Inczhon 1950 – przełomowy moment „najgorętszego konfliktu zimnej wojny”
W sierpniu 1948 roku w Seulu, mieście znajdującym się w powojennej strefie wpływów USA, proklamowano powstanie Republiki Korei na czele z prezydentem Li Syngmanem, dalekim krewnym rodziny królewskiej, koreańskim nacjonalistą, w czasie okupacji japońskiej i drugiej wojny światowej przebywającym w USA. We wrześniu tego roku na północy półwyspu, w strefie radzieckiej, powołano do życia Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną na czele z Kim Ir Senem, komunistą mającym zaufanie władz w Moskwie. Obydwa państwa uznawały istniejący podział (z granicą przebiegającą wzdłuż 38 równoleżnika) za tymczasowy, dążąc do zjednoczenia Korei.
Koreańska beczka prochu
Sytuacja w obydwu państwach rozwijała się w różny sposób. Na północy Kim wprowadzał system komunistyczny na wzór radziecki, utrzymywał przyjazne stosunki z ZSRR i komunistami chińskimi Mao Zedonga oraz rozwijał armię. Na południu Li Syngman tracił poparcie, wzmacniał natomiast własne rządy. Kraj przesiąknięty był korupcją, doskwierały mu problemy gospodarcze, a armia była w fazie organizacji. Korea Południowa traciła coraz więcej w oczach USA (w analizach amerykańskich to raczej Li Syngmana podejrzewano o możliwość przyszłego zainicjowania wojny zjednoczeniowej), pogorszyła też swoją pozycję międzynarodową, nawiązując bliską współpracę z przywódcą chińskiej prawicy Czang Kaj Szekiem, który, po proklamacji utworzenia 1 października 1949 roku Chińskiej Republiki Ludowej, schronił się wraz ze swoimi zwolennikami na Tajwanie. Możliwość sojuszu chińskich i południowokoreańskich nacjonalistów był policzkiem dla Mao Zedonga, który był gotów podbić Tajwan.
Desant pod Inczhon 1950 – zobacz też:
Kim Ir Sen też nie rezygnował z planów podboju całego półwyspu. Od 1949 roku na południu funkcjonowała partyzantka komunistyczna wspierana przez Koreańczyków z północy. Przywódca KRL-D nalegał też, by Stalin udzielił zgody na atak i pomógł w zjednoczeniu półwyspu. Początkowo Stalin prowadził ostrożną politykę i odmawiał Kimowi wsparcia. Dopiero w styczniu 1950 roku radziecki dyktator przestał hamować swojego koreańskiego satelitę, zezwalając na inwazję oraz udzielając mu pomocy materialnej i merytorycznej (w planowaniu ataku na Koreę Południową brali udział radzieccy doradcy).
Co skłoniło Stalina, sprawnego taktyka, do kroku, który „rozgrzał” zimną wojnę? Przyczyn mogło być prawdopodobnie wiele. Wydaje się, że Kimowi udało się przekonać „papieża komunistów” z Moskwy, że Stany Zjednoczone nie zaangażują się w obronę Korei. W 1949 roku oddziały amerykańskie opuściły półwysep (oddziały radzieckie zrobiły to pod koniec poprzedniego roku), a w początkach 1950 roku sekretarz stanu Dean Acheson stwierdził, że Korea Południowa nie znajduje się w amerykańskiej „strefie obrony”. Komuniści uważali, że Li Syngman nie ma poparcia USA, a Korea Południowa stoi na skraju rewolucji. Administracja Trumana mogła więc nie bronić reżimu południowokoreańskiego tak, jak nie broniła Czang Kaj Szeka. Być może brano pod uwagę względy strategiczne – amerykański przyczółek w Korei był niebezpieczny dla ZSRR, a panowanie nad półwyspem czyniło zeń dobrą bazę do ewentualnego ataku na Japonię.
Wladimir Zubok i Konstantin Pleszakow zwrócili też uwagę na inny czynnik: Stalin musiał okazać w ten sposób swój prymat w międzynarodowym ruchu komunistycznym. Hamowanie rewolucyjnego zapału Kima mogło naruszyć radzieckie przywództwo, zwłaszcza, że miejsce najważniejszego komunistycznego wodza w Azji zająłby Mao, mogący sobie pozwolić na o wiele bardziej niezależną politykę.
