„Che – Rewolucja” (reż. Steven Soderbergh) – recenzja i ocena filmu
Skąd te nadzieje? Przede wszystkim za sprawą reżysera. Steven Soderbergh zasłynął kontrowersyjną produkcją Seks, kłamstwa i kasety wideo (Sex, Lies, and Videotape, 1989). Obok podejmowanych później lekkich opowiastek Soderbergh zmierzył się także z tematyką trudniejszą, m.in. w poświęconym kwestii walki z narkotykami Trafficu, czy opartej na faktach Erin Brockovich. Niestety, pierwszej części biografii Ernesto Guevary do filmów wybitnych zaliczyć nie można. Gdyby nie Benicio Del Toro powiedziałabym, że to film wręcz nieudany. A tak, w mojej ocenie, plasuje się jako całkiem przeciętny.
Akcja filmu rozpoczyna się w 1955 roku spotkaniem Guevary z Fidelem Castro w Meksyku. Na fabułę składa się marsz przez Kubę oraz walka zakończona obaleniem reżimu Batisty, a tym samym przejęciem władzy na Kubie. Ujęcia opowiadające historię rewolucji na Kubie zostały w filmie przeplecione czarno-białymi wstawkami (fabularnymi) z wywiadu oraz wystąpienia Che w Nowym Jorku, na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Podstawową wadą filmu jest wybielanie tytułowej postaci. Filmowy Ernesto Che Guevara, to człowiek niemal bez skazy. Taki obraz rewolucjonisty sprawia, że film zamiast pokazywania historii, wpisuje się w już istniejący mit. Poza Guevarą w bardzo charakterystyczny sposób zostaje pokazany także Castro, któremu obejrzenie filmu zapewne sprawiłoby sporą przyjemność i satysfakcję.
Atutem obrazu, o czym już wspomniałam, jest gra odtwórcy głównej roli Benico Del Toro. Widać, że aktor wczuł się w powierzoną mu rolę. Zanim zresztą zaczął odgrywać ją przed kamerą, podróżował po miejscach, w których był Che Guevara, studiował jego biografię, poznawał dawnych znajomych i bliskich rewolucjonisty. Także fizyczne podobieństwo między aktorem a pierwowzorem, nie jest w odbiorze roli bez znaczenia. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku odtwórcy roli Fidela Demiána Bichira. Moim zdaniem podobieństwo jest uderzające.
Inną zaletą filmu jest obraz. Znany z eksperymentów z kamerami i taśmami filmowymi Soderbergh po raz kolejny pokazuje, ze w tej materii dokładnie wie co robi. Myślę jednak, że dokładnie to samo mógłby pokazać w czasie nieco krótszym niż dwie godziny. Patrząc na materiał filmowy wydawałoby się to nawet wskazane. Szczególnie, że jak wspomniałam, jest to film przeciętny i zdecydowanie nie pozbawiony wad.
Zredagował: Kamil Janicki