Fotografie ruin, czyli Warszawa jakiej nie ma
W części ilustracyjnej książki zestawione zostały reprodukcje trzech różnych, lecz powiązanych ze sobą grup obrazów. Te o zielonym zabarwieniu to zachowane w Dziale Ikonografii Muzeum Warszawy slajdy z kliszy Agfacolor, naświetlonej w sierpniu 1944 roku przez Ewę Faryaszewską, łączniczkę batalionu harcerskiego „Wigry”. Film wywołała jej matka, Irena Faryaszewska, wiosną 1955 roku w jednym z krakowskich zakładów fotograficznych lub w latach 1955–1957 podczas podróży do Kanady. Specyficzny kolor tych obrazów jest skutkiem postępującego procesu niszczenia wrażliwego, niestabilnego materiału światłoczułego, jakim jest barwny film Agfy. W sierpniu 2014 roku wykonane zostały cyfrowe kopie, które stanowią pełną dokumentację ich aktualnego stanu.
Obok nich opublikowane zostały reprodukcje czarno-białych odbitek bromowych na błyszczącym papierze, wykonanych z tej kliszy w drugiej połowie lat 50. i około 1970 roku, w celu zilustrowania publikacji profesora Stanisława Lorentza, dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie w latach 1936–1982, poświęconych zniszczeniom i stratom wojennym stolicy. Fotografie te funkcjonowały jako wizualny dokument, uwiarygodnienie tekstów, w których dramatyczne wydarzenia rekonstruowane były na podstawie wspomnień i źródeł pisanych. Ten sposób ich użycia dokładnie odpowiadał celom, dla których wykonywano je w trudnych warunkach powstania warszawskiego.
Trzeci rodzaj obrazów to kolorowe skany przygotowane w 2008 roku w Muzeum Historycznym m.st. Warszawy na podstawie slajdów. Wykonano je najprawdopodobniej z zastosowaniem funkcji przywracania koloru w oprogramowaniu skanera, po czym poddano retuszowi, który polegał na usuwaniu większych rys i skaz z obrazów oraz na ich kadrowaniu. Przygotowane w ten sposób obrazy prezentowano w ramach ekspozycji stałej Muzeum w latach 2008–2010, wyświetlając je na ekranie LCD w jednej z sal poświęconych historii powstania warszawskiego.
Prezentacja różnych rodzajów obrazów wykonanych na podstawie tej samej kliszy, które dzieli kilka lub kilkadziesiąt lat, jest zasadna z kilku powodów. Przede wszystkim w trakcie badań okazało się, że nie można jednoznacznie stwierdzić, który z nich jest dziś najbliższy ewentualnemu oryginałowi; który nazwać można obrazem pierwotnym lub źródłowym. W sensie fizycznym, uwzględniającym materialny wymiar fotografii, najbliższy wydaje się zanikający obraz na kliszy Agfy. Jednakże zmiana koloru, widoczny i trwały znak upływu czasu, skutecznie oddala dziś widza od pierwotnego obrazu, którego szczególną cechą była właśnie barwa. Podobnie oddziałują czarno-białe odbitki papierowe z 1955 roku, powstałe tuż po wywołaniu filmu, a więc najbliższe obrazowi źródłowemu ze względu na czas ich wykonania. Zachowały się w bardzo dobrym stanie, nie dają jednak wyobrażenia o pierwotnych walorach wizualnych tych fotografii. Co więcej, naświetlanie monochromatycznych odbitek z barwnego filmu pozbawiło obrazy detali, zmniejszyło kontrast i rozpiętość tonalną, uczyniło je mniej czytelnymi.
Jeśli zatem przyjąć kryterium podobieństwa, to czy do pierwotnego wyglądu tego materiału nie przybliżają barwne skany z 2008 roku, stworzone przy użyciu automatycznej funkcji w oprogramowaniu skanera? Pozwala ona uzyskać prawdopodobne rekonstrukcje barw na podstawie zachowanych relacji tonów w monochromatycznym dziś obrazie. Status tych skanów, poddawanych dalszej obróbce, pozostaje jednak niepewny. Zaniechano bowiem sporządzenia kopii wzorcowych i opisu procesu skanowania, co dziś uniemożliwia już nawet określenie relacji między barwnym obrazem cyfrowym a obrazem na kliszy w ówczesnym stanie jej zachowania. Z tego względu kolorowe skany, sprawiające złudne wrażenie wierności wobec obrazów pierwotnych, należy dziś uznać raczej za przejaw kreacji oryginału, wytwór muzealny na potrzeby ekspozycji, którego związek z materiałem historycznym pozostanie niejasny.
Nie można zatem w analizie tego zbioru fotografii uprzywilejować jednego rodzaju obrazów jako bardziej wiarygodnego, bliższego historycznej formie. Wszystkie one, z różnych powodów, są śladami zmian, procesów przekształcania bądź niszczenia obrazu źródłowego, który pozostaje nieuchwytny, bezpowrotnie utracony. Trzy wymienione rodzaje obrazów łączy jednak coś więcej: każdy z nich wykracza poza przedstawianą historię niszczenia miasta w czasie wojny, odsyła do innych wydarzeń i czasów niż powstanie warszawskie, także poprzez swoją materialną formę, fizyczny nośnik obrazu. Celuloidowe slajdy, papierowe odbitki i cyfrowe pliki mówią bowiem wiele o praktyce fotografii i praktykach z nią związanych, zarówno w czasie przedstawianych wydarzeń historycznych, epizodów powstania, jak i po nich, w procesach pisania historii, zachowywania, ale także niszczenia i wytwarzania na nowo jej świadectw.
Próba zbadania historii tych fotografii, które w ciągu siedemdziesięciu lat przybierały różne formy, narzuciła szczególną perspektywę. Konieczne okazało się uwzględnienie ich materialności, uznanie ich fizycznych postaci za równoważne z obrazami, które są tylko jednym z elementów złożonych obiektów, czyli rzeczy w znaczeniu, jakie zaproponował Bjørnar Olsen. Zgodnie z jego koncepcją rzeczy powinny być traktowane nie jako źródło informacji o zdarzeniach i zjawiskach wobec nich zewnętrznych, jako ich ilustracja lub środek umożliwiający dotarcie do nich, lecz jako autonomiczny obiekt badań. Nowe podejście do rzeczy jest szczególnie ważne w badaniach historycznych, ponieważ „będące trwałą materią, rzeczy czynią przeszłość obecną i dotykalną”, są swego rodzaju palimpsestem różnych momentów przeszłości zapisanych w materii. Rzeczy uobecniają przeszłość, sprawiają, że w postaci „przetrwałych” obiektów, czasem we fragmentach, jest ona dziś wciąż w fizycznej, namacalnej formie obecna.
Prezentowane fotografie są rzeczami w szczególny sposób rozproszonymi, zmaterializowanymi w różnym czasie i miejscu, w kilku różnych postaciach: celuloidowego slajdu, bromowej odbitki na czarno-białym papierze, barwnego skanu. Można je określić za pomocą kategorii obiektu rozproszonego, stworzonej przez Alfreda Gella dla tych rzeczy, które z jednej strony cechuje spójność, które są koherentnymi obiektami, a zarazem złożone są z osobnych, w sensie fizycznym, rozproszonych w czasie i przestrzeni części, mających własne mikrohistorie.