Elżbieta Zawacka – niepowtarzalna cichociemna
Emisariuszka Elżbieta Zawacka
Podobnie jak w przypadku Tadeusza Chciuka-Celta prawdziwie wyjątkowa jest historia Elżbiety Zawackiej. I w tym wypadku mówić można o życiorysie godnym filmu. Mimo iż szkolenie cichociemnych objęło kilkanaście kobiet, to właśnie Elżbieta Zawacka była jedyną, która zdała niezwykle trudne egzaminy sprawnościowe i ruszyła do okupowanej Polski. Wśród 316,,zrzutków" zajmowała zatem miejsce szczególne. I nie jest to jedyny przejaw jej wyjątkowości! Jako druga Polka w historii została awansowana do stopnia generała. Wyprzedziła ją nieznacznie koleżanka z konspiracji Maria Wittek.
Zawacka uzyskała także tytuł profesora i wykładała na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, co ma szczególny wymiar w kontekście jej ogromnego talentu, hartu ducha i odporności na powojenne prześladowania i szykany, jakich zaznała ze strony komunistycznej bezpieki. Upokorzenia znosiła mężnie, nigdy nie wyrzekła się swojej przynależności do Polskiego Podziemia, aktywnie reprezentując Armię Krajową. To wszystko jedna kobieta. A przecież jest to ledwie fragment jej imponującego życiorysu, który obejmuje niemal pełne sto lat!
Trudne początki i pierwsza tułaczka
Elżbieta Zawacka urodziła się 19 marca 1909 roku. W okresie dwudziestolecia międzywojennego była świetnie zapowiadająca się matematyczką, studiowała na Uniwersytecie Poznańskim, później uczyła matematyki w szkole. Równolegle angażowała się w działalność ochotniczej organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Jej twórcą była późniejsza generał Maria Wittek. Po wybuchu wojny Zawacka wraz z koleżankami ze służby została ewakuowana na wschód. Część trasy przeszły na piechotę. Ostatecznie dotarła do Lwowa, by tam otrzymać przydział do Batalionu Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet. Po agresji sowieckiej ponownie musiała uciekać, tym razem w kierunku zachodnim. Przebyła trudny szlak – przez Toruń, Poznań, Warszawę dotarła na Śląsk, teraz już całkowicie podporządkowany niemieckiemu okupantowi. Po drodze zdążyła zostać zaprzysiężona do niedawno sformowanej organizacji konspiracyjnej nazwanej Służba Zwycięstwu Polski. Tak rozpoczęła działalność w Polskim Podziemiu.
Doświadczenia z pierwszych tygodni wojny, ale także wiedza, jaką Zawacka zdobyła w latach trzydziestych, z powodzeniem wykorzystywała w działalności konspiracyjnej. Jako nauczycielka matematyki na terenach przygranicznych często stykała się z obywatelami Niemiec. Zresztą, świetnie mówiła po niemiecku, co niejednokrotnie ułatwiało jej kursy na terytorium III Rzeszy. Po przemianowaniu SZP na Związek Walki Zbrojnej Zawacka otrzymała misję stworzenia regularnych szlaków kurierskich z Generalnego Gubernatorstwa na Zachód. Zadanie nie było łatwe. Wymagało doskonałej znajomości terenu, hartu ducha, zimnej krwi, a jego wykonanie narażało zaangażowanych na częste podróże przez terytorium III Rzeszy i przekraczanie pilnie strzeżonych granic. Nieustanna inwigilacja ze strony niemieckich służb policyjnych stanowiła chleb powszedni Zawackiej i współpracujących z nią Polaków. Cóż z tego, skoro nie było na nią mocnych.
Jak wspominała po latach, tylko do 1942 roku miała na swoim koncie już ponad sto przekroczeń granicy! Był to wyczyn niezwykły, zważywszy na ogromne trudności i zagrożenie dekonspiracją. Początkowo tworzyła szlak komunikacyjny z Berlinem, później dowództwo polskiego ruchu oporu zleciło jej opracowanie tras do Szwajcarii i Francji. Podróżowała na,,wypożyczonych" od śląskich koleżanek kenkartach – ówczesnych imitacjach dowodów osobistych, które nie posiadały zdjęć. Podczas jednej z rutynowych kontroli została zatrzymana przez Gestapo i w brawurowy sposób uciekła przez okno dworca. Zdarzało się jej także szmuglować przez granicę pieniądze, które z Londynu przysyłano na funkcjonowanie ZWZ, a później Armii Krajowej. Sukces Zawackiej był wynikiem doskonałej samoorganizacji, znajomości języka niemieckiego oraz – czasem wręcz bezczelnej – brawury.
Zawackiej sprzyjało tez niezwykłe szczęście. Wystarczy przytoczyć jedną z wielu anegdot opisujących jej bogate życie. Mimo,,spalenia" lokalu kontaktowego, o czym nie mogła wiedzieć zawczasu, uniknęła aresztowania. Znajdujący się w środku Niemiec czekający na odwiedzających to miejsce członków ruchu oporu wyszedł na kolację. Był to zupełny przypadek, który uratował jej życie.
W gruncie rzeczy unikała większych wpadek, choć regularnie podróżowała niemieckimi pociągami i tramwajami na fałszywych papierach rodowitej Niemki. Do czasu... Na początku 1943 roku musiała zostać ewakuowana z okupowanej Polski. Niemcom udało się ją namierzyć ze względu na zeznania, które wydobyli od jednej z konspiratorek. Wydała Zawacką na ciężkich torturach. W efekcie za Polką puszczono śledczych. Gdy była obserwowana, bezskutecznie próbowała zgubić ogon. Nie straciła jednak zimnej krwi. Wsiadła do pociągu, z którego wyskoczyła w trakcie jazdy. Następnie z okolic Żyrardowa dotarła do Warszawy, gdzie jednak była już zdekonspirowana. Był to koniec pewnego etapu jej podziemnej działalności. Musiała uciekać.
Jedyna cichociemna
W lutym 1943 roku została wysłana do Londynu z nową misją. Nie mogła pozostać w Warszawie, ale jej doświadczenie było bezcenne w budowaniu bezpiecznych szlaków komunikacyjnych z Rządem na Uchodźstwie. Misję zlecił jej sam dowódca Armii Krajowej, gen. Stefan Rowecki,,Grot". Do Wielkiej Brytanii dotarła kombinowanym szlakiem – najpierw przez Niemcy i Francję, następnie przez Andorę i Hiszpanię do Gibraltaru. Po raz kolejny zmieniła tożsamość. Teraz nazywała się Elizabeth Watson.
W Wielkiej Brytanii zameldowała się w Sztabie Naczelnego Wodza. Raportowała bezpośrednio gen. Władysławowi Sikorskiemu, ale ten nie był zainteresowany jej samotną misją, choć założenia były kluczowe dla podtrzymania i rozwinięcia kontaktów na linii Londyn-Warszawa. Zawacka narzekała, że w Londynie zwyczajnie nie rozumiano warunków, w jakich działało się w kraju. Polityczni i wojskowi emigranci nie czuli konspiracji, nie wiedzieli, jak drogo przychodziło płacić za błędy w komunikacji. Być może dlatego jej apel został zignorowany przez Sikorskiego. W tym czasie premier Rządu RP na Emigracji i Naczelny Wódz przygotowywał się już do wyprawy na Bliski Wschód. Niestety, do Londynu już nie powrócił, zginął w katastrofie lotniczej 4 lipca 1943 roku.
Polecamy e-book: Paweł Rzewuski – „Wielcy zapomniani dwudziestolecia”
Nie oznaczało to jednak końca misji Zawackiej. „Zo”, jak popularnie ją nazywano, została zakwalifikowana do żmudnego, wyczerpującego kursu spadochroniarskiego, podczas którego przygotowywano do przerzutu drogą lotniczą tzw. cichociemnych. „Zrzutkowie” mieli za zadanie przeprawienie się do okupowanej Polski i włączenie do działalności konspiracyjnej. Dla Zawackiej nie była to pierwszyzna, w końcu ostatnie lata spędziła na aktywnej służbie w ruchu oporu. Kobieta z takim charakterem nie mogła mieć również trudności z zaliczeniem testów. Zawacka jako jedyna kobieta uzyskała status cichociemnej i była jedną z 316 osób, które skoczyły do Polski. To osiągnięcie niezwykłe, nawet jak na jej – mocno zawyżone – standardy niezwykłości.
Zresztą najlepszą ocenę Zawackiej wystawił emisariusz Jan Nowak-Jeziorański, który komentował jej postawę i osobiste spotkanie słowami:
Nawet w konspiracji, gdzie panuje anonimowość, „Zo” stała się postacią legendarną [...]Uchodziła za człowieka ostrego i wymagającego od innych, ale najbardziej od samej siebie. Jej oddanie służbie graniczyło z fanatyzmem […] Była surowa, poważna, trochę szorstka i bardzo rzeczowa. […] Dopiero na pożegnanie poczułem ciepły, mocny uścisk dłoni i usłyszałem lekkie westchnienie: Daj Boże, żebyście dotarli.
Legendarny kurier wspominał, że podczas rozmowy Zawacka nawet się nie uśmiechnęła, nie zająknęła o sprawach natury osobistej. Była skoncentrowana na zadaniu, które im powierzono, w pełni oddana służbie, zawsze zaangażowana. Po wojnie także nie straciła zadziorności i specyficznego charakteru. Jej wypowiedzi były dosadne, rzeczowe, czasem nawet ostre, gdy nie zostawiała suchej nitki na londyńskiej emigracji kompletnie nie zdającej sobie sprawy z tragicznych warunków panujących w Polsce, gdzie każdy błąd, brak synchronizacji co do minuty mógł skutkować śmiercią konspiratorów (m.in. w zapisach wypowiedzi dla Archiwum Historii Mówionej).
W nocy z 9 na 10 września 1943 roku Zawacka została zrzucona z samolotu pilotowanego przez Stanisława Króla nad okupowaną Polską. Wylądowała gdzieś w rejonie Józefowa. Po noclegu u Krystyny Książkiewicz ruszyła do Warszawy. Ponownie do pracy w konspiracji. I tym razem sprzyjało jej niezwykłe szczęście. Placówka kurierska,,Zagroda", w której służyła, została zdekonspirowana i rozbita przez Niemców. Zawacka uniknęła aresztowania, ale od kwietnia do lipca 1944 roku ukrywała się w klasztorze sióstr niepokalanek w Szymanowie. Warto podkreślić, że w czasie Powstania Warszawskiego służyła w składzie Wojskowej Służby Kobiet, pomagała przy pracach pielęgniarskich. Udało się jej wyjść ze zdruzgotanej stolicy razem z ludnością cywilną.
Do końca wojny była zmuszona się ukrywać. Podróżowała między Krakowem a Warszawą, próbowała się przedostać na Śląsk, by stamtąd raz jeszcze ruszyć do Londynu. Bezskutecznie. Odtwarzała „Zagrodę” w Krakowie. II wojna światowa zbliżała się jednak ku końcowi. Konspiratorzy wychodzili z podziemia. Ci, którzy się ujawnili, byli często represjonowani przez Sowietów i nowe komunistyczne władze. Represje nie ominęły także Zawackiej.
O pamięć Armii Krajowej, o wolność Polski
Po zakończeniu wojny krótko służyła w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. Zaczęła także organizować sobie życie na nowo. Ukończyła studia rozpoczęte na tajnych kompletach w czasie okupacji. Kilka lat pracowała jako nauczycielka, wreszcie otworzyła przewód doktorski. Na fali represji względem byłych członków Armii Krajowej we wrześniu 1951 roku została aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa. Odsiedziała cztery lata. Więzienie jej nie złamało. Po odzyskaniu wolności z charakterystyczną dla siebie werwą kontynuowała pracę i karierę akademicką. W 1965 roku doktoryzowała się, a siedem lat później uzyskała habilitację. Przez lata utrzymywała kontakty z kolegami i koleżankami z konspiracji. Tworzyła archiwa, dbała o pamięć o członkach Armii Krajowej. Wszystko to w obliczu zagrożenia represjami ze strony komunistów. Choćby z tego względu władze nigdy nie pozwoliły, by jej kariera akademicka mogła się w pełni rozwinąć. W latach osiemdziesiątych działała w „Solidarności”.
Dopiero po upadku komunizmu ojczyzna mogła docenić jej zaangażowanie. W latach dziewięćdziesiątych otrzymała awans do stopnia pułkownika, a w 2006 roku do stopnia generała brygady. Jako druga kobieta w historii polskiej armii! Uhonorowano ją licznymi odznaczeniami, w tym Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i Orderem Orła Białego. Do końca życia pozostała niezwykle aktywna, udzielała się na forum organizacji kombatanckich, działała dla współtworzonej przez siebie fundacji AK-owców. Dzisiaj nosi ona imię Generał Elżbiety Zawackiej. „Zo” dożyła niemal pełnych stu lat. Zmarła na dwa miesiące przed urodzinami, 10 stycznia 2009 roku. Jej ciało pochowano w rodzinnym Toruniu.
Artykuł pierwotnie opublikowany w serwisie „II wojna światowa”. Zapraszamy do jego odwiedzenia!