Henryk II Plantagenet kontra Tomasz Becket

opublikowano: 2014-03-10, 09:50
wszelkie prawa zastrzeżone
Latem 1158 r., na rok przed wyprawą Henryka pod mury Tuluzy, Tomasz Becket wjechał na czele imponującego pochodu do Paryża. Przybywał w pokoju, jako kanclerz Anglii i sługa angielskiego króla, cieszący się najwyższymi zaszczytami...
reklama
Henryk II Plantagenet

Latem 1158 r., na rok przed wyprawą Henryka pod mury Tuluzy, Tomasz Becket wjechał na czele imponującego pochodu do Paryża. Przybywał w pokoju, jako kanclerz Anglii i sługa angielskiego króla, cieszący się najwyższymi zaszczytami. Został wówczas wysłany w roli przedstawiciela, który miał wynegocjować warunki zaręczyn trzyletniego syna Henryka, a zarazem jego imiennika, z córką Ludwika, Małgorzatą, która była jeszcze niemowlęciem. Chodziło o stworzenie dynastycznej unii pomiędzy dwoma domami królewskimi i zabezpieczenie rejonu Vexin dla Plantagenetów. Becket wiedział, jak ważne jest, by bogactwo i godność reprezentowanego przez niego władcy wywarły wrażenie na francuskim królu. Dlatego parada musiała być niezwykła.

W życiu prywatnym Becket objawiał skrajną pobożność, regularnie się biczując, nosząc włosiennicę, jadając skromnie i nigdy nie ciesząc się towarzystwem kochanki. Jednak jako kanclerz Henryka musiał oszołomić tłum. Do Paryża wjechał więc uroczyście, z pełnym przepychem, egzotycznymi darami oraz niekończącym się korowodem służby, dając świadectwo szczodrości i bogactwa angielskiego króla. Spod pióra towarzyszącego Becketowi Williama FitzStephena wyszedł plastyczny opis tego wydarzenia:

Towarzyszyło mu około dwustu konnych: rycerzy, urzędników, zarządców i dworzan, zbrojnych i dziedziców szlacheckich rodzin, zajmujących miejsce według porządku swojej rangi. Wszyscy oni, a także idący za nimi, byli ubrani w jaskrawe, odświętne stroje. Becket wziął również ze sobą dwadzieścia cztery komplety ubrań (...) i wiele jedwabnych peleryn na prezenty oraz wszelkiego rodzaju wielobarwne szaty i zagraniczne futra, zasłony i dywany do pokoju gościnnego biskupa.

W orszaku były ogary i jastrzębie (...) i osiem pięciokonnych wozów ciągniętych przez konie. Na każdym koniu siedział mocno zbudowany stajenny w nowej tunice, a na każdym wozie – strażnik. Dwa nie wiozły nic oprócz piwa (...) przeznaczonego dla Francuzów, którzy nie znali tego trunku, zdrowego, klarownego, ciemnego jak wino, jednak o lepszym od niego smaku. Inni nieśli jedzenie i picie, jeszcze inni tkaniny wieszane za ołtarzem [dossals], torby z nocnym odzieniem i pozostały bagaż. Becket miał dwanaście koni jucznych i osiem skrzyń ze stołami, ze złota i srebra (...) Jeden koń wiózł paterę, wyposażenie wnętrza ołtarza i książki z jego kaplicy (...) Każdy miał stajennego w eleganckim stroju; każdemu powozowi towarzyszył wielki, dziki brytan na smyczy, stojący na wozie lub idący za nim, i każde juczne zwierzę miało małpę o długim ogonie na grzbiecie.

Za nimi, po sześciu lub dziesięciu w szeregu, szło około dwustu pięćdziesięciu ludzi, śpiewając podczas marszu na sposób angielski. Po nich, w odstępach kroczyły pary ogarów, których używano w polowaniach na jelenie, a następnie charty ze swoimi opiekunami (...) później zbrojni z tarczami i rumakami rycerzy, inni zbrojni oraz chłopcy i mężczyźni niosący jastrzębie (...) Ostatni jechał kanclerz w otoczeni kilku swoich przyjaciół.

reklama

Przybywszy do Paryża (...) [Becket] obdarował każdego barona, rycerza, pana, uczonego i mieszkańca miasta podarunkami w postaci półmisków, ubrań, koni i pieniędzy”.

