„Chłopcy, oto Joe!”Joseph Eggelston Johnston, niedoceniany żołnierz Południa, cz. 2
Czytaj też pierwszą i trzecią część tekstu
Opozycja wobec rządów prezydenta nie do końca cieszyła się jak zwykli Południowcy. W czasie spotkania towarzyskiego późną jesienią 1862 r. jeden z generałów, nawiązując do ostatnich sukcesów konfederatów, stwierdził, że jemu przeciwnik nie wyświadczył takiej uprzejmości jak Robertowi Lee – nie zaatakował go frontalnie. Jednak nie powstrzymało to generała przed wzniesieniem toastu o treści: Panowie, piję zdrowie Roberta Lee – najlepszego generała jakiego ma ten kraj! Osoba autora toastu zaskoczyła wszystkich – był nim poprzednik Lee na stanowisku dowódcy armii, gen. Joseph Eggelston Johnston.
Zachodni Teatr Działań Wojennych
24 listopada 1862 r. Johnston został Dowódcą Zachodniego Teatru Działań Wojennych, obejmującym wszystkie konfederackie armie od Appalachów po Missisipi. Z jednej strony był to znaczy dowód zaufania ze strony władz, z drugiej: iście syzyfowe zadanie.
Teoretycznie Johnstonowi podlegała druga co do wielkości armia polowa Konfederacji czyli Armia Tennessee pod Braxtonem Braggiem, garnizony i milicje na terenie całego wyznaczonego obszaru oraz konfederacka Armia Mississippi gen. por. Johna Pembertona broniąca strategicznej Doliny Missisipi. Dla porównania Robertowi Lee podlegały wszystkie jednostki działające w Wirginii, ale tylko na północ od rzeki James.
W praktyce Johnston miał problemy nawet ze zwykłą koordynacją swoich wojsk. Układ szlaków komunikacyjnych, a zwłaszcza nielicznych linii kolejowych był wysoce niekorzystny dla Południowców (w większości miały one układ południkowy a nie równoleżnikowy), przez co błyskawiczny przerzut wojsk był praktycznie niemożliwy. Do tego dochodził problem wyłomów w konfederackim froncie, np. pomiędzy oddziałami Bragga a Pembertona znajdowały się wojska XIII Korpusu Armijnego Ulissesa Granta (od 1863 r. znanego bardziej jako Armia Rzeki Tennessee), zaś sam Bragg był od północy szachowany potężną Armią Rzeki Cumberland (do niedawna Rzeki Ohio) Williama Rosecransa.
Johnston zwrócił uwagę również na jedną ważną rzecz. Otóż siły pod jego dowództwem były:
O wiele mniejsze od stojących naprzeciwko wojsk nieprzyjacielskich, podczas gdy w Departamencie Trans-Missisipi nasze siły są większe od federalnych. Nasze dwie armie na tym [tj. wschodnim brzegu] Missisipi mają tę wadę, że są rozdzielone rzeką Tennessee i armią federalną (pod dowództwem gen. mjr. Granta), mającą nad oboma naszymi zgrupowaniami przewagę.
Biorąc pod uwagę te okoliczności uważam, że najlepiej będzie jeśli uderzymy na gen. mjr. Granta połączonymi siłami generałów poruczników Holmesa [Theophilus Holmes był wówczas dowódcą Departamentu Trans-Missisipi, który nie podlegał Johnstonowi] i Pembertona, wspieranymi w razie możliwości oddziałami gen. Bragga.
Przy aktualnym rozmieszczeniu naszych oddziałów Vicksburg jest zagrożony.
Innymi słowy, Johnston sugerował stworzenie oddzielnego dowództwa operacyjnego, złożonego z wojsk w dorzeczu Missisipi, odpowiedzialnego tylko za ten odcinek frontu. Jego uwag nie wzięto pod uwagę, ze szkodą dla Konfederacji zresztą. Jako ciekawostkę należy pamiętać, że dokładnie w ten sposób – pomimo licznych prób ambitnego gen. Johna McClernanda – wyglądała organizacja sił federalnych na i nad Missisipi.
Po nieudanej dla konfederatów bitwie nad Stones River (31 grudnia 1862-2 stycznia 1863) na dowodzącego Armią Tennessee Bragga spadły gromy za niewykorzystanie szansy na zwycięstwo. W tym momencie marzący o powrocie do linii Johnston miał na to okazję. Otóż otrzymał rozkaz od prezydenta by udać się do Chattanoogi i ustalić czy gen. Bragg tak bardzo stracił zaufanie armii, że aż wpływa to ujemnie na jego użyteczność na obecnym stanowisku. Po trzytygodniowym śledztwie Johnston uznał, że nie ma powodu odwoływać Bragga – pomimo niepowodzeń armia od oficera do szeregowca wykazywała się wysokim morale i chęcią do walki. Oczywiście można się zastanawiać co by było, gdyby już w 1863 r. Johnston zastąpił Bragga w Armii Tennessee, jednak dwa wydarzenia odciągnęły uwagę Wujka Joe od tego odcinka frontu – pierwszym były komplikacje zdrowotne po ostatniej ranie, drugim uderzenie Granta na Vicksburg.
Utrata Vicksburga
Proszę natychmiast udać się do Missisipi i objąć dowództwo nad stacjonującymi tam siłami, dodając swoim tamtejsze wojska w polu odwagą oraz zaletami Pańskiego osobistego kierownictwa. Proszę czasowo przejąć lub zabrać ze sobą 3 tys. dobrych żołnierzy, których w armii gen. Bragga zastąpi znaczna liczba jeńców, wymienionych i zreorganizowanych po upadku Arkansas Post, będących teraz w drodze do gen. Pembertona. Należy ich zatrzymać w miejscu najbardziej wygodnych dla gen. Bragga.
Znajdzie Pan tam posiłki od gen. Beauregarda dla gen. Pembertona, może Pan się spodziewać również kolejnych oddziałów.
Tak brzmiał rozkaz Sekretarza Wojny Jamesa Seddona, jaki Johnston dostał 9 maja 1863 r. Generał przebywał wówczas w Tullahomie, nadzorując działania Armii Tennessee (Bragg miał wówczas duży kryzys rodzinny – jego żona była ciężko chora). Jednak zadanie jakie przed nim postawiono przerastało jego siły.
W tym czasie trzy federalne korpusy pod dowództwem Granta przemknęły zachodnim brzegiem Missisipi, przekroczyły rzekę poniżej Vicksburga i ruszyły na miasto. Oszukany Pemberton wykonał kilka nerwowych i nieprzemyślanych ruchów, po czym 18 maja dał się zamknąć w Vicksburgu. I to Johnston miał go wydostać z matni.
Wujek Joe zbierał swoje oddziały bardzo powoli. Wbrew informacjom rządowym mógł liczyć na niewielkie siły – raptem ok. sześciu tysięcy ludzi, z którymi stoczył zaciętą bitwę pod Jackson (14 maja), oddając przy tym stolicę stanu Mississippi. Następnie wycofał się i rozpoczął koncentrację wojsk. Pod koniec maja miał ich już dwadzieścia cztery tysiące., jednak wciąż uważał, że to nie wystarcza i czekał na kolejne wojska.
Jego taktyka zdenerwowała Davisa i otoczenie prezydenckie. Poziom niechęci do generała osiągnął już taki poziom, że zaczęto po stolicy rozpuszczać złośliwą anegdotę na temat udziału Johnstona w polowaniu. Otóż generał miał zająć dobrą pozycję strzelecką, ale ustawicznie nie oddawał strzału (momentami wydawało się, że pewnego), mówiąc że czeka na naprawdę idealny moment. A ten – jeden za drugim – mijał…
W rzeczywistości Johnston słusznie kalkulował. Wokół Vicksburga Grant zebrał pięćdziesiąt trzy tysiące żołnierzy, a nadchodzące posiłki zwiększyły siły federalne do siedemdziesięciu pięciu tysięcy żołnierzy, wspieranych dodatkowo kanonierkami na rzece. Oblężony Pemberton dysponował ok. trzydziestoma trzema tysiącami zdemoralizowanych i wyczerpanych (choć nie aż tak, żeby nie odparli dwóch federalnych szturmów) żołnierzy. Pembertona dodatkowo wiązał Vicksburg, którego Davis nie chciał oddać, zaś sam generał pomny swoich wcześniejszych niefortunnych stwierdzeń (jako dowódca garnizonu w Charleston miał stwierdzić, że wolałby się wycofać z pozycji niemożliwych do obrony, niż utracić na nich wojska, co na Południu – również ze względu na jankeskie pochodzenie Pembertona – wywołało burzę), nie mógł sobie pozwolić na jego utratę.
Dlatego wcześniejsze pilne wezwania do opuszczenia miasta i połączenia się z Johnstonem wykonywał dość niemrawo (starał się zrealizować postawione zadanie i jednocześnie nie stracić miasta). Co prawda chaos w realizacji tego planu spowodował sam Johnston, zmieniając w ostatniej chwili punkt spotkania obu zgrupowań, ale to Pemberton maszerował bez należytego rozpoznania (notabene po własnym terenie) i niespodziewanie wpadł na wojska Granta pod Champion Hill. Ostatecznie cała operacja skończyła się zamknięciem Armii Mississippi w Vicksburgu.
Paradoksalnie, działania Johnstona wywołały niepokój… wśród federalnych. Po latach gen. William Tecumseh Sherman napisał w swoich pamiętnikach, że zdolności gen. Johnstona były szeroko znane, a gen. Grant powiedział mi, że był on [tj. Johnston] jedynym dowódcą po tamtej stronie, którego się obawiał.
W swoich pamiętnikach Grant, o dziwo, bronił taktyki Wujka Joe, stwierdzając, że Johnston ostatecznie zorientował się w sytuacji i, moim zdaniem, rozważnie wstrzymał się od ataku na nas, ponieważ zakończyłoby się to tylko stratami po obu stronach bez jakiegokolwiek rezultatu.
Zapamiętajmy te zdania na przyszłość.
Ostatecznie Sherman z trzema dywizjami (ok. trzydziestu tysięcy żołnierzy) wyruszył w stronę Jackson, gdzie znów pojawił się Johnston, ten jednak unikał starcia i znów oddał Jackson. Tym razem chłopcy Wujaszka Billy’ego (jak nazywano Shermana) podpalili miasto, zaś od dymów pożarowych złośliwie ochrzcili je mianem „Kominowa” (Chimneyville) – dając tym samym zapowiedź swojego zachowania na przyszły rok.
W niełasce
4 lipca 1863 r. był z pewnością czarnym dniem dla Konfederacji – Lee rozpoczął odwrót z Pensylwanii, zaś na Zachodzie Grant ostatecznie zdobył ów „Gibraltar Konfederacji”. Davis stwierdził, że ta strata wynikała z braku zaopatrzenia wewnątrz oraz przez generała na zewnątrz, który nie walczył. Prezydent chciał nawet zdymisjonować Johnstona, ale okazało się, że ten cieszy się wciąż dobrą opinią wśród wielu wpływowych polityków konfederackich. Davis poprzestał jedynie na wyłączeniu spod komendy generała wojsk Bragga (które akurat wycofywały się z Tennessee pod naciskiem federalnym), pozostawiając mu do dyspozycji tylko oddziały w Mississippi i Alabamie.
Bragg ostatecznie został wypchnięty ze Stanu Ochotników, zaś wielu jego podwładnych otwarcie obwiniało go za klęskę. Okazało się również (ku zaskoczeniu samego Bragga), że dowódca Armii Tennessee nie cieszy się popularnością wśród żołnierzy, głównie z powodu drakońskich metod zarządzania (najczęściej przy pomocy plutonów egzekucyjnych) oraz niezdecydowania. Jeden z jego podkomendnych, słynny Bedford Forrest nawet zagroził Braggowi, że przy najbliższym spotkaniu go zastrzeli.
Był tylko jeden kandydat na dowódcę armii – Joseph Johnston, jednak Davis nie chciał się na to zgodzić. Zaskoczyło go, jak świetną opinią cieszył się Wujek Joe. Nawet ulubiony podwładny Lee, gen. James Longstreet określił go mianem najlepszego dowódcy armii na Południu. Chcąc nie chcąc, prezydent postawił na czele Armii Tennessee Johnstona.
Na czele Armii Tennessee
Obejmując w Dalton dowództwo nad pobitymi wojskami Bragga Johnston musiał przede wszystkim podnieść morale armii, co mu się już na wstępie zaczęło udawać. Jego kolejne posunięcia również zdobywały mu sympatię żołnierzy. Po latach Sam Watkins, żołnierz 1. Ochotniczego Pułku Piechoty z Tennessee tak wspominał dostojnego Wirgińczyka:
A teraz pozwólcie mi przedstawić wam starego Joe. Był to, jeśli pozwolicie, wyszukany człowiek w wieku ok. 50 lat [w rzeczywistości 57 lat], o raczej skromnej postawie, ale silnie i proporcjonalnie zbudowany oraz o otwartej i uczciwiej powierzchowności o przenikliwym oraz niespokojnym wzroku, dzięki któremu wydawało się, że czyta twoje najskrytsze myśli. Ubierał się idealnie elegancko. Zawsze nosił najlepsze ubrania, jakie tylko dało się zorganizować, mając na sobie każdy element ubioru oraz akcesoriów żołnierza, jakie Departament Wojny w Richmond wymagał, nigdy nie pomijając niczego, nawet rzędu końskiego, uzdy czy siodła. Jego kapelusz zdobiły gwiazda oraz piórko, jego płaszcz zaś każda gwiazdka i emblemat, dodatkowo nosił nowiutką szarfę, rękawiczki i srebrne ostrogi. Był idealnym obrazkiem dowódcy.
Na początku 1864 r. Armia Tennessee znajdowała się w stanie częściowego rozkładu. Marnie zaopatrzeni żołnierze masowo dezerterowali z wojska, wielu głównie po to, żeby wesprzeć głodujące rodziny w pracach polowych. Bragg takich delikwentów oddałby do dyspozycji plutonów egzekucyjnych. Johnston miał inne podejście.
