Jak Sowieci manipulowali opinią publiczną w sprawie bomby neutronowej?
Ten tekst jest fragmentem książki Thomasa Rida „Wojna informacyjna”.
Broń neutronowa od początku jej pojawienia się budziła fascynację. W 1960 roku, gdy wielu specjalistów w armii USA uważało ją jeszcze za koncepcję czysto teoretyczną, senator Thomas Dodd z Connecticut w rozmowie na temat przyszłości wojny wspomniał o możliwym zastosowaniu energii wybuchu atomowego, aby „zamiast ciepła i podmuchu, jego podstawowym produktem była eksplozja neutronów”. Jak zapewniał senator, ów wybuch neutronów wyrządziłby znikome obrażenia fizyczne, ale natychmiast uśmierciłby całe życie na docelowym obszarze. Jak ujął to w „New York Times”, taka broń: „krótko mówiąc, działałaby jako swego rodzaju promień śmierci”. Naukowcy w Stanach Zjednoczonych pracowali w tym czasie nad nową bronią, która pozwoliłby skuteczniej powstrzymać radzieckie dywizje pancerne i powodowała mniejsze skażenie i zniszczenia niż taktyczna broń nuklearna. Przeciwko budowie bomby neutronowej natychmiast zaprotestował Związek Radziecki.
Na początku lipca 1977 roku pojawiły się informacje, że amerykańskie próby z nową bronią zakończyły się sukcesem. „Udany test bomby neutronowej!” głosił tytuł na pierwszej stronie „Los Angeles Times”. Niemal natychmiast zaczęli mobilizować się jej przeciwnicy – niewielka grupa zdeterminowanych zebrała nawet do fiolek własną krew, które następnie roztrzaskano o kamienne filary wznoszące się przy wejściu do Departamentu Obrony. Wraz z krwią kapiącą z Pentagonu rozpoczęła się także mobilizacja tajnej infrastruktury ZSRR. Jej cel operacyjny był trojaki: po pierwsze, zapobieżenie rozmieszczenia w całym NATO tego, co wojsko amerykańskie nazywało „wzmocnioną bronią radiacyjną”; po drugie, chciano podzielić NATO, nastawiając europejskich sojuszników przeciwko Stanom Zjednoczonym; i po trzecie, odwrócić uwagę od trwającej w tym czasie ekspansji militarnej ZSRR.
Przez resztę lipca 1977 roku Związek Radziecki wyraźnie zwiększył liczbę artykułów prasowych poświęconych bombie neutronowej. CIA monitorowało tygodniowo do 3000 programów i audycji. Dziesięć dni po pierwszym tekście w bloku wschodnim pięć procent wiadomości zostało poświęconych bombie neutronowej. Tydzień później liczba ta wzrosła do trzynastu procent, więcej niż na jakikolwiek inny temat. 1 sierpnia 1977 roku oficjalna radziecka agencja informacyjna ogłosiła Międzynarodowy Tydzień Działań Przeciwko Bombie Neutronowej. Jeden z komentatorów „Izwiestii” nazwał nową technologię „nieludzką”. Z kolei patriarcha rosyjskiego Kościoła prawosławnego nazwał ową broń „szatańską”. Rzeczywiście, patrząc z perspektywy komunistycznej, bomba neutronowa była bronią idealną kapitalizmu: niszczyła ludzi, a nie ich własność. Sowieci mieli świadomość, że taka antykapitalistyczna krytyka będzie jeszcze silniejsza, jeżeli jej źródłem będą pracownicy fizyczni. Gazeta „Wiecziernaja Moskwa” cytowała jednego z pracowników Fabryki Naprawy Silników Nr 1: „Nigdy nie zapomnę srogiej nędzy, jaka spadła na wielu naszych ludzi w czasie drugiej wojny światowej. Faszystowskie Niemcy chciały wówczas zetrzeć z powierzchni ziemi Moskwę, Leningrad, Kijów i inne radzieckie miasta oraz wioski, aby zamienić nas wszystkich w posłusznych niewolników. Amerykańscy imperialiści poszli jeszcze dalej, bluźnierczo deklarując, że bomba zabija tylko ludzi, pozostawiając nietkniętymi wszystkie obiekty materialne”.
Dwa dni wcześniej w innym artykule włożono w usta robotnika z Uzbekistanu, mieszkającego 2200 kilometrów na południe od Moskwy, niemal identyczny cytat. W połowie lipca w „Der Spiegel” opublikowano artykuł zatytułowany Bomba neutronowa – amerykańska cudowna broń dla Europy. Jak dowodził autor, nowa promieniotwórcza broń obniży próg wykorzystania broni nuklearnej, a tym samym istnieje dużo większe prawdopodobieństwo uniknięcia wojny nuklearnej, która obróciłaby w perzynę całe Niemcy. Europejczycy byli szczerze zatroskani możliwymi konsekwencjami użycia nowej broni, a Sowieci ciężko pracowali, aby te obawy jeszcze bardziej podsycać. Zmobilizowano do tego celu różne grupy-przykrywki. W wielu krajach bloku wschodniego w Europie rady pokoju organizowały spotkania protestacyjne, a oficjalne gazety różnych europejskich partii komunistycznych opublikowały komentarze przeciwko bombie neutronowej.
To, co rozpoczęło się jako ewidentnie radzieckie zabiegi, obecnie dla wielu stało się reakcją opinii publicznej na rzekome okropności ‘bomby neutronowej’”, jak kilka lat później doszła do wniosku CIA.
We wrześniu 1977 roku administracja Cartera ogłosiła, że prezydent nie zgodzi się na produkcję tak zwanej wzmocnionej broni radiacyjnej, chyba że zgodzą się ją rozmieścić także amerykańscy sojusznicy NATO w Europie. Deklaracja ta otworzyła nowe możliwości Sowietom, odtąd opinia publiczna w Europie mogła mieć wpływ na amerykańską politykę wojskową, a z kolei „środki aktywne” mogły kształtować opinię publiczną w Europie. Kampania przeciwko broni neutronowej została przeniesiona ze Stanów Zjednoczonych do Europy. Leonid Breżniew, następca Chruszczowa i piąty przywódca ZSRR, wysłał list do każdego z szefów państw Europy Zachodniej z ostrzeżeniem, że rozmieszczenie bomby neutronowej w krajach NATO zagroziłoby polityce odprężenia. Oświadczenie to, jak zauważyło CIA, spotkało się z dużym zainteresowaniem mediów na całym świecie.
Pierwsza Sesja Specjalna Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych na Rzecz Rozbrojenia odbywała się w Nowym Jorku między 23 maja a 28 czerwca 1978 roku. Przed szczytem ZSRR przeprowadził akcję mającą na celu zmiękczenie gruntu przy pomocy pozornie oddolnych wydarzeń organizowanych przez ruchy na rzecz pokoju. Na początku lutego Światowa Rada Pokoju, „po części przykrywka” KGB, jak później ustaliła CIA, we współpracy z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej, oficjalnym organem ONZ, zorganizowały sympozjum w Wiedniu, którego tematem była bomba neutronowa. W spotkaniu wzięły udział delegacje z 22 krajów. Główne wydarzenie odbyło się jednak w Amsterdamie, począwszy od 18 marca, a jego głównym organizatorem była Holenderska Partia Komunistyczna. Dziesięć dni przed wiecem do dymisji podał się holenderski minister obrony, chadek Roelof Kruisinga, protestując w ten sposób przeciwko odmowie swojego rządu potępienia broni neutronowej, a następnie zorganizował głosowanie w parlamencie przeciwko rozmieszczeniu nowej broni.
Potępienie zostało przyjęte większością ponad dwóch trzecich głosów, co uniemożliwiło Hadze wyrażenie zgody na rozmieszczenie broni w krajach NATO. Podczas masowego wiecu nazwanego Międzynarodowym Forum Przeciwko Bombie Neutronowej w całej Europie wyszło na ulice ponad czterdzieści tysięcy aktywistów. Pośród licznych mówców na wiecu znalazł się amerykański krytyk Daniel Ellsberg, znany ze sprawy tzw. Dokumentów Pentagonu, patriarcha Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego oraz członek Światowej Rady Pokoju, Romesh Chandra. Co dziesiąty dom w Amsterdamie i innych miastach zdobił plakat Holenderskiej Partii Komunistycznej z napisem „Stop bombie neutronowej”.
Spowodowało to, że wątpliwości z którymi zmagał się prezydent Carter, jeszcze bardziej wzrosły. Miał świadomość tego, co się dzieje w Holandii i w dniu, w którym w Amsterdamie odbył się wiec, przekazał swoim najbliższym doradcom, że sprzeciwi się dalszym pracom nad bronią neutronową. Kiedy urzędnicy NATO zasygnalizowali, że to KGB może być siłą napędową międzynarodowego ruchu przeciwko broni neutronowej, wielu przyjęło to z dużym sceptycyzmem. „Nie ma dowodów” na wpływy KGB, jak kilka tygodni po holenderskim głosowaniu komentowano to w „The Guardian”, kiedy przyszłość wzmocnionej broni radiacyjnej nadal pozostawała niepewna. Na początku kwietnia rozeszły się wieści, że Carter odłożył w czasie produkcję bomby neutronowej, co spotkało się z krytyką części europejskich sojuszników, między innymi Niemiec.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Thomasa Rida „Wojna informacyjna” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Thomasa Rida „Wojna informacyjna”.
Kampania „środków aktywnych” nie została jednak zakończona. Tajnej operacji towarzyszyły pojawiające się na jej obrzeżach fałszerstwa. Przykładem może tu być anonimowa przesyłka pocztowa, którą 8 czerwca 1978 roku otrzymało kilka redakcji belgijskich gazet. Zawierała ona kserokopię rzekomego listu sekretarza generalnego NATO Josepha Lunsa do stałego przedstawiciela USA przy NATO Williama Tapleya Bennetta Jr. W liście Luns informował Bennetta, że „z pomocą [moich] przyjaciół” w belgijskim Ministerstwie Obrony przygotowywana była „lista dziennikarzy wykazujących negatywne nastawienie do bomby neutronowej”. Jak złowieszczo ale też bez żadnych konkretów sugerował Luns, niektórzy z jego belgijskich przyjaciół byli „nadgorliwi” w podejmowaniu działań przeciwko wymienionym w niej dziennikarzom.
Kiedy niektórzy ze wspomnianych dziennikarzy skontaktowali się z władzami NATO, te natychmiast publicznie oświadczyły, że list był fałszerstwem. Niemal dwa miesiące później dwie belgijskie gazety „De Nieuwe” oraz „De Volkskrant” opublikowały artykuły na temat listu Lunsa wraz z fałszywą dokumentacją, ale w obu przypadkach ani słowem nie wspomniano, że list został oficjalnie określony jako fałszerstwo.
CIA zgodziła się z radzieckimi dyplomatami i superszpiegami, że kampania „środków aktywnych” wymierzonych przeciwko bombie neutronowej była niezwykłym sukcesem. Anatolij Dobrynin, wieloletni ambasador Związku Radzieckiego w Waszyngtonie, napisał później w swoich wspomnieniach, że „sowiecka kampania podważyła amerykańskie plany rozmieszczenia w Europie nowej broni nuklearnej”. Częściowo tajna kampania, jak pisał Dobrynin, skutecznie przedefiniowała broń obronną jako ofensywną. „Kampania zakończyła się sukcesem, kiedy Amerykanie ostatecznie zarzucili swój pomysł”, jak podsumował ją zbieg z KGB Ilia Dżirkwiełow, dodając przy tym: „Mogę z całą pewnością stwierdzić, że znaczącą pomoc w osiągnięciu naszego celu otrzymaliśmy od korespondentów zagranicznych, którym dostarczaliśmy dezinformację”. We wrześniu 1979 roku dyrektor Wydziału Zagranicznego Węgierskiej Partii Pracujących (komunistycznej) János Berecz napisał: „Kampania polityczna przeciwko bombie neutronowej była jedną z najbardziej znaczących i udanych od czasów drugiej wojny światowej”. Związek Radziecki przyznał odznaczenie swojemu ambasadorowi w Hadze, doceniając jego sukcesy w sterowaniu Holenderską Partią Komunistyczną podczas kampanii przeciwko broni neutronowej.
W 1980 roku pracownicy wywiadu USA wyliczyli, że operacja na skalę kampanii „bomby neutronowej”, gdyby podjął się jej rząd Stanów Zjednoczonych, „kosztowałaby ponad 100 milionów dolarów”. Agent KGB Lewczenko, który zbiegł na Zachód w 1979 roku, jeszcze podczas trwania kampanii przeciwko bombie neutronowej, szacował, że jej koszty wyniosły 200 milionów dolarów (równowartość ponad 600 milionów dolarów w roku 2018).
Wywiad amerykański był zapewne bardziej wiarygodny w swojej ogólnej ocenie skuteczności kampanii radzieckiej niż agenci wywiadu ZSRR, gdyż CIA nie musiała uzasadniać wydania setek milionów dolarów na „środki aktywne”. Analitycy CIA stwierdzili, że dokładne zmierzenie wpływu kampanii było trudne, jeżeli nie niemożliwe, zarówno dla Sowietów, jak i Amerykanów, a jednym z powodów tego stanu rzeczy było to, że większość wyborców i aktywistów w Europie naprawdę była przeciwna tajemniczej broni. Znaczna część opozycji nie była w ogóle związana z radzieckimi „środkami aktywnymi”. Analitycy CIA przyznali też jednak, że „Sowieci sprawili, iż bomba neutronowa stała się czymś, co wstrząsnęło posadami w Europie, jeśli nie na całym świecie”.
