Jak zajść w ciążę... w średniowieczu?
Ten tekst jest fragmentem książki Rosalie Gilbert „Tajemne życie seksualne kobiet w średniowieczu”.
Nic zatem dziwnego, że sporo napisano wówczas o najskuteczniejszych sposobach prokreacji, które miały zapewnić narodziny chłopca. To byli przecież najlepsi spadkobiercy. Nie zapominano też o samym przebiegu ciąży, chociaż niektóre z tych rad były cokolwiek osobliwe. Ogólnie uważano, że podobnych spraw nie należy zostawiać przypadkowi. Jeśli tylko można było jakoś wspomóc przyszłą matkę, należało to zrobić.
Poczęcie
W pewnych obszarach medycyna średniowieczna była nawet dość zaawansowana, w innych sporo jej brakowało. Podstawowe zrozumienie procesu poczęcia odziedziczyliśmy jeszcze po starożytnej Grecji i Rzymie, czyli czasach znacznie dawniejszych niż XIII wiek, gdy ukazała się przypisywana Albertowi Wielkiemu praca De secretis mulierum, czyli O sekretach białogłowskich.
Dużo opowiadała o funkcjonowaniu kobiecych ciał i o tym, skąd biorą się dzieci. Poczęciem była chwila, gdy pojawiały się dwa nasiona i sytuacja im sprzyjała. Nasienie męskie musiało połączyć się z żeńskim poprzez stosunek płciowy. Mieszają się one ze sobą wewnątrz kobiety, a następnie:
[…] łono zamyka się jak torebka z każdej strony, więc nic nie może z niego wypaść. Po tym kobieta nie ma już miesiączki.
Ogarniano więc podstawy, nawet jeśli brakło wiedzy co do szczegółów. Męskie nasienie docierało na miejsce i mieszało się z kobiecym, po czym całość się zamykała, dając gwarancję, że płód nie wypadnie. Ogólnie się zgadza. I to już coś na początek.
Zanim zajmiemy się ówczesnymi pomysłami na to, jak zwiększyć szanse zajścia w ciążę, należy zerknąć na kilka pokrewnych tematów. Takich elementarnych. Należało wybrać dzień. Porę dnia. Partnera. Chwilę w jej cyklu menstruacyjnym. Lokalizację schadzki. Pozycję, która będzie odpowiednia. Stosowne nakrycie głowy. No i na seks musiały wyrazić zgodę obie strony.
Jak już wspomniałam, powszechnie wierzono wówczas, że seks bez zgody nie może prowadzić do ciąży, przez co udowodnienie gwałtu było niekiedy wręcz niemożliwe. Jeśli kobieta zaszła w ciążę w wyniku aktu przemocy, uznawano otwarcie, że musiała być chętna i kłamie, że została do czegokolwiek zmuszona. Naprawdę tak uważano.
Kiedy zadbało się już o wszystko powyższe albo i zignorowało całą listę na rzecz beztroskich figli, nadal trzeba było o tym i owym pomyśleć. Zwłaszcza jeśli zależało komuś na dziecku konkretnej płci. Tego też lepiej było nie zostawiać tak całkiem przypadkowi.
Pomoc w kwestii płci
Nasza medyczka Trotula z Ruggiero przedstawiła sporo porad w kwestii poczęcia. Niekiedy nietypowych. Poszła nawet krok dalej, sugerując działania, które miały się przyczynić do intencjonalnego spłodzenia chłopca lub dziewczynki. I to było niezwykle przydatne, jeśli ktoś rozpaczliwie potrzebował męskiego potomka i może był skłonny nawet poszukać nowej partnerki, jeśli obecna się nie wywiązywała.
Staranie o chłopca
Trotula radzi coś takiego:
Jeśli chce począć męskiej płci dziecko, niech jej mąż weźmie łono i pochwę zająca i je wysuszy, a potem niech zmiesza ten proszek z winem i wypije.
Hm. Trotula zupełnie nie wspomina, skąd wziąć narządy zająca, chyba że domyślnie miałyby zostać po gotowaniu obiadu. Wino wydaje się świetnym pomysłem. Nie precyzuje, ile tego wina należy użyć, ale jeśli ma ono zamaskować smak tych narządowych paproszków, to chyba dobrze byłoby zadbać o spory zapas. Jestem też pełna uznania dla autorki za pomysł, że to mężczyzna ma sobie to wszystko przygotować i jeszcze wypić. Dobra robota, Trotulo.
Staranie o dziewczynkę
Żeńskie potomstwo nie było aż tak bardzo upragnione. Trudniej było z dziedziczeniem, zwłaszcza jeśli posiadała jeszcze jakieś rodzeństwo, no i trzeba było szykować dla niej posag, jeśli miała dobrze wyjść za mąż. Niemniej jeśli przyszłej matce zależało właśnie na córce, Trotula nie zostawiała jej samej:
Podobnie niech kobieta zrobi to samo z jądrami zająca i pod koniec okresu zlegnie z mężem, a wtedy pocznie dziecko płci żeńskiej.
Jeśli ktoś liczył na frykasy i słodkości, to niestety. Rozczarowujące. Jądra nie są ani słodkie, ani nawet pikantne. Ciekawe, że w przypadku dziecka płci męskiej zalecano użycie macicy, i to konsumowanej przez męża, córka zaś wymagała spożycia przez kobietę jąder. Nie wytłumaczono, dlaczego tak właśnie jest. Czy chodziło może o to, że przeciwieństwa się przyciągają?
Niezdolność do poczęcia
Żeby można było podejmować próby wpłynięcia na płeć przyszłego dziecka, musiał zostać spełniony pewien warunek wstępny, czyli kobieta musiała być zdolna do zajścia w ciążę. Jeśli był z tym problem, Trotula miała kilka propozycji, które wiązały się z użyciem konkretnych podrobów. Mogły być spożywane przez męża lub żonę, zależnie od tego, po czyjej stronie pojawiała się trudność.
Weź wątrobę i jądra małej świni, która była jedyną w miocie, niech zostaną one wysuszone i starte na proszek i niech zostanie on podany w miksturze mężczyźnie, który nie jest w stanie spłodzić, a będzie wówczas do tego zdolny, lub kobiecie i wówczas ona pocznie.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Rosalie Gilbert „Tajemne życie seksualne kobiet w średniowieczu” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Rosalie Gilbert „Tajemne życie seksualne kobiet w średniowieczu”.
Cóż, takie jądra to nie cebula, gdy chodzi o chuch, ale kto wie. Jeśli dziwi was tak szczegółowe zalecenie co do rozmiarów świnki i jej pochodzenia, mogę dodać, że inny, prawie identyczny przepis dotyczy zaradzenia problemowi po stronie kobiety. Tyle że wymaga on więcej podrobów. Całkiem jakby chodziło o zagospodarowanie resztek z miejscowej jatki.
Jeśli kobieta chce zajść w ciążę, weź jądra niekastrowanego samca świni lub dzika i wysusz, po czym zetrzyj na proszek i niech kobieta wypije go z winem zaraz po zakończeniu miesiączki. Potem niech zlegnie z mężem i wtedy pocznie.
Trotula kategorycznie stwierdza, że należy używać jąder niekastrowanego knura, ale według mojej najlepszej wiedzy taki wykastrowany nie ma jąder, które dałoby się wykorzystać. Uwaga wydaje się zatem całkiem zbędna. Jądra nie odrastają. Pomysł, żeby preparat w proszku podawać w winie, nie zaś w eliksirze, wydaje się dobrym posunięciem. Może stłumić zniechęcającą męża woń specyfiku.
Ale to jeszcze nie koniec. Szanowne panie, oto kolejna propozycja. Tutaj potrzebna będzie oślica.
Inaczej jeszcze niech kobieta zmoczy wilgotną wełnę w mleku oślicy, przywiąże ją do pępka i trzyma ją tam, aż będzie miała stosunek.
Woń psującego się mleka działa podniecająco? Co na to karmiące matki? Załóżmy teraz, że kobieta dość już wypiła tego wina i jeszcze podjadła przy okazji. Czy były to jądra, czy cokolwiek innego, dość, że zrobiła, co było w jej mocy. Nadal nie poczęła? Może to więc nie ona ma problem. Może to on. Gdyby to mąż był odpowiedzialny za niepowodzenia, chociaż wszystko przebiegło, jak powinno, Hildegarda miała pewien pomysł. Trudno, żeby było inaczej. Dlaczego miałaby sobie odmawiać?
Jeśli mężczyzna doznaje poruszenia i zachwytu, ale jego nasienie pozostaje w ciele i mężczyzna zaczyna od tego chorować, winien wziąć rutę i mniejszą trochę porcję piołunu, dodać większą ilość niedźwiedziego sadła i ubić to razem. Potem powinien energicznie nacierać się nim wkoło nerek i lędźwi, zawsze blisko ognia.
Niedźwiedzie sadło? Znowu niedźwiedź! Takie energiczne nacieranie lędźwi pewnie pomoże, ale nie wiem, czy za sprawą niedźwiedzia. Jeśli nie, może piołun przepłoszy trochę pchły, to też jakiś pożytek.
Jeśli mężczyzna ma kłopoty z innego powodu, kobieta może spróbować jednego z tych dwóch gorąco zalecanych sposobów na lepsze nasienie. Takie gwarantujące ciążę. Tutaj wracamy do ogródka, istotny zaś będzie wywołujący pożądanie rojnik. Tym razem przyniesie więcej pożytku ponad czczą motywację do działania, chociaż jestem pewna, że jako kobieta czysta Hildegarda opierała się na cudzych relacjach, nie zaś na osobistym doświadczeniu. Doradza:
Rojnik. A jeśli kogoś wiek ususzy i nasienie jego będzie ułomne ze starości, niech zamoczy rojnik w kozim mleku na tyle długo, żeby cały nasiąkł mlekiem. Następnie winien go ugotować z tym samym mlekiem z dodatkiem kilku jajek, aby wyszło z tego danie. Potem winien jeść takie danie przez trzy do pięciu dni. Jego nasienie otrzyma moc płodzenia i dostarczy potomstwa. To samo danie nie jest przydatne przy niepłodności kobiet.
To może być pomocne, lecz nie musi, ale otrzymujemy przy okazji przepis na omlet lub jajecznicę, zatem może być chociaż smaczne. W przeciwieństwie do przepisów na jądra lub macicę kobiecie łatwiej było na pewno przekonać męża, żeby to zjadł.
Inny jeszcze sposób opiera się na ziołach. Gdyby mąż nie lubił jajek, można spróbować z orzechami laskowymi. Niemniej potrzebna będzie również koza. Nie żartuję.
Leszczyna. Drzewo leszczyny jest bardziej zimne niż gorące i niemałe ma zastosowanie w medycynie. Symbolizuje lubieżność. Mężczyzna, którego nasienie ma marną jakość, tak że nie nadaje się do płodzenia potomstwa, powinien wziąć duże orzechy laskowe, jedną trzecią tyle rdestu i ćwierć tyle powoju, co rdestu. Powinien to ugotować z odrobiną pieprzu i wątrobą młodego kozła, który był wystarczająco dorosły, by się rozmnażać. Następnie powinien dodać odrobinę surowego, tłustego mięsa wieprzowego. Winien też maczać chleb w wodzie, w której to mięso było gotowane, i go jeść. Jeśli będzie robił to często, obrodzi potomstwem, jeśli tylko sprawiedliwy osąd Boży nie wskaże inaczej.
Przy miksie orzechowym ten omlet wygląda jeszcze bardziej zachęcająco.
Całkiem możliwe, że nawet przy tak bajecznych przepisach na ciążę, która wobec tylu starań powinna się przecież zdarzyć, najważniejsza była ta uwaga na końcu: „jeśli tylko sprawiedliwy osąd Boży nie wskaże inaczej”. To był tak naprawdę czynnik nadrzędny. Nie gatunek wina miał ostatecznie decydować czy wybór świnki z właściwego miotu. Inaczej to wszystko nie miałoby większego sensu.
Walka z niepłodnością
Jeśli kobieta wydawała się naprawdę niepłodna, czy była dla niej jakaś nadzieja? Też pytanie. Zawsze była nadzieja. Nadzieja i modlitwa. No i był jeszcze nasz dynamiczny duet, Trotula i Hildegarda. I zanim zaczęło się stawiać zarzuty, należało ustalić, która ze stron była właściwie niepłodna. Może to nie była ona. Może to on? Ale jak to stwierdzić? Temu służył prosty test. Potrzebne do niego były tylko dwa garnki i trochę otrębów. I można było zaczynać.
Weź dwa garnki i do każdego nasyp trochę otrębów. Nalej do jednego trochę moczu mężczyzny, a do drugiego trochę moczu kobiety, i odstaw te garnki na dziewięć do dziesięciu dni. Jeśli niepłodność dotyczy kobiety, znajdziesz w tym garnku wiele robaków, a otręby będą śmierdzieć. Tak samo, jeśli to wina mężczyzny. A jeśli nie znajdziesz tego w żadnym, to żadna ze stron nie ma wady i mogą wspomagać się dobrodziejstwami medycyny, żeby ostatecznie począć.