„Gorejący krzew” – reż. Agnieszka Holland – recenzja i ocena filmu
Polskie patrzenie na historię drugiej połowy XX wieku skażone jest egoizmem, który każe nam uważać, że totalitaryzm hitlerowski i komunistyczny dotknął nas w sposób nieporównywalnie większy od innych narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Jest coś w naszym spojrzeniu na przeszłość, co nie pozwala dostrzec cierpienia i tragedii innych. Bardziej dzieje się to zapewne z braku wiedzy niż realnej niechęci do wszystkiego, co nie jest polskie. Tym niemniej nasze romantyczne przekonanie o mesjanistycznej roli Polski ma się w dyskursie o historii dobrze, choć starcia z przeszłością państw ościennych nie zawsze wytrzymuje.
Agnieszka Holland „Gorejącym krzewem” otwiera polskie oczy na tragedię naszych południowych sąsiadów. Zrywa z nich szwejkowską twarz, ukazując naród głęboko doświadczony przez historię, stłamszony i pozbawiony sił, aby walczyć. Cudowna, wręcz sielankowa na co dzień Praga jest w filmie polskiej reżyserki szara i zrujnowana. Czesi to nie rubaszni piwosze z Hrabalowskiej gospody U Zlatého Tygra, ale ludzie nijacy, wyniszczeni przez los, niepewnie stąpający po praskim bruku. „Bratnia pomoc” wojsk Układu Warszawskiego z sierpnia 1968 roku wyrwała z ich duszy resztki marzeń o wolności. Strach przeplata się poczuciem wewnętrznego buntu, który przez kolejne lata tłumiony będzie śmiechem, drwiną i pozornie spokojnym życiem. „Gorejący krzew” nie zakłada tej maski, lecz ukazuje czeski świat bez obłudnego makijażu.
Film opisuje wydarzenia związane ze śmiercią Jana Palacha – studenta filozofii, który 16 stycznia 1969 roku pod budynkiem Muzeum Narodowego na Placu Wacława dokonał samospalenia. Jego protest miał być sprzeciwem wobec agresji państw bloku komunistycznego i tragicznym wołaniem o wolność. W „Gorejącym krzewie” postać Jana Palacha jest jednak tylko pretekstem do postawienia ważnych pytań o kondycję czeskiego narodu i ich postawę wobec totalitarnego reżimu. Scenarzysta filmu, Štěpán Hulík – dziś 28-letni absolwent praskiej szkoły filmowej – odwraca bowiem adresata tragicznego aktu samospalenia. Nie są nim Sowieci, nie są to nawet czescy i słowaccy komuniści. „Ludzka pochodnia”, przerywająca marazm codzienności, jest rozpaczliwym wołaniem o przebudzenie się narodu czeskiego, szantażem, który poderwać ma społeczeństwo zmiażdżone postępującą normalizacją. Film nie skupia się więc na życiu Palacha czy na kulisach samospalenia. Jego czyn jedynie film otwiera. Wszystko, co widzimy później, to bezustanne pytanie, czy heroizm młodego studenta nie poszedł na marne.
Zadaje sobie je czeska ulica, tak samo szara jak przed tragedią, zadają je sobie prascy studenci, w których chęć odwetu miesza się z poczuciem bezsilności, zadaje je sobie brat Jana Palacha i jego matka, dla której jedynym ukojeniem po stracie ukochanego syna może być poczucie, że to wszystko ma jakikolwiek sens. Wreszcie to samo pytanie stawia sobie młoda pani adwokat Dagmar Burešová (po aksamitnej rewolucji pełniła funkcję ministra sprawiedliwości), która pomimo obaw i strachu staje w szranki z aparatem kłamstwa i obłudy, który w czynie Palacha chciał widzieć jedynie akt niezrównoważonego szaleńca.
„Gorejący krzew” jest więc filmem o poszukiwaniu prawdy i sensu, o walce z kłamstwem i samym sobą. Nie odbiega zatem znacząco od tematyki, jaką w „Katyniu” chciał podjąć Andrzej Wajda. Opis Agnieszki Holland jest jednak dużo ciekawszy i sprawniejszy od tego, co zaprezentował Wajda kilka lat temu. Nie jest zbitką luźnych historii, ale sprawnie porusza się między różnymi poziomami, raz pokazując cierpienie rodziny, aby za chwilę – bez żadnego zgrzytu – ukazać portret zbiorowy Czechów, a następnie wejść w zakamarki duszy Burešovej. Wszystko stanowi nienaganną całość, splata się w emocjonującą opowieść, która niczym doskonały thriller trzyma w napięciu, aż do samego końca. Smaki tego filmu są idealnie stonowane. Pozbawione maniery i naturalne aktorstwo (polski widz dostrzec będzie mógł kunszt czeskich i słowackich gwiazd filmowych) świetnie komponuje się z nieco przytłaczającym i ociekającym szarością obrazem, który uwypukla surowa muzyka Antoniego Komasy-Łazarkiewicza.
Spod ręki Agnieszki Holland wyszedł więc produkt doskonały, być może nawet będący jej absolutnym dziełem życia. Temat został udźwignięty w tak niezwykły sposób, że trudno będzie powiedzieć o śmierci Palacha cokolwiek ciekawszego. Czesi, którzy mają problemy ze starciem ze swoją historią, dostali więc mocny i świetny film będący genialną wiwisekcją ich dusz i kompleksów. Polacy mają zaś szansę wyrwać się na chwilę ze swojego narodowego egoizmu i spojrzeć na XX wiek jak na doświadczenie nie tylko nasze, ale znacznie wykraczające poza granice pomiędzy Bałtykiem a wzgórzami Sudetów i Karpat. Taki film mógł powstać jedynie z połączenia czeskiej naturalności i polskiej umiejętności stawiania trudnych pytań (którą, nie wiedzieć czemu, część Polaków ciągle uważa za wadę). Obiema rękoma mogę się więc podpisać pod zdaniem Mariusza Szczygła, który w recenzji filmu napisał: „po raz kolejny dochodzę do wniosku, że obie nasze kultury pięknie się mogą kompensować”. Miejmy nadzieje, że to nie ostatnia taka próba.
Film „Gorejący krzew” jest trzyodcinkowym serialem wyprodukowanym przez telewizję HBO. Premierowy pierwszy odcinek polscy widzowie mogli zobaczyć w niedziele 3 marca o 20:10. Do 8 marca jest on dostępny za darmo na platformie HBO GO. Kolejne odcinki zobaczyć będzie można 10 i 17 marca.
Zobacz też:
- Jak stałem się czechofilem?;
- Praga - miasto Czechów. Fotoreportaż z Pragi;
- Mróz, który przegnał Praską Wiosnę. O interwencji z roku 1968... (cz. 1, cz. 2);
- „Obywatel Havel” (film);
- Czeski „raj”.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska