Grudzień 1970: chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni…
Grudzień 1970 roku rozpoczynał się prawdziwym triumfem I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR Władysława Gomułki. 7 grudnia w Sali Kolumnowej Prezydium Rady Ministrów w Warszawie doszło do podpisania układu między PRL a RFN. Tym samym Niemcy zachodni uznawali wspólną granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. Równolegle trwały ostatnie działania, których celem było wprowadzenie drastycznych podwyżek cen.
Operacja cenowa
Podwyżka była przygotowywana już co najmniej od 1969 roku. Biuro Polityczne KC PZPR przygotowało na tę okazję specjalny list, w którym informowano o charakterze i rozmiarach podwyżki. Odczytano go 12 i 13 grudnia 1970 roku na zebraniach organizacji partyjnych. Nowe regulacje miały obowiązywać już od niedzieli 13 grudnia. Dość wspomnieć, że ceny ryb wzrosły o 12 procent, mięsa i przetworów mięsnych o prawie 18 procent, mąka o 16 procent, kasza jęczmienna o 31 procent, dżemy, marmolady i powidła – o 37 procent, a ceny kawy – aż o 92 procent. Władze podniosły również między innymi ceny tkanin, węgla i artykułów budowlanych. Obniżono natomiast ceny lodówek, radioodbiorników i telewizorów. Zmiana ta bulwersowała tym bardziej, że została wprowadzona z dnia na dzień i to kilkanaście dni przed świętami Bożego Narodzenia.
Nie bez znaczenia jest tutaj fakt, że na pierwszych stronach „Dziennika Bałtyckiego” i „Głosu Wybrzeża” podawano jedynie wykaz produktów, na które ceny zostały obniżone. Dalsza część tekstu z wyszczególnieniem artykułów o podniesionych cenach znajdowała się w środku numeru. Co ciekawe, pełen komunikat na pierwszej stronie podała „Trybuna Ludu”.
Próbowano wykazać, jakoby skutkiem operacji cenowej było jedynie „przejściowe” obniżenie realnych dochodów na poziomie do 2 procent. Kuriozalnie brzmiało natomiast następujące tłumaczenie:
niski jest u nas poziom spożycia dzianin i wyrobów pończoszniczych oraz tkanin z nowoczesnych włókien syntetycznych. Niedostateczne jest wciąż wyposażenie naszych mieszkań w przedmioty trwałego użytku, które ułatwiają pracę w gospodarstwie domowym lub służą naszym potrzebom kulturalnym i wypoczynkowi po pracy. Większość rodzin nie posiada jeszcze lodówki, 60% rodzin nie posiada aparatu telewizyjnego, wiele rodzin nie korzysta nawet z aparatu radiowego. Tylko co czwarta gospodyni domowa ma maszynę do szycia a zaledwie dwie spośród pięciu gospodyń korzysta z pralek elektrycznych.
Czy podwyżka budziła wątpliwości decydentów z Biura Politycznego? Na jego posiedzeniu w piątek 11 grudnia żaden z obecnych członków nie zgłosił zastrzeżeń. Władze oczywiście liczyły się z możliwością wybuchu niezadowolenia społecznego, dlatego szeregowi członkowie partii otrzymali zadanie uspokajania nastrojów i wytłumaczenia decyzji rządu. W zebraniach na terenie największych zakładów uczestniczyli przedstawiciele władz. Dyskusje miały często burzliwy charakter.
Komuniści zdawali sobie sprawę z ryzyka wystąpień, dlatego jeszcze tego samego dnia, to jest 11 grudnia Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła akcję o kryptonimie „Jesień 70”.
