Hubert Wilk – „Kto wyrąbie więcej ode mnie?" – recenzja i ocena
Ruch współzawodnictwa pracy w Polsce wcale nie był tak jednorodny, za jaki się go powszechnie uważa. W świadomości społecznej egzystuje on jako ruch przodowników pracy, co było najbardziej znaną jego formą, ale przecież nie jedyną.
Jego początki dostrzegamy już w 1945 roku, kiedy to zapoczątkowano Młodzieżowy Wyścig Pracy. Niemal równocześnie wystartowało współzawodnictwo w górnictwie i wielowarsztatowość – praca na kilku warsztatach w przemyśle włókienniczym. W końcu nastąpił istny wysyp form współzawodnictwa pracy, a do tych najbardziej znanych należał wyścig stachanowców. To właśnie z niego wkrótce rozwinęły się inne formy współzawodnictwa: współzawodnictwo regulaminowe, zobowiązaniowe, stosowanie przodujących metod pracy, współzawodnictwo o tytuł najlepszego czy ruch racjonalizatorski.
Niekwestionowaną ikoną ruchu przodowników pracy był Wincenty Pstrowski. To właśnie on 27 lipca 1947 roku wystosował list otwarty do górników, wzywający ich do współzawodnictwa, kończąc go słowami: „Kto wyrąbie więcej ode mnie?”. Szybko znalazł naśladowców, normy wydobycia zaczęto przekraczać o 200, 300, 400, 500 procent, a ideę tę szybko podchwycono nie tylko w górnictwie, ale też w innych branżach.
Przodownictwo pracy było tą formą współzawodnictwa, która cieszyła się jeszcze stosunkowo największym zainteresowaniem robotników. Dlaczego? Jego ideologiczny aspekt schodził na dalszy plan, pierwszoplanowej roli nie odgrywała tu także sława. Najważniejsze były kwestie ekonomiczne: przodownik pracy otrzymywał pensję kilkukrotnie wyższą od zwykłego robotnika, do czego dochodziły jeszcze cenne nagrody rzeczowe i awanse. Przodownicy nierzadko osiągali nawet stanowisko dyrektora w swoich zakładach pracy.
Stosunek władz państwowych do ruchu współzawodnictwa był jak najbardziej pozytywny i wspierały go one w każdy możliwy sposób. Miał wszakże świadczyć o wyższości socjalistycznych metod pracy. Tymczasem wielu robotników postrzegało ten ruch negatywnie, a nawet wrogo. Obawiali się, i słusznie, że normy pracy przekraczane z taką łatwością przez przodowników, zostaną znacznie podwyższone, na czym ucierpią w końcu wszyscy pracownicy. Wrogość ta znalazła swój wyraz w wielokrotnych przypadkach napadów na stachanowców i ich dotkliwych pobić.
Chociaż przodownicy pracy wykonywali kilkaset procent normy, ekonomiczne skutki ich wysiłków były dość mizerne. Jak bowiem mogło być inaczej, gdy już na kilka tygodni przed biciem kolejnego rekordu ustawiano miejsce pracy, dostarczano najlepszy sprzęt i takiż surowiec?
Książka Huberta Wilka jest według mnie całkiem udaną próbą przybliżenia okresu stalinizmu i rzucenia światła na sprawy znane najczęściej z opowiadań i filmów. Wszystkim osobom, które będą chciały dowiedzieć się czegoś więcej na dany temat, pomocna będzie obszerna bibliografia oraz indeks nazwisk występujących w tekście. Książka zawiera także życiorysy kilku najbardziej znanych stachanowców. Pokazują one, że pomimo sukcesów odnoszonych w przodownictwie oraz idących za tym zaszczytów, w życiu prywatnym często okazywali się oni przegranymi.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Agnieszka Kowalska