J. Michael Cleverley – „Urodzony żołnierz” – recenzja i ocena
Po zakończeniu II wojny światowej wielu zasłużonych na froncie Finów musiało opuścić ojczyznę, by nie drażnić swą obecnością ZSRR. Nie znając innego zawodu, szukali zajęcia w siłach zbrojnych USA, by choć w ten sposób kontynuować walkę z komunizmem. Törni był jednym z nich.
Od okładki do okładki
„Urodzony żołnierz" liczy sobie 424 strony, z czego 356 zajmuje opowieść o Törnim. Na pozostałych znajdziemy m.in. 14 map i 7 załączników z dokumentami. W książce znajduje się również 17 zdjęć zamieszczonych na 12 nienumerowanych kredowych stronach. Autor tej książki, J. Michael Cleverley, to emerytowany pracownik amerykańskiej Foreign Service, obecnie zajmujący się wykładaniem politologii i ekonomii. Pisanie traktuje jako hobby. Co ciekawe, jego dorobek pisarski składa się przede wszystkim z różnych wersji książki o Törnim, będącej – jak się wydaje – jedynym godnym odnotowania osiągnięciem w jego pisarskiej karierze.
Jak nie powinno pisać się biografii
Choć piszę to ze smutkiem, opisanie życiorysu tak bogatego w wydarzenia jak życiorys Törniego okazało się, w mojej opinii, zbyt wielkim wyzwaniem dla Cleverley'a. Zamiast zwartej i wciągającej narracji, dostajemy do ręki książkę poszatkowaną na małe części, pełną odautorskich dygresji i przeskoków w miejsca oddalone o setki kilometrów od głównego bohatera książki. Sądząc po budowie i zawartości książki, Cleverley usiłował jednocześnie opisać losy Törniego, polityczne wydarzenia mające miejsce za życia bohaterskiego Fina, jak również przedstawić działania amerykańskiej dyplomacji z tego okresu. Zaznaczył to zresztą w podtytule swej pracy, określając ją jako „Czasy i życie”. Być może autor o bogatym doświadczeniu pisarskim i dużymi zdolnościami literackimi połączyłby te wątki w jedną i spójną całość, jednak Cleverley z pewnością się do takich nie zalicza.
Kolejną rzeczą mogącą wywoływać mieszane uczucia jest konsekwentne określanie przez autora Lauriego Allana Törni jego amerykańskim imieniem i nazwiskiem, czyli jako Larry’ego Thorne’a. Czyni tak nawet w odniesieniu do lat poprzedzających nabycie przez niego amerykańskiego obywatelstwa. Dzięki temu widać, że dla autora punktem wyjścia do postrzegania opisywanej postaci był kapitan (pośmiertnie awansowany do stopnia majora) Thorne, „zielony beret” poległy w Wietnamie, a nie kapitan Törni, bohater „wojny zimowej”. Jest to zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę ze w USA Thorne znany był przede wszystkim z książki The Green Berets autorstwa Robina Moore’a z 1965 roku, gdzie został przedstawiony jako Sven Kornie.
Żołnierz trzech armii
Mimo wspomnianych wad, książka zasługuje na uwagę z jednego powodu – kapitana Törniego i jego dokonań. Ten dzielny Fin uczestniczył w „wojnie zimowej” jako piechur i czołgista, szybko stając się ekspertem w dziedzinie głębokich rajdów na zaplecze wroga i błyskawicznych natarć. W ramach doskonalenia swych umiejętności dwukrotnie podróżował do Niemiec, gdzie czasowo zakładał mundur Waffen-SS. Po zakończeniu II wojny światowej skazano go za przygotowywanie antyradzieckiej partyzantki we współpracy z Niemcami. Törni został jednak ułaskawiony po krótkiej odsiadce, a po wielu perypetiach trafił – podobnie jak wielu jego towarzyszy – do USA, gdzie szybko stał się członkiem elitarnych oddziałów specjalnych. Zginął w 1965 roku w Wietnamie w wieku 46 lat. Prawie 17 lat swojego życia był żołnierzem, w każdej z trzech armii awansując (za swego życia) do tego samego stopnia – kapitana.
Kilka słów wypada również powiedzieć o technicznej stronie polskiego wydania. Pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy jest zła kolejność fotografii na okładce książki. Pierwsza z nich przedstawia SS-Untersturmführera Torne, środkowa Vänrikki Törniego, a na ostatniej widzimy już Thorne’go w amerykańskim mundurze. By zachować wierność chronologii, pierwsza i druga fotografia powinny być zamienione miejscami. Inną irytująca usterką są zwroty „działek maszynowych.50 mm” i „karabin maszynowy kaliber.30 mm”. Jak powszechnie wiadomo, Amerykanie używają systemu calowego, nie metrycznego. Amerykański kaliber „.50” to nie pół milimetra, tylko pół cala, co przekłada się (w systemie metrycznym) na kaliber 12.7 mm. Podobnie ma się z „.30”, czyli 7.62 mm. Na plus wydania trzeba za to zaliczyć obszerne komentarze pochodzące od redakcji, prostujące niektóre nieścisłości autora dotyczące polityki europejskiej czy historii Finlandii.
Podsumowanie
„Urodzony żołnierz” to książka dotykająca bardzo interesującego tematu, lecz napisana w niewłaściwy sposób. Z jednej strony mamy 46 lat życia niezwykle interesującego człowieka, a z drugiej niezdecydowanego autora, który tak naprawdę nie wie, o czym chce napisać. W efekcie powstaje praca, w której ciekawe opisy przygód Törniego mieszają się z próbami autora ściągnięcia czytelnika na manowce. Mimo wszystko, warto się jednak z nią zapoznać, właśnie po to aby bliżej poznać niezwykłego bohatera książki.