Co Józef Piłsudski robił na emeryturze?
Gdyby w 1922 roku Piłsudski przyjął prezydenturę i padł ofiarą zamachu w miejsce Narutowicza, umarłby jako wyzwoliciel, ojciec Rzeczpospolitej, bohater wojny polsko-bolszewickiej oraz pierwszy prezydent, który zginął męczeńską śmiercią, i zapewne zostałby powszechnie zapamiętany jako być może największy z Polaków. W tym momencie życia jego dobre uczynki przeważały nad negatywnymi aspektami charakteru. Ponieważ jednak żył jeszcze dwanaście lat, ten stosunek miał się znacząco zmienić.
Kiedy Piłsudski ustąpił z urzędu w 1923 roku, cała rodzina – pięćdziesięcioczteroletni Józef, czterdziestoletnia Aleksandra, pięcioletnia Wanda i trzyletnia Jadwiga – wyprowadzili się ze stolicy i zamieszkali w wygodnym domu na wsi. Już od 1921 roku dziewczynki spędzały letnie miesiące w nieogrzewanym wynajmowanym domku pod Warszawą, ale w następnym roku postawiono tam nowy budynek. Dworek znajdował się w Sulejówku, 24 kilometry na wschód od Warszawy, a Piłsudski otrzymał go w prezencie od polskich wojskowych, którzy zrzucili się ze swoich niewysokich pensji. Była to jedna z nielicznych okazji, gdy Piłsudski przyjął taki dar; zazwyczaj bowiem uważał, że jego obowiązkiem jest pokazać na własnym przykładzie, iż służba społeczeństwu nie powinna być nagradzana bogactwem, a oddanie narodowi samo w sobie jest nagrodą. Starając się to udowodnić – czy może dlatego, że taki miał charakter – stał się znany z oszczędności. Całkowicie zadowalało go chodzenie wszędzie w prostym szarym mundurze legionisty, na ogół podróżował drugą klasą i nie brał udziału w oficjalnych uroczystościach, jeśli nie wymagało tego jego stanowisko. Nieczęsto pijał alkohol i zawsze w umiarkowany sposób, jadał w skromnych restauracjach wśród zwykłych ludzi. Społeczeństwo doceniało fakt, że żyje jak przeciętny człowiek, i zaczęło z życzliwością używać jego legionowego przezwiska „Dziadek”. Odmówił przyjęcia dożywotniej pensji za zasługi dla kraju; zamiast tego przekazywał te pieniądze na rozwój Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Pozwolił jednak, by z funduszy publicznych opłacano dwóch adiutantów, pomagających mu w pracy organizacyjnej na rzecz Legionów i w kapitule orderu Virtuti Militari.
Piłsudski nazwał swoją willę „Milusin”, ale niemal zawsze mówiono o niej „Sulejówek”. Posiadłość pod wieloma względami przypominała jego dom rodzinny w Zułowie. Był to stosunkowo skromny dworek, zaprojektowany przez znanego architekta Kazimierza Skórewicza, konserwatora Zamku Królewskiego w Warszawie. Do budynku przylegała szeroka weranda, a otaczał go ogród pełen kwiatów. Aleksandra Piłsudska wspominała, że dom stał wśród sosen i miał czerwony dach. Po obu stronach werandy znajdowały się tablice z napisami: SŁOŃCE WOLNEJ ODRODZONEJ OJCZYZNY NIECH OPROMIENI RADOSNE ŚCIANY TEGO DOMU I ŻYCIE UKOCHANEGO WODZA PO NAJDŁUŻSZE BOHATERSKIE LATA oraz PIERWSZEMU MARSZAŁKOWI POLSKI JÓZEFOWI PIŁSUDSKIEMU NACZELNEMU WODZOWI SWEMU DOM TEN WZNIÓSŁ W ROKU 1923 ŻOŁNIERZ NIEPODLEGŁEJ POLSKI. Choć bynajmniej nie był to pałac, zapewniał rodzinie miłe miejsce zamieszkania.
We wczesnych latach dwudziestych rola Piłsudskiego w II Rzeczpospolitej skupiła się na kilku kluczowych sprawach. Jako przywódca narodu, oficjalny czy nie, uważał, że stoi ponad polityką partyjną, a choć wierzył, że w normalnych warunkach procedury parlamentarne są najlepszym sposobem rozstrzygania sporów i kierowania działalnością rządu, w razie potrzeby gotów był interweniować jako – jego zdaniem – niezależna, poinformowana i obiektywna strona trzecia. Obawiał się, że Polacy są zbyt niedojrzali politycznie, by poznać się na demagogii jego politycznych przeciwników, i tym samym gotowi otworzyć drogę do zaburzenia procesu demokratyzacji grupce skorumpowanych jednostek (o sobie nigdy tak nie myślał). Wolał skupić wysiłki na wojsku, które uważał – tak jak siebie – za apolityczną, niezależną i rycerską całość, oddaną wyłącznie sprawie zachowania państwa polskiego. Nawet kiedy już odszedł z urzędu, wciąż interesował się sprawami zagranicznymi i został w tej dziedzinie ekspertem. Uważał, że bezpieczeństwo Polski w ostatecznym rozrachunku zależy od wiarygodnego użycia siły; widział naturalny związek między armią a polityką zagraniczną i zamierzał nadzorować obie te dziedziny.
Choć oficjalnie jak zwykle odrzucał politykę, zdawał sobie sprawę, że zachowanie – a być może rozszerzenie – politycznej bazy jest istotne. Na początku lat dwudziestych głównym źródłem poparcia była niewielka, ale oddana mu grupa zwana obozem belwederskim, obejmująca legionistów, większość wojska, niewielką grupę inteligencji i znaczną część PPS. Starannie ograniczając polityczne oświadczenia do kwestii patriotyzmu i krytyki endecji, pozostał niezwiązany z żadną partią lewicową, ale był wspierany przez nie wszystkie – to zaś zapewniło mu punkt wyjściowy do przyszłych koalicji. Ostrożnie poszukiwał nawet poparcia kręgów konserwatywnych, z wyjątkiem endecji, którą pogardzał.
Zszokowany zamordowaniem Narutowicza w 1922 roku, Piłsudski wyraźnie zmienił zachowanie. W początkach II Rzeczpospolitej jawił się jako człowiek stosunkowo towarzyski, a podczas spotkań zazwyczaj okazywał ciepło i humor. Choć ukształtowany przez konspirację charakter nie pozwalał mu prowadzić otwartych i swobodnych dyskusji politycznych z przeciwnikami, cierpliwie wysłuchiwał ich opinii i czasami zgadzał się na kompromisy. Jednak po śmierci Narutowicza na ogół ograniczał się do rozmów z coraz mniejszym wewnętrznym kręgiem złożonym tylko z tych, którzy podzielali jego poglądy i – co ważniejsze – automatycznie słuchali jego rozkazów. Nic dziwnego, że najbliższymi towarzyszami stali się dlań członkowie Pierwszej Brygady, a choć w przeszłości ich podziw mógł okazywać się inspirujący, teraz nadmierna czołobitność wywierała niezdrowy wpływ. Dawniej zdarzało mu się opowiadać zgromadzonym pogodne historie o niegdysiejszych dokonaniach, recytować fragmenty ulubionych sztuk czy wierszy, obecnie natomiast częściej wygłaszał surowe wykłady na temat korupcji politycznej. Zamiast podkreślać swoje tezy humorem lub dowcipem, przyjmował suchy, oskarżycielski ton, przerywany przekleństwami lub wulgaryzmami. Wielu jego towarzyszy potwierdza, że zanim nadeszły lata dwudzieste, rzadko używał wulgaryzmów, jednak po śmierci prezydenta zaczął wykraczać poza to, co uważano za normalne i akceptowane. Zdarzało się, że wtrącał niezwykle obraźliwe wyrażenia w całkowicie niestosownych okolicznościach, czasami jedynie po to, by zaszokować słuchaczy. Choć wypowiedzi publiczne wciąż trzymał w ryzach, coraz częściej zabarwiał je bardziej wojowniczym, prywatnym tonem. Można przyjąć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że to obraźliwe słownictwo było na pokaz.
Piłsudski raz nawet przyznał, że wulgaryzmy miały na celu zastraszyć i zaskoczyć oponentów, i dodał, że dopiero gdy dostaje od kogoś w mordę, drapie się w głowę i dochodzi do wniosku, że chyba zrobił coś złego. Był absolutnie zdolny do inteligentnej, wyszukanej konwersacji, co udowodnił 20 stycznia 1924 roku, gdy wygłaszał mowę na swój ulubiony temat – Rok 1863. Przemówienie wydano później w postaci broszury; pełno w nim było wspaniałych uwag napisanych znakomitą polszczyzną, wskazującą, że pod szorstką powłoką kryje się wykształcony człowiek.
Ten tekst jest fragmentem książki Petera Hetheringtona „Niezłomny. Józef Piłsudski. Odrodzona Polska i walka o Europę Wschodnią”:
Po osiągnięciu życiowego celu – niepodległości Polski – Piłsudski nie czuł się bynajmniej dobrze na emeryturze. Choć zadowolony, że Rzeczpospolita trwale zaistniała, szczęśliwy w życiu rodzinnym i rozkoszujący się bukolicznym pięknem domu na wsi, czuł gorycz, gdy widział, jak jego polityczni przeciwnicy opanowali i pogrążają państwo polskie. Przekonany, że zmarginalizowała go banda skorumpowanych oportunistów, szczególnie zjadliwe uwagi zachował dla parlamentu, „sprostytuowanego Sejmu”, który jego zdaniem celowo wypaczył konstytucję i zasady demokratyczne dla osobistego bogactwa. Uważał endecję za bezpośrednio odpowiedzialną za śmierć Narutowicza i był pewny, że jej członkowie dopuszczą się każdej podłości, byle tylko osiągnąć swoje niecne cele. Obawiał się także, że zepsucie wkrada się w szeregi wojska, pojawiły się bowiem dowody, że niektórzy oficerowie przyjmują łapówki za przydzielanie lukratywnych kontraktów na dostawy dla armii. Piłsudski obawiał się, że rakowata tkanka korupcji rozprzestrzeni się z Sejmu na całe polskie społeczeństwo i spowoduje jego gnicie od wewnątrz. Przekonany, że niszczycielski egoizm był jedną z głównych przyczyn upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów, obawiał się, że historia może się powtórzyć.
Pogrążony w ponurych myślach w wiejskiej samotni, „pustelnik z Sulejówka” spędzał wiele czasu na pisaniu wykładów dotyczących głównie polityki lub historii Polski. Lubił te literackie zajęcia, ale były one też koniecznym sposobem zarobkowania. Ponieważ odmówił pensji, nie miał innego większego źródła dochodów. To wówczas właśnie napisał Rok 1920, książkę, w której szczegółowo omówił strategię i taktykę wojny polsko-bolszewickiej. Choć chwalił rosyjskiego przeciwnika, generała Tuchaczewskiego, krytycy twierdzili, że przypisuje sobie zbyt wielkie zasługi, równocześnie zaś pomija lub nie docenia wkładu młodszych dowódców, szczególnie swoich obecnych politycznych oponentów – jak Sikorski, którego nazwisko pada w książce tylko raz. Dyskusja nad jej wiarygodnością nabrała tempa w 1925 roku, gdy Piłsudski oświadczył, że dokumenty w archiwum Sztabu Generalnego dotyczące wojny polsko-bolszewickiej zostały tak spreparowane, by pomniejszyć jego osiągnięcia. Niemniej jednak książka dobrze się sprzedała i została uznana za autorytatywną relację z wielkiego zwycięstwa.
Piłsudski wygłaszał wiele płatnych wykładów na różne tematy, uważany był jednak za specjalistę w dziedzinie historii wojskowości. Szczególną popularnością cieszył się jego tekst Rok 1863. Wracając do korzeni i publikacji w „Robotniku”, czasami pisał artykuły lub udzielał wywiadów dziennikarzom, a jego rozważania ukazywały się w gazetach w całej Europie.
Mimo protestów otrzymywał również liczne nagrody, jak na przykład dyplom doktora praw honoris causa na Uniwersytecie Jagiellońskim w kwietniu 1921 roku. Cenił sobie ten honor, nie powstrzymał się jednak przed ironiczną uwagą, że choć przemknęło mu przez głowę, by studiować prawo, został zamiast tego „zawodowym kryminalistą”, który do prawa miał stosunek pełen strachu. Powiedział wtedy skromnie: „Z dumą mogę o sobie powiedzieć, że wszędzie, gdzie sam ludzi do boju prowadziłem, miałem zawsze za sobą zwycięstwo. Kiedy jednak wkraczam w dziedzinę inną, gdzie także zawodowcem nie jestem, czuję się słabym i ze czcią staję przed tymi, którzy stanęli wyżej ode mnie”. Później otrzymał doktoraty honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego (z czasem nazwanego Uniwersytetem im. Józefa Piłsudskiego), Uniwersytetu Stefana Batorego i Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Przyjmując te tytuły, zawsze przemawiał z pokorą, humorem i ciepłem oraz unikał oświadczeń politycznych i kontrowersji.
Innym ważnym aspektem jego życia na emeryturze były związki z byłymi legionistami. 5 sierpnia 1922 roku, w ósmą rocznicę wypowiedzenia przez Austrię wojny Rosji, zwołano w Krakowie pierwsze spotkanie byłych legionistów, na którym Piłsudski wygłosił przemówienie. Zamiast nagłaśniać swoje osiągnięcia, opisał trudności podejmowania decyzji w chwilach kryzysu, gdy „rachunek już zatraca pewność, gdzie są tylko prawdopodobieństwa, i to prawdopodobieństwa nadzwyczajnie chwiejne”. Po przemówieniu legioniści odśpiewali My, Pierwsza Brygada, na chwilę przywołując poczucie wojennego braterstwa.
Stowarzyszenie legionistów stało się dynamiczną organizacją pod oficjalną nazwą Związek Legionistów Polskich. Piłsudskiego cieszyły doroczne spotkania, podczas których mógł się delektować otaczającym go podziwem. Zazwyczaj zachowywał wtedy dobry humor, a wśród zgromadzonych emanował charyzmą. Do końca jego życia odbyło się dwanaście zjazdów legionistów; wziął udział w dziewięciu z nich, bo choroba uniemożliwiła mu przyjazd na pozostałe. Najczęściej wykorzystywał tę okazję, by mówić o różnych aspektach własnej historii lub historii Polski – a te dwa tematy często się wiązały. Niestety, z biegiem lat nawet podczas tych spotkań Piłsudski okazywał coraz głębsze przygnębienie, bo negatywne aspekty jego politycznych bitew zaczęły się wkradać nawet do skądinąd radosnych wydarzeń.
Polska z trudem stawała na nogi, a Piłsudski przyjął rolę emerytowanego męża stanu. Nikt jednak nie wątpił, że – czy to za kulisami, czy na scenie – wciąż wywiera ogromny wpływ na Rzeczpospolitą.