus wykonał testamentalne zalecenie swojego ojca, Fryderyka Wilhelma I, który w 1722 roku uczulał swoich następców, by nie dopuścili do obecności polskich komisarzy przy ceremonii lennej w Królewcu.
W dokumentach zarysowujących strategiczne kierunki pruskiej polityki zagranicznej, czyli w testamentach politycznych Fryderyka II z 1752 i 1768 roku, Polska jest przedstawiana jako państwo słabe, zacofane, targane plagą liberum veto („nie ma nic łatwiejszego jak zerwanie polskiego sejmu” – pisał tonem pełnym zadowolenia w 1752 roku). W 1768 roku stwierdził, że Polska „zajmuje ostatnie miejsce wśród narodów Europy”, a polska szlachta była według niego „wyniosła, arogancka w zamożności, tchórzliwa w nieszczęściu, łatwa do przekupienia, niezdolna do podejmowania odważnych decyzji i ich realizowania”. Swoim następcom Fryderyk II zalecał podtrzymywanie ustrojowego bezwładu Rzeczypospolitej.
Król Prus przewidywał, że sytuacja, w której wszystkie ościenne mocarstwa będą tolerować taki stan rzeczy, nie potrwa długo. Przy takim rozwoju wydarzeń zalecał swoim następcom przystąpienie do realizacji polityki „zaokrąglania” pruskiego terytorium kosztem polskiego Pomorza, które winno być zajmowane przez Prusy stopniowo, „listek za listkiem, na podobieństwo konsumpcji karczocha”.
Gdy król Prus pisał te słowa, w Rzeczypospolitej rozpoczynała się konfederacja barska (1768–1772), którą Hohenzollern potraktował wedle ogólnej zasady, o której pisał już w 1752 roku, jako „dogodną sposobność, którą należy wykorzystać”. Wykorzystać przede wszystkim w celu przekonania rosyjskiej carycy Katarzyny II do idei podziału Polski.
W latach 1764–1766 Fryderyk II za pośrednictwem swoich dyplomatów zarzucał Petersburg memoriałami, wskazującymi na niebezpieczeństwo dla Prus i Rosji spowodowane wejściem państwa polskiego na ścieżkę reformy swojego ustroju, co zapoczątkowano w 1764 roku przeforsowanymi przez „familię” Czartoryskich na sejmie konwokacyjnym cząstkowymi reformami administracyjnymi (powołanie Komisji Skarbowych i Wojskowych). Dla Prus, jak pisał do swoich dyplomatów nad Newą król Prus, takie reformy i w perspektywie ograniczenie lub co gorsza zniesienie liberum veto oznaczać będzie pojawienie się na horyzoncie śmiertelnego zagrożenia – silnej, dobrze rządzonej Polski.
Ostatecznie Fryderykowi II udało się namówić w 1766 roku Katarzynę II do cofnięcia dzieła reform „familii” (wykorzystano pretekst obrony prześladowanych rzekomo nad Wisłą dysydentów religijnych). Konfederacja barska, która była reakcją na brutalne deptanie przez Rosję suwerenności Polski, została wykorzystana przez króla Prus do tego, by przekonać carycę, że Petersburg nie będzie w stanie samodzielnie utrzymać swojej dominacji nad całą Rzecząpospolitą i dlatego powinien szukać stosownych „rekompensat” terytorialnych w Polsce. Jednak aby inne mocarstwa (Prusy i Austria) nie poczuły się zagrożone tym przesunięciem się Rosji na zachód, także one powinny dostać stosowną „rekompensatę”. Rzecz jasna także kosztem Polski. W tym duchu prowadził w styczniu 1771 roku nad Newą negocjacje wysłany tam przez Hohenzollerna jego brat, książę Henryk Pruski.
Jednocześnie Fryderyk II sprawiał wrażenie, że pośrednio popiera antyrosyjską konfederację. Tę mistyfikację ułatwiała mu skrajna naiwność polityczna części przywódczej elity konfederacji barskiej. Niektórzy z konfederatów widzieli nawet Hohenzollerna jako kandydata do tronu polskiego po detronizacji znienawidzonego przez nich „Ciołka”. Projekty przymierza polsko-pruskiego snuto wśród barzan nawet wówczas, gdy co rusz dochodziły wieści o brutalności wojsk pruskich w obszarze nadgranicznym (kontrybucje, porwania rekrutów). Sympatie do Berlina nie opadły nawet wtedy, gdy wojska pruskie w uzgodnieniu z rosyjskimi zajęły 2 listopada 1771 roku Poznań. Dopiero gdy w lutym 1772 roku wojska pruskie przystąpiły do regularnego zwalczania oddziałów konfederackich na Kujawach, a w kwietniu pomogły zdobyć wojskom Suworowa krakowski Wawel, poznano, że król Prus nie do końca jest „przyjacielem naszej wolności”.
Po upadku konfederacji barskiej Fryderyk II ułożył nawet (rzecz jasna po francusku) utwór poetycki, w którym na równi wykpiwał naiwność barzan oraz ich katolicyzm. Wolter wysoko ocenił ideowe przesłanie poematu, chwaląc – na równi Fryderyka II i Katarzynę II – za walkę z polskim „zabobonem i nietolerancją”. Pisał pod koniec lipca 1772 roku do króla Prus: „Wasza Królewska Mość czynisz kwitnącym i potężnym państwo, które pod panowaniem Twego dziada było państwem tylko wymarzonym. Wasza Królewska Mość śmiałeś wszędzie znosić i zrozumieć prawdę i jesteś pod każdym względem jedynym w swoim rodzaju. To, co obecnie czynisz, warte jest poematu o konfederatach. Miłą to zaiste jest rzeczą: zgnębić ludzi, aby ich następnie opiewać”.
Pierwsza konwencja rozbiorowa, zawarta tylko między Rosją a Prusami, została podpisana w Petersburgu 17 lutego 1772 roku. Traktat rozbiorowy, do którego dołączyła również Austria, został podpisany nad Newą 5 sierpnia 1772 roku. Fryderyk II dopełnił w ten sposób program „zaokrąglania” pruskiego terytorium. Anektował polskie Pomorze (Prusy Królewskie, ale bez Gdańska i Torunia), Warmię oraz okręg nadnotecki z Bydgoszczą. Ten ostatni obszar został w kolejnych paru latach tak „skorygowany”, że w granicach Prus dodatkowo znalazło się ponad 50 polskich miast i blisko 1300 wsi. Na zlecenie króla pruscy uczeni udowadniali w swoich dziełach „odwieczne prawa” monarchii Hohenzollernów do anektowanych przez Berlin polskich ziem.
Antypolska polityka Fryderyka II miała również swój wymiar ekonomiczny. Narzucony przez Prusy Rzeczypospolitej w 1775 roku traktat handlowy był skrajnie dla Polski niekorzystny. Pruska komora celna w Kwidzynie stała się od tego czasu kolejnym, bardzo skutecznym instrumentem poszerzania źródeł dochodu pruskiego budżetu. Swoją wymowę miał również fakt, że w odniesieniu do majątków polskiej szlachty na ziemiach zabranych przez Prusy w wyniku I rozbioru nie obowiązywała wprowadzona przez Fryderyka II polityka kredytowania majątków ziemskich. W zamian za to po 1773 roku król prowadził na ziemiach polskich ożywioną działalność kolonizacyjną.
Przed ponad stu laty Szymon Askenazy napisał w odniesieniu do Fryderyka II, że „historia polska ma do jego osoby najpierwsze, najlepsze prawo. Należy on do niej, stanowi jej własność […]. Nie żalić się przecie, nie kwękać: chłodnym skalpelem analizy obnażyć kręte zwoje tego królewskiego mózgu, odsłonić szczególną budowę tego królewskiego serca, demonstrować ściśle i niezbicie, na mocy niezawodnych świadectw, dokumentów autentycznych, czym był, co zrobił Fryderyk dla swoich, dla sąsiadów, dla świata – takie jest zadanie, do którego nikt nie jest bardziej powołanym od historyka polskiego”. Z perspektywy lat, zwłaszcza po wspaniałych studiach Stanisława Salmonowicza, można powiedzieć, że „chłodny skalpel” polskiego historyka przeniknął w wystarczający sposób do „zwojów królewskiego mózgu” Fryderyka II – jednego z głównych architektów upadku Polski, który łączył polityczną wrogość wobec państwa polskiego z niekłamaną pogardą dla polskości.