Grudzień 1970: wybuch
W poniedziałek 14 grudnia nerwowo było w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, największym zakładzie w mieście, gdy pracownicy porannej zmiany odmówili podjęcia pracy. Strajk rozpoczął się na wydziale S-4 i szybko rozlał się na pozostałe załogi. Zgromadzono się pod siedzibą dyrekcji zakładu i zażądano rozmowy z I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego oraz wycofania podwyżki. W zaimprowizowanym wiecu wzięło udział przeszło 2,5 tys. stoczniowców. Ponieważ nie udało im się uzyskać deklaracji spełnienia żądań, część robotników (głównie młodych) podjęła decyzję o opuszczeniu miejsc pracy i skierowaniu się pod gmach Komitetu Wojewódzkiego. Na wieść o wyjściu setek pracowników stoczni komendant wojewódzki MO płk Roman Kolczyński zarządził mobilizację sił i środków MSW na terenie całego województwa.
Manifestacja miała początkowo niezwykle spokojny przebieg. Gdy około południa dotarła pod siedzibę KW, zwaną pogardliwie „Reichstagiem”, do zgromadzonych wyszedł II sekretarz Zenon Jundziłł i kilkunastu jego współpracowników. I sekretarz Alojzy Karkoszka był wówczas nieobecny z powodu udziału w VI plenum KC PZPR w Warszawie. Dialog odbywał się przy wykorzystaniu mikrofonów ze zradiofonizowanego samochodu z napisem „Łączność”, jednak rozmowy nie przyniosły rezultatów. Coraz bardziej poirytowani demonstranci, wraz ze „zdobycznym” samochodem, udali się w tej sytuacji pod gmach główny Politechniki Gdańskiej. Studenci, zaskoczeni wizytą robotników, nie zdecydowali się na spontaniczne przyłączenie się do protestu. Próbowano jeszcze nadać komunikat z siedziby znajdującego się nieopodal Polskiego Radia. Bez rezultatu.
Działaniom protestujących brakowało organizacji i zdecydowanego przywództwa. Na trasie przemarszu głos zabierali kolejni manifestanci, którzy skarżyli się na ciężką sytuację. Po kilku godzinach bezskutecznego pochodu napotkali oni na wysokości mostu Błędnik oddziały ZOMO, które wykorzystały pociski z gazem łzawiącym. Z tłumu posypały się żelazne śruby i kamienie. Rozgorzały walki.
Eskalacja
15 grudnia wybuchł strajk powszechny. Przyłączyły się do niego zakłady pracy między innymi w Gdyni, Szczecinie i Elblągu. Przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni Jan Mariański przyjął delegację stoczniowców i podjął rozmowy z uformowanym tam komitetem strajkowym. Pomimo tego jego członkowie zostali w nocy aresztowani. Również w Gdańsku powołano komitet strajkowy. Równocześnie w mieście trwały już regularne walki. Wobec demonstrantów użyto siły. Spłonął gmach znienawidzonego Komitetu Wojewódzkiego. Nazajutrz Stocznia Gdańska została zablokowana, a robotnicy opuszczający zakład zostali ostrzelani.
Czy komuś zależało na podsyceniu napięcia? Jeżeli tak, to komu? Czy eskalacja protestu była wyłącznie efektem chaosu decyzyjnego? Nie możemy tego stwierdzić z całą pewnością, jednak istnieją pewne świadczące o tym poszlaki. Przedstawiciele władz nie chcieli podjąć rozmów ze strajkującymi, choć mieli po temu niejedną okazję. Zamiast tego na mocy ich decyzji demonstranci zostali zaatakowani przy użyciu pałek i gazów łzawiących, a następnie ostrej amunicji. W meldunku płk. Romana Kolczyńskiego z 14 grudnia mowa jest o dwóch plutonach grupy interwencyjnej w cywilu, które włączyły się do demonstracji. Czy funkcjonariusze mieli wpływ na zaostrzenie spokojnego protestu? Świadkowie wydarzeń w Gdańsku też wspominali o obecności snajpera (snajperów?) w okolicach Dworca Głównego w dniu następnym. Na terenie pogrążonego w chaosie miasta pojawili się pensjonariusze zakładu poprawczego, którzy rozkradali i niszczyli sklepy. I last but not least – blokada stoczni w Gdyni w nocy z 16 na 17 grudnia i ostrzelanie niewinnych ludzi idących do pracy.
Artykuł został opublikowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org „Wielkie momenty oporu przeciw tyranii 1945-89”, zrealizowanego dzięki wsparciu Europejskiego Centrum Solidarności :
Czarny czwartek
W wieczornym przemówieniu transmitowanym przez radio i telewizję wicepremier Stanisław Kociołek apelował o zakończenie strajku i powrót do pracy. W przeciwieństwie do Gdańska, protest w Gdyni miał spokojny przebieg. Nie toczyły się tam regularne walki, nie dochodziło do podpaleń i rabunków. Największy zakład Gdyni – Stocznia im. Komuny Paryskiej – został jednak zablokowany przez wojsko i milicję, a idący do pracy – ostrzelani przy użyciu ostrej amunicji. Zginęło 10 osób.
Na ulicach miasta protestujący formowali pochody, w czasie których niesiono biało-czerwone flagi. Wymownym symbolem gdyńskiego Grudnia stał się pochód z ciałem osiemnastoletniego stoczniowca – Zbigniewa Godlewskiego. Przeszedł on do historii dzięki „Balladzie o Janku Wiśniewskim”. Starcia w Gdyni trwały do samego wieczora.
Tego samego dnia rozgorzały walki na ulicach Szczecina. Do strajku przyłączyli się robotnicy ze Stoczni im. Adolfa Warskiego, którzy opuścili swój zakład pracy. Zapłonął gmach Komitetu Wojewódzkiego, zwany „Pałacem Grubego”, co było odniesieniem do sylwetki I sekretarza KW PZPR Antoniego Walaszka. Milicja i wojsko zaatakowały demonstrantów, w wyniku czego zginęło 16 ludzi, zarówno uczestników starć, jak i przypadkowych osób. Należy dodać, że w Szczecinie dochodziło do bratania się żołnierzy ze strajkującymi, a za ich przyzwoleniem na pojazdach wojskowych pojawiały się krytyczne wobec władzy hasła.
Część decydentów optowała za brutalnym zdławieniem protestu, nawet na wieść o kolejnych ofiarach. Wśród różnych pomysłów pojawił się też postulat pacyfikacji hotelu robotniczego przy ul. Śląskiej w Gdyni. Założeniem tej akcji było wzięcie mieszkańców hotelu „do niewoli”, piątkami, z rękami podniesionymi do góry. W razie odmowy dobrowolnego poddania się, budynek miał zostać ostrzelany, ponieważ, jak mówiono, znajdowała się w nim „zaraza, którą trzeba zniszczyć”. Zapewne na skutek masakry przy stacji SKM Gdynia Stocznia w piątek rano zdecydowano się odstąpić od przeprowadzenia tej akcji.
Historia każdej z ofiar zasługuje na odrębne potraktowanie, a wszystkie one budują obraz tragedii ofiar i bezwzględności władzy komunistycznej. Wśród tych historii do wyobraźni przemawia sprawa dwudziestoletniego robotnika Ludwika Piernickiego. Tego dnia miał mieć wolne w pracy, ale – pomimo nalegań matki – zdecydował się dołączyć do strajku, aby wesprzeć swoich kolegów ze Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Matka dała ostatecznie za wygraną. Prosiła syna, by nie szedł na przedzie pochodu. Nie posłuchał. Został zabity rankiem, prawdopodobnie na przystanku SKM Gdynia Stocznia. W kieszeni kurtki miał medalik z Matką Boską oraz legitymację honorowego krwiodawcy, a w niej motto:
Oddanie krwi jest najwyższym czynem humanitarnym, świadczącym o wielkiej solidarności społecznej.
Ofiary i winni
Według oficjalnych danych w czasie wydarzeń grudniowych zginęło ponad 40 osób, a blisko 1200 odniosło obrażenia, w tym wiele od ran postrzałowych. Liczba rannych musiała być jednak znacznie wyższa, ponieważ w obawie o własne bezpieczeństwo nie zgłaszano się do szpitali. Około 3 tysięcy osób aresztowano. Wiele z nich brutalnie pobito, a część na własnej skórze doświadczyła tak zwanych ścieżek zdrowia, które funkcjonariusze milicji stosowali ze szczególnym upodobaniem. Drastyczne opisy bestialstwa milicjantów i esbeków pozostawione w relacjach świadków do dzisiaj mrożą krew w żyłach.
Wielkie dramaty przeżywały rodziny rannych i zabitych. Gdy próbowali uzyskać informacje na temat losów swoich bliskich uczestniczących w wydarzeniach, byli zbywani i odsyłani do innych miejsc. Zacierano ślady, próbowano także fałszować akty zgonu. Zamordowani w grudniu 1970 roku nie mieli normalnych pochówków. Byli grzebani w nocy, niekiedy z udziałem bliskich, których bezpieka dowoziła na cmentarz. Niejednokrotnie najbliżsi dowiadywali się o pogrzebie ukochanej osoby już po fakcie.
20 grudnia w Warszawie odbyło się VII Plenum Komitetu Centralnego PZPR, którego celem było przeprowadzenie zmiany na stanowisku I sekretarza KC. Został nim Edward Gierek, dotychczasowy I sekretarz KW w Katowicach. Posiedzenie odbyło się bez udziału Władysława Gomułki, który ze względu na stan zdrowia został przewieziony do szpitala.
Protest w Szczecinie zakończył się dopiero we wtorek 22 grudnia. W styczniu i lutym 1971 roku przez kraj przetoczyła się kolejna fala strajków. W ich wyniku w marcu przywrócono ceny sprzed 13 grudnia.
Po zmianie ustroju wszczęto śledztwo w sprawie wydarzeń na Wybrzeżu. Trwało ono cztery i pół roku i zakończyło się sporządzeniem w 1995 roku aktu oskarżenia przeciwko dwunastu osobom, w tym ówczesnemu ministrowi obrony narodowej gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu i wiceministrowi gen. Tadeuszowi Tuczapskiemu, szefowi MSW Kazimierzowi Świtale oraz wicepremierowi Stanisławowi Kociołkowi. Proces ciągnął się przez kilkanaście lat, a w tym czasie z przyczyn naturalnych umierali kolejni oskarżeni. Żaden z nich nie poniósł odpowiedzialności karnej. W 1995 roku skazano natomiast… trójmiejską dziennikarkę Wiesławę Kwiatkowską – za krytykę pracy sądu usłyszała ona wyrok trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu.
Epilog
Na fali strajków sierpniowych i karnawału „Solidarności” podjęto decyzję o budowie pomnika w hołdzie pomordowanym w 1970 roku. Projekt zatwierdzono w październiku 1980 roku, a już w dziesiątą rocznicę wydarzeń grudniowych, nieopodal Bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej odsłonięto 42-metrowy Pomnik Poległych Stoczniowców. Ma on postać stalowych trzech krzyży z zawieszonymi kotwicami. Monument do dziś przypomina o tamtej tragedii oraz o tym, że Grudzień 1970 roku stanowi jeden z fundamentów „Solidarności”.
Nie płaczcie matki - to nie na darmo!
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą!
Za chleb i wolność, i nową Polskę,
Janek Wiśniewski padł!
Bibliografia
- Brzeziński Piotr, Chrzanowski Robert, Słomczyński Tomasz, Pogrzebani nocą. Ofiary Grudnia '70 na Wybrzeżu Gdańskim. Wspomnienia, dokumenty, Polska Press, Gdańsk 2015.
- Eisler Jerzy, Grudzień 1970. Geneza, przebieg, konsekwencje, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2012.
- Eisler Jerzy, „Polskie miesiące” czyli kryzys(y) w PRL, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2008.
- Paziewski Michał, Grudzień 1970 w Szczecinie, Instytut Pamięci Narodowej, Szczecin 2013.
- To nie na darmo… Grudzień ’70 w Gdańsku i Gdyni, pod red. Małgorzaty Sokołowskiej, Instytut Pamięci Narodowej, Pelplin 2006.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz