Iwona Kienzler – „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze” – recenzja i ocena
Iwona Kienzler – „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze” – recenzja i ocena
W tym roku minęło już dwadzieścia lat od śmierci Edwarda Gierka i ponad cztery dekady, odkąd przestał odgrywać pierwszoplanową rolę w polityce. Mimo to jego fenomen nadal nie maleje. Najnowszym tego przykładem jest zapowiedź premiery filmu biograficznego pt. „Gierek” z główną rolą Michała Koterskiego. Możemy być pewni, że produkcja będzie cieszyła się sporą popularnością, gdy tylko wejdzie na ekrany polskich kin.
Podczas omawianej recenzji najnowszej książki o Edwardzie Gierku, obowiązkowo należy przypomnieć o „Przerwanej dekadzie”, czyli wywiadzie rzece, jaką na początku lat dziewięćdziesiątych przeprowadził Janusz Rolicki z byłym „pierwszym”. Lektura sprzedała się w rekordowym nakładzie ponad miliona egzemplarzy i do dzisiaj jest jednym z największych wydawniczych hitów po 1989 roku. To z tej publikacji wielu dzisiejszych sześćdziesięciolatków czerpało wiedzę na temat Gierka i jego rządów. Jak trafnie zauważył prof. Jerzy Eisler w książce „Siedmiu wspaniałych”, lata siedemdziesiąte pozostają najsłabiej rozpoznanym badawczo okresem PRL. Dlatego tym bardziej warto przestudiować popularnonaukową publikację pisarki Iwony Kienzler, która zabiera nas do świata peerelowskich rozgrywek na szczytach władzy, tajemnic krążących wokół komunistycznych notabli oraz przypomina liczne ciekawostki związane z epoką gierkowską.
Iwona Kienzler na pierwszych kilkudziesięciu stronach zapoznaje nas z młodością tytułowego bohatera książki – podkreślając przy tym, że poza wspomnieniami samego Gierka, nie sposób zweryfikować jak naprawdę wyglądało jego życie, gdy pracował jako górnik w kopalniach we Francji i Belgii. Autorka zastanawia się, czy szybka kariera po szczeblach partyjnego aparatu, nikomu szerzej nieznanego działacza komunistycznego, który II wojnę światową spędził poza granicami kraju – mogła być związana ze współpracą z sowieckimi służbami. W tle biografii Edwarda Gierka pisarka przedstawia najważniejsze wydarzenia po 1945 roku w Polsce, które potwierdzają, że przyszły I sekretarz PZPR od początku w pełni aprobował politykę komunistów.
Oczywiście nie może przy tym zabraknąć smakowitych anegdot na temat prominentnych postaci ówczesnego życia politycznego: Władysława Gomułki, Zdzisława Grudnia, Wojciecha Jaruzelskiego, Grzegorza Korczyńskiego, Mieczysława Moczara, Franciszka Szlachcica i wielu, wielu innych. Ponadto osobne rozdział zostały poświęcone tym partyjniakom, którzy mieli największy wpływ na politykę prowadzoną przez towarzysza Edwarda. I tutaj od razu na myśl przychodzi Piotr Jaroszewicz, który z Gierkiem w latach siedemdziesiątych tworzył nierozerwalny duet. Jednak kluczową postacią, od której Gierek nauczył się umiejętnego lawirowania w kuluarach, składania gospodarskich wizyt czy po prostu typowego dla polityków konformizmu – był wojewoda śląski Jerzy Ziętek. Natomiast trzecim człowiekiem, który nie tylko stał za kreowaniem propagandy sukcesu, ale również wykorzystywał do tego najnowocześniejsze środki techniczne, był przewodniczący Komitetu ds. Radia i Telewizji Maciej Szczepański – zwany złośliwie krwawym Maćkiem.
