Filozofia umysłu Condillaca
Étienne Bonnot de Condillac (1715–1780) przyszedł na świat jako czwarty, najmłodszy syn doradcy królewskiego Gabriela Bonnota de Mably. Po okresie nauki pod okiem opiekuna, uczęszczał do lyońskiego kolegium jezuickiego. Następnie wstąpił do paryskiego seminarium Saint Suplice, gdzie studiował teologię, filozofię i matematykę. Uzyskawszy niższe święcenia duchowne (1740), zaczął bywać na paryskich salonach. W jednym z nich, prowadzonym przez jego ciotkę i matkę D’Alemberta, Madame de Tencin, poznał takie osobowości ówczesnego życia intelektualnego jak Monteskiusz, de Fontennelle i Henry Boulinbroke. Oprócz prowadzenia bogatego życia towarzyskiego, poszerzał swoją naukową i filozoficzną wiedzę.
Dzięki pomocy Jakuba Rousseau zaprzyjaźnił się z Diderotem i znalazł wydawcę dla swego pierwszego dzieła „O pochodzeniu poznania ludzkiego”. We wstępie do niego zawarł uwagi metodologiczne, które w „Traktacie o systemach” rozbudował i wykorzystał do krytyki filozofów, współtworzących tradycję kartezjańską. Później, między 1749 a 1758 rokiem, spod jego pióra wyszły: „Traktat o zwierzętach” oraz „Traktat o wrażeniach zmysłowych”, a następnie jego rozwinięcia w postaci: „Rozprawy o wolności” i „Streszczenia rozumowego traktatu o wrażeniach”.
Przez mniej więcej dziewięć kolejnych lat Condillac uczył syna księżnej Parmy i Plaisance. Miał dbać o wykształcenie i formację duchową swego wychowanka, jednak jego wysiłki nie przyniosły zadowalających efektów. Jednocześnie zajmował się także myślą fizjokratów, problemami ekonomicznymi i politycznymi oraz pisaniem i redakcją „Kursu studiów”. Zawarł w nim wykłady o języku, rozumowaniu, myśleniu i historii. Po otrzymaniu sowitego wynagrodzenia wrócił do Paryża, a następnie stworzył swe najważniejsze dzieło o ekonomi („Le commerce et le gouvernement considérés relativement l’un à l’autre”). Objął też posadę nauczyciela królewskich synów, lecz wkrótce ją porzucił i przeniósł się na wieś do swej bratanicy. Ostatnie lata życia poświęcił tworzeniu podręcznika do logiki, zamówionego przez polską Komisję Edukacji Narodowej i przygotowywaniu pracy o Języku rachunków, której nie ukończył. Od 1749 roku był członkiem Berlińskiej, a od 1768 również Francuskiej Akademii Nauk.
Trudności i rozbieżności interpretacyjne
W powyższym szkicu biograficznym starałem się pominąć wszytko to, co wydało mi się kontrowersyjne lub niejasne Wobec braku dostępu do francuskich źródeł, pozostaje mi pokazanie, w jaki sposób polscy tłumacze i autorzy wstępów oraz komentarzy wywołują u czytelnika zakłopotanie. Wypowiadają różne sądy, odmienne podchodzą do badania dziejów ludzkiej myśli, ale brakuje między nimi dyskusji; nie objaśniają, dlaczego różnią się w konkretnych sprawach. Badacze myśli Condillaca nie tworzą tu żadnego wyjątku.
Podawane przez nich dane biograficzne zaciemniają stosunek Condillaca do kościoła, wiary i religii. Tadeusz Kotarbiński w wstępie do Logiki podaje, zaprzeczając sam sobie, iż filozof odcinał się od tradycyjnej teologii opartej na objawieniu i jednocześnie uznawał jej twierdzenia. Brakuje przy tym wyjaśnienia, co autor wprowadzenia rozumie przez teologię opartą na objawieniu, czytelnicy mogą więc zapytać: jak odróżnić teologa od Condillaca, który szanował przecież i wykorzystywał autorytet pisma świętego? Kotarbiński przywołuje też bliżej nieokreślonych, dobrze poinformowanych biografów, którzy zgodnie oceniają ponoć Condillaca jako osobę stroniącą od uciech życia, stateczną, rzetelną i skromną. Temu przekazowi zdaje się zaprzeczać Tomasz Bartel. Podaje on, że filozof po otrzymaniu święceń prawdopodobnie nie pełnił posługi kapłańskiej i przez dłuższy czas wiódł życie światowca i literata. Obu autorów różni także rozeznanie powodów krótkotrwałego „aresztu” nałożonego przez władze kościelne na „Kurs studiów”. Pierwszy uznaje je za niejasne, drugi jednoznaczną odpowiedzialnością obarcza biskupa Parmy, któremu nie spodobały się zawarte w dziele opinie o polityce kościoła i sądy na temat Hiszpanii.
Różnice dotyczą również kwestii bardziej filozoficznych. Jedni autorzy, jak T. Bartel, dowodzą, że „Traktat o wrażeniach” zawiera mało zrozumiały i spekulatywny eksperyment myślowy, do którego filozof raczej nie odwoływał się w późniejszych pracach. Badacze ci kładą nacisk na pojęcie refleksji w myśli Condillaca i twierdzą, że sens tego terminu nie został przez myśliciela zmieniony od czasu rozprawy „O pochodzeniu poznania ludzkiego”. Przeczy to domniemanej ewolucji poglądów filozofa.
Inni, na przykład Marek Grygorowicz, postępują odmiennie, podkreślając rolę „Traktatu o wrażeniach”. Ich zdaniem powstał on pod wpływem Diderota i innych, którzy zarzucali Condillacowi idealizm, czyli pogląd, według którego nie ma możliwości mówienia o realnym bycie w oderwaniu od podmiotu mogącego poznać ów byt. „Traktat” miałby więc zawierać teorię, która po raz pierwszy uzasadniała na gruncie empiryzmu mówienie o realności niezależnej od podmiotu, wyłącznie na podstawie zmysłowego doświadczenia.
Jeszcze inne stanowisko zajmuje Urszula Wojciechowska. Jej zdaniem w „Traktacie o wrażeniach”, znaczenie refleksji uległo zmniejszeniu na rzecz zmysłu dotyku odpowiadającego za obiektywizację poznania... której i tak nie udało się przeprowadzić.
Chociaż najbardziej przekonuje mnie stanowisko T. Bartela, również ono budzi we mnie pewne wątpliwości, badacz nie wyjaśnił bowiem, dlaczego autor „Traktatu o wrażeniach” informuje na wstępie, że idee zawarte w jego dziele pochodzą od filozoficznie utalentowanej, niedawno zmarłej przyjaciółki. Gdyby dalej żyła, nie chwyciłby za pióro, bo czuje niedostatek swych kompetencji. To ona dała mu natchnienie i wydobyła go z filozoficznych błędów, które wyznawał, gdy ogłaszał swe pierwsze dzieło. Wynikały one z uznania, iż: natura tworząc nasze zmysły, obdarza nas jednocześnie pełną zdolnością posługiwania się nimi . Condillac twierdzi zatem, że zmienił przekonania, a T. Bartel temu zaprzecza.
Z drugiej strony trudno jednak dać wiarę deklaracjom filozofa, skoro w owym pierwszym dziele, „O pochodzeniu poznania ludzkiego”, nie głosił wcale zacytowanego poglądu. Przeciwnie, już wtedy myślał o procesie rozwoju władz duszy w wyniku działania jednej prostej impresji (doznania) i doskonaleniu zmysłów. Pomysł ten rozwinął w „Traktacie o wrażeniach”, w którym spekulował o przebiegu takiego procesu, opisując, jak fikcyjny posąg mógłby wzbogacić swoją świadomość dzięki otrzymaniu najuboższego i najbardziej ograniczonego ze zmysłów, czyli powonienia. Z czasem zacząłby słyszeć, widzieć i czuć. Ostatni zmysł, dotyk, poucza resztę zmysłów o stosunkach przestrzennych i pozwala na odróżnienie doświadczenia wewnętrznego od zewnętrznego.
W napisanej później „Dysertacji o wolności” Condillac wyjaśnia, że posąg ów stałby się wolny dzięki związkowi między podnietami, doświadczeniem i samoświadomością: [Posąg] Nie wybiera zatem już przedmiotu, który obiecuje najprzyjemniejsze odczucia, jak to czynił wówczas, gdy doświadczenie nie nauczyło go jeszcze obawiać się ich następstw. Wskutek korzyści jaką odnosi unikając cierpienia, zastanawia się, niejednokrotnie przezwycięża swe namiętności i przekłada to, czego uprzednio mniej pragnął [...] Skoro posąg nasz ma świadomość posiadania takiej mocy, ma świadomość, że jest wolny, wolność jest bowiem jest tylko mocą czynienia tego, czego nie czynimy, albo też nie czynienia tego, co czynimy .
Praktyczny wymiar filozofowania i dwa różne „zapomnienia”
Ewidentnie brakuje w literaturze polskiej solidnego opracowania życia i dzieła Condillaca, uwzględniającego szeroki kontekst historyczny, filozoficzny i prawno-kościelny. Sytuacja wyglądałaby lepiej, gdyby trudnościom w ocenie dorobku filozofa towarzyszyła popularność. Zdarzało się, że niejednoznaczny myśliciel zdobywał dzięki powszechnemu uznaniu opinię głębokiego i godnego uwagi. Wielu innych, pozbawionych tej łaski, zniknęło w swoistej niepamięci historycznej spowodowanej zbyt jednoznacznym zaklasyfikowaniem danego autora i uznaniem go za takiego, któremu „wszystko wydawało się proste i łatwe do rozwiązania”.
Wspomniana niepamięć może przejawić się w inny sposób, jako naiwna pochwała zasług myśliciela. Pochlebny sąd wygłasza się wówczas nie na podstawie rzetelnego badania, lecz z chęci wskazania filozoficznych korzeni danej nauki czy sztuki, której ojcem miał być ten czy inny filozof.
Zobrazuję to na przykładzie rozważań Condillaca o umyśle, których celem było między innymi opracowanie metod wspomagania uczenia się. Filozof doszedł do wniosku, że doskonalenie języka służy ulepszeniu myśli. Pisał:
Widziałeś, ile znaków sztucznych jest nam niezbędnych, aby rozróżniać w naszych czuciach wszystkie działania naszej duszy, i obserwowaliśmy, jak powinniśmy się nimi posługiwać, aby utworzyć sobie idee każdego gatunku. Pierwszym zadaniem języka [artykułowanego – przyp. autora] jest więc analizować myśl. W efekcie możemy wskazać innym kolejno idee, które współistnieją w naszym umyśle, o tyle o ile umiemy sobie wskazać kolejno, to znaczy, że do innych umiemy mówić tylko to, co umiemy mówić sobie. Myliłoby się przeto, gdyby uważało się, że języki są użyteczne tylko do przekazywania naszych myśli .
W innym miejscu myśliciel dowodził, że Dzicy mają małe potrzeby, więc i obserwują mało, a więc i mają mało idei. [...] Trzeba więc dojść do wniosku, że języki najbogatsze to są tych ludów, które uprawiają wiele sztuk i nauk .
Skoro język można utożsamić z myśleniem dyskursywnym oraz istnieją doskonalsze i mniej doskonałe języki, to kluczem do ulepszenia umysłu jest poznanie zasady, która odróżnia jedne od drugich, i jej świadome wykorzystanie. Condillac uznał, że ją poznał i nazywał analizą. Rozumiał przez nią taki rozkład całości na części, który przez oddanie stosunków między częściami pozwala prześledzić genezę tego, co poddano badaniu. Uważał, że każdy język dźwięków artykułowanych doskonali się dzięki dokonywaniu rozbioru myśli z pomocą mniej lub bardziej poręcznych znaków. Aby coś dało się rozkładać, musi istnieć coś podlegającego rozkładowi. W filozofii Condillaca jest to całokształt myśli rozumianej po kartezjańsku, jako ogół stanów świadomych i zależnych od woli. Temuż ogółowi odpowiada pierwotny język działania. Składa się on z gestów, mimiki twarzy, nieartykułowanych dźwięków i akcentów, ruchów oczu. Ponieważ powstał dzięki wykorzystaniu organów cielesnych, dysponują nim wszystkie zwierzęta. Człowiek, za sprawą swojej przemyślności, sztucznie zmodyfikował język działania tak, aby mógł służyć głuchoniemym w rozumieniu pojęć lepiej niż artykułowany. W postaci pierwotnej cechuje go to, że w jednym momencie pozwala wyrazić bardzo wiele ulotnych myśli wraz z ich kontekstem bez żadnej kolejności właściwej zdaniom (Condillac utożsamiał poszczególne myśli ze znaczeniami pojedynczych słów). Dlatego działanie można szybko zrozumieć, choć do jego przetłumaczenia trzeba wielu słów. Zdarza się jednak, że i ono wymaga analizowania, gdy nie uchwyci się wszystkiego dostatecznie dokładnie.
Umiejętność skupienia uwagi, wyobraźnia i pamięć umożliwiła ludziom przekształcenie pierwotnego języka działania w sztuczny. Z pomocą analogii wprowadzano sztuczne, niearbitralne znaki ułatwiające analizę. Po upływie dostatecznie długiego czasu powstał taniec, artystyczny język mimów, muzyka, śpiew i artykułowana mowa. Ponieważ analiza rozbudza potrzebę dalszej, dokładniejszej analizy, język staje się coraz bogatszy, obejmuje swym zakresem więcej nauk i sztuk. W tejże analizie rolę cząstkowej syntezy, pełni analogia. Pozwala ona poszerzyć obszar tego, co analizowane. Wieloznaczność bywa szkodliwa wyłącznie wtedy, gdy podsuwa powierzchowne analogie lub nie wiadomo, dzięki jakiej analogii powstała. Doskonałość jeżyka, nie polega na jednoznacznym przyporządkowaniu idei i jej oznaczenia, lecz możliwie maksymalnej treściwości, podobnej do tej, która tkwi w języku działania. Pomimo wymienionych tu zastrzeżeń Condillac docenia to, że przypadkowa analogia doskonali potocznie rozumianą wyobraźnię. Język, mowa zdolna pogodzić te dwa, przeciwstawne podejścia do analizy, stworzyłaby wspólnotę wspaniałych ludzi.
Zwierzęta niższe od człowieka nie stworzyły sztucznych języków, bo zabrakło im pamięci. Posługują się one jedynie wyobraźnią. Przywołuje ona obraz tego, co nieobecne tylko wtedy, gdy wiąże się ono z tym, co dla danego zwierzęcia jest obecne. Pamięć działa inaczej, z jej pomocą można operować na nazwach percepcji i okolicznościach ich powstania, bez wywoływania jakiegokolwiek obrazu. Kontemplacja zaś pozwala utrwalić w świadomości obraz lub nazwę czegoś, co właśnie przemija. Condillac uważał, że zarówno kontemplowanie, pamiętanie, jak i wyobrażanie sobie, powstało dzięki wytrwałemu użyciu uwagi, czyli refleksji. Wydobywała ona z ogółu doświadczenia to, co wiązało się z naturalnymi pragnieniami, dążeniami i potrzebami, a potem uczyniła ludzi wolnymi, bowiem poczuli się oni zdolni do wyboru tego, co ich zainteresowało, dzięki zdolnościom, które wykształciła. Ludzka dusza, doskonalsza od zwierzęcej, dokonała tego wszystkiego z pomocą refleksji, ponieważ stworzyła znaki. Odtąd mogła myśleć nawet o figurach, które mają sto lub dziewięćdziesiąt dziewięć kątów, chociaż nie umiała wywołać ich obrazów w swojej świadomości, aby je ze sobą zestawić i porównać.
O samej zaś relacji między wolnością, wolą i rozumem Condillac pisał następująco: Jeżeli przez rozum i wolę filozofowie chcieli wyrazić tylko duszę rozważaną w odniesieniu do pewnych aktów, jakich ona dokonywa, względnie może dokonywać, wtedy jest rzeczą jasną, że sąd, aktywność i wolność musiałyby przynależeć do rozumu albo by też doń nie należały, zależnie od tego, czy mówiąc o tej władzy bralibyśmy pod uwagę więcej, czy mniej owych aktów. Tak samo ma się rzecz z wolą .
Z powyższego omówienia poglądów Condillaca wynika, że z pomocą pojęcia uwagi i refleksji opisywał on zjawisko intencjonalności myśli. Inaczej mówiąc, jedna i druga polega na odnoszeniu się do ogółu wrażeń i przekształceniu ich w idee. Te ostatnie dzielił na proste i złożone lub zmysłowe i intelektualne. Przez ideę prostą rozumiał jedną, wyodrębnioną percepcję, a przez złożoną powiązanie różnych, czasem powtarzających się idei prostych. Wyodrębnionym w danym momencie prostym ideom towarzyszy tło z niewyodrębnionych idei zmysłowych. Człowiek nie musi bezustannie wyodrębniać którejkolwiek z nich. Może zająć się wyłącznie pojęciami, czyli ideami złożonymi.
Wyobraźnię Condillac rozumiał wąsko, jako silne, utrwalone skojarzenie, pozwalające na przywołanie jakiejkolwiek doświadczonej percepcji, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Ponieważ za przejaw jej działania uznawał zdolność do bezwiednej orientacji w terenie nie pokrywa się ona ze współczesnym pojęciem trwałej pamięci lub instynktu. Używał również szerszego i potocznego pojęcia wyobraźni, jako dowolnego i swobodnego, trwałego oraz odruchowego kojarzenia idei. Doceniał to, do jakiego stopnia kształtuje ona kulturę, obyczaj, emocjonalne związki międzyludzkie, literaturę. Czasem, reagując na działanie organów cielesnych, niespodziewanie przywraca zdrowie lub wywołuje nagłe szaleństwo, które grozi zwłaszcza osobom młodym i wrażliwym. Ich opiekunowie powinni je odpowiednio pouczać, aby nie zatraciły się w lekturze książek autorów o zbyt wybujałej i zaraźliwej wyobraźni.
Filozofia umysłu Condillaca nie miała służyć tylko dawaniu takich szczegółowych porad. Jej zasadniczy wymiar pedagogiczny wiąże się z analizą. Filozof pouczał, że jest niezmiernie ważne, aby młody człowiek jak najwcześniej ją poznał i wykorzystywał. Dzięki temu udoskonali swój rozsądek, czyli sztukę należytego kierowania władzami duszy, i wszystkie czynności poznawcze zwane rozumem.
Tadeusz Kotarbiński, autor wstępu do powojennego wznowienia polskiego wydania „Logiki”, zauważył, że pisząc o analizie Condillac nie rozważał zagadnień takich jak dedukcja, indukcja, sylogizmy i tematy związane z logiką formalną. Dostrzegł u filozofa niechęć do metody syntetycznej, której nie umiał jasno odróżnić od dość mętnie pojętej analizy. Między wierszami, z pomocą staropolszczyzny i kolokwializmów oraz anegdoty, Kotarbiński daje do zrozumienia, że nie lubi takiego podejścia do filozofii – jej dydaktyczne zapędy uznał za bezkompromisową i przesadną reakcję na ówczesną scholastykę. W odmienny, ale nie mniej krytyczny sposób, odnosi się do pedagogicznych rozważań Condillaca Tomasz Bartel. Powiada krótko: mowa nie służy do rozkładania myśli, hermeneutyczna refleksja filozofa nad językiem może służyć jedynie ćwiczeniu umiejętności precyzyjnego wyrażania się.
Z przytoczonymi sceptycznymi opiniami kontrastuje pogląd profesora pedagogiki Czesława Kupisiewicza. Zalicza on Condillaca w poczet klasyków własnej specjalności. Uskarża się na lekceważenie go przez autorów podręczników historii wychowania i pomijanie przez twórców edukacyjnych słowników i leksykonów. Następnie chwali go, bowiem zalecał: uczenie o nieznanym na podstawie tego, co znane; przedkładanie samodzielności intelektualnej nad zapamiętywanie; korelowanie metody wychowawczej z etapem rozwoju umysłu podopiecznego; przyzwyczajanie wychowanka od najmłodszych lat do samodzielnego badania i rozumowania; ćwiczenie uczniów w znajomości języków; instruowanie jak mądrze przypatrywać się ludzkim dziejom. C. Kupisiewicz, bezkrytycznie cytując Władysława Tatarkiewicza, przedstawia Condillaca jako radykalnego sensualistę: Condillac jak Locke wszelką wiedzę wywodził z doświadczenia. Ale nie odróżniał dwojakiego doświadczenia, [to jest poprzez zmysły i refleksję – przyp. C.K] Locke był empirystą, ale nie sensualistą jak Condillac. W przeciwieństwie również do Locke’a pojmował ludzki umysł jako całkowicie bierny... .
Powyższą pochwałę można uznać za skutek powierzchownej wiedzy, która stała się podstawą oceny banalnej i płytkiej, typowej dla najszerszego kręgu tych, którzy obcują z myślą ludzką. Mniejszy, „wewnętrzny” krąg tworzą badacze losów filozofii i idei. Nie zauważają oni, w którym miejscu dana filozofia najmocniej wiązała się z egzystencją jej twórcy. W przypadku Condillaca oznacza to brak dostatecznego zainteresowania relacją między filozofią a praktyką pedagogiczną, która odgrywała ważna rolę w życiu Condillaca. Wiele lat swego życia poświęcił on kształceniu młodego księcia. Historycy zgodnie twierdzą, że jego wysiłki nie przyniosły zadowalających rezultatów. Różnią się w rozeznaniu przyczyny dydaktycznych niepowodzeń filozofa. T. Bartel mówi, że zawiniła słabość umysłu ucznia, zaś T. Kotarbiński wspomina dodatkowo o dworskim otoczeniu, które nie sprzyjało krzewieniu nowatorskich i odważnych idei. Obaj nie podpierają swoich wyjaśnień jakimkolwiek dowodzeniem. Brakuje też próby biograficznej interpretacji koncepcji myśliciela, jako wyrosłej z doświadczenia własnych trudności w uczeniu się, o których mówią źródła.
Próba podsumowania
Niezależnie od zdolności wychowanka, Condillac powinien przejmować się jego postępami – w przeciwnym razie nie można go nazwać dobrym pedagogiem praktykiem. Nie ma powodów, aby przypisywać mu taką wadę – przeciwnie, okoliczności wskazują, że wymagał od siebie więcej niż jego chlebodawcy, doświadczał autentycznych trudności. Oprócz wielu informacji z zakresu: historii, literatury, językoznawstwa i innych dziedzin, przekazywał uczniowi swoją filozofię. Spróbuję bliżej ją rozeznać i oszacować jej wartość.
Na pewno nie oferowała ona poznania obiektywnej, metafizycznej rzeczywistości. Condillac opowiadał się za umiarkowaną metafizyką, która uznaje, że zakres tego, co istnieje, przerasta możliwości poznawcze człowieka. Filozof powinien ograniczyć swoje ambicje i skupić się na wykorzystaniu tych możliwości poznawczych, które faktycznie mu przysługują. Nie zauważył jak się ich nauczył i od dawna je pożytkuje. Jeśli sobie uświadomi, że dokonał tego dzięki analizie, może je powiększyć, dochodząc do doskonałości właściwej człowiekowi. Wyraża się ona w doskonałym języku, który powstaje na końcu cyklu rozwojowego. Dysponowanie nim nie oznacza zdobycia doskonałego dostępu do całej rzeczywistości, bo z powodu swojej ograniczoności nie może dowolnie sobie wyobrażać różnych wielości. Pozostaje mu posługiwanie się ułomnymi pojęciami ogólnymi, których Bóg nie potrzebuje.
Z powyższych ustaleń wynika, że Condillac opowiadał się za fenomenalizmem poznawczym. Uzasadniał go filozoficznie, twierdząc, że nie można wyjść poza to, co daje nam doświadczenie. Ludzki język nie wyraża i nie wyrażał istoty rzeczy.
Człowiek nie potrafi poznać natury swej świadomości – w tej sprawie pozostaje mu przyglądać się, jak ona działa i (przede wszystkim) polegać na objawieniu. Grzech pierworodny spowodował, że dusza wydaje się być nieodłącznie związana z ciałem, jednakże ono oddziałuje na duszę jedynie okazjonalnie (przypadkowo). Nie można też utożsamić duszy z materią. Nawet Bóg nie potrafi sprawić, aby zbiorowisko materii myślało, ponieważ nie tworzy ono jedności, lecz podzielną mnogość. Inaczej mówiąc, gdyby pojedyncze myśli mogły istnieć samodzielnie, nie dałoby się stwierdzić ich wielości, zatem musi istnieć ich spoiwo. Filozof określa je jako prosty, niepodzielny podmiot rozmaitych myśli. Struktura umysłu u Condillaca wygląda na analogiczną do tej, którą Arystoteles wyłożył w swojej koncepcji biernego i czynnego rozumu – Condillac wyróżnia w świadomości część bierną (doświadczenie) i czynną (władze ukształtowane dzięki refleksji). Ta druga, dzięki swemu oddziaływaniu na pierwszą, dochodzi do samoświadomości i pełnego rozwoju tkwiących w niej możliwości. Do tej interpretacji doszedłem przez wzięcie w nawias tego, co filozof mówił o poznawalności natury umysłu i przyjrzenie się temu, jak go musiał rozumieć, skoro tak, a nie inaczej opisywał jego funkcjonowanie.
Wprawdzie Condillac przeczył, jakoby każda percepcja mogła się składać z wielu innych percepcji, ale jednocześnie utrzymywał, że nawet bardzo złożone pojęcia można uważać za proste dzięki idei jedności. Ponadto rozwinięcie jego pojęcia refleksji prowadzi do destrukcji tradycji empirycznej, do której chciał nawiązywać. Podawał następujący przykład działania ludzkiej świadomości: Zastanówmy się nad sobą samym po zakończeniu jakiejś lektury, a wyda nam się, że mieliśmy świadomość tylko tych idei, które ona wywoływała w nas. Nie będzie nam się wydawało, że mieliśmy coś więcej z percepcji każdej litery jak z percepcji ciemności za każdym razem, kiedy bezwiednie opuszczamy powieki. Ale nie dajmy się zwieść tym pozorom, jeśli zastanowimy się, że bez świadomości liter nie mielibyśmy wcale świadomości słów, ani co za tym idzie – idei . Pozwolę sobie rozwinąć tę myśl. Niech owa książka zawiera wiele opisów, a wśród nich słowo „biel”. Kiedy ją czytam, pada razem wiele innych wyrazów, które budują cały powieściowy świat. Ale kiedy ową „biel” uchwycę osobno, jako pojedyncze słowo, to nijak nie mogę jej sobie (całkiem odrębnie) przedstawić. Muszę stworzyć przydatny kontekst, na przykład: świeży śnieg zalegał na polach, a jego biel nużyła oczy. Okazuje się więc, że zestawianie, kojarzenie w rozumieniu słów, odgrywa znacznie większą rolę niż rozkładanie i składanie, na które kładł nacisk Condillac.
Filozof wierzył, że introspekcja pozwoliła mu odkryć i świadomie wykorzystywać mechanizmy, które umożliwiły postęp ludzkości. Tam, gdzie o tym pisał, wbrew swoim intencjom, tworzył spekulatywną opowieść o ludzkim poznaniu. Świadczą o tym cytowane przeze mnie stwierdzenia Condillaca głoszące, że zdolności obserwacyjne człowieka zależą od jego stopnia rozwoju cywilizacyjnego i kulturowego. Całkiem odmiennie utrzymywał Rousseau. Pisał on:
Ponieważ dla człowieka dzikiego ciało własne stanowi jedyne znane mu narzędzie czyni on z niego najprzeróżniejsze użytki, do których nasze ciała z braku ćwiczenia, nie są już zdolne; wynalazczość nasza odebrała nam siłę i zręczność, które on pod naciskiem konieczności musi sobie wyrobić [...] Jeżeli [natura przyp. R.Ż.] chciała uczynić z nas istoty zdrowe, to prawie na pewno śmiem twierdzić, że refleksyjność jest stanem przeciwnym naturze i że człowiek, który rozmyśla to zwierzę zwyrodniałe. [...] Ponieważ jego troską prawie jedyną jest zachowanie własnego życia, najbardziej wyćwiczonymi jego zdolnościami są siłą rzecz te, które służą mu przede wszystkim do ataku i obrony, gdy chce innym zwierzęciem zawładnąć jako swym łupem albo walczy, by sam się nim nie stać; przeciwnie, narządy które doskonalą się tylko przez ich zmysłowe rozpieszczanie, muszą pozostawać w stanie surowym i wszelkiej delikatności być pozbawione, tak, że między jego zmysłami nastąpi pod tym względem rodzaj podziału: dotyk i smak będą zupełnie grube i niewyrobione, wzrok natomiast, słuch i węch - wyostrzone tak jak tylko to jest możliwe .
Powyższe poglądy, w zestawieniu z przedstawionymi przeze mnie przekonaniami Condillaca, świadczą o tym, że w epoce oświecenia filozofowie traktowali ludzkie zmysły w sposób wybitnie spekulatywny.
Metoda analizy nie wiodła więc Condillaca ku zamierzonemu celowi. Powodowała za to rozwlekłość i suchość stylu, na którą uskarżali się już jego współcześni. Polska tłumaczka tekstów filozofa, Urszula Wojciechowska, dodaje, że używał on wieloznacznych słów, nie definiował pojęć i zmieniał ich znaczenia, a tłumaczenie powoduje usztywnienie i ujednoznacznienie tekstu.
Podsumowując, filozofia umysłu Condillaca jest wybitnie eklektyczna, wyrażona w języku bardziej literackim niż naukowym. Filozof starał się połączyć dualizm kartezjański z funkcjonalizmem w jedną spójną całość. Dokonało się u niego przejście od filozofii umysłu do filozofii języka i dlatego można powiedzieć, że stanął w rozkroku między schyłkiem nowożytności, a początkiem nowej epoki. Aby dopełnić charakterystyki jego filozofii, dodam, że prawdopodobnie mimowolnie używał on Arystotelesowskich schematów myślowych. Nie stronił też od wykorzystania wątków i motywów teologicznych.