Edward Słoński – autor najpopularniejszego wiersza polskiego okresu I wojny światowej
W Czasie odmienionym Maria Czapska, wspominając nastroje lat 1914-1916, pisze:
Społeczeństwo polskie pod obu zaborami było wówczas wyraźnie podzielone na dwie orientacje. Jedni ufali obietnicom manifestu Wielkiego księcia z 14 sierpnia 1914 i przyszłość Polski zjednoczonej i autonomicznej widzieli pod berłem cara, inni, po zajęciu Królestwa Kongresowego przez Niemców, zawierzyli proklamacji państw centralnych z 5 października 1916 roku, proklamacji obiecującej Polsce, podobnie jak manifest rosyjski, odbudowę państwa autonomicznego, ale pod berłem Hohenzollernów. Władze niemieckie liczyły na to, że obietnica niezależności pozwoli zmobilizować kilkadziesiąt polskich dywizji na front wschodni; kadrą tych dywizji miał być żołnierz legionowy. Orientacja rosyjska przeważała w Kongresówce i była zrazu Legionom Piłsudskiego niechętna, wręcz wroga. Jego czyn wojskowy uznano za beznadziejne szaleństwo, a jego samego miano za szkodnika, sługę i najmitę Niemców. Marszałek zachował chyba do końca swego życia gorzki uraz do Królewiaków, stąd powstało, być może, jego porównanie Polski do obwarzanka w środku pustego. Wkrótce po proklamacji państw centralnych w 1916 roku nowy prezydent Stanów Zjednoczonych, Wilson, w pierwszym swoim orędziu z 22 stycznia 1917 do Senatu upomniał się o Polskę nie tylko zjednoczoną, ale wolną i niepodległą.
Poprzez front wojenny dzielący nas od Warszawy dotarł wiersz Edwarda Słońskiego i był na wszystkich ustach:
Rozdzielił nas, mój bracie,
zły los i trzyma straż
w dwóch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz.
Wielkie słowa zjednoczenia i niepodległości, wypowiadane od wieku z górą zaledwie szeptem, a głośno tylko na polach walki, głosili obaj rywalizujący w obietnicach zaborcy, budząc nadzieje, entuzjazm, i powodując tłumne uliczne manifestacje.”
Ów wiersz, który, jak pisze Czapska był wówczas na „ustach wszystkich” nosił tytuł Ta co nie zginęła i ukazał się w numerze 40. warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego” z 3 października 1914 r.
„Tych dziewięć krótkich strof – pisał dziennikarz i tłumacz Czesław Jankowski – pozostanie po Słońskim na zawsze. Nie tylko w literaturze polskiej, lecz w dziejach polskiego narodu”. „W tym wierszu – pisała z kolei Irena Maciejewska – udało się poecie najtrafniej i najzwięźlej wyrazić powszechne doświadczenia Polaków okresu pierwszej wojny światowej, w której jako poddani trzech zaborców musieli brać udział w walkach po przeciwnych stronach frontów”.
W okopach pełnych jęku,
Wsłuchani w armat huk,
Stoimy na wprost siebie –
Ja – wróg twój, ty – mój wróg!
Ten dramat nie będzie jednak daremny – w ostatniej strofie pojawia się nadzieja odzyskania niepodległości:
Bo wciąż na jawie widzę
i co noc mi się śni,
że TA, CO NIE ZGINĘŁA,
wyrośnie z naszej krwi.
Kim był autor tego wiersza, który zgodnie z licznymi świadectwami stał się najpopularniejszym polskim wierszem okresu I wojny światowej?
Edward Słoński to poeta dziś raczej zapomniany. Działacz socjalistyczny i konspirator, autor powieści o bojowcach PPS, wierszy legionowych i nastrojowych liryków, a także barwna postać warszawskiej cyganerii pierwszych lat XX w. Urodził się w 1872 r. na Inflantach w Zapasiszkach koło Dyneburga w rodzinie drobnych właścicieli ziemskich. Uczęszczał do gimnazjów w Kazaniu i Wilnie, później zaś ukończył szkołę dentystyczną w Warszawie. Tu związał się z PPS. Za udział w manifestacji ku czci Kościuszki w 1894 r. trafił do więzienia i został skazany na zesłanie pod nadzorem policyjnym. Przebywał w Tambowie, a później w Kijowie, gdzie przygotowywał się do zawodu dentysty i gdzie poznał Tomirę Witkowską, również studentkę stomatologii, z którą na przełomie 1897 i 1898 r. wziął ślub.
Jako poeta Słoński debiutował w 1896 r. w petersburskim piśmie „Kraj”, pierwszy tom wierszy zatytułowany był Dla mojej Pani. Kilka pieśni ukazało się w 1898 r. W kolejnych latach publikował tomiki wierszy dość życzliwie przyjmowane przez krytykę. Była to typowa liryka młodopolska, w której dominowały nastroje smutku, poczucia utraty, melancholii, zniechęcenia i tęsknoty.
Noc
Już noc patrzy liliowemi oczami
w nasze dusze obłąkane tęsknotą,
więc stoimy tacy smutni i sami
pod zachodu czerwonego pozłotą.
Światła dawno już pogasły za rzeką.,
żaden listek się na drzewach nie rusza,
tylko w borze gdzieś daleko... daleko
żałobliwie łka fujarka pastusza.
Ponownie aresztowany w 1900 roku za działalność konspiracyjną i udział w demonstracjach, został uwięziony w Cytadeli, a następnie skazany na dwa lata pobytu poza granicami (dawnego) Królestwa oraz nadzór policyjny.
Zobacz też:
Do Warszawy powrócił w 1906 r. Z tamtego okresu został zapamiętany jako bywalec kawiarniany przesiadujący we wszystkich znanych warszawskich kawiarniach począwszy od popularnej w pierwszych latach XX w. „Starorypałki”, przez słynną „U Miki” i „Nadświdrzańską”, aż po „Udziałową” i „Kresy”, gdzie bywał już po I wojnie światowej. Z racji umiejętnego łączenia kariery towarzyskiej z pisarstwem i praktyką stomatologiczną Słoński zyskał sobie, jak wspomina pamiętnikarz Stanisław Rzecki-Szreniawa przydomek Dekadentysta. Stanisław Lam zapamiętał go jako „typowego literata kawiarnianego”. Z kolei Wacław Grupiński wspominał go jako „nieformalnego założyciela i beztytularnego prezesa bezstatutowego klubu” zwanego Akademią Literatury, dla którego jako siedzibę ustanowił przechodni pokój w cukierni warszawskiej nijakiego Mücka, w narożnym domu przy ulicy Nowy Świat w miejscu gdzie zaczynał się plac św. Aleksandra. Był duszą towarzystwa. Przy jego stoliku skupiano się na wesołą, a często i wielce zasadniczą rozmowę (…) wszyscy lgnęli do pana Edwarda. Na jego skinienie kelner Bolesław, chudy, anemiczny człeczyna, roznosił pączki, faworki, ciastka. – wspominał anonimowy bywalec kawiarni u Miki w magazynie „Świat” w 1924 roku.
Polecamy e-book: Paweł Rzewuski – „Wielcy zapomniani dwudziestolecia”
Piszący o warszawskich kawiarniach Andrzej Makowiecki jest nieco zaskoczony tą popularnością poety.
Łatwo przecież dostrzec, – pisze – że w gronie „akademików”, będących stałymi uczestnikami spotkań w Miki znajdowało się wielu literatów o znacznie większym dorobku i randze środowiskowej. W Miki przesiadywali przecież najwięksi prozaicy młodopolscy: Reymont i Żeromski, uznawany za najświetniejszego polskiego parnasistę i znakomity tłumacz Baudelaire’a Antoni Lange, z podobnych Słońskiemu „niepodległościowców” Niemojewski i Daniłowski. Tymczasem Słoński jako poeta (do roku 1905 wydał aż jedenaście tomików wierszy) plasował się wówczas w dość licznym, ale nie pierwszorzędnym gronie młodopolskich „nastrojowców”, zaś Słońskiemu prozaikowi pewien rozgłos przyniosły dopiero w roku 1907 dwie książki o tematyce patriotyczno-niepodległościowej: Bezimieńce oraz Przebudzenie – ta ostatnia także dzięki konfiskacie i uwięzieniu autora. (…) W chwili zawiązywania „nieformalnej Akademii Literatury” funkcję jej prezesa zawdzięczał więc poeta bardziej swojej energii organizacyjnej niż randze pisarskiej.
Ale ta znacznie wzrosła wraz z wybuchem I wojny światowej. Między wrześniem 1914 a wrześniem 1918 – pisał po śmierci Słońskiego krakowski „Czas” – nie było w Polsce popularniejszego poety nad Edwarda Słońskiego. Każdy jego wiersz chwytano momentalnie – na pocztówki! I któż go nie czytał? A wieluż umiało na pamięć?
Największe uznanie zdobył utworami z tomów Ta co nie zginęła (1915), oraz Idzie żołnierz borem lasem… (1916). Melodyjne, proste wiersze nawiązujące do tradycji piosenki ludowej i żołnierskiej, wyrażały powszechne w czasie I wojny nastroje i oczekiwania, operowały upowszechnionymi przez poezję romantyczną figurami i symbolami, co zapewniło autorowi ogromną, choć krótkotrwałą popularność – pisze Jadwiga Zacharska.
W pośmiertnym wspomnieniu o Edwardzie Słońskim opublikowanym w wileńskim „Słowie” a przedrukowanym przez krakowski „Czas” 22 sierpnia 1926 roku Czesław Jankowski, wówczas przebywający w Warszawie, współpracujący z „Tygodnikiem Ilustrowanym” pisarz, dziennikarz i tłumacz pisał:
W owym wrześniu i październiku 1914 [Słoński] często, bywało, do redakcji „Tygodnika Ilustrowanego” przychodził. Szczerymi byliśmy mu przyjaciółmi, i Or-Ot (wówczas redagujący „Tygodnik”) i ja, którym wówczas dużo pisał w „Tygodniku”, a jeszcze więcej w nim przesiadywał. Pisał i przedtem, drukował, wyszło nawet parę tomików poezyj... Lecz mało kto o Słońskim wiedział, jako poecie. (…) Czy to on pierwszym nam, Or-Otowi i mnie, czytał z rękopisu „Tę, co nie zginęła” w redakcji „Tygodnika”, na kanapce w rogu u okna? Być bardzo może, bo wiersz, bywało, przyniesie i czyta – ot, tak sobie, od niechcenia, broń Boże, nie deklamując, jakby, przyszedłszy, powiedział nam:
- Wiecie, co mi się dzisiaj przytrafiło? Napisałem wiersz.
- Dawaj !
Brał się najczęściej czytać Or-Ot, bo on to lubi. A potem – to już się tylko wyrywało Słońskiemu rękopis z ręki nie czytając, i do szufladki pod klucz! To dla „Tygodnika”!
Miarą popularności poezji Słońskiego w tych latach była ilość wydań jego książek – do 1921 roku zbiór Ta co nie zginęła miał ich aż pięć. Pojedyncze wiersze Słońskiego były też wykorzystywane na pocztówkach. Projektowali je znani artyści tamtego czasu: Ferdynand Ruszczyc, który był również autorem projektów okładek do książek Słońskiego, czy Edward Trojanowski. Ze Słońskim współpracował też Eligiusz Niewiadomski, uznany wówczas artysta–plastyk, absolwent, a potem wykładowca warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, niesławny zabójca pierwszego prezydenta odrodzonej Rzeczypospolitej.
Po odzyskaniu niepodległości twórczość Słońskiego rozwijała się kilkutorowo. Pisywał reportaże z wojny polsko-bolszewickiej, w czasie której na mocy Zarządzenia Ministra Spraw Wojskowych o mobilizacji pisarzy i artystów trafił do armii i prezesował Centralnemu Komitetowi Propagandy Związków Artystycznych. Wydał również kolejne dwie powieści o patriotycznej wymowie, stale pisywał do piłsudczykowskiego „Kuriera Porannego”, redagował też przez jakiś czas dział literacki tygodnika „Biesiada”.
Ale równocześnie powrócił do melancholijnej nastrojowo-refleksyjnej liryki osobistej (tomy Śmierć we mnie rośnie z 1919 i Maj ostatni z 1922). Działał też aktywnie w środowisku literacko-wydawniczym: współtworzył Związek Zawodowym Literatów Polskich, zasiadał w jury Nagrody Związku Polskich Księgarzy i Wydawców. Pisał też popularne książki dla dzieci.
Ostatnie miesiące życia schorowany Słoński, zmuszony porzucić praktykę stomatologiczną, spędził w niedostatku utrzymując się z honorariów autorskich i zapomóg ze Związku Zawodowego Literatów Polskich. Zmarł 24 lipca 1926 roku w swoim mieszkaniu przy ul Pięknej w Warszawie i został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim.
Przez ludzi, którzy się z nim zetknęli został Słoński nieodmiennie zapamiętany jako człowiek skromny, pogodny, życzliwy i oddany rodzinie, a także jako żarliwy patriota. Był to bardzo skromny człowieczek – zapisał w Marginaliach Jarosław Iwaszkiewicz – Widywałem go zawsze u moich przyjaciół Kurkiewiczów (…) Miał malutką bródkę, okulary czy pince-nez i był zawsze w dobrym humorze. (…) Był to stary warszawski nacjonalistyczny „socjał” z PPS.
Z kolei wspomniany już Czesław Jankowski pisał:
Mocno „czerwony” był Słoński. Dziś by się mówiło „lewicowy”. W 1905 pachniała mu, jak czerwony gwoździk, niedoszła rewolucja rosyjska, a w 1917 miała zapachnieć jeszcze bardziej odurzająco, dokonana rewolucja przez tych, co „okryli chłopski kark gronostajowym płaszczem, ściągniętym z carskich bark”. Ale żadne „socjalne zapatrywania” nigdy nie stanęły klinem między nami. Czy nie dość było, że Słoński jest zapalonym polskim niepodległościowcem? Duszę by oddał djabłu – za Polskę. A oprócz tego, miał w sobie moc serdeczności, z którą, broń Boże, na pokaz nie wyjeżdżał, lecz na której nikt się nigdy nie zawiódł. Wielka szlachetność ducha, aż nadmiar temperamentu, powściągliwość na zewnątrz, wielka uczuciowość, fantazja i humor złote – oto Słoński z czasów, kiedy, rzec wolno, z dnia na dzień stał się sławnym.
Słoński był przez całe życie oddany tej formacji PPS-owskiej, która połączyła socjalizm z myślą i działalnością niepodległościową. Silne nastawienie antyrosyjskie, czy antycarskie raczej, sprawiło też, że w odpowiedzi na prorosyjską orientację obozu narodowego w latach I wojny światowej Słoński wspólnie ze swym rówieśnikiem, pisarzem Benedyktem Hertzem opublikował dość zjadliwą antyendecką satyrę zatytułowaną Ad Maiorem N.D. gloriam. Wycieczki satyryczne.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Nie zapomniano mu jej zresztą. W krótkim wspomnieniu pośmiertnym o Słońskim „Głos Narodu” z 28 lipca 1926 roku nie omieszkał wspomnieć, że poeta atakował często i gwałtownie obóz chrześcijański i narodowy polski. (…) Do ostatka był również zaciekłym Piłsudczykiem. Tekst ten tak oburzył Juliana Tuwima, że w liście otwartym do Karola Huberta Roztworowskiego, literata związanego z „Głosem Narodu” pytał czy to, że zmarły był socjalistą i piłsudczykiem upoważnia jakiegoś durnia do bydlęcego chichotu nad świeżą mogiłą?.
Za „bydlęcy chichot” uznał Tuwim wykorzystanie w tekście żartobliwego określenia Słońskiego – najlepszego dentysty wśród poetów i najlepszego poety wśród dentystów. Nieco Tuwim przesadził, bo w samym określeniu nic niestosownego czy obraźliwego nie było, tym bardziej, że zdaje się było ono powszechnie znane, przytacza je np. w swym niewielkim wspomnieniu w Marginaliach Iwaszkiewicz, kolega Tuwima ze „Skamandra”. Sprawa ta jednak pokazuje przede wszystkim temperaturę sporów ideowych i politycznych międzywojnia, w których literaci brali czynny udział.
Nie skończyła się zresztą na tym. Miesiąc po śmierci Słońskiego grupa literatów związanych z prawicą narodową (m.in. Witold Hulewicz i Emil Zegadłowicz), w liście rozesłanym do redakcji gazet i tygodników w całym kraju wytknęła „Wiadomościom Literackim”, że nie wspomniały nawet słowem o Słońskim poecie szczerym, prostym, pełnym szlachetnego liryzmu, gorącym patriocie. Mieczysław Grydzewski w tekście zatytułowanym Prostacka napaść („Wiadomości Literackie” 1926, nr 35/36) uznał to za „pełen przewrotności atak” na swą redakcję. Choć fakt śmierci Słońskiego zapewne rzeczywiście przeoczył, to nieobecność pośmiertnego wspomnienia próbował tłumaczyć strajkiem drukarzy i koniecznością ograniczenia działu bieżącego, a na dowód tego, że środowisko „Wiadomości” bynajmniej o Słońskim nie zapomniało przytoczył właśnie list Tuwima.
Zobacz też:
W ten sposób śmierć poety stała się okazją do wymiany ciosów w nieustającej i zażartej walce ideowej, którą to sytuację można było zaobserwować niejeden raz i w Polsce po roku 1989…
Znany krytyk literacki Wacław Borowy pisał o twórczości Słońskiego: nie była to lutnia ani wielostrunna, ani rozgłośna, ani kunsztowna. Cechowała ją jednak szlachetność brzmienia i szczerość. „Cichy, rzewny i szlachetny poeta” napisał o Słońskim Julian Tuwim. Ani wybitna, ani szczególnie wyrafinowana formalnie czy intelektualnie twórczość Słońskiego dzięki swej przystępności, melodyjności i temu, że odpowiadała nastrojowi epoki zyskała sobie dużą popularność. Odczytywana w kontekście swego czasu – „odrębnego polskiego czasu” – jak za Ryszardem Przybylskim pisze Andrzej Romanowski, pokazuje coś istotnego dla polskiej tradycji i samowiedzy narodowej.
Polecamy e-book Izabeli Śliwińskiej-Słomskiej – „Trylogia Sienkiewicza. Historia prawdziwa”
Książka dostępna również jako audiobook!
Bibliografia
- Andrzej Z. Makowiecki, Warszawskie kawiarnie literackie, Iskry, Warszawa 2013.
- Biogram Edwarda Słońskiego autorstwa Andrzeja Romanowskiego [w:] Polski Słownik Biograficzny, z. 39, s. 35-38.
- Biogram Edwarda Słońskiego autorstwa Jadwigi Zacharskiej [w:] Literatura Polska. Przewodnik encyklopedyczny, red. Julian Krzyżanowski, t. 2, PWN, Warszawa 1985, s. 375.
- Krzysztof Masłoń, Ogniwo Edwarda Słońskiego, „Rzeczpospolita”, 24 kwietnia 2009 [dostęp 10 lipca 2014]
- Andrzej Romanowski, „Przed złotym czasem”. Szkice o poezji i pieśni patriotyczno-wojennej lat 1908-1918, Znak, Kraków, 1990.
- Irena Maciejewska, Edward Słoński, pisarz niepokornej Warszawy, [w:] Pisarze Młodej Polski i Warszawa, pod red. Danuty Knysz-Tomaszewskiej, Romana Taborskiego i Jadwigi Zacharskiej, Instytut Literatury Polskiej UW, Warszawa 1998.
- Maria Czapska, Europa w rodzinie. Czas odmieniony, Znak, Kraków, 2014, s. 262-263.
- Pamięci Słońskiego, „Czas” nr 191, 22 sierpnia 1926 [dostęp 10 lipca 2014]
Korekta: Anna Smutkiewicz