Ważną kwestią poruszaną w recenzowanej książce jest lansowanie Polski Ludowej jako dziesiątej potęgi gospodarczej świata. Wszystko to odbywało się w ramach wzniosłych haseł – Polak potrafi, Budujemy drugą Polskę czy Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli się dostatniej. Przez sześć dni w tygodniu, każde wydanie Dziennika Telewizyjnego rozpoczynało się od zdania – Pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysz Edward Gierek i dalej recytowano litanię jego gospodarskich wizyt. Jakby tego było mało, on sam chyba naprawdę wierzył we własną propagandę, gdyż w autobiograficznych książkach wspominał – iż nie zdawał sobie sprawy jak wyglądała rzeczywista sytuacja ekonomiczna. Czy konfabulował? Wiemy, że raporty trafiające na jego biurko pełne były zapewnień o skuteczności jego działań, a podczas spotkań w terenie słyszał same zachwyty na temat życia w PRL.
Iwona Kienzler odkłamuje stereotypy gospodarczego cudu gierkowskiej dekady sukcesu, pokazując przy tym, iż dobrobyt, jakiego miało zaznać polskie społeczeństwo w latach siedemdziesiątych, niewiele miał wspólnego z poziomem życia w państwach zachodniej Europy. Wystarczy wspomnieć, że na odbiornik telewizyjny Polak musiał pracować trzynaście razy dłużej, niż mieszkaniec RFN. Średnia pensja wynosiła w tej dekadzie około 4 tys. zł, a więc tyle, ile kosztował gramofon. Zresztą sprzęt AGD był nie tylko horrendalnie drogi, ale dostępne sprzęty – lodówki, telewizory były po prostu słabej jakości. Warto sobie uzmysłowić, że pensja Polaka warta była wtedy jakieś 30 dolarów amerykańskich. Dla przykładu, w Stanach Zjednoczonych, za wypożyczenie taksówki potrzebnej do pracy na taryfie, trzeba było co tydzień wydać kilkaset dolarów.
Nie sposób w krótkiej recenzji opisać absurdy gospodarki centralnie sterowanej, którą znakomity ekonomista Ludwig von Mises określił – iż gospodarka centralnie sterowana to żadna gospodarka. Gierek doskonale wiedział, że bez pomocy zachodniego kapitału stymulacja ekonomiczna państwa nie będzie możliwa. Dlatego też władze PRL chciały powtórzyć sukces gospodarczy tygrysów azjatyckich. Najprościej rzecz ujmując, zamierzano zaciągnąć kredyty i kupić technologie, maszyny, budować fabryki, które miały zaspokajać potrzeby socjalne społeczeństwa. Zaś nadwyżki produkcyjne zakładano eksportować i uzyskany dochód przeznaczyć na spłatę kredytów. W krajach Dalekiego Wschodu jeden dolar amerykański wydany na zakup licencji przynosił dochód piętnastu dolarów wpływu z eksportu. U nas niestety nikt z partyjnych decydentów nie przewidział, że powyższy manewr nie zadziała – choćby z tego względu, że w PRL nie było wolnego rynku, zaś sprowadzane technologie w momencie kupna okazały się delikatnie mówiąc – mało atrakcyjne dla państw kapitalistycznych. Tym samym brak przychodów powodował coraz większe zadłużenie, które spłacano kolejnymi kredytami, aż gospodarka stała się całkowicie niewydolna – to dobitnie wskazuje Iwona Kienzler. Te katastrofalne w skutkach działania autorka zestawia z charakterystycznymi dla dekady symbolami, do których należą coca-cola, mały fiat, dżinsy, Huta Katowice, odbudowa Zamku Królewskiego w Warszawie, produkcja popularnych seriali jak „Czterdziestolatek”, „O7 zgłoś się”, bloki z wielkiej płyty czy sklepy Pewex.
Ostatnie rozdziały przedstawiają odsunięcie Edwarda Gierka od władzy oraz życie prywatne. Ujawnione problemy rozwodowe czy alkoholowe jego synów – bardziej nadają się do serwisów plotkarskich, niż zamieszczenie ich w książce popularnonaukowej. Niemniej warto przy tym dodać, że autorka wyjaśnia skąd się wzięły niestworzone historie o luksusach, w jakich mieli się taplać ówcześni prominenci partyjnej góry, czy choćby kwestię często przywoływanych podróży Stanisławy Gierkowej do Paryża, aby mogła skorzystać z usług fryzjerskich i uzupełnić swoją garderobę.
Ironię losu schyłku rządów Edwarda Gierka stanowi fakt, że wiadomość o zmianie na stanowisku I sekretarza PZPR, przekazał mu Stanisław Kania, który nie tylko przejął po nim ster, ale również dziesięć lat wcześniej przyjechał do Katowic z propozycją, aby towarzysz Edward objął władzę po Gomułce. Iwona Kienzler wspomina też o próbach zorganizowania Gierkowi procesu za doprowadzenie kraju do ruiny gospodarczej oraz przywłaszczenie mienia państwowego. Ciekawostką może być to, że ekipa Jaruzelskiego reaktywowała Trybunał Stanu właśnie z myślą o postawieniu Gierka przed tą instytucją. W ten sposób chciano zrekompensować społeczeństwu trudności w okresie stanu wojennego. Jednak od tych pomysłów dystansował się Jerzy Urban, który przekonywał, że Jeżeli Gierek i inni sądzeni będę za gospodarcze, kulturalne itd. związanie Polski z Zachodem, liberalizm wobec opozycji, aideologiczny pragmatyzm – to sympatie społeczne zwrócą się ku ławie oskarżonych. Znaczny odłam opinii uzna, że władza stanu wojennego sądzi władzę, która była znośną, za której czasów dało się żyć i w sensie materialnym i każdym innym. Take inni doradcy uzmysłowili Jaruzelskiemu, że taki proces byłby bardzo kłopotliwy, gdyż wielu członków WRON swoje pozycje i kariery budowało właśnie za czasów Gierka. Skończyło się jedynie na internowaniu byłego I sekretarza PZPR oraz ponad dwudziestu ludzi związanych z poprzednią ekipą. Swoją drogą w Polsce nie brakuje również osób wspominających gen. Jaruzelskiego z rozrzewnieniem. Nieżyjący już dziennikarz Maciej Rybiński wpadł kiedyś na pomysł, aby za oszczędności miłośników rządów komunistycznych postawić pomnik, który przedstawiałby Jaruzelskiego internującego Gierka.
Gdyby chcieć wytłumaczyć entuzjastom Edwarda Gierka skutki jego polityki, a zarazem wyższość kapitalizmu nad socjalizmem, to wystarczy przypomnieć, że po wyrzuceniu z partii i odebraniu mu wszystkich przywilejów do końca życia utrzymywał się z emerytury, którą otrzymywał za pracę w kopalniach Francji i Belgii. Sentyment polskiego społeczeństwa do Gierka wynika z tego, że był to jedyny czas w PRL, gdy Polacy odczuli wprawdzie krótkotrwałą, ale jednak poprawę codziennej egzystencji. To silnie kontrastowało z jednej strony z ascetycznym Gomułką, a z drugiej – rządami twardej ręki gen. Jaruzelskiego i jego ekipy, na co zwraca uwagę autorka. Swoją książkę kończy wypowiedzią syna Adama Gierka o ojcu – że bilans jego życia wyszedł, per saldo, na plus. Cóż, nie sposób nie zgodzić się z tym zdaniem. Jednak można ironicznie dodać, że jest trafne w odniesieniu do samego Edwarda Gierka, a nie całego społeczeństwa.
Lektura Iwony Kienzler w dużej mierze skierowana jest do masowego odbiorcy, nie mającego wcześniej okazji do zapoznania się z życiorysem Edwarda Gierka. Publikację czyta się niezwykle szybko i przyjemnie, która wręcz zachęca, aby uzyskaną wiedzę skonfrontować ze wspomnieniami byłego I sekretarza PZPR oraz opracowaniami naukowymi. Może właśnie ta praca przyczyni się do odbrązowienia sylwetki Gierka, bo przesłodzony obraz jego rządów wciąż pokutuje w świadomości zbiorowej.