Hugh Kennedy – „Wielkie arabskie podboje” – recenzja i ocena
Zasłużone Wydawnictwo Naukowe PWN wydało książkę szkockiego historyka i orientalisty Hugh Kennedy’ego, zatytułowaną „Wielkie Arabskie Podboje. Jak ekspansja islamu zmieniła świat”. Jej autor jest już znany w Polsce z wydanej kilka lat temu pracy „Dwór Kalifów”. Jego nowa książka opisuje pierwszą fazę podbojów arabskich: od śmierci Mahometa w 632 r. do upadku dynastii Umajjadów i objęcia władzy przez Abbasydów w 750 r. Pozycja nie obejmuje ekspansji terytorialnej po 750 r.
Autor nadał „Wielki arabskim podbojom” bardzo jasną konstrukcję. Na początku przedstawia, jak w przeddzień pierwszych wypraw arabskich wyglądała ogólna sytuacja polityczna, społeczna i gospodarcza zarówno w Arabii, jak i na terenie Bliskiego Wschodu. Następnie zarysowuje problem wiarygodności źródeł, jaki wynika z faktu powstania pierwszych pisanych źródeł arabskich kilkadziesiąt lat po podbojach. Część trzecia jest poświęcona przyczynom ekspansji. Trzon pozycji to opisy kolejnych podbojów, począwszy od zajęcia Syrii i Palestyny, aż po rubieże wschodnie (Sind) i zachodnie (Hiszpania i Portugalia). Końcowe rozdziały książki zawierają opisy wojen morskich, głosy ludów podbitych oraz ogólną charakterystykę podbojów.
Książka, jak pisze autor, ma trzy cele: odtworzenie historii muzułmańskich podbojów zgodnie ze stanem aktualnej wiedzy, omówienie osadnictwa arabskiego na zajętych terenach oraz analizę wiarygodności źródeł.
Według Autora przyczynami tak wielkich sukcesów Arabów były między innymi ciężkie i wieloletnie wojny bizantyjsko-perskie, trwające z przerwami sto lat, z czego ostatnia (602–628) kompletnie wyniszczyła oba imperia. Do innych należą konflikty wewnętrzne istniejące w obu tych państwach oraz powtarzające się w nich od kilkudziesięciu lat epidemie, których skutki można porównać do wielkiej zarazy w Europie w połowie XIV w. Opustoszałe miasta i wyludnione wsie z pewnością sprzyjały agresorom.
Nie można jednak powiedzieć, że Arabowie wyłącznie mieli szczęście, jakim była słabość ich wrogów. O sukcesie zadecydowało również ich wysokie morale wojskowe i dyscyplina, u podstaw której tkwiło przekonanie o misji religijnej. W odróżnieniu od często buntujących się dowódców bizantyjskich, wielcy wodzowie arabscy tacy jak Chalid ibn al-Walid, zdobywca Syrii i Palestyny, czy Amr ibn al-As, zdobywca Egiptu, z pokorą przyjmowali rozkazy kalifa odwołujące ich ze stanowiska.
Autor podaje jeszcze jedną ważną przyczynę: zjednoczenie Arabów. Po raz pierwszy w historii Arabowie byli zjednoczeni i posiadali religię, która motywowała ich do podbojów. Natychmiast po śmierci Mahometa (632 r.), znaczna część plemion arabskich zbuntowała się przeciw muzułmanom. Bunt ten ostatecznie został stłumiony. Następca Mahometa, kalif Abu Bakr nie miał innego wyjścia jak pchnąć arabskich wojowników poza swoje siedziby. Była to wojna o przetrwanie. W przypadku niepowodzeń w wojnie z Bizancjum czy Persami cała ta organizacja rozpadłaby się, a arabscy koczownicy wróciliby do swojego poprzedniego życia, czyli do nieustannych walk między sobą. Islam zamiast światowej kariery stałby się lokalną sektą taką, jakich setki w historii.
Same podboje, jak sugeruje Kennedy, miały jednak charakter bardziej biznesowy niż religijny. Arabowie najpierw proponowali przejście na islam, co gwarantowało utrzymanie dotychczasowej władzy. W przypadku jednak, gdy ludność nie chciała zmienić religii, ale zgadzała się poddać bez walki, Arabowie zostawiali ją przy życiu i przy majątku, nakładając na nią podatki ustalone w traktacie pokojowym. W przypadku gdy kraj/miasto były zdobywane siłą, mieszkańcy tracili majątek, często życie, a nakładane podatki były już o wiele wyższe. Autor też wyjaśnia, że wbrew powszechnym opiniom, początkowo muzułmanie nie zmuszali „niewiernych” do konwersji religijnej. Po prostu nie opłacało im się to finansowo. Muzułmanie płacili o wiele niższe podatki.
Książka posiada, moim zdaniem, sporo niedociągnięć. Do najważniejszych zaliczyłbym brak dokładnego wyjaśnienia, dlaczego armie arabskie odnosiły nieustanne niemal zwycięstwa nad Persami i Bizancjum. Jan bar Penkye, mnich żyjący w klasztorze nad Tygrysem kilkanaście lat po upadku Persji, zapytywał: Jak nadzy ludzie dosiadający koni bez zbroi czy tarcz mogli zwyciężyć […], pokonując dumnego ducha Persów? (s. 12). Przytoczone już przeze mnie uzasadnienie autora nie wydaje się być całkowicie przekonywające. Arabowie uzbrojeni byli bowiem jedynie w miecze i włócznie, w olbrzymiej większości bez pancerzy i hełmów, nie mając żadnej przewagi technologicznej nad bardzo dobrze uzbrojonymi i posiadającymi wielowiekową tradycję wojenną armiami bizantyjską i perską, które – pomimo problemów wewnętrznych – nadal dysponowały dużym potencjałem, szczególnie w sferze militarnej.
Drugim zarzutem jest brak dokładnych opisów najważniejszych bitew. Słynne starcie nad rzeką Jarmuk w 636 r., którego wynik zadecydował o podboju Palestyny i Syrii, zostało opisane bardzo skrótowo. Równie słynna bitwa pod al-Kadisijją (636/637 r. ?), która zadecydowała o utracie przez Persów Mezopotamii, jest praktycznie nieopisana. Autor stwierdza, że posiada za mało wiarygodnych źródeł. Kennedy pisze:
Przekaz dotyczący bitwy o al-Qadisiyya w Iraku, która oznacza definitywny koniec perskiego panowania w tym państwie, w historii al-Tabariego zajmuje ok. 200 stron w angielskim tłumaczeniu, lecz sam przebieg bitwy wciąż pozostaje frustrującą niewiadomą. (s. 28)
Mając 200 stron opisu bitwy w materiale źródłowym, autor nie potrafi więc niczego o niej napisać! Podobnie jest z bitwą nad rzeką Talas w Azji Środkowej, gdzie w 751 r. armia arabska pobiła armię chińską. W efekcie region dotychczas pozostający pod wpływem cywilizacji buddyjskiej stał się stopniowo terenem cywilizacji islamskiej. Tymczasem o jednej z najważniejszych bitew w historii świata Kennedy tylko wspomniał. Nie są to jedyne sytuacje, w których Autor, nie dysponując wystarczającym w swej opinii materiałem źródłowym, nie tworzy ani własnych koncepcji, ani interpretacji przebiegu bitew. To właśnie powinno charakteryzować historyka, który winien być badaczem i detektywem zarazem.
Ostatni zarzut to brak opisu armii przeciwników, zwłaszcza bizantyjskiej i perskiej. Tutaj za przykład mógłby służyć książka Timothy Maya pt. „Najazdy Mongołów” („The Mongol Art of War”), gdzie doskonale opisane są armie państw, z którymi walczyli Mongołowie.
Na osobną krytykę zasługuje tłumacz. Wyjaśnia on wprawdzie, dlaczego używa takich, a nie innych nazw, mimo to pisanie al-Qadisiyya zamiast al-Kadisijja czy plemię Qurayś zamiast Kurajszyci jest nieuzasadnionym użyciem anglicyzmów. Podane przeze mnie nazwy polskie istnieją w naszym języku od lat.
Znacznym minusem polskiego wydania książki jest też brak jakichkolwiek ilustracji, co moim zdaniem znacznie obniża jej atrakcyjność, a w pewnej mierze także wartość merytoryczną. Mapy, stanowiące integralny element książki, oceniam co najwyżej dostatecznie. Tylko na jednej naniesione zostały oznaczenia bitew, nie ma zaznaczonych marszrut wojsk. Nie najlepiej też prezentują się pod względem estetycznym, bowiem wszystkie mapy są w kolorze szarym. Natomiast pozytywnie należy ocenić twardą, lakierowaną okładkę.
Dzieło prof. Kennedy’ego jest solidną książką, choć ma sporo niedociągnięć. To kompendium wiedzy o narodzinach zdumiewającego imperium, którego sama możliwość i szybkość powstania stoi w sprzeczności z logiką. Mimo wszystko więc warto tę pracę polecić.
Zobacz też:
- Marek M. Dziekan – „Dzieje kultury arabskiej”;
- Jerzy Zdanowski – „Historia Arabii Wschodniej”;
- Kalendarz muzułmański i 1390. rocznica początku Hidżry.
Redakcja: Agnieszka Kowalska, Przemysław Mrówka
Korekta: Agnieszka Kowalska