Przede wszystkim na wstępie kazał żołnierzom wydać podwójne racje żywnościowe, oraz zapewnić stały dopływ (raz w tygodniu) whisky i tytoniu. Natychmiast zaczął organizować dla żołnierzy namioty, koce, buty, nowe mundury, przemieniając masy obdartusów w coś, co przypominało konsystencję Żołnierza Południa. Ogłosił amnestię dla dezerterów, pod warunkiem, że wrócą do jednostek. Po czym dał żołnierzom coś, czego gen. Bragg nigdy nie dał zwykłemu śmiertelnikowi – urlop. Zdawał sobie sprawę, że wojacy lepiej się biją, jeśli nie martwą się zanadto o swoje rodziny. Stopniowo zwalniał na urlopy po 1/3 wojsk, póki wszyscy nie skorzystali z okazji. Niech słowa zwykłego szeregowca pokażą jaki to dało skutek:
Odbudował u żołnierzy dumę, przywrócił do męstwo w serca szeregowców, zmienił porządek zbiórek, wart, szkolenia i innych takich bzdur. Dokonała się rewolucja. Był kochany, szanowany, uwielbiany, niemalże czczony przez swoje oddziały. Nie wierzę, że nie było żołnierza w jego armii, który by z chęcią nie poległ za niego. Dla niego liczyli się tylko żołnierze, a gazety krytykujące go wówczas pisały, że „Nakarmiłby swoich żołnierzy, gdyby kraj padł z głodu”
Johnstonowi podlegały trzy korpusy – jeden kawalerii pod młodym gen. mjr. Josephem „Walczącym Joe” Wheelerem oraz dwa ogólno-wojskowe – I Korpus gen. por. Williama Hardee’ego oraz II Korpus gen. por. Johna Bella Hooda. O ile doświadczony i solidny Hardee, autor przedwojennego regulaminu piechoty (aczkolwiek istnieją przesłanki, że po prostu przepisał francuski odpowiednik), był bardzo dobrym podwładnym, a Wheelera interesowała tylko walka, nie można tego samego powiedzieć o 31-letnik Kentuckijczyku z urodzenia, a Teksańczyku z wyboru: Hoodzie.
Nie można odmówić Hoodowi odwagi ani chęci do walki. Kulom się również nie kłaniał, co udowodnił jako dowódca brygady pod Gaines’ Mill oraz dywizji pod Gettysburgiem i Chickamaugą (ten ostatni popis przypłacił utratą nogi). W trakcie rekonwalescencji w Richmond zimą 1863/1864 zdobył względy Davisa, który kilkukrotnie zaprosił go na wspólne przejażdżki powozem wokół Richmond. Nie trzeba dodawać, że jeśli chodzi o dowodzenie armią obaj panowie przypadli sobie do gustu.
Można zatem wnioskować, że przydzielenie Hooda do Armii Tennessee było sposobem Davisa na wymuszenie agresywnych działań na Johnstonie. Jak miała pokazać przyszłość przyniosło to tragiczne skutki Konfederacji w czasie Kampanii Atlanckiej 1864 roku.
Czytaj też pierwszą i trzecią część tekstu
Bibliografia
Źródła:
- Battles and Leaders of the Civil War, Vol. I-IV, New York, 1887-1888
- Chesnut M.B, A Diary from Dixie, New York 1905
- Davis, J.F., The Rise and Fall of the Confederate Government, New York 1881,
- Personal Memoirs of U.S. Grant, New York 1885,
- Hood J.B., Advance and Retreat: Personal Experiences in the United States and Confederate States Armies, New Orleans 1880,
- Johnston J.E. Narrative of Military Operations Directed During the Late War between the States, New York, 1874.
- Longstreet J., From Manassas to Appomattox, Philadelphia 1896
- Memoirs of General William T. Sherman, New York 1886.
- The War of the Rebellion: a Compilation of the Official Records of the Union and Confederate Armies, Washington 1881-1901.
Opracowania:
- Castel A.E., Decision in the West: The Atlanta Campaign of 1864, University Press of Kansas, Lawrence 1992.
- Catton B., Never Call Retreat!, New York 1969
- Groom W.. The Shrouds of Glory. From Atlanta to Nashville: The Last Great Campaign of the Civil War, New York 1995.
- Foote Sh., The Civil War : A Narrative. Fredericksburg to Meridian, New York 1986
- Foote Sh., The Civil War : A Narrative. Red River to Appomattox, New York 1986
- McDonough J.L., Jones J.P., War so Terrible: Sherman and Atlanta, New York 1987.
- McPherson J. M., Battle Cry of Freedom. The American Civil War, Penguin Books 1988.
- Symonds C.L., Joseph E. Johnston: A Civil War Biography. New York 1992,
- Woodworth S.E., Jefferson Davis and His Generals: The Failure of Confederate Command in the West, University Press of Kansas 1990.
redakcja: Przemysław Mrówka