Wszystkie te wydarzenia zostały również zauważone przez Kongres. Pod wpływem kolejnych antyamerykańskich mistyfikacji, takich jak FM 30-31B, a także kampanii związanej z bombą neutronową, Komisja Izby Reprezentantów ds. Wywiadu przeprowadziła kilka publicznych przesłuchań. Stały się one okazją dla CIA do przedstawienia amerykańskiej opinii publicznej szczegółowych informacji na temat sowieckich „środków aktywnych” oraz ponownego zwrócenia uwagi Ameryki na problem dezinformacji. Pracownikiem CIA wyznaczonym do stawienia się na przesłuchanie był John McMahon, zastępca dyrektora ds. operacji. McMahon, krzepki, siwiejący mężczyzna w opadających okularach, przybył w otoczeniu pięciu dodatkowych agentów wywiadu z bogatym dossier. Podczas przesłuchania McMahon wdał się w bardzo odkrywczy spór na temat natury organizacji-przykrywek z Johnem Ashbrookiem, wojowniczym republikaninem z Ohio.
„– Zidentyfikowaliście Światową Radę Pokoju jako największą z głównych sowieckich grup-przykrywek użytych w kampaniach propagandowych – stwierdził Ashbrook. – Czy to prawda?.
– Tak – odparł McMahon”.
Światowa Rada Pokoju została założona w Warszawie w 1950 roku podczas II Światowego Kongresu Pokoju; w tym samym roku, w którym CIA uruchomiła działania Kampfgruppe w Berlinie. Pierwszą siedzibą władz ŚRP był Paryż, a jej przewodniczącym został Frédéric Joliot-Curie Już w 1951 roku rząd francuski nakazał ŚRP opuścić terytorium Francji, zarzucając jej prowadzenie działalności na rzecz Moskwy. Rada przeniosła swą siedzibę do Wiednia, lecz i stamtąd została po trzech latach wyrzucona za „działania wymierzone przeciwko państwu austriackiemu”. Departament Stanu USA opisywał później Światową Radę Pokoju jako „archetyp organizacji-przykrywki”. Z oceną tą zgadzali się radzieccy dyplomaci. Arkadij Szewczenko, radziecki zastępca sekretarza generalnego ONZ, był świadkiem działań Rady w Nowym Jorku w czasie kampanii przeciwko bombie neutronowej, jak wspominał: „Szczególnie denerwujące były nieustanne prośby Moskwy o pomoc dla kontrolowanej przez ZSRR Światowej Rady Pokoju”. Przyznał też, że nominalnie pokojowa organizacja „roiła się od agentów KGB”.
Ashbrook był zorientowany w niektórych działaniach Światowej Rady Pokoju i kontynuował przesłuchanie McMahona.
– „W porządku” – stwierdził. – „Czy ma ona, czy nie, jakiś oddział amerykański? ”
– „Ma amerykańską agendę” – odparł agent CIA.
Ashbrook wyraźnie się niecierpliwił:
– „Amerykańskim oddziałem jest Rada Pokoju Stanów Zjednoczonych, prawda?”
– „Prawda” – przytaknął jeden z ludzi McMahona.
– „Amerykański oddział Światowej Rady Pokoju, Rada Pokoju Stanów Zjednoczonych, miała swoja konwencję założycielską ostatniej jesieni. Było to od 9 do 11 listopada w Filadelfii” – powiedział Ashbrook, zwracając się do stojącego obok McMahona agenta CIA. – „Czy namierzyliście ją”?
McMahon był wyraźnie zdezorientowany.
– „Nie namierzaliśmy jej” – stwierdził, mając na myśli organizację-przykrywkę w USA, „i nie śledziliśmy jej”. Człowiek McMahona zwrócił uwagę, że Rada Pokoju należy do kompetencji FBI, po czym krótko stwierdził: „Muszę zaznaczyć, że Partia Komunistyczna jest w Stanach Zjednoczonych instytucją całkowicie legalną”.
Ashbrook wyraził swoją frustrację, że puszcza się wolno, niczym ptaszka grupę, o której wiadomo, że jest sowiecką przykrywką. „Sądzę, że to jest tylko część problemu, który mamy na Zachodzie”, stwierdził.
– „To element społeczeństwa otwartego, sir” – odparł McMahon. Dyrekcja Operacyjna CIA zrozumiała zapewne, że jednym z najbardziej podstępnych zagrożeń stwarzanych przez udane kampanie dezinformacyjne jest przesadna reakcja na „środki aktywne” grożąca przekształceniem społeczeństwa otwartego w bardziej zamknięte. Dużo trudniejszym problemem stało się wytyczenie granic między reakcjami, które stały na straży pierwszego, a tymi, które zachęcały do drugiego. Rozwiązanie przynieść mogła jedynie przyszłość.