E. Barnavi, K. Pomian – „Rewolucja Europejska 1945–2007” – recenzja i ocena
Krzysztofa Pomiana nie trzeba w naszym kraju, specjalnie przedstawiać. Ten wybitny filozof, socjolog i historyk należał do pokolenia wyjątkowo żywych umysłów, które weszło do nauki i życia politycznego po przełomie politycznym roku 1956. Pomian, podobnie jak kilka lat starszy od niego Leszek Kołakowski, stali konsekwentnie na stanowisku liberalizacji systemu, co doprowadziło ich do marginalizacji, wyrzucenia z PZPR, aż wreszcie do emigracji. Elie Barnavi jest w naszym kraju, postacią mniej znaną. Ten izraelski dyplomata i historyk sprawował ważne funkcje w służbie dyplomatycznej swego kraju, a także pełnił funkcję profesora na uniwersytecie w Tel Awiwie. Ich drogi skrzyżowały się w Brukseli, gdzie wspólnie zajmowali się organizacją tamtejszego Muzeum Europy.
Ekspresem przez wiek dwudziesty
Tytuł książki powoduje, że czytelnik spodziewa się przede wszystkim wykładu dziejów Europy po 1945. Jednak w gruncie rzeczy, ich tło zostało zarysowane tak szeroko, że „Rewolucja Europejska” może uchodzić za historię całego europejskiego wieku dwudziestego. Gdy wyjaśniliśmy sobie tę sprawę, pozostaje odpowiedzieć na podstawowe pytanie pojawiające się pod wpływem tytułu: o jaką rewolucję chodzi? W ujęciu autorów „Rewolucji…”, zasadniczym procesem jaki zdeterminował historię Europy po drugiej wojny światowej jest integracja europejska. To o niej przede wszystkim jest ta książka.
Siłą rzeczy takie podejście powoduje, że to kraje zachodniej Europy uznawane są za jej centrum. To właśnie kolejne spotkania najważniejszych polityków francuskich, niemieckich, włoskich czy belgijskich ustalały według tej narracji tętno wydarzeń w Europie. Przede wszystkim przyczyniały się do dynamicznego rozwoju więzi gospodarczych, dzięki którym Europa potrafiła przełamać nacjonalizmy rządzące umysłami narodów i polityków w pierwszej połowie dwudziestego wieku.
Plusy
Takie podejście ma wiele plusów. Moim zdaniem Polacy niewiele wiedzą o historii integracji europejskiej, nie wyłączając zresztą młodego pokolenia, które zapewne przytoczy daty powstania Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali czy podpisania traktatów rzymskich; nie będzie jednak w stanie, wyjaśnić ich genezy i znaczenia. Książka Barnaviego i Pomiana w lekki i przystępny sposób nakreśla przyczyny, jakie skłoniły polityków europejskich do poszukiwania porozumienia ponad wieloletnimi zapiekłymi uprzedzeniami, a jednocześnie wskazuje momenty ważne czy krytyczne. Do tych drugich można zaliczyć choćby nieudany pomysł z 1954, dotyczący powołania ścisłej unii militarnej w formie Unii Zachodnioeuropejskiej (UZE), która ostatecznie przyjęła kształt zupełnie kadłubowy. Na długie lata, a właściwie aż do dnia dzisiejszego, zastopowało to militarną integrację Europy. Innym, podobnie trudnym momentem był kompromis luksemburski z roku 1966, do którego doszło w momencie gdy Francja starała się przeciwstawić niekorzystnym dla siebie decyzjom w ramach Wspólnot. Wartość poznawcza książki jest zatem niezaprzeczalna.
Podobnie, Barnavi i Pomian wydają się mieć sporo racji w argumentacji na rzecz rozwoju zintegrowanej Europy. Momentami, posuwają się do subtelnej (nigdy nachalnej!) apoteozy jedności. Sięgając po uzasadnienia ekonomiczne, społeczne, demograficzne, a jednocześnie prezentując sukcesy, mają na celu wywołanie u czytelnika (przynajmniej u czytelnika europejskiego) dumy z osiągnięć zjednoczonej Europy. Należy podejść do tego z szacunkiem, bo przecież niezmiernie trudno jest wyeksponować wydarzenia, które mogą przez wszystkich Europejczyków zostać uznane za sukcesy
Z punktu widzenia polskiego czytelnika, interesujące będzie osadzenie w kontekście ogólnoeuropejskim działalności międzynarodowej polskiej opozycji politycznej w PRL, a także ówczesnych polskich czynników oficjalnych. Ważne znaczenie będą tu miały przede wszystkim, stosunki polsko-niemieckie, których poprawę Barnavi i Pomian widzą jako jeden z głównych czynników stanowiących fundament zjednoczonej Europy oraz budowa społeczeństwa obywatelskiego, którą zapoczątkował Jacek Kuroń swoją ideą „trzeciej Polski”.
Minusy
Wymienione powyżej zalety to jednak nie wszystko, lektura książki pozostawiła mnie bowiem z kilkoma wątpliwościami.
Po pierwsze, apoteoza zjednoczonej Europy i instytucji wspólnotowych wydaje mi się być łudząco podobna do dziewiętnastowiecznej apoteozy narodu, uprawianej przez historyków ze szkoły Leopolda Rankego. Krótko mówiąc, książka Barnaviego i Pomiana ma nieskrywaną tezę, a jest nią chęć przekonania czytelnika, że w gruncie rzeczy integracja europejska stanowi jasną konsekwencję historycznego rozwoju naszego kontynentu. Z jednej strony autorzy podkreślają wprawdzie, że nie była to jedyna dostępna droga – a więc wybór został dokonany świadomie przez społeczeństwa i reprezentujących je polityków. Z drugiej strony jednak, odwrót z raz obranej drogi jest przez autorów piętnowany, a chwile zastopowania procesów integracyjnych przedstawiane są jako chwile grozy. Autorzy kilkakrotnie powtarzają, że ich zdaniem administracyjna strona integracji kilkakrotnie zdobywała przewagę nad wszystkimi pozostałymi jej aspektami, ale mimo to wierzą, że kierunek przemian jest słuszny. W połączeniu z końcowym stwierdzeniem, które podkreśla, że nie ma dla Europy innej drogi niż integracja (w domyśle: taka jak dotychczas), pewność autorów razi. Razi, bo historia znała już wielu dzierżycieli jedynej prawdy.
Po drugie, książka pierwotnie kierowana była do czytelnika francuskiego. Samo w sobie nie jest to zarzutem, ale może służyć jako wyjaśnienie, dlaczego właśnie rola tego kraju w integracji została wyeksponowana tak szczególnie. Jeszcze istotniejsze jest jednak to, że autorzy pragną widzieć Europę w latach 1945-2007 jako jeden organizm, co jest spojrzeniem ahistorycznym. Próbują oni kłaść silniejszy nacisk na rolę jaką odgrywały kontakty pomiędzy krajami europejskimi, a jednocześnie w miarę możliwości minimalizować rolę ZSRR i USA. Daje to niezamierzony efekt komiczny. Okazuje się bowiem, że Europa była w gruncie rzeczy samodzielnym graczem politycznym, a momentami niektóre kraje bloku wschodniego były niezależnymi podmiotami polityki międzynarodowej. Nie śmiem podejrzewać obu autorów o brak wiedzy, dlatego też uważam, że po prostu przesadzili oni w eksponowaniu założonych przez siebie tez.
Po trzecie, „Rewolucja europejska” nie skupia się jedynie na działaniach podejmowanych przez polityków zachodnioeuropejskich. Przeciwnie, autorzy szeroko opisują aktywność polityków w bloku wschodnim. Jednakże, jak już o tym wspomniałem, skupiają się przede wszystkim na dysydentach, głównie zresztą polskich i czechosłowackich. Czy jednak taki wybór tradycji (używając określenia Marcina Kuli) jest uzasadniony? Nawet jeśli tak, to w treści książki takiego uzasadnienia nie znalazłem. Należy pamiętać, że Polska znalazła się w Unii Europejskiej za kadencji premiera i prezydenta wywodzących się z partii komunistycznej. Jeżeli więc dobrze zastanowimy się nad warstwą tradycji politycznych, wybranych przez Barnaviego i Pomiana to może się okazać, że na Wschodzie do europejskości dorosła swego czasu jedynie garstka intelektualistów, która doprowadziła potem swoje społeczeństwa do Europy pełnej nieprzemijalnych pozytywnych wartości. W żadnym fragmencie książki nie została podjęta expressis verbis dyskusja na temat tego na ile taki obraz jest słuszny, toteż nie mogę jasno zarzucić autorom, tak schematycznego widzenia historii Europy Środkowo-Wschodniej. Gdy jednak czyta się książkę ma się mimowolne wrażenie, że „rewolucja europejska” w gruncie rzeczy już się dokonała i jedyne co pozostaje kolejnym krajom przyłączającym się do UE, to przyjąć bagaż doświadczeń „starszych braci”. Sam z takim neokolonialnym podejściem zgodzić się nie mogę.
Podsumowanie
Książka Barnaviego i Pomiana to pozycja wartościowa, która prowokuje do myślenia i daje czytelnikowi nową perspektywę, otwiera nowe możliwości interpretacji faktów. Jednocześnie, nie jest pozbawiona błędów, które w moim przekonaniu mocno wpływają na jej ogólną wartość, a cena ustalona przez wydawcę jest zdumiewająco wysoka. Gdyby obaj profesorowie zdecydowali się na poszerzenie swojej książki czy też nawet na napisanie jej od początku, kibicowałbym im gorąco, bowiem jestem przekonany, że mają do powiedzenia rzeczy ważne i naprawdę interesujące.
Redakcja: Maciej Pieńkowski