George R. Marek - „Beethoven. Biografia geniusza” – recenzja i ocena
Pisanie biografii postaci uznawanej za geniusza niesie ze sobą niemałe ryzyko. Jeśli na dodatek bohater ów pochodzi z XVIII wieku, ryzyko wzrasta niepomiernie i niemal pewne jest, że bez nowatorskiego pomysłu skazani jesteśmy na klęskę i niechęć krytyków. Po co bowiem opracowywać kolejną książkę, skoro napisano już wiele opasłych tomów, przeprowadzono tuzin badawczych projektów, a nawet nakręcono kilka filmów? George R. Marek znajduje jednak uzasadnienie dla podjęcia nowej próby opisu życia kompozytora, nie umniejszając bynajmniej wartości tego, co dotąd o nim powiedziano. Postanawia bowiem odmalować portret wirtuoza, nie jako samorodnego cudownego dziecka, lecz człowieka wyrastającego z ducha swoich czasów i głęboko zakorzenionego w kulturalnych, politycznych i społecznych prądach przenikających ówczesny świat. W opisie Marka, Beethoven sytuuje się pomiędzy oświeceniem i romantyzmem, mieszcząc w sobie niemal wszelkie osiągnięcia i przypadłości czasów Napoleona i Goethego. Jednocześnie, przewiduje, niezwykły wiek XIX, objawiający się jako „epoka ciekawości”. On i jego muzyka stają się niejako przewodnikami po historii wieku XVIII., a George R. Marek z zamiaru napisania biografii wychodzi nadzwyczaj obronną ręką.
W owym wieku w całej Europie, od Edynburga po Sankt Petersburg, jak podkreśla Marek, roiło się od pytań: Miliony słów, tysiące przemówień, namiętnych, żywych, czasami satyrycznie ciętych, jeszcze częściej śmiertelnie poważnych, padało w parlamentach i z ambon. Prasy drukarskie dławiły się dziesiątkami tysięcy rozmaitych broszur, rozpraw, monografii i książek . W Szkocji, najistotniejsze znaki zapytania stawiał wówczas David Hume. W „Badaniach dotyczących rozumu ludzkiego” rzucał wyzwanie religii i pojęciu „prawa naturalnego”, torując tym samym drogę triumfalnemu postępowi Rozumu. We Francji Wolter i Denis Diderot niepodzielnie panowali światu myśli, podczas gdy obyczajowej swobodzie sprzyjali dzielnie ksiądz Prévost czy Choderlos de Laclos, drwiący z pruderyjnych zasad równie mocno co John Cleland, autor osławionych „Memoirs of a Woman of Pleasure”. Joseph Louis Lagrange, najwybitniejszy wśród matematycznych umysłów XVIII. wieku opracował system metryczny, a także periodyczność faz księżyca, Beniamin Franklin prowadził doświadczenia elektryczne, zaś kapitan James Cook na żaglowcu „Endeavour” dotarł do Cieśniny Beringa i odkrył Wyspy Hawajskie. W Niemczech, kraju rozbitym politycznie, któremu daleko było wówczas do świetności Francji czy Anglii, objawił się filozoficzny geniusz Immanuela Kanta. W roku 1770, w którym urodził się Beethoven, Kant objął katedrę logiki i metafizyki na Uniwersytecie w Królewcu, jedenaście lat później wydał „Krytykę czystego rozumu”, a niedługo potem natomiast sformułował swój „imperatyw kategoryczny”: Postępuj wedle takich tylko zasad, co do których możesz jednocześnie chcieć, żeby stały się prawem powszechnym. Beethoven musiał znać pisma królewieckiego myśliciela, w jego muzyce zdaje się bowiem pobrzmiewać duch tej zawiłej filozofii. Zaś jak wskazuje Marek, w jednym z Zeszytów Konwersacyjnych (kompozytor używał ich do komunikacji, gdy stracił słuch) widnieje zapis uczyniony jego ręką: Prawo moralne w nas i niebo gwiaździste nad nami. Kant!!! .
W pozycji otrzymujemy wizerunek wiedeńskiego klasyka powstały z opisów nastrojów politycznych i kulturalnych epoki, historii społecznej Europy przełomu XVIII i XIX wieku, wypisów z licznej korespondencji mistrza oraz z efektów wnikliwych badań prowadzonych przez autora na rozmaitym materiale źródłowym. Z obrazu tego wyłania się postać ekscentryczna, do głębi przejęta twórczą misją i owładnięta obsesją doskonalenia muzycznej frazy. Marek, choć znający tajniki sztuki dźwięku (był wszak dyrektorem wytwórni płyt RCA Record Division, zasiadał także w jury Metropolitan Opera Quiz) oraz zaznajomiony z twórczością niejednego klasycznego wirtuoza (jest autorem biografii m. in. Pucciniego, Straussa, Chopina, Schuberta) nie umieszcza w dziele opisów muzycznych partytur ani rozważań o technice kompozycji. W zamyśle, natomiast, próbuje ukazać artystę jako człowieka. Tom kieruje do czytelnika, który choć zna a nawet podziwia sztukę Beethovena, nie ma do niej jednak profesjonalnego, zawodowego stosunku. Popularyzatorskie zamierzenie zrealizowane jest tu w pełni, ze swadą i na niezłym literackim poziomie. Co jednak wydaje się najważniejsze, jest to nie tylko historia drugiego spośród siedmiorga dzieci tenora Johanna Beethovena i Marii Magdaleny z domu Keverich, który zmienił oblicze muzyki XIX wieku. To przede wszystkim niezwykły obraz epoki, której postać Beethovena wydaje się naturalnym zwieńczeniem.
Chociaż można powątpiewać w istnienie heglowskiego ducha historii, książka Georga R. Marka z pewnością uzmysławia jedno: genialny umysł zawsze absorbuje mentalną i kulturową esencję swoich czasów, a jego dzieła, choć zwane „ponadczasowymi”, niosą w sobie odbicie nieuchwytnego już świata realiów i idei. Aby więc na nowo odkryć wiedeńskiego wirtuoza i wielobarwną historię epoki, której echa pobrzmiewają wciąż w „Sonacie Księżycowej”, bez wątpienia warto sięgnąć po „Beethovena. Biografię geniusza” - kolejną edycję z nadzwyczaj udanej serii „Fatum i Fortuna” wydawnictwa W.A.B.
Redakcja: Michał Przeperski