Był to pokaz godny króla.

W 1158 r. Tomasz Becket szybko urósł do rangi jednego z najbliższych przyjaciół i najbardziej zaufanych doradców Henryka. Król poznał go, gdy ten pełnił funkcję urzędnika u Teobalda, arcybiskupa Canterbury. Teobald podziwiał tego ambitnego młodego człowieka za zdolność do ciężkiej pracy, która umożliwiła mu zdobywanie coraz wyższych stanowisk. W roku 1154 r. Becket został archidiakonem Canterbury. Piastując ten urząd poznał Henryka, który za namową doradców rozważał jego kandydaturę na stanowisko kanclerza Anglii, jako że wydawał się posiadać odpowiednie kompetencje do pełnienia tej funkcji. W 1155 r., dzięki rekomendacji Teobalda, Henryk powierzył Becketowi stanowisko, które wyniosło go na szczyt angielskiej administracji. Ów zaś stanął na wysokości zadania, wyróżniając się w służbie dla króla.

Garonna w Tuluzie (fot. Wojsyl; Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0.)

XII-wiecznemu rządowi brakowało spójności, jako że nadal opierał się na działaniu jednostki. Dworzanin Walter Map zostawił nam dramatyczny, ale wysoce wiarygodny obraz dworu Henryka funkcjonującego wówczas na pełnych obrotach:

Gdziekolwiek [król] wychodzi, łapie go tłum i ciągnie, i popycha w tę i we w tę; atakują go krzykami, obchodzą się z nim po grubiańsku, a jednak on słucha wszystkich z cierpliwością i najwidoczniej bez gniewu; dopóki nie mogąc już znieść tego popychania (...) nie wycofa się cicho w jakieś ustronne miejsce”.

Będąc w centrum takiego ścisku, król potrzebował rozbudowanego i sprawdzonego systemu urzędów, dyplomacji i administracji. Właśnie tego rodzaju organizacji doglądał Becket. Jak wielcy słudzy królewscy przyszłych wieków – główny minister Henryka VIII, Tomasz Wolsey, czy cierpliwy sekretarz Elżbiety, William Cecil – Becket zaoszczędzał charyzmatycznemu monarsze napięcia towarzyszącego codziennej pracy rządu i zajmował się realizacją jego wielkich wizji.

Abbaye du Bec Hellouin, Eure, Haute Normandie, France (fot. Franc Golhen; Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license.)

Becket osiągnął szczyt swojej władzy około 1160 r., kiedy przekroczył czterdziestkę, zaś król miał niebawem skończyć dwadzieścia siedem lat. Kanclerz był wysokim mężczyzną o przyjemnej aparycji i nienagannych manierach, obdarzonym talentem do prowadzenia kurtuazyjnej rozmowy. Nietuzinkowe także były jego błyskotliwa kariera, władza, bogactwa i sława. Był człowiekiem dobrze wykształconym. Najpierw pobierał nauki w klasztorze w Merton w Sussex i w Londynie – możliwe że u św. Pawła. Musiał jednak przerwać edukację po zubożeniu rodziny na skutek zniszczenia przez pożar kupieckiego kantoru ojca, w którym ów prowadził handel. Następnie, jako dwudziestolatek, wyjechał na dwa lata do Paryża, gdzie studiował prawo kanoniczne i cywilne. Nie uzyskawszy pełnego wykształcenia, co różniło go od wszystkich ambitnych młodych erudytów średniowiecza, przez całe życie borykał się z poczuciem niższości. Mimo to wszelkie braki w intelektualnej finezji potrafił nadrobić ambicją. Oprócz urzędu kanclerza, zajmował również niezwykle ważne w angielskim Kościele stanowisko archidiakona Canterbury. Tak wysoka pozycja umożliwiała mu gromadzenie bogatych beneficjów, poczynając od hrabstwa Kent po Yorkshire. W Londynie zaś utrzymywał wspaniały, wystawny dwór, w którym synowie kilku możnowładców pobierali nauki.

reklama

Postać kanclerza, z jego bladą cerą, ciemnymi włosami i wydatnym nosem, wyraźnie kontrastowała z osobą niskiego, rudowłosego króla o niespożytej energii i bardziej wrodzonej aniżeli nabytej swobodzie towarzyskiej. Becket przywiązywał ponadto wielką wagę do wartości, które niewiele znaczyły dla Henryka, lecz jednocześnie były konieczne dla utrzymania autorytetu władzy królewskiej. Według biografa Becketa, FitzStephena, kanclerz „prawie nigdy nie jadał obiadu bez towarzystwa rozmaitych hrabiów i biskupów”. Jego dwór słynął z wyrafinowanego stołu, z wykwintnym jedzeniem podawanym w kosztownych naczyniach ze srebra i złota. Wielkopański przepych, który nudził Henryka, jemu wyraźnie sprawiał radość. Dlatego król z chęcią zrzucał na niego tego rodzaju obowiązki.

Wydaje się nawet, że ów niemal komiczny kontrast między nim samym a kanclerzem bawił Henryka, który czasami pozwalał sobie na żarty z przyjaciela. FitzStephen upamiętnił słynną historię z początkowego okresu ich znajomości. Pewnej zimy, podczas konnego przejazdu ulicami Londynu, na widok żebraka drżącego z zimna król uczynił uwagę, że podarowanie biedakowi ciepłego płaszcza byłoby bardzo szlachetnym uczynkiem. Kiedy Becket przyznał, że istotnie byłby to akt miłosierdzia, Henryk siłą zdarł mu z pleców kosztowną szkarłatno-popielatą pelerynę i dał ją oszołomionemu żebrakowi. Becket nie podzielał bynajmniej wesołości, jaką zdarzenie wywołało wśród królewskiego orszaku. Nie była to zresztą jedyna sytuacja, gdy Henryk podrażnił dumę przyjaciela. Słynął bowiem z tego, że wjeżdżał konno do sali jadalnej kanclerza, zeskakiwał z konia i zasiadał do posiłku. Zwyczaj ten irytował Becketa w równym stopniu, w jakim bawił króla. Jednak pomimo drobnych zniewag i upokorzeń, Becket pozostawał zaufanym sługą i powiernikiem Henryka.

reklama

Co najważniejsze, król postrzegał kanclerza jako pomost między dwoma światami – Koroną a Kościołem. W XII wieku w całej Europie królowie i ich wasale walczyli z władzami kościelnymi o jurysdykcję. Często wybuchały konflikty o prawo do dokonywania koronacji, prawo do apelacji do sądu papieskiego z pominięciem sądów królewskich, prawo biskupów do opuszczania kraju w celu uczestniczenia w konferencjach i prawo królów do rozwodu. Praktycznie każdy władca w Europie był bądź miał zostać obłożony interdyktem (wyrokiem zakazującym większości nabożeństw kościelnych i udzielania sakramentów w królestwie) lub osobistą ekskomuniką. Papież Eugeniusz III próbował narzucić obie kary na króla Stefana podczas zaciętego sporu dotyczącego mianowania kandydata na stanowisko arcybiskupa Yorku. Fryderyk I Barbarossa, książę z dynastii Hohenstaufów, który został wybrany świętym cesarzem rzymskim i był jedynym monarchą Europy władającym ziemiami bardziej rozległymi niż terytoria Henryka, został ekskomunikowany w 1160 r., podczas wojny z papieżem Aleksandrem III o supremację.

Henryk wiedział, że budowanie imperium nie jest tylko kwestią poszerzania granic; należy również zdefiniować prawo i wzmocnić królewską władzę. Jego plany w tym względzie nie mogą więc zadowolić papiestwa i Kościoła, który ograniczał jego królewskie prawa i któremu był zdecydowany narzucić swą władzę. Lecz choć miał jasne wyobrażenie królewskich prerogatyw i był zdecydowany ich bronić, nie zamierzał przejmować zwierzchnictwa nad Kościołem ani sprawować władzy poprzez połączenie ról króla i kapłana. 18 kwietnia 1161 r. w swoim pałacu w Canterbury po długiej chorobie zmarł arcybiskup Teobald. Żył ponad siedemdziesiąt lat, czyli osiągnął wiek jak na owe czasy imponujący. Był arcybiskupem od 1138 r., mianowanym jeszcze za panowania Stefana. Henryk natychmiast dostrzegł okazję do wdrożenia planów umocnienia królewskiej władzy, do czego potrzebował podatnego na wpływy arcybiskupa w siedzibie Canterbury. Pierwszym i najważniejszym krokiem miała być koronacja najstarszego syna na króla mianowanego, a więc to, czego Teobald wyraźnie odmówił Stefanowi. Następnie Henryk zamierzał rozpocząć proces ponownego określenia praw Korony i Kościoła.

Henryk II z Tomaszem Becketem

Becket wydawał się Henrykowi idealnym kandydatem na sojusznika i następcę Teobalda. Fryderyk Barbarossa wykorzystywał dostojników pełniących funkcje arcybiskupów i kanclerzy jednocześnie – z Moguncji i Kolonii – do rządzenia Niemcami i Włochami. Henryk zdecydował się zrobić to samo. Jednak dla wielu duchownych angielskiego Kościoła – włącznie z mnichami z katedry w Canterbury, którzy tradycyjnie posiadali prawo wybierania arcybiskupa – kandydatura Becketa zdawała się być kpiną. Nie nadawał się na to stanowisko z kilku powodów. Zasadniczo był osobą świecką z drugorzędnym wykształceniem. Nie był prawnikiem, a już na pewno nie teologiem. Był zdeklarowanym zwolennikiem Korony i podczas służby u Teobalda traktował mnichów z Canterbury nieuprzejmie. Jego kandydaturze sprzeciwili się nie tylko mnisi. Matka Henryka, cesarzowa Matylda, pisząc do syna, starała się usilnie odwieść go od awansowania przyjaciela na arcybiskupa.

reklama

Henryk nie dał się przekonać. Korzyści z mianowania Becketa kanclerzem-arcybiskupem zdecydowanie przeważały nad argumentami dochodzącymi z Canterbury. Ponadto już postanowił, że przekazując królestwo Anglii najstarszemu synowi, uczyni Becketa jego mentorem i regentem. Chłopiec miał prawie siedem lat, a więc osiągnął wiek, w którym młodzi feudałowie zwyczajowo opuszczali dwory matek i rozpoczynali edukację mającą przygotować ich do wieku męskiego. W 1162 r. król planował oddać młodego Henryka pod opiekę Becketa. Dodatkowym atutem był fakt, że mieszkałby w domostwie arcybiskupa.

Tak więc 2 czerwca 1161 r. Becket otrzymał święcenia kapłańskie, a nazajutrz został konsekrowany na arcybiskupa. Dla Henryka wyniesienie Becketa było krótkotrwałym zwycięstwem, wkrótce bowiem miał się przekonać, że jego strategia kryła poważną skazę. I nie był nią sprzeciw duchownych, ale sam Becket.

Pomimo tytułów i darowizn, którymi został przez króla hojnie obdarzony, Becket czuł się niegodzien stanowiska arcybiskupa. Częściowo przyczyna tego leżała w fakcie, że angielski prymas był tradycyjnie wybierany spośród zakonników. Becket zaś w swoim jasnym, niezakonnym stroju, wyglądał jak człowiek spoza kręgu duchowieństwa. Choć przez całe życie uczył się, jak być wielkim świeckim kanclerzem, nagle znalazł się w świecie, gdzie gardzono wszystkim, co sobą dotąd reprezentował. W świetle kościelnych wymogów był słabo wykształcony, a ze względu na powiązania z królem od razu stał się nielubiany. Nic dziwnego więc, że poczuł bolesną wręcz potrzebę udowodnienia własnej wartości, zarówno swojej nowej trzódce, jak i samemu Bogu. To zaś doprowadziło do gwałtownej zmiany światopoglądu i postawy, która w sposób tragiczny miała zaważyć na jego stosunkach z Henrykiem.

reklama
Katedra w Canterbury (fot. Hans Musil; Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Niemal natychmiast po otrzymaniu funkcji arcybiskupa zaczął dystansować się od polityki królewskiej. Jego pierwszym krokiem była rezygnacja z urzędu kanclerza, którą uzasadniał tym, że „nie nadaje się na jeden urząd, a cóż dopiero na dwa”. Następnie podjął walkę o ziemie Kościoła z kilkoma świeckimi feudałami, łącznie z hrabią Hertford i Williamem, lordem Eynsford, innym posiadaczem ziemskim z Kentu. Ponadto ogłosił dzień swojej konsekracji nowym dniem świątecznym – Dniem Trójcy Świętej – i wysyłał cały szereg próśb do papieża Aleksandra III o wzmocnienie władzy Canterbury nad rywalizującym z nim arcybiskupstwem Yorku. Zaufany przedstawiciel króla stał się – niemal z dnia na dzień – przeciwnikiem Korony. Henryk oczekiwał, że Becket przeforsuje w Kościele politykę królewską, a tymczasem ten usilnie starał się ją zastopować. Już do końca życia pozostał pompatycznym, nieprzyjemnym i trudnym do opanowania przeciwnikiem, który hamował Henryka w jego dążeniach do sprawowania niczym niezakłóconych rządów.

Bez względu na to, jaki był rzeczywisty powód nawrócenia Becketa, nie uszedł on uwagi współczesnych mu osób. Anonimowy kronikarz z opactwa Battle porównywał duchową transformację po wyniesieniu na stanowisko arcybiskupa do cudownego zrzucenia skóry:

W nim, jak głosi znane przysłowie, »zaszczyty spowodowały zmianę zachowania«, ale nie jak w przypadku większości ludzi, zmianę na gorsze, ale na lepsze. Gdyż zostawił starego człowieka, który jest stworzony według tego świata, i dążył do przyobleczenia się w nowego człowieka, stworzonego według Boga.

Nawet William z Newburgh, pisarz ogólnie nieprzychylny Becketowi, był pod wrażeniem:

Wkrótce poddając się pobożnym i mądrym rozważaniom o tym, jakim ciężarem może stać się tak wielki zaszczyt, został natychmiast odmieniony w swoich zwyczajach i sposobie bycia, można by rzec, że »To prawica Boga zdziałała tę przemianę«”.

Ta zmiana z lojalnego zwolennika polityki Korony w zdecydowanego obrońcę praw Kościoła nastąpiła w oszałamiającym tempie. Na początku Henryk tolerował irytujące zachowanie swojego przyjaciela. Był zbyt pochłonięty sprawami w Normandii, by koncentrować się na Anglii. Ale kiedy w styczniu 1163 r. powrócił z kontynentu, zdecydował się przeforsować serię reform, które w jego przekonaniu miały podstawowe znaczenie dla poprawy prawa i porządku. W roku 1164 wydał dekrety nazwane konstytucjami clarendońskimi (nazwa pochodzi od królewskiego pałacyku myśliwskiego w Clarendon, w którym zostały spisane). Dokument składający się z szesnastu punktów jest jednym z najsłynniejszych w historii angielskiego ustawodawstwa. Ukazuje bowiem podjętą przez Henryka próbę wyznaczenia wyraźnej granicy pomiędzy zakresem władzy kościelnej a władzy królewskiej. Ograniczenie przywilejów Kościoła na rzecz praw króla od razu wywołało sprzeciw części duchowieństwa, na które ów przypuścił atak, poruszając problem występnych duchownych – było to określenie używane w stosunku do tych spośród kleru, którzy kradli, okaleczali lub zabijali.

reklama

Pod koniec XII wieku może jeden na sześciu Anglików był duchownym pod względem formalnym. Podczas gdy większość nie była i nigdy nie miała zostać księżmi, całe mnóstwo posiadało święcenia niższe. Byli też tacy, którzy włączyli się w szeregi duchownych dla uzyskania wykształcenia, a po jego zdobyciu odchodzili, by pracować dla osób świeckich. Wielu księży w parafiach było słabo wykształconych i zaledwie umiało pisać czy też czytać. Ich życie nie różniło się specjalnie od życia zwykłych chłopów. Zarazem jednak pozycja duchownego dawała wielkie korzyści, jeśli popadło się w konflikt z prawem. Kościół wprawdzie domagał się karania występnych duchownych, ale kary w prawie kanonicznym były uważane za lżejsze niż w świeckim kodeksie kryminalnym. Kościół ani nie narzucał sądu przez ordalia (sądy Boże – przyp. tłum.), ani nie okaleczał, ani nie dokonywał egzekucji skazanych. To pozwalało, by duża ilość zbrodni uchodziła bezkarnie. Mimo groźby konfliktu z Kościołem, król był zdania, że ochrona występnych duchownych przez prawo kanoniczne jest skandalicznym nadużyciem i czymś, czego nie można w praworządnym państwie tolerować.

Sprowadzając skomplikowany spór do prostych kategorii, można powiedzieć, że Henryk chciał, by występni duchowni sądzeni w sądach kościelnych byli pozbawiani święceń i oddawani władzom świeckim dla wymierzenia kary cielesnej. Z punktu widzenia technicznego, nie tworzyło to hierarchii sądów, ale doprowadziłoby duchownych, którzy popełnili zbrodnie, tam, gdzie w opinii Henryka wymierzono by im właściwą karę.

Tymczasem, nie zważając na intencje króla, Becket zdecydował się stawiać opór jakiejkolwiek próbie ingerencji w prawa Kościoła, niezależnie od kosztów politycznych.

St Augustine's Abbey, Canterbury (fot. Ealdgyth; Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license.)

Podczas kolegium w Woodstock w lecie 1163 r. pokłócił się z Henrykiem w sprawie kościelnych podatków egzekwowanych przez szeryfów. Była to forma opodatkowania, którą właściciele ziemscy tradycyjnie płacili bezpośrednio miejscowemu szeryfowi, w ramach pokrywania części kosztów związanych z utrzymaniem spokoju na wsi. Henryk zamierzał wciągnąć ten dochód bezpośrednio do skarbu państwa, biorąc pod nadzór centralny to wielkie źródło dochodu i bezwzględnie przypominając całej Anglii, że to z bezpośredniej władzy królewskiej wypływała wszelka inna władza polityczna. Miała to być reforma skarbu o znaczeniu politycznym, prawdopodobnie niezbyt istotna dla kogokolwiek oprócz samych szeryfów. Ale arcybiskup, występujący w nowej, przez siebie wyznaczonej roli stróża programu reform Korony, wyraził sprzeciw. Poinformował króla, że „nie przystoi waszej ekscelencji zabierać cudzej własności dla siebie” i dodał, że poddanych królestwa nie można „przymuszać prawem”. Słowa te tak rozwścieczyły Henryka, że według Edwarda Grima, ówcześnie żyjącego autora biografii Becketa, wykrzyknął do swojego arcybiskupa: „Bóg mi świadkiem! Ten dochód będzie oddawany i wprowadzony do królewskich rejestrów, i nie wypada, byś się sprzeciwiał, gdyż nikt nie wystąpi przeciw duchownym wbrew twojej woli”.

reklama

Arcybiskup stawił mu czoła. „Z szacunku dla tego imienia, na które przysiągłeś, mój panie i królu, ze wszystkich moich ziem czy majątku Kościoła nie przekażemy ani pensa”. Becket wykazał się niepotrzebnym uporem, zważywszy na fakt, że sam osobiście miał niewiele do stracenia na reformie mającej wspierać szeryfów. Pokazało to jednak, jak bardzo mu zależało na tym, by poprzez udaremnienie ambitnych planów reformy władcy okazać się godnym swojego nowego stanowiska.

Stosunki pomiędzy dawnymi przyjaciółmi pogorszyły się w ciągu lata. Problem występnych duchownych wciąż nie został rozwiązany. Henryk dowiedział się od swoich doradców, że w ciągu dziewięciu lat, które minęły od koronacji, duchowni dopuścili się ponad stu morderstw i niezliczonej ilości innych przestępstw, za które nie dosięgła ich żadna kara ze strony sądów królewskich. Becket, nadal próbując nie dopuścić do jakichkolwiek fundamentalnych zmian w jurysdykcji sądów, kilku występnych duchownych skazał na banicję i napiętnował, innych zaś ukarał dożywotnim więzieniem. Jednak to nie wystarczyło, by przekonać króla, że sprawa została zakończona. 1 października 1163 r. Henryk wezwał dostojników kościelnych na spotkanie Rady Królewskiej w Westminsterze. Na wstępie zażądał od przybyłych posłuszeństwa i przestrzegania dawnych zwyczajów królestwa, po czym wywiązała się zagorzała dyskusja pomiędzy prawnikami królewskimi a znawcami prawa kanonicznego. Henryk poprosił biskupów o zgodę, ażeby występny duchowny, któremu udowodniono winę w sądach kościelnych, był przekazywany sądom królewskim dla wymierzenia kary cielesnej. Jeśli zaś mieliby odmówić, powinni ujawnić własne stanowisko odnośnie przestrzegania któregokolwiek ze „zwyczajów Anglii”. Biskupi Woodstock na czele z Becketem odpowiedzieli, że będą przestrzegać zwyczajów Anglii, „ratując swój porządek”. Ta wymijająca odpowiedź zastrzegała ich przywilej do przestrzegania bardziej prawa kanonicznego niż królewskiego.

reklama
Nagrobek Henryka II i jego żony (fot. Manfred Heyde; Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0.)

„Zirytowany [król] wyjechał z Londynu bez uprzedzenia, zostawiając wszystkie swoje sprawy i kwestie procesów sądowych bez rozwiązania”, napisał bliski towarzysz i biograf Becketa, Herbert z Bosham. Następnego ranka Henryk zażądał, by Becket zwrócił wszystkie zamki darowane mu podczas sprawowania urzędu kanclerza, po czym zabrał swojego syna spod jego kurateli. Był to złośliwy gest, który zniszczył trwającą od dziesięciu lat przyjaźń. Henryk uważał, co wyraził później osobiście w nieudanej próbie pogodzenia w Northampton, że arcybiskup powinien przestać prawić kazania i pamiętać, że wszystko zawdzięcza łasce królewskiej. „Czy nie byłeś synem jednego z moich chłopów pańszczyźnianych?”, zapytał Becketa. „Pokładasz zbyt dużą ufność w tym, jak zostałeś wyniesiony na szczyt”. Była to wyjątkowo uszczypliwa uwaga.

Spór w Westminsterze pozostawił niesmak po obu stronach. Obaj eksprzyjaciele odwołali się do papieża Aleksandra. Ów jednak, przebywający na wygnaniu, trapił się bardziej własnymi problemami. Wdał się bowiem w spór z Fryderykiem Barbarossą, cesarzem Świętego Cesarstwa Rzymskiego, czego efektem była schizma papieska. Teraz w Rzymie zasiadał antypapież, Wiktor IV, podczas gdy Aleksander lizał rany w Wenecji i innych, mniej godnych swego urzędu rejonach Półwyspu Apenińskiego. Pragnąc szybko rozwiązać sprawę Becketa, Aleksander delikatnie nakłaniał go do współpracy z królem, podobnie jak później Gilbert Foliot – biskup Londynu, Roger – arcybiskup Yorku, kilku kardynałów oraz darzony wielkim szacunkiem opat cystersów, Filip z Aumône. W listopadzie, według Rogera z Pontigny, „arcybiskup, przekonany do zmiany stanowiska przez papieża, kardynałów oraz słowami tego opata i innych, którzy z nim przybyli”, zgodził się podporządkować królowi. Zrobił to prywatnie w Oksfordzie.

Pod koniec czerwca 1164 r. Henryk zwołał Wielką Radę w swoim pałacu myśliwskim w Clarendon. Chciał, by upokorzenie Becketa było publiczne i absolutne. Chociaż zdenerwowany Becket próbował uniknąć publicznego zobowiązania, napady złości i ponurych gróźb Henryka zmusiły go do złożenia deklaracji przed zebranymi feudałami – baronami, wysokimi rangą urzędnikami i biskupami – że bezwarunkowo zachowa wszystkie prawa i zwyczaje królestwa.

reklama
Męczeństwo Tomasza Becketa

Henryk, zamiast zadowolić się moralnym zwycięstwem, wykorzystał swoją przewagę nad Becketem i zmierzał do osiągnięcia całkowitej i niepodważalnej dominacji władzy królewskiej. 29 stycznia konstytucje clarendońskie zostały wydane w postaci cyrografu – pisemnej formie ustawodawczej, gwarantującej niezmienność i uniwersalność umów. Jedna kopia została przekazana Becketowi, druga zachowana dla króla, trzecia natomiast złożona do akt dla przyszłych pokoleń. Becket był przerażony. Dokument zawierał szesnaście punktów, obejmując „zwyczaje”, na które nieopatrznie wyraził zgodę poprzedniego dnia. Uwzględniały one upragniony przez Henryka projekt dotyczący występnych duchownych, ograniczenie możliwości apelacji do papieża z pominięciem władzy króla oraz kilka obszernych stwierdzeń zapewniających wyższość sądów królewskich nad jurysdykcją Kościoła.

Zastraszony przez króla i zmuszony do zaakceptowania jego polityki, Becket postawił Kościół w pozycji bezprecedensowego posłuszeństwa władcy i udowodnił, że jest – i jak jego zdaniem uważali wszyscy wokół – królewską marionetką.

Udręczony Becket zawiesił swoje obowiązki duchownego i napisał do papieża, ujawniając podstęp, jakiego użył Henryk, i błagając o przebaczenie. Był, jak to ujął Herbert z Bosham, „niezwykle przygnębiony”. Cały zalewał się łzami, lamentując nad niezdolnością do pełnienia swego urzędu. Jego desperackie próby udowodnienia duchowieństwu, Bogu i sobie, że nadaje się na stanowisko arcybiskupa, spełzły na niczym. Całkowicie utracił życzliwość króla, jego poparcie polityczne i przyjaźń, nie zyskawszy łaski w oczach Pana. „Wyraźnie widzę, że jestem godzien, by Bóg mnie opuścił i usunął ze świętego miejsca, w którym się znalazłem”, płakał. Ogarnięty paniką, napisał list do wrogiego Henrykowi Ludwika VII z prośbą o wsparcie, zaś latem podjął nieudaną próbę ucieczki do Francji.

W międzyczasie Henryka ogarnęło pragnienie zemsty. Jesienią wezwał Becketa do zamku Northampton, by uczestniczył w radzie feudałów. 6 października 1164 r. oskarżono go o malwersację popełnioną podczas sprawowania funkcji kanclerza. Becket znowu odwołał się do papieża. Tak samo zresztą jak i Henryk, który dążył do dymisji arcybiskupa i ujawnił jego poprzednią apelację do Ojca Świętego, chcąc złośliwie oskarżyć go o naruszenie konstytucji clarendońskich.

Stojąc w obliczu groźby zarzucanych mu zbrodni przeciwko Koronie i przeciwko własnej duszy, Becket wpadł w popłoch. Gdy postępowanie sądowe przeciwko niemu w Northampton dochodziło do punktu kulminacyjnego, oświadczył, że odmawia wysłuchania ogłoszenia wyroku, odwrócił się na pięcie i wyszedł z komnaty. Udało mu się uciec z zamku i następnego ranka, w strugach deszczu zacinającym z pochmurnego nieba, zhańbiony i przemoczony, ciężkim krokiem opuścił miasto. Towarzyszyło mu jedynie czworo ludzi. Zbiegł z Anglii 2 listopada 1164 r. i, po desperackim i niebezpiecznym przepłynięciu Kanału w małej łódce, został zniesiony na brzeg Flandrii. Stamtąd wyruszył w poszukiwaniu schronienia u króla Francji. Nie wrócił do Anglii przez niemal pięć długich lat.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Dana Jonesa „Plantageneci. Waleczni królowie, twórcy Anglii”:

Dan Jones
„Plantageneci. Waleczni królowie, twórcy Anglii”
cena:
69,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
640
Format:
155 x 235 mm
ISBN:
978-83-89981-69-6
reklama
Komentarze
o autorze
Dan Jones
Brytyjski dziennikarz, pisarz i historyk. Ukończył The Royal Latin School, oraz Pembroke College w University of Cambridge, gdzie był uczniem Davida Starkey'a. Mieszka w Londynie.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone