Gliwicki protest w obronie krzyża
Pomimo urzędowego aktu odebrania terenu pod budowę franciszkanie nie tracili nadziei, że nowy kościół mimo wszystko stanie kiedyś w tym miejscu. Na początku czerwca 1960 r. u stolarza w Żernikach zamówiono pięciometrowy drewniany krzyż. Rzekomo pomysł postawienia krzyża na terenie parceli przejętej przez MRN podsunął zakonnikom prowincjał o. Altaner. Miało to wynikać z fiaska taktyki podburzania ludności do aktywnych wystąpień w obronie placu przyklasztornego. Według władz franciszkanie, biorąc pod uwagę „niekorzystną dla siebie postawę ludności”, przygotowali w czerwcu przy pomocy aktywu świeckiego „nowe posunięcie – jeszcze bardziej prowokacyjne”. To prowincjał o. Altaner miał zainspirować gliwickich zakonników do „budowy krzyża” na terenie parceli podczas swojej wizyty w klasztorze w Gliwicach w dniu 15 czerwca. Jest to o tyle mało prawdopodobne, że krzyż postawiono właśnie w tym dniu, a potrzebny był przecież odpowiedni czas na przygotowanie tego przedsięwzięcia. Krzyż miał zostać zamówiony na osobiste polecenie o. Ludwika Miki, który oświadczył nieprzychylnie nastawionemu do tego pomysłu proboszczowi o. Lassakowi, że bierze na siebie odpowiedzialność za jego postawienie.
Krzyż umieszczono na środku parceli przejętej przez Prezydium MRN w dniu 15 czerwca 1960 r. w obecności prowincjała o. Altanera. Jak stwierdziła pięć dni później komisja z Wydziału Architektury Prezydium MRN w Gliwicach, umocowano go na trwałym fundamencie, zakotwiczając w betonie metalowe kątowniki przymocowane do jego podstawy, całość wzmocniono kamieniami i zalano cementem do powierzchni gruntu. Wedle ustaleń katowickiego Wydziału ds. Wyznań krzyż ustawiono w nocy z 15 na 16 czerwca, montując go na płycie betonowej o wymiarach 1,5×1,5 metra i na głębokości 1 metra, przytwierdzając wzmocnieniami z żelaznych kątówek4. W uzasadnieniu wyroku sporządzonym 4 października 1961 r. napisano, że to o. Hilary Mamorski na osobiste polecenie proboszcza o. Witalisa Lassaka nadzorował ustawienie krzyża, a następnie budowę przy nim ołtarza na procesję Bożego Ciała, w czym pomagali ministranci i miejscowa młodzież. Krzyż wkomponowano w jeden z czterech ołtarzy. Jednocześnie postanowiono, że pozostanie w tym miejscu przez oktawę Bożego Ciała aż do odpustu parafialnego, który w 1960 r. przypadł na niedzielę 26 czerwca. Jak napisano w kronice klasztornej:
„Masywnie budowano św. ołtarz, bo w sercu była nadzieja, żeby mógł ten ołtarz na tym miejscu pozostać na zawsze, na znak, że tu powstanie nowy kościół”.
Kluczową rolę w tzw. proteście gliwickim odegrał nadzorujący postawienie krzyża o. Hilary Mamorski. Przyszedł on na świat 10 maja 1930 r. we wsi Czeremosznia, leżącej w połowie drogi między Lwowem a Tarnopolem. Na chrzcie otrzymał imię Eugeniusz. W czasie wojny musiał opuścił rodzinne strony i trafił do klasztoru sióstr benedyktynek w Staniątkach pod Krakowem. Po zakończeniu wojny wyjechał do Opola, a stamtąd do Wrocławia. W 1947 r. wstąpił do zakonu franciszkanów. Uczęszczał do Niższego Seminarium Duchownego, a egzamin maturalny złożył we Wrocławiu. Naukę kontynuował w Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie i w Katowicach. Święcenia kapłańskie przyjął 6 lutego 1955 r. w Katowicach-Panewnikach. W latach 1955–1957 przebywał w klasztorze w Kłodzku, skąd trafił do Gliwic. W Kłodzku cieszył się tak dużą sympatią wiernych, że po jego przeniesieniu parafianie skierowali do prowincjała franciszkanów i biskupa wrocławskiego trzy pisma z prośbą o „oddanie nam ojca Hilarego z Gliwic”.
Boże Ciało 1960
W uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa w dniu 16 czerwca msze św. zaplanowano na godzinę 6.00 (cicha), 6.30 (śpiewana) i 8.30 (suma z procesją ulicami Hutniczą, Zabrską i Jagiellońską). Po powrocie z procesji odbyła się jeszcze jedna msza cicha przedpołudniowa i wieczorem o 18.30 msza św., a po niej procesja z Przenajświętszym Sakramentem na placu kościelnym. W oktawie Bożego Ciała codziennie o godzinie 19.00 odprawiano nabożeństwo z procesją po placu kościelnym. Procesje organizowane w gliwickich parafiach w uroczystość Bożego Ciała były przedmiotem obrad egzekutywy Komitetu Miejskiego PZPR w Gliwicach w dniu 17 czerwca 1960 r. Z ich przebiegiem zapoznali zebranych w tym dniu członków egzekutywy Jan Suchoń i Feliks Niedbalski. Według ich relacji wszystkie procesje na terenie miasta „zostały obstawione aktywem”, a frekwencja, co skonstatowano z zadowoleniem, była niższa niż w ubiegłych latach. Najwięcej uczestników odnotowano w parafii pw. Chrystusa Króla oraz przy kościele pw. św. Michała Archanioła, położonym – co szczególnie podkreślono – przy Politechnice Śląskiej. Z zadowoleniem zauważono, że podczas procesji nie było widać harcerzy czy członków orkiestr w mundurach górniczych oraz że ołtarze (nazywane przez partyjnych towarzyszy „kapliczkami”) nie były umieszczone „na państwowych obiektach”. Generalnie stwierdzono, że „żadnych nieprawidłowości nie zanotowano”. O krzyżu przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa nie wspomniano ani słowem.
Następnego dnia po uroczystościach Bożego Ciała rozebrano wszystkie ołtarze polowe znajdujące się w dzielnicy, ale krzyż pozostawiono. Jeszcze w tym samym dniu Komitet Miejski PZPR w Gliwicach poinformował o tym fakcie Komitet Wojewódzki PZPR w Katowicach. Decyzja o konieczności usunięcia krzyża zapadła pomiędzy 18 a 20 czerwca 1960 r. w kierownictwie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, gdzie powołany został „zespół odpowiedzialnych towarzyszy dla przygotowania planu usunięcia krzyża i przeprowadzenia wszystkich z tym związanych czynności. Po udaniu się na miejsce zespół dokonał szczegółowego rozeznania, jak również podjął odpowiednie środki odnośnie [do] politycznego, operacyjnego zabezpieczenia terenu”.
W notatce, która trafiła do Urzędu ds. Wyznań w Warszawie, czytamy, że pozostawienie krzyża było związane z zamiarem poświęcenia tego terenu pod budowę kaplicy. W sprawie usunięcia krzyża wzywano kilkakrotnie do MRN proboszcza parafii, zaznaczając, że to autochton (co miało poniekąd tłumaczyć jego opór wobec decyzji władz). Gdy ten nie stawił się na wezwanie władz lokalnych, według notatki powstałej prawdopodobnie w katowickim Wydziale ds. Wyznań MRN postanowiła usunąć krzyż.
W dniu 20 czerwca 1960 r. na plac przed kościołem przybyli przedstawiciele Komisji Wydziału Architektury i Budownictwa Prezydium MRN w Gliwicach: Tadeusz Bursztynowicz i Jerzy Zinkolo, którzy spotkali się z zakonnikami i orzekli, że krzyż postawiono na terenie będącym własnością Skarbu Państwa i należącym do Prezydium MRN w Gliwicach, co więcej, bez uprzedniego uzyskania zezwolenia Wydziału Architektury i Budownictwa, zgody nadzoru budowlanego i zgody Wydziału ds. Wyznań Prezydium WRN w Katowicach. Proboszcz o. Witalis Lassak odmówił udzielenia jakichkolwiek wyjaśnień, stwierdzając jedynie, że krzyż, który miał służyć w czasie obrzędów religijnych w dniu 16 czerwca, ustawili dzień wcześniej parafianie, nota bene podczas jego nieobecności w Gliwicach, gdyż tego dnia był we Wrocławiu. Ponieważ zdaniem urzędników nie można było ustalić właściciela krzyża, orzeczono jego przepadek na rzecz Skarbu Państwa. Decyzja była jednoznaczna. Krzyż należało jak najszybciej usunąć, a na parceli „przywrócić stan dotychczasowy”.
Ponieważ władze dowiedziały się, że z okazji odpustu w dniu 26 czerwca pod krzyżem miała zostać odprawiona polowa msza św., na którą również nie wyrażono zgody, w Komitecie Wojewódzkim PZPR podjęto decyzję, by krzyż zniknął najpóźniej do 24 czerwca. Nie spodziewano się raczej pozytywnej reakcji franciszkanów na to wezwanie, dlatego na ten dzień wyznaczono termin usunięcia krzyża, podejmując przygotowania o charakterze politycznym, operacyjnym i taktycznym. W przypadku działań operacyjnych przeprowadzono „kilka rozmów i innych przedsięwzięć, które przyniosły neutralizację grupy niebezpiecznych prowodyrów”, rozpoznano nastroje wśród zakonników i na terenie samej parafii, a także pozyskano nowe źródła informacji operacyjnych. Przygotowania pod względem taktycznym objęły zabezpieczenie czynności związanych z usuwaniem krzyża oraz „zabezpieczenie spokoju i porządku w mieście po tej akcji”. Władze przewidywały więc problemy związane z usunięciem krzyża, licząc się z protestami ludności.
Interesujące wydaje się sprawozdanie z przebiegu uroczystości Bożego Ciała na terenie województwa katowickiego sporządzone przez Zbigniewa Przęślicę – kierownika Urzędu Spraw Wewnętrznych Prezydium WRN w Katowicach. Odnotował on m.in. ustawienie przez proboszcza kościoła garnizonowego w Gliwicach ołtarza przy budynku Politechniki Śląskiej (z biało-czerwoną flagą oraz godłem w koronie) i dekorację emblematami kościelnymi gmachów państwowych i szpitala miejskiego. Na końcu zwrócił uwagę na „wypadek”, który miał miejsce w parafii franciszkanów. Napisał jednak tylko, że po zakończeniu uroczystości ołtarz rozebrano, natomiast krzyż pozostawiono i usunięto go dopiero 24 czerwca o godzinie 11.00. Sformułowanie, że ołtarz rozebrano, a krzyż pozostawiono i usunięto później, zdaje się sugerować, że czynności te wykonała strona kościelna. Lakoniczne stwierdzenie nie wskazywało na to, by usunięcie krzyża stanowiło jakiś problem. A było przecież zupełnie inaczej…
24 czerwca 1960
Na piątek 24 czerwca 1960 r. zaplanowano w kościele całodzienną adorację Najświętszego Sakramentu, którą rozpoczęło o godzinie 6.00 rano nabożeństwo z wystawieniem monstrancji. Msze św. odprawiono o 6.30, 7.00, 8.00 i wieczorem o 18.30 na zakończenie adoracji. Już rankiem tego dnia zauważono, że przed kościołem i wokół placu kościelnego pojawili się nieznani mężczyźni ubrani po cywilnemu, którzy ukradkiem wykonywali fotografie. Ponadto dzielnica została odcięta od dostaw gazu i energii elektrycznej, zamilkły też nieliczne telefony. Początkowo nie wzbudziło to żadnych podejrzeń, bo takie sytuacje zdarzały się już wcześniej.
W opinii Służby Bezpieczeństwa ojcowie Ludwik Mika i Hilary Mamorski tego dnia „podjęli szereg kroków w kierunku uniemożliwienia usunięcia krzyża” i celowo „urządzili trzy nabożeństwa poranne z kazaniami, w których usilnie apelowali o obronę krzyża i parceli, zarządzali modły za wrogów Kościoła, akcentowali swą bezsilność, usiłując w ten sposób nakłonić parafian do wzmożonej czynności [tak w oryginale]. Zapowiedzieli również uroczystość święcenia krzyża na dzień 25 czerwca br. o godz. 19.00. Po tych nabożeństwach ogłosili całodzienną adorację [Najświętszego] Sakramentu wystawionego w głównym ołtarzu, co zapewniło im stałą rezerwę ludzi”. Poranna msza zakończyła się o godzinie 8.30, po czym rozpoczęła się adoracja Najświętszego Sakramentu. W kościele pozostało trzech zakonników: o. Hilary Mamorski, o. Marek Zalańczyk (Salańczyk) i o. Ludwik Mika, kilku ministrantów, siostry zakonne oraz nieliczni wierni, wśród których przeważały kobiety. Ojciec Hilary Mamorski z kilkoma ministrantami wyszedł przed kościół, by pozamiatać plac kościelny i teren wokół krzyża. Już wtedy zauważono, że drogi dojazdowe do świątyni zostały obstawione przez milicję. Samochody milicyjne stały na ulicach Jagiellońskiej, Hutniczej i Zabrskiej. Milicja znalazła się tam nieprzypadkowo. W streszczeniu sprawy sporządzonym trzynaście dni później napisano, że „ponieważ istniały uzasadnione obawy, że duchowieństwo, wiedząc, iż władze usuną nieprawnie zbudowany krzyż, będzie usiłowało przy pomocy fanatyków religijnych skutecznie przeszkadzać tej czynności, Prezydium MRN w Gliwicach poleciło Milicji Obywatelskiej zabezpieczyć akcję”.
Ten tekst jest fragmentem książki Adama Dziuroka i Bogusława Tracza „W obronie krzyża. Protest w Gliwicach w 1960 roku”:
Około godziny 9.00 rano na placu zaparkował samochód ciężarowy Star 21 z tzw. budą, z którego wysiedli mężczyźni w roboczych ubraniach oraz urzędnik (według niektórych relacji dwóch urzędników) Prezydium MRN. Jeden ze świadków zapamiętał, że robotnicy byli więźniami, których pilnowali strażnicy w mundurach Służby Więziennej. Według informacji władz do pracy zaangażowano brygadę robotników z przedsiębiorstwa gospodarki komunalnej. Rozpoczęto demontaż krzyża. Według sprawozdania akcję demontażu zainicjowano o godzinie 10.45, po tym jak z Prezydium MRN doręczono oo. franciszkanom pismo w tej sprawie.
Zdaniem uczestników tamtych wydarzeń do rozbiórki krzyża przystąpiono znacznie wcześniej. Kiedy trwała adoracja, ktoś wbiegł do kościoła i krzyknął: „krzyż rozbierają!”. Na to hasło zakonnicy i obecni w świątyni wierni wybiegli na zewnątrz.
Ojciec Hilary Mamorski podszedł do urzędnika i zażądał od niego okazania legitymacji służbowej oraz przedstawienia stosownego pisma z uzasadnieniem. Ten odmówił, oznajmiając, że krzyż postawiono bez zgody władz i dlatego musi zostać zdemontowany. W odpowiedzi o. Mamorski nazwał barbarzyńcami tych, którzy podjęli taką decyzję, podszedł do krzyża, objął go i donośnym głosem zapowiedział, że nie pozwoli go usunąć, choćby miał za to pójść do więzienia. Obok zakonnika stanęli ministranci i dwie kobiety: Jadwiga Białowąs i Franciszka Rosiecka, by wesprzeć o. Mamorskiego. Jednocześnie kobiety powiedziały dzieciom bawiącym się na placu, by poszły do domów i poinformowały rodziców, że zabierają krzyż.
Jadwiga Białowąs starała się razem z o. Mamorskim wyperswadować urzędnikowi demontaż krzyża. Ten jednak pozostał nieczuły na prośby kobiety i zakonnika. Tymczasem z minuty na minutę na placu gromadziło się coraz więcej ludzi. Urzędnik wezwał na pomoc milicję. Według informacji przedstawionej przez władze wyznaniowe już po kilku minutach od rozpoczęcia demontażu krzyża dwóch franciszkanów wyszło z kościoła i zaczęło nawoływać ludzi do przepędzenia robotników, obrony krzyża oraz fotografowania działań „brygady robotniczej”. Powstało spore zamieszanie, „przybiegło kilkanaście dewotek oraz około 50 dzieci, które uprzątały otoczenie kościoła”. Kierujący akcją zastępca przewodniczącego Prezydium MRN miał wielokrotnie wzywać zebranych, by nie przeszkadzali robotnikom w wykonywaniu decyzji władz miejskich. Gdy jednak protestujący dalej torpedowali przebieg operacji, wyrywając robotnikom narzędzia pracy i odpychając ich od krzyża, władze postanowiły skorzystać z interwencji milicji.
Około godziny 10.00 w pobliże placu podjechały duże wozy milicyjne, z których wyszli milicjanci. Część z nich miała na głowach kaski i maski gazowe, ponadto byli wyposażeni w gumowe pałki. Byli to w większości młodzi funkcjonariusze – twierdzono później, że ze szkół milicyjnych w Zabrzu i Sosnowcu. Milicjant kierujący akcją trzykrotnie powtórzył przez megafon: „W imię prawa wszyscy rozejść się”. Według jednego ze świadków wydarzeń funkcjonariusz przez tubę wypowiedział następujące słowa: „W imieniu prawa proszę opuścić ten plac: po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci”. Zdaniem świadków przesłuchanych przez milicję w momencie wezwania tłumu do „opuszczenia zbiegowiska” to Michał Kogowski (23-letnik tokarz zatrudniony w hucie) jako pierwszy krzyknął, by ludzie się nie rozchodzili.
Gdy większość zgromadzonych na placu nie zareagowała na wezwanie do rozejścia się, milicjanci uzbrojeni w gumowe pałki zaczęli rozpędzać tłum. Ojciec Marek Salańczyk, który stał w pół drogi pomiędzy krzyżem a ogrodem klasztornym, został zaatakowany przez milicjantów i uderzony pałką tak mocno, że upadł na ziemię. Po drugim uderzeniu oddalił się z miejsca wydarzeń. Jak czytamy w jednym ze sprawozdań, do akcji wykorzystano pluton ZOMO i „kiedy nikt nie usunął się z terenu na głośne wezwanie, użyto siły i pałek”. Jednocześnie robotnicy, teraz już w asyście milicji, kontynuowali demontaż krzyża. Ojciec Hilary wciąż próbował im przeszkodzić, krzycząc: „Tak postępują barbarzyńcy, barbarzyńcy, [którzy] nie pozwolą trzymać krzyża, postępują gorzej jak hitlerowcy” oraz, że „milicja postępuje gorzej jak hitlerowcy”. Trzech lub czterech milicjantów próbowało odciągnąć o. Hilarego od krzyża i powstrzymać broniące go kobiety, wśród których znalazły się m.in. Białoskórska i Białowąs.
Jak stwierdzono w sprawozdaniu, „szybkie wprowadzenie jednego plutonu milicji mundurowej przywróciło w przeciągu kilku minut spokój, a zablokowanie prowadzących na plac ulic uniemożliwiło powiększanie się zbiegowiska i stworzyło robotnikom warunki [do] dalszego wykonywania swoich czynności”. Krzyż w ciągu niespełna pół godziny zdemontowano i wraz ze wszystkimi ozdobami załadowano na ciężarówkę, która niebawem odjechała. Ludzie zebrani na placu bezskutecznie próbowali zatrzymać auto. Krzyż wywieziono do siedziby Prezydium WRN w Katowicach.
Wśród ok. stu osób znajdujących się wówczas na placu najbardziej aktywne były kobiety. Niektóre z nich zaatakowały milicjantów torebkami. Jadwiga Białowąs zasłoniła przed ciosem o. Hilarego Mamorskiego. Milicjant, widząc kobietę, zreflektował się i jej nie uderzył. Z kolei o. Mamorski stanął w obronie kobiety uderzonej przez milicjanta. Funkcjonariusz wezwał go więc do opuszczenia placu, a kiedy zakonnik go nie posłuchał, został pobity. „Nie wiedziałem, co się dzieje, więc chwyciłem się krzyża, a oni wtedy zaczęli mnie pałować. Byłem w habicie, wykręcili mi ręce i rzucili na samochód”. Pobitego zakonnika wsadzono do milicyjnej ciężarówki, którą zawieziono go do Zabrza. Jeszcze tego samego dnia postanowiono o wszczęciu dochodzenia, oskarżając go o przestępstwo z art. 162 k.k.
[…]
Wieść o wydarzeniach pod kościołem błyskawicznie rozniosła się po dzielnicy. Kiedy do mieszkańców zaczęli dołączać robotnicy z pobliskich zakładów, w GZUT przy ul. Robotniczej zamknięto bramy, by pracownicy nie mogli przyłączyć się do demonstrantów. Władzy wydawało się, że sytuacja została opanowana.