Dlaczego zabito Bolesława Mołojca?
Już wcześniej wśród pierwszych przywódców grupy inicjatywnej PPR – przeszkolonej przez Komintern i NKWD, zrzuconej na spadochronach pod Warszawą w końcu grudnia 1941 r. – doszło do konfliktów. Spór toczył się między Marcelim Nowotką „Starym”, szefem (sekretarzem) partii, i Bolesławem Mołojcem „Długim”, członkiem Sekretariatu Komitetu Centralnego PPR, zarazem dowódcą Gwardii Ludowej. Mołojec był oficerem Armii Czerwonej, uczestniczył kilka lat wcześniej w wojnie w Hiszpanii. Po zrzuceniu do Polski dążył do tego, by organizacja zbrojna (GL) odgrywała rolę zwierzchnią wobec partii (PPR) i tym samym przewodziła konspiracji komunistycznej. Wyobrażał sobie, że każdy członek PPR będzie składał przysięgę na wierność Gwardii Ludowej. W lipcu 1942 r. przedostał się do Francji, by sprowadzić do kraju byłych uczestników wojny w Hiszpanii, wyszkolonych wojskowo, a więc niezbędnych, w GL bowiem brakowało kadry żołnierskiej i oficerskiej z doświadczeniem. Część dąbrowszczaków po powrocie (ostatecznie sprowadzono ich 45) stanowiła jego bezpośrednie wsparcie i zaplecze polityczne, umacniała tym samym pozycję GL i zwiększała szansę „dowództwa wojskowego” na przejęcie roli centralnego ośrodka dyspozycji.
Mołojec charakter miał trudny; był hardy, władczy, wietrzył dookoła siebie spiski w większym stopniu niż inni. Z kolei Nowotko, walczący o utrzymanie prymatu partii, też nie należał do mięczaków. Często pełnił funkcję lidera – czy to w sanacyjnych komunach więziennych, czy też podczas wojennego exodusu komunistów z Polski na Wschód. Aby zrozumieć dodatkowe, ukryte źródło wzajemnego konfliktu tych dwu, trzeba sięgnąć do życiorysu Mołojca.
Po rozwiązaniu w połowie 1938 r. przez Stalina i Georgi Dymitrowa (sekretarza generalnego Kominternu) Komunistycznej Partii Polski powołano na początku 1939 r. w Paryżu zadekowaną grupę – nie tyle tajną, ile niejawną – mającą stanowić zalążek nowej partii dla polskich komunistów (oficjalnie: Inicjatywną Grupę dla spraw polskich przy Międzynarodówce Komunistycznej). Na czele grupy postawiono właśnie Bolesława Mołojca. Z obawy przed zinfiltrowaniem i prowokacją współpracował on tylko z pojedynczymi, wcześniej wybranymi działaczami przebywającymi w Paryżu i okolicach, trudno więc było o jakiś organizacyjny rozmach tej struktury. Kiedy w maju i czerwcu 1939 r. Komintern przyjął dwie uchwały, formalnie powołujące tymczasowe kierownictwo przyszłej partii komunistycznej w Polsce, Mołojec już oficjalnie wszedł w skład jej najpierw trzyosobowego, potem nieco szerszego kierownictwa jako przywódca.
Ostatecznie jednak wzajemne donosicielstwo, plotki, podejrzenia o zdradę, o „trockizm”, o współpracę z policją doprowadziły to środowisko do autodestrukcji. Grupa zresztą okazała się inicjatywna tylko z nazwy, w praktyce zdziałała niewiele (nie powstała ani jedna komórka partyjna). Sam Mołojec natomiast – i to miało znaczenie dla jego dalszych losów – skłócił się z wieloma paryskimi współpracownikami, jeśli nie z większością. Dwa miesiące później wybuchła wojna, która wciągnęła w swoją orbitę także Francję, tymczasem wspomniany ośrodek kierowniczy polskich komunistów nie zdążył do tego czasu nawiązać bezpośrednich kontaktów z działaczami w kraju. W styczniu–lutym 1940 r. Mołojec, zagrożony aresztowaniem przez Francuzów, jednocześnie wciąż liczący na postępy w tworzeniu nowej partii, trafił przez Jugosławię i Turcję do Moskwy.
Tam czekała go jednak niemiła niespodzianka. Inicjatywa powołania partii zdezaktualizowała się wraz ze zmaterializowaniem sojuszu i współpracy sowiecko-niemieckiej (od sierpnia 1939 r.). Zorganizowany ruch komunistyczny na ziemiach polskich nie miał racji bytu w sytuacji, gdy ziemie te zostały zgodnie podzielone między III Rzeszę i ZSRS. Ale ambicje Mołojca zostały już rozbudzone. Dlatego kiedy półtora roku później (po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej), podczas powoływania i szkolenia grupy inicjatywnej PPR, na czele przyszłej partii postawiono Marcelego Nowotkę, niedoszły wódz musiał odebrać to jako osobisty cios. Ten bagaż doświadczeń i animozji ciążył na stosunkach między „Starym” a „Długim” do tego stopnia, że przed przerzutem do Polski w grudniu 1941 r. ostrzegano Nowotkę przed narwanym i mściwym kompanem, a nawet odradzano zabieranie go do kraju. Nowotko uznał jednak, że sobie z Mołojcem poradzi. Leonowi Kasmanowi, pracownikowi Kominternu, miał powiedzieć: „potrafię go utrzymać w garści, jeśli zacznie szurać, damy sobie radę”.
Wróćmy do wątku dotyczącego konfliktu o rok późniejszego. Pierwsza przyczyna nieporozumień między Nowotką a Mołojcem w 1942 r. wynikała ze sporu o wzajemne kompetencje PPR i GL. Z kolei druga przyczyna, w efekcie decydująca o krwawej rozprawie, okazała się pochodną tej pierwszej. Był nią spór o kierownictwo nad tworzonym wywiadem i kontrwywiadem (Wydziałem Informacji Sztabu Głównego GL). Wszystko zaczęło się w drugiej połowie sierpnia 1942 r., kiedy Nowotko otrzymał depeszę od Georgi Dymitrowa, nadzorującego w imieniu WKP(b) działalność polityczną komunistów w Polsce, zalecającą powołanie „specjalnej służby wywiadowczej przy K[omitecie] C[entralnym PPR]”. W Moskwie postanowiono utworzyć w PPR zakonspirowaną komórkę wywiadowczą, która miała realizować zadania zlecone przez Sowietów, ale w taki sposób, by szeregowi wykonawcy zadań nie byli wtajemniczani w sam fakt jej istnienia. Kierownikiem tej niejawnej struktury został po 19 sierpnia 1942 r. Teodor Duracz, radca prawny i obrońca komunistów w przedwojennych procesach, związany z rezydenturą wywiadu sowieckiego w Polsce. 11 września 1942 r. Nowotko wysłał do Moskwy depeszę z informacją: „Nasz wywiad rozpoczął pracę”. Ważne jest też to, że dyrektywa Dymitrowa pchnęła Nowotkę do ustanowienia nadrzędności owej służby wywiadowczej zakonspirowanej w PPR nad dotychczasowym wywiadem, czyli Wydziałem II Informacji GL. Nie chciał się z tym pogodzić ani Bolesław Mołojec „Długi”, ani jego brat Zygmunt Mołojec „Anton”. Młodszy z Mołojców był wówczas faktycznym kierownikiem Wydziału Informacji. Domagał się traktowania wywiadów „wojskowego” i „partyjnego” jako agend współpracujących, ale autonomicznych. „Jesteśmy instytucją wcale od Was niezależną” – pisał w liście do szefa PPR. Walka między Mołojcami a Nowotką była zarazem podskórną walką między ich kierowniczymi zapleczami – w wypadku Nowotki zaplecze stanowili Dymitrow i wywiad Kominternu, a w wypadku Mołojców – sowiecki wywiad wojskowy.
Zmiana struktury wywiadu PPR-GL definitywnie osłabiła pozycję szefa GL. Sięgnął on więc po rozwiązanie ostateczne – podstęp. Poinstruował swojego brata, że trzeba zastrzelić prowokatora. Zygmunt Mołojec wykonał zadanie i 28 listopada 1942 r. zastrzelił na ulicy wskazanego człowieka. Najprawdopodobniej nie był świadomy ani tego, że zabił Nowotkę – nigdy wcześniej go nie widział, ani tego, że brat go zmanipulował. Od tej pory starszy z Mołojców samozwańczo uznał się za szefa PPR. Udało mu się zdominować Pawła Findera, wówczas jedynego poza nim samym członka Sekretariatu Komitetu Centralnego PPR (czyli tzw. kierowniczej trójki). Wszyscy, którzy znali Mołojca, wiedzieli, że za ewentualny jawny opór przeciwko jego przywództwu zapłacą życiem.
W wersji drukowanej tekst wzbogacony jest o przypisy.
Ten tekst jest fragmentem książki Roberta Spałka „Na licencji Moskwy. Wokół Gomułki, Bermana i innych 1943–1970”:
W depeszy do Dymitrowa z 17 grudnia 1942 r. samozwaniec poinformował, że zabójstwa sekretarza PPR dokonała AK. Zgodnie z ustaleniami poczynionymi po śmierci „Starego” komunikaty wysyłane do centrali mieli podpisywać Mołojec razem z Finderem, ale Mołojec słowa nie dotrzymał i („wbrew uchwale”) przejął kontakt z centralą na wyłączność – podpisy na trzech kolejnych depeszach złożył sam. Odpowiedź z Moskwy nadeszła już na jego nazwisko (cała korespondencja była oczywiście – jak zawsze – prowadzona po rosyjsku). Tym samym można powiedzieć, że Moskwa formalnie przyjęła do wiadomości zmianę sekretarza PPR. Mołojec połączył w swoich rękach dwie funkcje: szefa politycznego i wojskowego. A to już – przy zachowaniu wszystkich właściwych proporcji między ówczesnymi realnymi siłami komunistów w Polsce a ich „snem o potędze” – mogło uczynić z Mołojca lokalnego dyktatora. Nasuwają się tu dalekie porównania z rolą, jaką odegrał Josip Broz-Tito w Jugosławii.
Dla oponentów samozwańca sytuacja stała się w najwyższym stopniu niepokojąca. Bali się nie tylko tego, że umacniając swoją pozycję i forsując własne koncepcje, Mołojec gotów jest popełnić – jak to ujął Jóźwiak – „w obronie własnej dalsze zbrodnie”, ale był on dla nich niebezpieczny także jako człowiek skory do pochopnych oskarżeń wysyłanych do Moskwy. Pamiętano, że z Paryża przesyłał do Dymitrowa donosy, które pomówionych mogły doprowadzić do partyjnej degradacji, a nawet do śmierci. Być może więc w kierownictwie PPR rozpoczął się wyścig „kto kogo”. Do rozwiązania pozostawała też sprawa pierwszorzędna: zabójstwo Nowotki wymagało wyjaśnienia.
Dochodzenie poprowadzono za plecami Mołojca. W „grupie śledczej” znaleźli się: Paweł Finder, Franciszek Jóźwiak, Małgorzata Fornalska i Władysław Gomułka. Po latach Franciszek Jóźwiak twierdził, że powołana grupa (w wymienionym wyżej składzie) miała charakter komisji, a na jej czele stali Teodor Duracz i Małgorzata Fornalska.
Dziś wiemy, że ostatnia dwójka z wymienionych była współpracownikami sowieckiego wywiadu; Fornalska odpowiadała za łączność partii (aktywistów politycznych) oraz komunistów pracujących wyłącznie dla wywiadu sowieckiego (agentów sensu stricto) z Moskwą. Co symptomatyczne, także Jóźwiak, już po wojnie, przechwalał się współpracą agenturalną z Sowietami, z tym że oni sami nie chcieli tego potwierdzić.
Inaczej sprawę owej komisji i swojego w niej udziału wspominał Gomułka. Wedle jego pierwszej pisemnej relacji na ten temat zawiązano czteroosobowe grono, wcale nie nazwane komisją, które zajęło się śledztwem i pracowało pod kierunkiem Findera, pełniącego funkcję lidera i łącznika całej czwórki. Spotykali się nieregularnie i nigdy w pełnym składzie. Gomułka słowem nie wspominał o kierowniczej roli Duracza w przebiegu śledztwa. Pracę czwórki interpretował jako działania „sądu najwyższej instancji partyjnej”.
Tak czy inaczej ostatecznie zapadła decyzja o zabiciu Bolesława Mołojca. Pojawił się kłopot ze znalezieniem wykonawców zadania. Jóźwiak podobno nie miał sprawdzonych i zaufanych ludzi w GL – co o jego faktycznej pozycji jako szefa sztabu tej organizacji świadczyło jak najgorzej. Z kolei kiedy Gomułka, ówczesny sekretarz Komitetu Warszawskiego, wydał takie polecenie dowódcy okręgu GL Warszawa-Miasto Bolesławowi Kowalskiemu „Jankowi” – ten miał mu odmówić. Zabicie szefa partii, nawet uzurpatora, niosło ze sobą wyjątkowe ryzyko „rykoszetu”, to zrozumiałe; a jednak szef sztabu niemający zaufanych ludzi do „mokrej roboty” czy też gwardzista odmawiający wykonania polecenia członkowi Komitetu Centralnego słowami: „to są sprawy wśród was w kierownictwie, sami je załatwcie” – wszystko to brzmi zastanawiająco, choć nie nieprawdopodobnie.
Ostatecznie sprawy w swoje ręce wzięła kobieta – Małgorzata Fornalska. Zleciła wykonanie akcji bojówkarzom – Janowi Krasickiemu „Jankowi” i Mordce Hejmanowi „Mietkowi”; ci dwaj zostali razem z Fornalską zrzuceni do kraju na spadochronach w maju 1942 r. w ramach tzw. drugiej grupy inicjatywnej. Krasicki wykonał wyrok, Hejman ubezpieczał. Zamach przeprowadzono na Starym Mieście w Warszawie. Mołojca zwabiono na ulicę Kamienne Schodki pod pretekstem sprawdzenia przez niego lokalu konspiracyjnego na użytek umieszczenia tam radiostacji. Finder, Fornalska, Gomułka i Jóźwiak raportowali wkrótce Dymitrowowi: „29 grudnia o godzinie 4.40 [wczesnym wieczorem] Mołojec został zabity. Usunięto wszystko, co znajdowało się w jego kieszeniach. Działając w ten sposób, kierowaliśmy się naszym bolszewickim sumieniem i interesem partii, uznając, że w czasie wojny należy działać metodami wojennymi. Nie mogliśmy tej sprawy zawczasu uzgodnić z Wami, ponieważ mogło to doprowadzić do ujawnienia wszystkiego […]. Oczekujemy jak najrychlejszej Waszej decyzji i ustanowienia [nowej] Trójki kierowniczej. Charakterystyki Gomułki i Jóźwiaka nie dajemy, ponieważ są oni dobrze znani [Leonowi] Kasmanowi i w wydziale kadr [Międzynarodówki Komunistycznej]”.
Najpierw wykonano wyrok na pomysłodawcy – Bolesławie – a półtora miesiąca później na bezpośrednim wykonawcy mordu na Nowotce – Zygmuncie Mołojcu. Uknuto w tym celu drugą intrygę. Franciszek Jóźwiak – szef sztabu Głównego GL – wysłał młodszego z Mołojców wraz z łączniczką-narzeczoną w teren, do obwodu radomsko-kieleckiego GL, m.in. pod pretekstem przeprowadzenia inspekcji. Tamtejszy sekretarz PPR został z kolei wcześniej wezwany do Warszawy, gdzie poinformowano go o zamieszaniu wokół zabójstwa Nowotki i uzgodniono wykonanie wyroku na Zygmuncie Mołojcu „Antonie”. Po powrocie w teren tenże obwodowiec wyznaczył ludzi i chatę wiejską na spotkanie z Zygmuntem. Kiedy do spotkania doszło, wszystko przebiegło zgodnie z planem. 14 lutego 1943 r. z Komitetu Obwodowego PPR Radom–Kielce przesłano meldunek do warszawskiej centrali partyjnej na ręce Jóźwiaka: „Drogi Chłopie! Polecenie co do A[ntona] zostało wykonane. W pierwszej chwili nie chciał się przyznać, lecz wobec faktów przyznał się, nie wnosząc nic nowego do tego, co nam wiadome”.
Zygmunta Mołojca zabito także po to, by uprzedzić jego odwet. Takie wnioski należy wyciągnąć po przeczytaniu raportu Stanisławy Sowińskiej, która w styczniu 1943 r. opisała stan psychiczny, w jakim znalazł się młody Mołojec – jej bezpośredni zwierzchnik. Nie zdawał on sobie sprawy z całokształtu sytuacji. Nie wiedział, że Nowotko nie żyje; co więcej, nie wiedział, że to on sam go zabił. Był przekonany, że do zamordowania Bolesława (akurat tego się domyślał, bo brat „zniknął”) doprowadzili Józwiak i Marian Spychalski. Obaj, jego zdaniem, mieli być agentami obozu delegatury „rządu londyńskiego”. Autorka sprawozdania podsumowała: „Anton jest niebezpiecznym typem, zdolnym, podług mnie, do wszystkiego, na pewno nie spocznie w planie zemsty za »Długiego« i spraw, które z »Długim« prowadził”.
Po wojnie Sowińska uzupełniła ten obraz w książce Lata walki (korzystam z wydania czwartego z 1966 r.). Napisała, że Zygmunt Mołojec (w książce występujący jako „Zenek”) chodził podenerwowany, rzucał pogróżki pod adresem kierownictwa partii, twierdził, iż nikomu nie wierzy, bo każdy czyha na jego życie. W końcu zagroził śmiercią także Sowińskiej. Aby udowodnić, że nie żartuje, wymierzył do niej z odbezpieczonego pistoletu.
W wersji drukowanej tekst wzbogacony jest o przypisy.
Ten tekst jest fragmentem książki Roberta Spałka „Na licencji Moskwy. Wokół Gomułki, Bermana i innych 1943–1970”:
Po napisaniu wspomnianego wyżej raportu Sowińską odwiedzili osobiście Teodor Duracz i Małgorzata Fornalska. Poinformowali ją, że Mołojec „ma na sumieniu straszne przestępstwo, pytanie tylko, czy dokonał go świadomie”, czy też został wykorzystany przez brata „bezgranicznie przezeń uwielbianego”. Po tej rozmowie podjęli decyzję o zastrzeleniu drugiego Mołojca. Wyrok wykonano w połowie lutego 1943 r., a więc miesiąc po napisaniu przez Sowińską raportu. Oprócz szefa Wydziału Informacji GL zabito także jego narzeczoną „Marylkę” – osobę niezamieszaną w zabójstwo „Starego” – oraz kilku bądź kilkunastu współpracowników i zwolenników Mołojców mogących próbować dochodzić prawdy.
W swoich wspomnieniach Sowińska nie dodała jednak, jak zabito „Marylkę”. To zrozumiałe, bo została ona zadenuncjowana Gestapo i zginęła w areszcie śledczym na Szucha w Warszawie. Zdołała wysłać stamtąd gryps, w którym o swoją denuncjację oskarżyła Franciszka Jóźwiaka. Ten zaś po wojnie pytany o tę sprawę wymigiwał się od odpowiedzi.
Warto wrócić jeszcze do tematu powołania komisji Duracza. Kolejność rzeczywistych wydarzeń była następująca. Decyzję o zastrzeleniu Bolesława Mołojca podjęli Finder i Fornalska. Decyzja zapadła, zanim jeszcze powstała czteroosobowa grupa śledcza KC (z Gomułką i Jóźwiakiem w składzie). Jedynie Gomułka w składanych relacjach dość naiwnie sądził, że to kolektywne gremium odegrało decydującą rolę. W praktyce Finder go okłamał. Nie był pewien postawy Gomułki, który podczas wcześniejszej o dwa miesiące dyskusji w gronie KC poparł Bolesława Mołojca.
Komisja Duracza powstała najprawdopodobniej tuż po zabójstwie Nowotki, a więc jeszcze w grudniu 1942 r. Na to wskazywałaby spisana w 1959 r. relacja Jóźwiaka. Odnotowałem już wyżej, że wedle tej relacji Duracz razem z Fornalską miał przewodzić komisji, a w jej skład weszli jeszcze Gomułka i – wspominający rzecz – Jóźwiak. Prawdopodobnie wspominającemu pomieszały się składy „komisji Duracza” i „grupy śledczej”. Co jednak istotniejsze, jeśli przyjąć tę relację generalnie za wiarygodną, to by oznaczało, że decyzja o wydaniu wyroku na Bolesława Mołojca powstała już przy udziale Duracza – bliskiego współpracownika Nowotki, szefa wywiadu, a jednocześnie formalnie człowieka spoza kierownictwa partii.
Gomułka w swoich pamiętnikach datuje powstanie tej komisji dopiero na styczeń 1943 r. W przeciwieństwie do Jóźwiaka podaje jej właściwy skład (widniejący na dokumencie przesłanym do Moskwy): Teodor Duracz – kierownik oraz członkowie Małgorzata Fornalska i Aleksander Kowalski (ten drugi, wcześniejszy stronnik Bolesława Mołojca, uczestnictwem w komisji i potępieniem kompana zmazywał własną winę i próbował zagwarantować sobie przetrwanie). Komisja miała wyjaśnić, a w praktyce uzasadnić „językiem prawa” winę Bolesława Mołojca, następnie zdać odpowiednią relację szefostwu sowieckiemu (co uczyniono 29 stycznia 1943 r.), potem złożyć dokumentację w archiwum PPR. Istnieją wątłe przesłanki, że Duracz nie do końca zgadzał się z częścią ustaleń komisji pracującej pod jego własnym kierownictwem. Należy dodać, że już po zakończeniu prac komisja Duracza uznała także Zygmunta Mołojca „Antona” za winnego zamordowania sekretarza PPR z polecenia i przy pomocy brata.
Z tym wiąże się kolejna niejasna kwestia. Gomułka był przekonany, że młodszego z braci Mołojców zabito jako pierwszego, wtedy gdy przyznał się on do nieświadomego zlikwidowania Nowotki; Gomułka wspominał, że rzekomo doszło do tego wydarzenia najdalej kilka dni po zabójstwie Nowotki, a więc na początku grudnia 1942 r. Jak sądził, to właśnie na podstawie zeznań Zygmunta pozyskano niezbite dowody przeciwko Bolesławowi, i na gruncie tej wiedzy wykonano na nim wyrok pod koniec grudnia. Rzeczywistość była mniej przekonująca. Bolesława Mołojca zabito sześć tygodni przed Zygmuntem, opierając decyzję nie – jak pamiętał Gomułka – na przyznaniu się „Antona” do winy, ale na poszlakach i domniemaniach.
Kiedy w drugiej połowie lat siedemdziesiątych Andrzej Werblan przedstawił Gomułce faktyczną kolejność wydarzeń, ten nie chciał w to uwierzyć; odwoływał się do swojej pamięci (tej odnoszącej się zarówno do faktów, jak i towarzyszących im silnych emocji) i twierdził, że nie wydałby własnej zgody na wykonanie wyroku na Bolesławie bez potwierdzenia mordu na Nowotce wcześniejszym wyznaniem Zygmunta. Czy Gomułka kłamał? Raczej pamięć go zawiodła, a on mógł tym samym racjonalizować swoją postawę i przydawać jej moralności. Dodatkowo – co już pisałem – manipulował nim zwierzchnik. Finder okłamał kilkakrotnie Gomułkę, by zamienić jego „podejrzenia w stosunku do braci Mołojców w dowody ich winy”.
Jaka jest więc odpowiedź na pytanie, dlaczego zabito Bolesława Mołojca?
Zabijając go, pozbywano się niebezpiecznego, nieprzewidywalnego i autorytarnego konkurenta; samozwańca, który poszerzał swoje polityczne zaplecze o wciąż napływających do kraju dąbrowszczaków, i tym samym prowadził partię w kierunku jej przyszłego zmajoryzowania przez partyzantkę. Miesiąc wcześniej zaś Mołojec zabił Nowotkę, bo liczył na przejęcie i umocnienie władzy w partii.
Oczywiście można też ukuć inne teorie, w tym tę chyba najbardziej spiskową: Nowotko został celowo zabity nie przez Mołojców, ale właśnie przez Findera, Fornalską i innych, po czym spiskowcy zrzucili odpowiedzialność za mord na braci Mołojców i doprowadzili do ich „legalnej likwidacji”, co ostatecznie zostało zatwierdzone i uznane przez specjalną komisję partyjną (Duracza), a także przyjęte do wiadomości w Moskwie. Wszystko w celu przejęcia steru partii przez Findera i Fornalską i stojące za nimi koterie sowieckie (partyjne, policyjne, wojskowe). To by musiało jednak znaczyć, że między tą dwójką a Nowotką wcześniej zaistniał jakiś konflikt. Tymczasem o niczym takim nie wiemy.
W najważniejszej monografii poświęconej historii PPR Piotr Gontarczyk uważa zabicie Marcelego Nowotki przez Bolesława Mołojca za wydarzenie mało prawdopodobne. Nie przedstawia w to miejsce – moim zdaniem – hipotezy wiarygodniejszej czy mogącej obalić wersję najczęściej przyjmowaną. Podsuwa natomiast rozwiązania teoretyczne, nawiązuje po części do sensacyjnie brzmiącej wersji zarysowanej powyżej. Wskazuje także na możliwe w tym środowisku porachunki będące rezultatem prowadzenia podejrzanych interesów handlowych. Ostatecznie jednak sam również pozostaje z wątpliwościami, czy kiedykolwiek uda się dokonać w tej sprawie satysfakcjonujących naukowo ustaleń.
W wersji drukowanej tekst wzbogacony jest o przypisy.