Casanova i Rzeczpospolita doby stanisławowskiej
Giacomo Casanova był jedną z najbardziej charakterystycznych postaci XVIII wieku. Słynny amant wiódł życie godne awanturnika, odwiedzając wiele europejskich państw. Jednym z nich była Rzeczpospolita Obojga Narodów, rządzona przez Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pobyt Włocha w ówczesnej Polsce został uwieczniony w jego pamiętnikach, stanowiąc fascynujący obraz tamtej epoki.
Casanova – kim był słynny amant?
Giacomo Casanova urodził się w Wenecji 2 kwietnia 1725 r. jako syn dwójki aktorów, pochodzących z niższych warstw społecznych. Jego postać kojarzona jest przede wszystkim z głośnymi podbojami miłosnymi, choć jest to duże uproszczenie. U podstaw legendy Casanovy leżą liczne przygody i skandale, które towarzyszyły jego podróżom. Zwiedził on wiele europejskich państw, bawiąc na dworach monarszych, poznając i nabierając obycia wśród wpływowych postaci oświeceniowej Europy, związanych z władzą i kulturą. Swoje przeżycia spisał pod koniec życia, kiedy to piastował stanowisko bibliotekarza w pałacu hrabiego Karola von Waldsteina w Dux (obecnie Duchcov) na terenie dzisiejszych Czech. Swoją autobiografię zatytułował Historia mojego życia, książka ta szybko stała się popularna i w dużej mierzy stoi za sławą Casanovy.
Jednym z miejsc odwiedzonych przez włoskiego awanturnika była Rzeczpospolita doby stanisławowskiej, gdzie spędził około roku. W tym czasie poznał przedstawicieli ówczesnych elit, włącznie z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim. Jego opowieść to nie tylko opis poznanych znamienitości, ale również przygody, wydarzenia barwnie obrazujące obyczajowość, rozrywki oraz stosunki na szczytach ówczesnej władzy w kraju nad Wisłą.
Casanova: pierwsze kroki w Rzeczpospolitej
Casanova trafił do Rzeczypospolitej po swojej wizycie w Rosji. Bawił wówczas na dworze carycy Katarzyny, lecz nie uzyskał tam żadnej posady, która mogłaby wspomóc jego budżet. W związku z zaistniałą sytuacją Wenecjanin postanowił wyruszyć do Warszawy.
Pierwszą osobą, do której udał się z wizytą był książę Adam Kazimierz Czartoryski – arystokrata, pisarz i polityk, a co najważniejsze przywódca familii, stronnictwa dążącego do reform państwa. Włoch został przyjęty u księcia bardzo ciepło dzięki listom polecającym, jakie miał otrzymać w Rosji od angielskiego ambasadora w Petersburgu. Dokumenty te zrobiły na polskim arystokracie dobre wrażenie, co poskutkowało zaproszeniem Włocha na wieczerzę. Udział w spotkaniu stał się pierwszym korkiem do zapoznania ważnych osób w państwie i budowy pozycji Casanovy wśród socjety Rzeczpospolitej: (...)zastałem bardzo liczne towarzystwo: generałów, biskupów, ministrów, wojewodę wileńskiego i wreszcie króla, któremu książę mnie zaprezentował (użyte cytaty pochodzą z: G. Casanova Historia mojego życia). Włoch szybko wkradł się w łaski monarchy, a podczas biesiady odpowiadał królowi na pytania dotyczące dworu carycy. Ciekawość ta jest zrozumiała pamiętając zarówno o stosunkach obu państw, jak i tym, że przez pewien czas Poniatowski miał być kochankiem carycy Katarzyny.