Blitzkrieg komunistów z Północy
25 czerwca 1950 roku o świcie wojska północnokoreańskie w sile 7 dywizji piechoty i brygady pancernej przekroczyły granicę na 38 równoleżniku i ruszyły na południe. Główne uderzenie wojsk Kim Ir Sena skierowane zostało na Seul, stolicę Korei Południowej. Oddziały komunistyczne, złożone w sporej części z weteranów walk z Japończykami i chińskiej wojny domowej, wyposażone w sprzęt radziecki (przede wszystkim czołgi T-34) i lotnictwo bojowe, prezentowały o wiele wyższy poziom niż słaba, niedozbrojona armia południowokoreańska. Szczególnie widoczna była słabość obrony przeciwpancernej oddziałów Armii Republiki Korei (ARK) – pociski wystrzelone z południowokoreańskich dział i bazook wręcz odbijały się od pancerzy czołgów przybyłych z ZSRR.
28 czerwca władze koreańskie na czele z prezydentem Li Syngmanem opuściły Seul, przenosząc się na południe, do miasta Tedzon. Armia południowokoreańska, chociaż miejscami broniła się dzielnie i chwilowo powstrzymywała nieprzyjaciela, była rozbita, źle dowodzona (w ciągu trzech pierwszych tygodni wojny trzykrotnie wymieniono szefa sztabu ARK), a braki w ludziach próbowano łatać przymusowym, chaotycznym poborem. O wiele lepiej radziła sobie Koreańska Armia Ludowa (KAL) – pierwsze zwycięstwa połączone z ideologią komunistyczno-nacjonalistyczną dodawały skrzydeł żołnierzom Kima.
29 czerwca, dzień po upadku Seulu, na front przybył generał Douglas MacArthur, głównodowodzący wojskami amerykańskimi na Dalekim Wschodzie, w towarzystwie swojego szefa sztabu generała Edwarda Almonda. W czasie inspekcji przekonał się, że, jak to opisał później w swoim pamiętniku, możliwości obronne Korei Południowej w obecnej chwili wyczerpały się. W tym czasie wydana została już rezolucja ONZ wzywająca do udzielenia pomocy Korei Południowej, w związku z czym MacArthur wydał rozkaz przerzucania na półwysep amerykańskich dywizji z sił okupacyjnych w Japonii. Były to 7., 24. i 25. Dywizja Piechoty oraz 1. Dywizja Kawalerii Zmotoryzowanej.
Jednostki te od 1945 roku wypełniały zadania okupacyjne, stając się ofiarą demobilizacji, zmniejszenia nakładów na wojsko i ogólnego powojennego rozprzężenia. W związku z tym ich stany liczbowe były niepełne, żołnierze (poborowi) byli źle wyposażeni i słabo wyszkoleni. W rozmowie z dziennikarzem „Saturday Evening Post” pułkownik John Michaelis, weteran wojsk powietrznodesantowych z czasów drugiej wojny światowej i jeden z bohaterów walk pierwszych miesięcy wojny w Korei, określił wartość tych rekrutów następująco: Podczas szkolenia w czasie pokoju za dużo czasu marnujemy na kompletne bzdury. Zbyt wiele nacisku kładziemy na informację i edukację, a za mało na strzelanie, zwiad, patrolowanie i organizacje pozycji obronnych. Te moje chłopaki mają charakter i wiem, że będą walczyć. Lecz na początku nie umieli strzelać. Nie mieli pojęcia o broni. Nie przeprowadzono z nimi zwyczajnych, tradycyjnych zajęć na strzelnicy. Wysłuchali wielu wykładów na temat różnic między komunizmem i ustrojem panującym w Ameryce, a za mało czasu czołgali się na poligonie, z ostrą amunicją świszczącą nad głowami.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
US Army, która w 1945 roku wygrała wojnę światową, w lipcu 1950 roku doznała sporego szoku. Pierwsi żołnierze amerykańscy z 24. Dywizji zostali przetransportowani do Korei samolotami. Grupa Bojowa Smitha, bo tak nazwano ten oddział złożony z piechoty i artylerii, zajęła 5 lipca pozycję na wzgórzach niedaleko miasta Osan i miała za zadanie możliwie najdłuższe blokowanie drogi na południe. Być może niektórzy decydenci amerykańscy myśleli, że samo pojawienie się Amerykanów na froncie osłabi napór komunistów. Jeśli tak było, to srodze się pomylili – jeszcze tego samego dnia oddział płk Smitha został rozbity, Amerykanie stracili około 150 zabitych i wziętych do niewoli oraz cały sprzęt. Pierwsza potyczka wojsk amerykańskich po II wojnie światowej zakończyła się ich kompromitującą klęską.
Starcie pod Osan rozpoczynało całe pasmo amerykańskich niepowodzeń. Oddziały KAL posuwały się na południe, 14 lipca rozpoczęły się walki o Tedzon, w których obok oddziałów południowokoreańskich brała udział 24. Dywizja Piechoty generała Williama Deana. Mimo ciężkiej sytuacji na froncie otrzymała ona rozkaz blokowania nieprzyjaciela aż do przybycia kolejnych oddziałów z Japonii: 25. Dywizji Piechoty i 1. Dywizji Kawalerii Zmechanizowanej. 19 lipca ruszyła ofensywa wojsk północnokoreańskich, która ostatecznie rozbiła obronę oddziałów amerykańskich. 24. Dywizja straciła około 30% swoich żołnierzy, do niewoli dostał się też generał Dean, który w czasie walk w mieście osobiście brał udział w niszczeniu komunistycznych czołgów, na pierwszej linii frontu nadzorował też ewakuację swoich żołnierzy. W ciemności jego jeep znalazł się w sektorze zajmowanym przez żołnierzy Kima, w wyniku starcia generał został ranny, ale udało mu się uciec. Do 25 sierpnia ukrywał się na wzgórzach wokół Tedzonu (w jego poszukiwanie zaangażowano znaczne siły amerykańskiego lotnictwa), ostatecznie został jednak wydany w ręce Koreańczyków z północy. Był najwyższym rangą jeńcem amerykańskim w czasie wojny koreańskiej, po wojnie za walki w Tedzon został uhonorowany najwyższym amerykańskim odznaczeniem wojskowym – Medal of Honor.
Oddziały południowokoreańskie i amerykańskie wycofywały się coraz bardziej w kierunku południowo-wschodnim, do portu Pusan. Walka toczyła się teraz nie o wyparcie komunistów z Korei, lecz o zatrzymanie ich marszu i zachowanie przyczółka na półwyspie. W tym samym czasie w USA trwała mobilizacja sił do dalszego prowadzenia wojny. Wojny, która miała być prowadzona pod flagą ONZ.
Zwycięstwo na froncie dyplomatycznym
Gdy w niedzielny poranek 25 czerwca KAL przekraczała 38 równoleżnik, w USA było jeszcze sobotnie popołudnie. Prezydent Truman spędzał weekend z rodziną w Independence w Missouri. Jako pierwszy inicjatywę przejął więc sekretarz stanu Dean Acheson, który zaproponował sekretarzowi generalnemu Narodów Zjednoczonych Trygve Lie zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zwołana została ona jeszcze w niedzielę 25 czerwca w tymczasowej siedzibie ONZ nad jeziorem Success. W obradach nie uczestniczył przedstawiciel ZSRR Jakow Malik, który w styczniu 1950 roku rozpoczął bojkot posiedzeń Rady w proteście przeciwko niedołączenia do jej składu przedstawiciela ChRL przy jednoczesnym pozostawieniu przedstawiciela Czang Kaj Szeka. Decyzja ta okazała się pechowa – Rada Bezpieczeństwa ONZ jednogłośnie uchwaliła rezolucję potępiającą agresję Korei Północnej i wzywającą Kima do cofnięcia się na 38 równoleżnik.
Rezolucja ONZ dotycząca Korei przeszła do historii – pisał Max Hasting, brytyjski dziennikarz i autor monografii wojny koreańskiej – Było to wydarzenie epokowe, które już chyba nigdy nie powtórzyło się w historii żadnej instytucji o światowym zasięgu. Tu, choć raz, zagłosowano nie tylko za powołaniem sił pokojowych, ciała, które miałoby wkroczyć pomiędzy dwie skonfliktowane strony, lecz jednomyślnie poparto jednego walczącego przeciw drugiemu. Po 1950 roku wiele narodów dopuściło się rażących aktów zbrojnych agresji wobec innego narodu, wielokrotnie ofiary zwracały się do Narodów Zjednoczonych z prośbą o ochronę wojskową i spotykały się z odmową. Niezależnie od tego, jakich wykroczeń dopuszczały się państwa przeciwko sąsiadom – Rosja w Afganistanie, Libia w Czadzie, Izrael w Libanie – uznawano, że wzajemne pretensje są zbyt zagmatwane, splot międzynarodowych powiązań i animozji zbyt skomplikowany, by osiągnąć zgodę na międzynarodową akcję zbrojną. Interwencja ONZ w Korei to czysty przypadek, uchwalono ją dzięki rosyjskiemu bojkotowi. Pod nieobecność Sowietów w 1950 roku Narody Zjednoczone były w przeważającej mierze narzędziem zachodnich demokracji i ich satelitów.
Rezolucja z 25 czerwca 1950 roku otworzyła drogę do dalszych działań ze strony ONZ. 27 czerwca kolejna rezolucja Rady Bezpieczeństwa wezwała wszystkie kraje członkowskie do udzielenia pomocy Republice Korei koniecznej do odparcia zbrojnej napaści oraz przywrócenia w tamtym regionie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa. Na głównodowodzącego wojsk Narodów Zjednoczonych mianowano generała MacArthura – wówczas wydawało się to decyzją naturalną, kilka miesięcy później kłopotliwą. Propozycje pomocy wojskowej wystosowały liczne kraje członkowskie ONZ. Ogółem, oprócz Amerykanów w wojnie wzięli udział żołnierze lub sprzęt z Australii, Belgii, Danii, Etiopii, Filipin, Francji, Grecji, Holandii, Indii, Kanady, Kolumbii, Luksemburgu, Nowej Zelandii, Panamy, Szwecji, Tajlandii, Turcji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Związku Południowej Afryki.
Z czasem spore kontrowersje wywołała wypowiedź prezydenta Trumana, który przyznał rację dziennikarzowi, gdy ten zapytał Czy działania te można nazwać akcją policyjną pod patronatem Narodów Zjednoczonych? Wraz z eskalacją konfliktu zwrot „akcja policyjna” wydawał się coraz mniej adekwatny do rzeczywistej sytuacji. Wtedy to rozpoczęto mobilizację wszystkich sił w celu powstrzymania agresji państwa północnokoreańskiego.
Dziękujemy, że z nami jesteś! Chcesz, aby Histmag rozwijał się, wyglądał lepiej i dostarczał więcej ciekawych treści? Możesz nam w tym pomóc! Kliknij tu i dowiedz się, jak to zrobić!
Obrona przyczółku
W czasie lipcowego odwrotu oddziałów amerykańskich i południowokoreańskich, z Japonii do Korei przerzucono większość sił 8. Armii amerykańskiej stanowiącej część oddziałów okupacyjnych. Dowódcą tego zgrupowania od 1948 roku był generał Walton Walker, z pochodzenia Teksańczyk, weteran obydwu wojen światowych, podwładny generała Pattona, uczestnik walk w Normandii i Ardenach. Ten doświadczony i charyzmatyczny dowódca musiał opanować panikę zarówno pokonanych oddziałów własnych, jak i jeszcze bardziej rozbitych jednostek południowokoreańskich.
31 lipca ostatnie oddziały amerykańskie przekroczyły rzekę Naktong – ostatnią przeszkodę naturalną przed południowowschodnim portem w Pusan, który stanowił zaplecze wojsk ONZ w Korei. To właśnie ta rzeka miała stanowić oparcie dla defensywnych działań Amerykanów. Sprzymierzeni zostali zepchnięci do tzw. worka pusańskiego, który zajmował ok. 5% całkowitej powierzchni Korei.
Dość wycofywania się, odwrotu, korekt linii frontu czy jak to tam nazywają – pisał dowódca 8. Armii w rozkazie wydanym na przełomie lipca i sierpnia – Nie mamy się już dokąd cofać. Nie będzie drugiej Dunkierki ani Bataanu. Odwrót do Pusanu doprowadzi do straszliwej rzezi, jak mało która w historii. Niektórzy padną, ale padniemy razem w walce. Generał Walker dysponował 24. i 25. Dywizją Piechoty, a także 1. Dywizją Kawalerii Zmotoryzowanej – jednostki te poniosły już mniejsze lub większe straty w czasie walk w lipcu. Z Hongkongu przybyła brytyjska 27. Brygada, a z Kalifornii naprędce sformowana 1. Brygada Piechoty Morskiej. W worku pusańskim znajdowały się także oddziały południowokoreańskie, te stanowiły jednak jeszcze mniejszą siłę bojową niż wyczerpane odwrotem jednostki amerykańskie.
Wiele razy komuniści, stawiając wszystko na jedną kartę, byli o krok od sukcesu – pisał Hastings – W czasie bitwy o worek pusański 8. Armię niemal codziennie dotykały kryzysy, a katastrofa była o włos. Przez cały niemalże sierpień dywizje koreańskie atakowały linie amerykańskie w różnych miejscach frontu, kilkakrotnie dokonując wyłomu w liniach amerykańskich. Wielką rolę odgrywała wówczas brygada marines, która stanowiła mobilny odwód rzucany na zagrożone odcinki. Druga ofensywa komunistów rozpoczęła się na przełomie sierpnia i września atakiem na całym froncie. I ten atak udało się wówczas powstrzymać. Paradoksalnie jednak, w tych krytycznych momentach wojska ONZ przewyższały liczebnie wojska komunistyczne, wykrwawione w ciężkich bojach i mające wydłużone linie zaopatrzeniowe.
Plan kontrofensywy
W czasie gdy wszystkie oczy skierowane były na heroiczne walki nad Naktongiem, inicjatywę przejmować zaczął generał Douglas MacArthur. Od początku lipca zespół jego współpracowników przygotowywał plan desantu morskiego w rejonie portowego miasta Inczhon położonego 29 km na południowy-zachód od Seulu. Amerykański dowódca uważał, że taki atak zaskoczy wojska północnokoreańskie, pozwoli zająć Seul (strategiczne serce półwyspu) i wyjść na tyły głównych sił komunistycznych zgromadzonych nad Naktongiem. Generał wykluczał też szanse powodzenia ofensywy prowadzonej wyłącznie z południa, oceniając tamtejszy front jako całkowicie ustabilizowany, podobnie jak w czasie I wojny światowej we Francji.
23 sierpnia w Tokio MacArthur spotkał się z generałem J. Lawtonem Collinsem (szefem sztabu armii amerykańskiej), admirałem Forrestem P. Shermanem, szefem Operacji Morskich oraz admirałem Turnerem Joyem z marynarki wojennej. Wszyscy ci wojskowi sprzeciwiali się planom desantu w Inchon, kładąc nacisk na konsekwencje wycofania niektórych jednostek spod Pusan oraz ryzyko geostrategiczne – włączenie się do wojny Chin i ZSRR. W pewnym stopniu podzielali też pogląd generała Omara Bradleya, przewodniczącego Kolegium Szefów Sztabów, który uważał, że wraz z uzyskaniem przez USA dostępu do broni atomowej korpus marines jest zbędny, a morskie operacje desantowe niepotrzebne. Przedstawiciele marynarki kładli nacisk na trudne warunki techniczne desantu w Inczhon – płytkie i wąskie podejście do portu przez tak zwany Kanał Latających Ryb, wysokie pływy (dochodzące w niektórych miejscach do 9,7 metra, w czasie odpływu pomiędzy lądem i morzem znajdowało się 5 km błotnistego gruntu) sprawiały, że lądowanie mogło odbywać się tylko rano i wieczorem, a prądy pływowe utrudniały manewrowanie jednostek pływających. Desant w Inczhon możliwy byłby tylko 15 i 27 września lub 11 października. Zamiast tego proponowano przeprowadzenie desantu bardziej na południe, w rejonie Kunsan lub w Nampo, porcie Phenianu.
Polecamy e-book: „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”
MacArthur odparł wszystkie zarzuty w czasie 45-minutowej oracji, godnej najlepszego aktora. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że marynarka nie będzie w stanie wesprzeć operacji wojska – mówił ze łzami w oczach. Przypomniał, że Japończycy w 1894 i 1904 roku desantowali się w Inczhon. Udowadniał, że im bardziej plan jest nieprawdopodobny, tym mniej wróg się go spodziewa i tym bardziej powinno się go realizować. Przytaczał przykład akcji generała Wolfe’a z czasów wojny siedmioletniej, który natarł na Quebec od strony Rzeki Świętego Wawrzyńca, skąd najmniej spodziewano się ataku. Słyszę niemalże tykanie zegara przeznaczenia. Musimy działać natychmiast, w przeciwnym razie zginiemy – kończył swoje przemówienie – Wylądujmy w Inczhonie i zmiażdżmy ich. W ten nietypowy sposób MacArthur przekonał swoich dyskutantów, a wraz z nimi Kolegium Szefów Sztabu i prezydenta Trumana.
Operacja uzyskała pseudonim „Chromit” i została wyznaczona na 15 września. Dowódcą zgrupowania, które miało przeprowadzić całą operację, był wiceadmirał Arthur D. Struble. Dowódcą operacji morskiej został kontradmirał James H. Doyle, a X Korpusem, który miał przeprowadzić operację desantową a następnie działania lądowe, mianowano generała Edwarda Almonda, szefa sztabu MacArthura. W skład X Korpusu wchodziła 1. Dywizja Piechoty Morskiej (sformowana z rozszerzenia brygady marines, która służyła od sierpnia pod Pusan, łącznie z południowokoreańskim pułkiem piechoty morskiej liczyła 25 tysięcy żołnierzy) dowodzona przez generała Oliviera P. Smitha, weterana walk na Palau i Okinawie oraz 7. Dywizja Piechoty z Japonii, dowodzona przez generała Davida G. Barra (24 tysięcy żołnierzy). Siły korpusu uzupełniał także 187. pułk powietrznodesantowy, dwa bataliony haubic, batalion czołgów, pułk saperów oraz pułk piechoty południowokoreańskiej. Ogółem siły zaangażowane w desant pod Inczhon liczyły 69 tysięcy żołnierzy.
Od początku września flota i lotnictwo sprzymierzonych zaangażowane były w akcje dezinformacyjne, pozorując desant w rejonie innych portów, przede wszystkim w położonym bardziej na południu Kunsan. Miejsca te były ostrzeliwane przez okręty amerykańskie i brytyjskie, bombardowane przez lotnictwo, a na brzeg wysadzono nawet niewielki oddział brytyjsko-amerykański udający desant. Jednocześnie w rejonie Inczhonu pojawił się porucznik Clark z wywiadu MacArthura, który prowadził rozpoznanie terenu na potrzeby przyszłego desantu. 11 września Zespół Operacyjny kontradmirała Doyla wyszedł z portu w Kobe, a już dzień później znalazł się w rejonie silnego sztormu. Ostatecznie jednak 14 września okręty amerykańskie i brytyjskie z generałem MacArthurem na pokładzie znalazły się na Morzu Żółtym, kierując się w stronę Inczhon.
Ryzyko się opłaciło?
W rejonie portu znajdowało się ok. 2,5 tysiąca żołnierzy, z czego 500 broniło lotniska Kimpo, położonego między Inczhonem a Seulem. Oddziały te były dopiero w fazie formowania, do tego bardzo słabo uzbrojone – na wyposażeniu posiadały kilkanaście armat kalibru 76 mm oraz pewną liczbę lekkich dział przeciwlotniczych. Po za wyspą Wolmi-do, znajdującą się niecały kilometr na południowy-zachód od portu, między miejscami planowanego desantu („Plażą Czerwoną” i „Plażą Niebieską”), na wybrzeżu nie znajdowały się żadne fortyfikacje. I to właśnie Wolmi-do stało się pierwszym celem aliantów – wyspa ta, połączona z portem groblą, zabezpieczała podejście oddziałów piechoty morskiej. 10 września wyspę zaatakowały pierwsze bombowce amerykańskie, które przy pomocy napalmu podpaliły wyspę. 13 września do ataku dołączyły okręty, rozpoczynając regularny ostrzał.
Nad ranem 15 września flota desantowa przybyła w rejon Inczhonu. O godzinie 6:33 marines z 5. pułku piechoty morskiej wylądowali na plaży Wolmi-do. Opór żołnierzy północnokoreańskich był minimalny – z liczącego 500 ludzi garnizonu ostrzał przeżyło około 100, z czego większość stanowili ranni. O godzinie 6:55 żołnierze amerykańscy zatknęli flagę amerykańską na wzgórzu Radio Hill. Do godziny 8:00 wyspa została oczyszczona z oddziałów nieprzyjaciela.
Aż do wieczora cały zespół desantowy czekał na następny przypływ, który pozwoliłby na kolejne lądowanie, tym razem na brzegu półwyspu. W tym czasie lotnictwo i artyleria okrętowa ostrzeliwały pozycje obrońców portu. O godzinie 17:31 pierwsi marines, wspinając się po falochronie, wyszli na brzeg w rejonie Inczhonu. Chociaż nie obyło się bez chaosu i niedociągnięć, sukces operacji był pełen – do północy zajęto mocną podstawę do dalszych działań tracąc łącznie 22 zabitych i ok. 200 rannych.
Nad ranem 16 września obydwa pułki marines lądujące na „Plaży Czerwonej” i „Plaży Niebieskiej” połączyły się, kontynuując uderzenie w kierunku Seulu. Na brzeg wychodziły także pozostałe pododdziały z 1. Dywizji Piechoty Morskiej i 7. Dywizji Piechoty oraz południowokoreańska piechota morska, która miała oczyścić miasto. Natarcie rozwijało się pomyślnie, mimo kontrataków improwizowanych oddziałów północnokoreańskich. 18 września marines zajęli lotnisko Kimpo, 19 września rozpoczęto walki o Jongdungpo – przedmieście Seulu na południe od rzeki Han, stanowiącej ostatnią przeszkodę w marszu na stolicę Korei Południowej.
16 września, w czasie gdy oddziały desantowe stabilizowały przyczółek pod Inczhon, 8. Armia ruszyła do kontrofensywy w rejonie Pusan. Pierwsze cztery dni walk w tym rejonie sprzyjały oddziałom Kima, gdyż ulewne deszcze uniemożliwiały działania lotnictwa wojsk ONZ. Jednak 20 września oddziały amerykańskie, brytyjskie i południowokoreańskie zaczęły wchodzić w wyrwę, jaka powstała w wyniku przełamania linii północnokoreańskich. Dowódcy dywizji komunistycznych zarządzili odwrót, który przerodził się w bezładną ucieczkę. Ofensywa amerykańska z każdym dniem nabierała rozpędu, a 26 września w rejonie Osan żołnierze z 1. Dywizji Kawalerii Zmechanizowanej nawiązali kontakt z oddziałami 7. Dywizji Piechoty. Ci z żołnierzy północnokoreańskich, którzy znaleźli się w okrążeniu, bardzo szybo poddali się lub przeszli do walki partyzanckiej w górach.
Polecamy e-book Przemysława Mrówki – „Krwawy Kaukaz: Czeczenia”:
Triumf wojsk Narodów Zjednoczonych
Wojska sojusznicze podeszły pod Seul 23 września. Żołnierzy amerykańskich, którzy wkroczyli na rogatki miasta, powitał makabryczny widok – w przydrożnych rowach odnaleziono ciała jeńców południowokoreańskich, „wrogów ludu” i kilku wziętych do niewoli Amerykanów z odciętymi głowami. Zbrodni tej komuniści dokonali, gdyż nie mogli ewakuować swoich więzień w Seulu. Według szacunków Dowództwa Narodów Zjednoczonych komuniści od czerwca do września 1950 roku zabili około 26 tysięcy południowokoreańskich cywilów.
25 września wojska amerykańskie, przede wszystkim żołnierze z 1. Dywizji Piechoty Morskiej, ruszyły do szturmu na Seul. Po początkowych klęskach oddziały północnokoreańskie coraz bardziej umacniały swoją obronę. Łącznie w walkach o Seul wzięło udział około 20 tysięcy żołnierzy KAL. Nic to jednak nie dało w obliczu przewagi Amerykanów, którzy działali metodycznie – ataki poprzedzali ostrzałem artyleryjskim i bombardowaniami, następnie zaś szturm prowadzili z wykorzystaniem piechoty, czołgów i saperów. Przyznać trzeba jednak, że walki w stolicy Korei południowej kosztowały Amerykanów sporo wysiłku.
Być może była to wina taktyki, jaką przyjęto w czasie bitwy o Seul – zamiast okrążenia miasta podjęto bezpośredni szturm z wykorzystaniem artylerii i lotnictwa, co odbiło się przede wszystkim na cywilach. Walki o stolicę Korei Południowej wywołały z tego powodu wiele kontrowersji wśród dowódców amerykańskich i historyków. Prawdopodobnie pośpiech ten spowodowany był staraniami dowódcy X Korpusu, generała Almonda, zaufanego oficera MacArtura. Głównodowodzący chciał zdobyć stolicę 25 września, czyli w trzy miesiące od rozpoczęcia wojny. Rzeczywiście, w Tokio ogłoszono zdobycie Seulu właśnie tego dnia, mimo że w rękach komunistów znajdowało się wówczas jeszcze około 60% obszaru miasta. Ostatecznie miasto padło 27 września, gdy Amerykanie zdobyli budynek parlamentu i wywiesili na nim gwiaździsty sztandar i flagę ONZ. Zaznaczyć trzeba, że walki na przedmieściach toczyły się jeszcze przez kilka dni.
29 września generał Douglas MacArthur przewodniczył uroczystości w gmachu parlamentu, podczas której przekazał ponownie władzę cywilną prezydentowi Li Syngmanowi. Uczynił to wbrew zwierzchnikom z Waszyngtonu, którzy chcieli uniknąć popierania kontrowersyjnego dyktatora. Z łaski miłosiernej Opatrzności nasze siły, walczące pod sztandarami tej największej nadziei i inspiracji ludzkości, Narodów Zjednoczonych, oswobodziły starodawną stolicę Korei – mówił amerykański generał, opromieniony zwycięstwem stanowiącym ukoronowanie jego długiej kariery wojskowej. Kochamy Pana jako zbawcę naszej rasy – odpowiedział prezydent Li Syngman. Gdyby lądowanie w Inczhonie rozplanowano tak precyzyjnie, jak tę galę, byłaby to mistrzowska operacja – miał skomentować całą uroczystość jeden z żołnierzy.
Niedługo potem wojska ONZ dotarły do linii 38 równoleżnika, dawnej granicy między obydwoma państwami koreańskimi. Rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ dawała wojskom sprzymierzonym mandat tylko do działań mających na celu przywrócenie statusu sprzed wybuchu wojny. W USA zastanawiano się jednak, czy nie należałoby ruszyć dalej na północ i podbić Koreę Północną. Zwolennikiem takiego kroku był generał MacArthur. Ostatecznie otrzymał on zgodę prezydenta Trumana i w nocy z 30 września na 1 października wojska amerykańskie przekroczyły 38 równoleżnik. Decyzję tę legitymizowała następna rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ, wydana jednak dopiero 7 października.
Wygrana bitwa, ale nie wygrana wojna
Decyzja o przekroczeniu 38 równoleżnika, mimo zajęcia większości obszaru Korei Północnej, nie przyniosła zwycięstwa, tak jak to przewidywali politycy i generałowie. Przeciwnie – wraz z włączeniem się do wojny Chińskiej Republiki Ludowej, która wysłała na front koreański „oddziały ochotnicze”, wojna weszła w nowe stadium. Być może przez chwilę nad światem wisiała nawet groźba konfliktu światowego. Ostatecznie wojna skończyła się impasem i podpisanym trzy lata później, 27 lipca 1953 roku, rozejmem, który w niewielkim stopniu zmienił granicę między Koreą Południową, a Koreą Północną.
Mimo tego, że wojna nie rozstrzygnęła problemu koreańskiego, warto jest zwrócić uwagę na prawdopodobnie najciekawszy okres tej wojny, trwający od momentu jej wybuchu aż do zdobycia Seulu i wyzwolenia Korei Południowej. Był to czas, w którym wojskom sprzymierzonym z Amerykanami na czele udało się przejść od kompletnej klęski do pełnego zwycięstwa. I odwrotnie – Koreańska Armia Ludowa, która do września 1950 roku kontrolowała 95% powierzchni kraju, w wyniku jednego dobrze zorganizowanego desantu zupełnie straciła inicjatywę operacyjną. Historycy toczą spór o to, czy Inczhon był rzeczywiście wielkim sukcesem MacArthura i oznaką jego geniuszu, czy też prawdopodobnie najbardziej przereklamowaną operacją militarną w historii (jak określił to historyk Alonzo Hamby). Warto jednak popatrzeć na nią, znając dalszy przebieg wojny koreańskiej. Wspomniany Max Hasting stwierdził: Gdyby na tym świecie była jakaś sprawiedliwość, dzięki operacji „Chromit” Stany Zjednoczone powinny wygrać tę wojnę.
Bibliografia:
- Dziak Waldemar J., Kim Ir Sen. Dzieło i polityczne wizje, Warszawa 2000
- Hastings Max, Wojna koreańska, Wrocław 2010.
- Kłosowicz Robert, Inczhon-Seul 1950, Warszawa 2005.
- Kubiak Krzysztof, Działania sił morskich po drugiej wojnie światowej: studia przypadków, Warszawa 2005.
- Lowe Peter, Wojna koreańska, Warszawa 1995.
- Zubok Wladislaw, Pleszakow Konstantin, Zimna wojna zza kulis Kremla. Od Stalina do Chruszczowa, Warszawa 1999.
Redakcja: Roman Sidorski