Co Jerzy Giedroyc pisał do Aleksandra Sołżenicyna?

opublikowano: 2020-06-10, 12:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Jerzy Giedroyc prowadził obszerną korespondencję ze środowiskami emigracyjnymi i dysydentami. Jakie sprawy poruszał Redaktor w liście do autora „Archipelagu GUŁag”?
reklama

[po 1974]

Drogi Aleksandrze Isajewiczu,

Zgadzam się z Panem całkowicie, że przede wszystkim trzeba się rozliczyć z własnych win. Zgadzam się też, że są narody bardziej i mniej skłonne do skruchy; niestety Polacy należą do mniej skłonnych. Jednak skrucha jest zawsze sprawą wewnętrzną. Trzysta lat temu Szwedzi bestialsko zniszczyli Polskę. Do dziś dnia widoczne są – przynajmniej dla historyków i ekonomistów – ślady najazdu szwedzkiego. Pamięć o potopie szwedzkim zatarła się w polskiej świadomości powszechnej, bo nie ma przedłużenia w obecnych stosunkach między naszymi narodami, jest natomiast wciąż żywym problemem narodu szwedzkiego. Nie ulega wątpliwości, że rzeź Pragi dokonana przez wojska Suworowa, dławiące powstanie Kościuszki, nie przetrwałaby w świadomości Polaków i zrodziłaby stereotypów, gdyby nie była elementem trwającej po dziś dzień historii.

Aleksandr Sołżenicyn i Heinrich Böll w Niemczech Zachodnich w 1974 roku (fot. Bert Verhoeff / Anefo; CC0)

Weźmy inny przykład, tym razem polski. Do drugiej wojny światowej Żydzi stanowili niemal 10% ludności państwa polskiego, a w miastach 25%. W dzisiejszej Polsce Żydów nie ma, wymordowali ich nie Polacy. Jednak problem rozliczenia się z polskim antysemityzmem jest wciąż żywy. Jest to kwestia zdrowia społeczeństwa polskiego. To samo można powiedzieć o polityce wobec Ukraińców i Białorusinów. Wydawałoby się, że problem przestał być aktualny, bo jedni i drudzy znajdują się pod panowaniem Moskwy. Błąd – należy do niego powracać, bo jest to problem moralny, problem przyszłej Polski.

Obawiam się, że uzależnienie własnej skruchy od skruchy innych, zamiast samemu dać przykład, może wprowadzić zamieszanie. Rzecz w tym, że usiłując zbalansować grzechy i położyć na szale historycznej wagi tę samą ilość błędów narodowych, minął się Pan – tak mi się wydaje – z prawdą historyczną. Jest to zrozumiałe, bo „skrucha wszystkim i zawsze przychodzi z trudem. Nie tylko z powodu miłości własnej, ale też dlatego, że własne winy każdy lepiej widzi”.

Polskie grzechy początku XVII wieku nie równoważą rosyjskiego buta, który dziś depcze Polskę. Wiem, że but ten jeszcze silniej ugniata Rosję. Ale Polskę ugniata w imię rosyjskich imperialnych interesów.

Listy rosyjskich win nie zrównoważą winy Polaków wobec Ukraińców i Białorusinów. Pańska lista tych ostatnich jest słuszna, gorzej – niepełna. Nie były to jednak grzechy Polaków wobec Rosjan i wątpię, czy Ukraińcy daliby Rosjanom mandat na domaganie się rozliczenia tych przewin. Całkiem niedawno przeczytałem wstrząsający artykuł Iwana Dziuby Internacjonalizm i rusyfikacja. Zdaniem autora – Ukraińca – Ukraina znajduje się w niewoli o trzystu lat, tj. od chwili zajęcia jej przez Rosję. Dziuba twierdzi, że w okresie Rzeczypospolitej ukraińska kultura kwitła i niemal w każdej wsi była ukraińska szkoła.

reklama

Tylko z pozycji rosyjskiego imperializmu można uważać wyprawę kijowską Piłsudskiego w 1920 roku za wyraz pragnienia „grabienia i krajania” Rosji. Celem wyprawy kijowskiej była niepodległość Ukrainy, a poprzedził ją układ między Piłsudskim a Petlurą. Piłsudski nie miał zamiaru wchodzić na ziemie rosyjskie.

Teraz o szczegółach. Twierdzić, że „blok postępowy” uważał przyznanie Polsce niepodległości za równie ważne, co zwycięstwo Rosji, jest przesadą. Doceniam dobrą wolę kadetów w kwestii polskiej, ale nawet w odniesieniu do nich twierdzenie to idzie za daleko, a tym bardziej w żadnym wypadku nie stosuje się do dekabrystów i postępowców. Lepiej nie przytaczać przykładu Hercena. Jego poparcie dla powstania styczniowego stało się gwoździem do trumny „Kołokoła”.

Pisze Pan, że Piłsudski nie chciał koordynować swych działań z Denikinem. To nieścisłe. Piłsudski wysłał specjalną misję generała Karnickiego, ale Denikin nie chciał uznać niepodległości Polski, twierdząc, że może to zrobić tylko przyszłe zgromadzenie ustawodawcze.

Andrzej Peciak i Jerzy Giedroyc, 1999, fot. Czupal; CC BY-SA 4.0

Traktat wersalski nie ustalił wschodnich granic Polski. Prawna demarkacja wschodnich granic Polski dokonana została w umowie między Piłsudskim a Petlurą 22 kwietnia 1920, a później w pokoju ryskim z Republiką Sowiecką (marzec 1921). Należy zresztą dodać, że strona sowiecka proponowała Polsce włączenie do jej terytoriów Mińszczyzny, ale polska delegacja propozycję odrzuciła.

Litwa zawarła z Polską dobrowolną unię pod koniec XIV wieku. Przez pięćset lat sojusz przebiegał harmonijnie (nie było żadnych powstań ani ruchów separatystycznych). Litewski nacjonalizm, oparty na elementach chłopskich, narodził się dopiero pod koniec XIX wieku. W Wilnie, zajętym w 1920 r., niemal nie było ludności litewskiej i nawet okolice miasta zamieszkane były raczej przez ludność polską niż litewską. Wilno było – po Krakowie – największym ośrodkiem polskiego życia kulturalnego i religijnego (obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej czczony był i jest w Polsce nie mniej aniżeli obraz Matki Boskiej Częstochowskiej). Wilno było także największym w Europie ośrodkiem religijnym żydowskim.

Kwestia kontrybucji, nałożonej jakoby i uzyskanej od ZSSR. Priwislinskij kraj płacił do I wojny światowej do skarbu moskiewskiego znacznie więcej podatków, aniżeli dostawał zeń subsydiów. Innymi słowy, kosztem Polski rozwijały się inne tereny imperium. Uciekając przed Niemcami, Rosjanie ewakuowali w głąb Rosji cały przemysł, a cofające się wojska stosowały taktykę spalonej ziemi. Żądanie reparacji w ogóle nie było w Rydze kwestionowane. Jednak ZSSR nigdy ich nie zapłacił. Na ten temat istnieje obszerna literatura. Tak samo Polska nigdy nie odzyskała wywiezionych do Rosji skarbów kultury (pisze o tym Wojkow w raporcie dla rządu sowieckiego, który znajduje się w Bibliotece Leninowskiej).

reklama

Po powstaniu Kościuszki i rzezi Pragi, jeszcze w 1794 roku, Rosjanie wywieźli Bibliotekę Załuskich, Metrykę Korony i Litwy, archiwa króla Stanisława Augusta… Po 1831 roku wywieźli bibliotekę i cały dobytek warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, bibliotekę Uniwersytetu Warszawskiego, Liceum Krzemienieckiego i zamku w Puławach. Po 1863 r. wywozili ponownie.

Nie zwrócono Polsce Metryki Litewskiej – znajduje się w Moskwie, zbiorów warszawskiego Zamku Królewskiego – znajdują się w Kijowie (biblioteka, meble biblioteczne z galerii pałacowej, zbiory numizmatyczne, wyposażenie obserwatorium astronomicznego – bezcenne instrumenty angielskiej roboty). Z biblioteki Załuskich wywieziono 382 tys. tomów, a zwrócono 47 tys. Zatrzymano m.in. ogromną liczbę religijnych ksiąg teologicznych, w tym bezcenne iluminowane francuskie modlitewniki, znajdujące się obecnie w Leningradzie.

Lista moja jest niezwykle pobieżna. Nie wiem, czy Pan słyszał, że odbudowuje się w Warszawie Zamek Królewski, zburzony podczas ostatniej wojny. Polska Ludowa nie odważy się, rzecz jasna, prosić o zwrot zbiorów królewskich. W tej sprawie Pański głos miałby szczególne znaczenie.

Aleksandr Sołżenicyn (fot. Bert Verhoeff / Anefo; CC0)

Nie będę bronił burzenia cerkwi, nie będę szukał usprawiedliwienia w fakcie, że były to polskie katolickie kościoły i klasztory, siłą przekształcone w prawosławne cerkwie po zlikwidowaniu unitów. Burzenie cerkwi było haniebną kampanią i protestowałem przeciwko niej w swoim czasie, kiedy byłem w Polsce redaktorem tygodnika „Polityka”. Będę natomiast bronił zburzenia cerkwi w Warszawie. Zbudowano ją na placu Saskim na cześć jubileuszu domu Romanowych. W historii Warszawy plac Saski może być w pewnym sensie porównany do placu Czerwonego w dziejach Moskwy. Jakby Pan zareagował, gdyby jakiś okupant zbudował pośrodku placu Czerwonego kościół katolicki?

Będę też bronił Władysława IV. Nie można jego wyprawy porównywać z najazdem Tatarów, mówiąc, że była „nie mniejszym zagrożeniem”. Władysławowi chodziło o przezwyciężenie wrogości polsko-rosyjskiej. Nie udało mu się to, bo niedojrzałe polskie społeczeństwo nie rozumiało planów następcy polskiego tronu. À propos, wszyscy trzej samozwańcy byli Rosjanami.

reklama

I na koniec drobiazg: Józef Piłsudski nigdy nie zajmował się tym samym, co Aleksander Uljanow. Zajmował się tym jego brat Bronisław, daleki od polityki, skazany na piętnaście lat katorgi na Sachalinie. Był wybitnym etnografem, autorem doskonałych prac o [Ajnach i Gilakach]. Zmarł w roku 1918. Na zakończenie chcę wspomnieć o problemie wykraczającym poza ramy Pańskiego eseju, o roli zastraszania Polski w intelektualnym i emocjonalnym życiu Rosjan. Jeśli się nie mylę, całe zło polega na imperium (Sałtykow-Szczedrin opisał rzecz zjadliwie w Dziejach miasta Głupowa). Zdaję sobie doskonale sprawę, że przyświecały Panu jak najlepsze i najszlachetniejsze motywy. Jednak Pańska interpretacja stosunków polsko-rosyjskich prędzej może przeszkodzić, niż sprzyjać wzajemnemu zrozumieniu. Obawiam się też, że cytaty ze zbioru Iz pod głyb będą wykorzystane w Polsce przez jej komunistyczne władze dla celów propagandy przeciwko opozycji rosyjskiej.

Drogi Aleksandrze Isajewiczu, bardzo bym nie chciał, by przyjął Pan mój list jako wyraz poglądów Polaka dotkniętego faktem, że nie przedstawia Pan stosunków polsko-rosyjskich w różowym świetle. Pańskie podejście jest mi, przeciwnie, szalenie bliskie. W swej długiej już działalności wydawniczej zawsze broniłem uczciwości i moralności w życiu politycznym i międzynarodowym, zawsze szedłem pod prąd, przeciw polskiemu nacjonalizmowi i szowinizmowi. Byłem pierwszym, który jasno postawił kwestię Wilna i Lwowa, niezmiernie ważną dla normalizacji stosunków polsko-litewskich i polsko-ukraińskich, choć było to dla wszystkich Polaków – i dla mnie osobiście – bardzo trudne. Jeszcze przed zakończeniem wojny należałem do ludzi, którzy protestowali przeciwko wydaniu przez Anglików Kozaków i własowców w ręce NKWD (w 2 Korpusie gen. Andersa nie byłem jedynym). Za dużą zasługę „Kultury” uważam fakt, że ukazały się w niej pierwsze utwory rosyjskiego samizdatu.

Normalizacji stosunków między Polską, Rosją, Ukrainą, Białorusią i Litwą poświęciłem dużą część mego życia i dlatego piszę do Pana całkiem szczerze. Jestem przekonany, że tylko tak możemy urzeczywistnić cel, który – nie mam do tego wątpliwości – jest i Pańskim celem.

Serdecznie pozdrawiam

Jerzy Giedroyc

Ten tekst pochodzi z trzeciego tomu książki „Jerzy Giedroyc i Świadkowie Historii!

reklama
Komentarze
o autorze
Jerzy Giedroyc
(1906–2000) polski wydawca i publicysta, działacz emigracyjny i epistolograf. Założyciel Instytutu Literackiego, jednego z najważniejszych ośrodków polskiej emigracji politycznej, wydawca miesięcznika „Kultura” oraz „Zeszytów Historycznych”. W PRL informacje na temat Giedroycia podlegały cenzurze, a jego nazwisko widniało na liście osób z całkowitym zakazem publikacji.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone