Dominik Czapigo (red.) – „Berlingowcy. Żołnierze tragiczni” – recenzja i ocena
Dominik Czapigo (red.) – „Berlingowcy. Żołnierze tragiczni” – recenzja i ocena
Zezwolono na zbiorowe modły i nabożeństwa. Wszystko w polskim stylu, po polsku i dla Polski. Z czasem jednak, gdy władza okrzepła, w końcu oficjalnie przyznano, że były to tylko taktyczne wymogi chwili. Po prostu taka wtedy istniała potrzeba. Ja jednak, i nie tylko ja, we wszystko wierzyłem.
Historia nie jest czarno-biała. Ten często powtarzany slogan – jakże prawdziwy – jak żaden inny pasuje do opisu dziejów żołnierzy gen. Zygmunta Berlinga. W czasach tzw. Polski Ludowej stawiani na piedestał bohaterowie, po przemianach ustrojowych zepchnięci na margines jako zdrajcy w służbie okupanta. Ten zabieg nie dziwi, wszak po latach komunistycznej indoktrynacji wszystko, co dla komunistów ważne i dobre, niemal od razu odrzucono jako złe i wrogie Polsce. Czy jednak aby na pewno ten osąd we wszystkich przypadkach jest uczciwy i sprawiedliwy?
O tym, że odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka prosta przekonujemy się sięgając po książkę pod tytułem „Berlingowcy. Żołnierze tragiczni”. Jest to drugie wydanie tego tytułu, które ukazało się nakładem wydawnictwa RM i Ośrodka Karta. Recenzowana książka jest zbiorem wspomnień dziewięciu żołnierzy, którzy zaciągnęli się do wojska tworzonego od 1943 roku w Sielcach nad Oką. Komentarzem historycznym opatrzył je Marcin Białas.
Publikacja zdecydowanie przypadła mi do gustu. Największą jej zaletą jest fakt, że nie zawiera bowiem ani bezrefleksyjnych wspomnień – zawsze subiektywne – ani nie jest suchym historycznym opracowaniem. Sam komentarz – chociaż niezbędny – nie jest nadmiernie rozbudowany. Marcin Białas ogranicza się do podawania dobrze już znanych faktów, dzięki którym cała narracja osadzona jest w szerszym kontekście. Nie znajdziemy więc w książce raczej nowych informacji, ale też nie taka jest jej rola. Ważne jest natomiast to, że komentarz naukowy i wspomnienia żołnierzy wzajemnie się uzupełniają i czynią lekturę prawdziwą przyjemnością i intelektualnym wyzwaniem.
Żołnierze dzielący się swoją historią pełnili służbę wojskową jako szeregowi, podoficerowie i oficerowie polityczno-wychowawczy. Zwracam uwagę na fakt, że jest wśród nich jedna kobieta.
Kim byli ci, którzy zaciągnęli się na służbę do Berlinga? Przede wszystkim nie byli oni komunistami. Czy bowiem mogli nimi być, skoro zostali deportowani w głąb Związku Sowieckiego jako przeciwnicy nowej władzy? Po sowieckiej agresji na Polskę uznano ich za kułaków i politycznie niepewnych. Na dalekiej Syberii czy w innych regionach wiedli de facto życie niewolników. Zmuszani do katorżniczej pracy w nieludzkich warunkach marzyli tylko o jednym – wrócić do Polski. Ich sytuację zmienił dopiero układ Sikorski-Majski. Nie będę tu oceniał jego wymowy politycznej, faktem natomiast jest, że dla Polaków w ZSRR był wreszcie realną szansą na wyrwanie się z „nieludzkiej ziemi”. Niestety, nie wszyscy mieli tyle szczęścia, aby zdążyć do armii Andersa. Sowieckie władze utrudniały bowiem jak mogły akcję werbunkową. Stąd też wielu, którzy wyruszyli aby być polskimi żołnierzami zostało nimi ale już w innej armii – armii gen. Berlinga.
Czy było to polskie wojsko? Z nazwy oczywiście tak. Jednak Sowieci robili wszystko, aby podtrzymać iluzję jego niezależności – jak wiemy byli w tym mistrzami. Armia, którą dowodził Berling miała swojego kapelana. Odbywały się msze święte i nabożeństwa. Z drugiej jednak strony najbardziej rzucał się w oczy nowy orzeł – bez korony, nawiązujący jakoby do czasów piastowskich. Ważną rolę odgrywali oficerowie polityczni, którzy dbali o wpojenie im nowych, komunistycznych poglądy.
Polacy, którzy zaciągnęli się do 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki mieli jedno marzenie: walczyć z Niemcami i wrócić do ukochanej Polski. Czy można ich za to winić? Wielu nie widziało Ojczyzny już od kilku lat. Stalin jednak z premedytacją wykorzystał ich patriotyczny zapał – krwawy bój pod Lenino – swoisty mit założycielski – był mu potrzebny w wielkiej grze, jaką prowadził. Żołnierze Berlinga – słabo wyszkoleni i uzbrojeni – przelewali więc obficie swoją krew pod Lenino, pod Dęblinem, w bitwie o Kołobrzeg czy w operacji berlińskiej. To właśnie oni zatknęli biało-czerwone sztandary w zdobytym Berlinie.
Jak potoczyły się ich losy po wojnie? Jak wyglądała żołnierska codzienność, która była ich udziałem? Czy dali się uwieść komunistycznej propagandzie? Kim tak naprawdę byli berlingowcy? Po lekturze ich wspomnień przekonamy się, że podtytuł książki jest niezwykle trafny. Byli to bowiem prawdziwi „żołnierze tragiczni”. Jak trafnie podsumowuje jeden z nich: „przecież nie walczyliśmy za Stalina, ale w rezultacie właśnie na to wyszło. Nie umiem wyleźć z tej matni...”
Berlingowcy w Polsce Ludowej byli bohaterami. Dziś – także przez poważnych historyków – są odsądzani od czci jako zdrajcy i sługusi Stalina. Gdzie leży prawda? Wydaje się, że nie znajdziemy jej w żadnej z tak skrajnie formułowanych ocen. Gorąco zachęcam do lektury książki. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich interesujących się historią Polski.