Casanova i szczodrość polskiego króla
Po pierwszych dniach przebywania w Rzeczypospolitej szczęście przestało uśmiechać się do Casanovy, który popadł w długi: Już po trzech miesiącach pobytu w Warszawie byłem zadłużony po uszy. Długi te były najprawdopodobniej skutkiem gry w karty, popularnej wówczas rozrywki wśród warszawskich elit. Do najpopularniejszych gier należały tyszka i faraon, szybkie gry karciane, w których kluczową rolę odgrywało szczęście, a nie umiejętności. Fortuna jednak szybko powróciła do Casanovy. Włoch został zaproszony na obiad przez jednego z mieszkańców pałacu. Wówczas Giacomo poznał biskupa Ignacego Krasickiego, a co ważniejsze po raz kolejny spotkał się również z Augustem Poniatowskim. Za sprawą elokwencji i oczytania polski monarcha wywarł na włoskim gościu ogromne wrażenie. ...znający się na klasykach od któregokolwiek z panujących, jął cytować rzymskich poetów i prozaików. Wytrzeszczyłem oczy z podziwu słuchając go cytującego raz po raz uczone manuskrypty...
Casanova okazał się jednak godnym rozmówcą, nie bał się skrytykować twórczości Horacego mimo ogólnych pochwał towarzystwa. W końcu jednak poproszono gościa o zacytowanie antycznego poety, odważny Casanova miał wówczas przedstawić sentencje: Coram rege sua de paupertate tacentes plus quam poscentes ferent (Ci którzy przed królem nie zdradzają swej nędzy, zyskują więcej niż ci, którzy o niej mówią). Monarcha zrozumiał aluzję i hojnie potraktował Casanovę, wręczając mu przy spotkaniu kilka dniu później 200 dukatów, mając jednocześnie powiedzieć: Podziękuj Horacemu.
Polecamy e-book Marka Telera pt. „Kochanki, bastardzi, oszuści. Nieprawe łoża królów Polski: XVI–XVIII wiek”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Awanturnik w teatrze
Największe przygody Casanovy miały jednak dopiero nadejść. Wiązały się one z warszawskim teatrem, a dokładnie jego główną baletnicą Cateriną Cattai. Wzdychała do niej większość przedstawicieli warszawskich elit (m.in. hrabia Moszyński – opiekun artystyczny teatru, a nawet sam Stanisław August), dlatego też włoski amant nie miał u niej większych szans. Sama Cattai dzięki talentowi, ale także możnym protektorom mogła za to liczyć na najlepsze role w sztukach. Do najsłynniejszych należy przedstawienie na wiślanej wyspie, odegrane w rocznicę sejmu koronacyjnego 27 sierpnia 1765 r., w którym włoska tancerka wcieliła się w Hebe.
Całość tego stabilnego świata, z jedną główną gwiazdą zaburzyło pojawienie się w roku 1766 nowej grupy tancerzy w Warszawie. W śród nich największą sensację wzbudziła Anna Binetti. Podróżowała wówczas z Londynu do Petersburga, została jednak zatrzymana przez króla, który pragnął zaangażować ją w warszawskim teatrze. Za tydzień występów miała otrzymać 1000 dukatów. Co ciekawe to Casanova jako pierwszy miał jej przekazać tę informację jako jej znajomy (spotkali się już wcześniej w Wenecji i Londynie), a zarazem zaufany człowiek króla polskiego. Nowa gwiazda sceny dzięki swojemu talentowi i wdziękom szybko zaczęła zdobywać kolejnych zwolenników i adoratorów, znalazł się wśród nich również sam Casanova, próbując pozyskać względy w oparciu o ich dawną znajomość.
Jak można się spodziewać między dwiema gwiazdami Binetti i Cattai szybko narodził się konflikt. Casanova podaje jego dwie główne podstawy: Binetti nie tylko bowiem zaćmiła ją, ale i odbiła jej kochanka, nie dowiadujemy się jednak, kto mógłby to być.
Binetti by umocnić swoją pozycję w mieście, szybko wynajęła dom, który stał się miejscem spotkań towarzyskich elit. Ten artystyczny konflikt doprowadził do powstania dwóch stronnictw, reprezentujących faktycznych przeciwników politycznych. Cattaia była wspierana przez rodzinę Czartoryskich, a także ludzi teatru, Tomatisa i Moszyńskiego. Do najważniejszych protektorów Binetti należał natomiast sam monarcha, a także Franciszek Ksawery Branicki, o którym włoski awanturnik pisał następująco: Muszę wyjaśnić, że Branickiego nienawidzono w całym kraju, bo uważano go za całkowicie zaprzedanego Rosji.
Branicki słynął z nadużywania alkoholu, co wraz z porywczym charakterem owocowało licznymi skandalami. Casanova opisał konflikt o karoce Tomatisa (ówczesnego przedsiębiorcy widowisk scenicznych z nadania samego Stanisława Augusta), w której po przedstawieniu miał zasiąść Branicki z Cattaią, radząc właścicielowi pojazdu by udał się za nim w innym wehikule. Tomatis nie zgodził się jednak na to, co rozwścieczyło Branickiego, który to pod groźbą śmierci rozkazał huzarowi spoliczkować Tomatisa. Według Casanovy skandal ten miał jednak o wiele delikatniejsze podłoże niż konflikt o środek lokomocji. Wiązał się oczywiście z ambicjonalnym pojedynkiem obu pań: Binetti namawiała swojego kochanka do zemsty na znienawidzonym przez nią Tomatisie, który obgadywał ją przed królem i jako dyrektor teatru upokarzał przy każdej sposobności. Owo uprzykrzanie miało polegać na częstym angażowaniu baletnicy w role drugoplanowe, mimo że ta była lepsza od Cattai (grającej oczywiście najważniejsze postaci). Spowodowane było to zauroczeniem Tomatisa dawną gwiazdą, które później zaowocowało ich małżeństwem. Inaczej podłoże konfliktu przedstawia badaczka historii teatru Karina Wierzbicka–Michalska w książce Aktorzy cudzoziemscy w Warszawie w XVIII w. Twierdzi ona, że Branicki początkowo miał starać się o względy Cattai, jednak robił to w sposób brutalny, dlatego też został przez Cattaie potraktowany wyzwiskami. W odpowiedzi na tak temperamentne zachowanie włoskiej tancerki, później spoliczkowany miał zostać bliski jej Tomatis.
Mimo tego afrontu włoski przedsiębiorca nie mógł zareagować na warcholstwo wyżej postawionego, bojąc się o swój majątek. Jak sam twierdził zainwestował w teatr 40 tysięcy cekinów z własnych oszczędności, co było bardzo pokaźną sumą (choć jak pokazała przyszłość, Włoch dopuszczał się machlojek finansowych, wzbogacając się w nieuczciwy sposób kosztem pracodawcy, za co w końcu stracił swoje stanowisko w 1766 r.). Branickiego jednocześnie nie spotkała za to żadna większa kara, nie licząc kilku nieprzychylnych słów krytyki. Casanova jak sam pisał, starał się w tym czasie być jak najbliżej króla, a jednocześnie unikać jakichkolwiek kłopotów.
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Pomimo ekscesów w teatrze odbywały się kolejne przedstawienia, także w języku polskim. Casanova został zaproszony przez króla, lecz nie pałał entuzjazmem, co zrozumiałe z powodu bariery językowej: Wymówiłem się grzecznie, bo po raz pierwszy miano grać sztukę po polsku, a ta próba mało mnie interesowała. Ale król nalegał. Włoch w końcu uległ swojemu tymczasowemu protektorowi. Najciekawszym elementem tego cytatu jest jednak sugestia, że miałoby to być pierwsze przedstawienie w języku polskim. Jak wskazuje tłumacz Pamiętników, Giacomo miał być zaproszony na sztukę Małżeństwo z kalendarza autorstwa Franciszka Bohomolca, które miało premierę dopiero 4 marca 1766 r. Tak naprawdę pierwsze przedstawienie na deskach warszawskiego teatru zostało wystawione 19 listopada 1765 r. i było inauguracją otwarcia sceny narodowej. Wystawione wówczas dziełko Józefa Bielawskiego nosiło tytuł Natręci. Mimo, że miało być jedynie marną kopią utworu Moliera o tym samym tytule, to należy oddać mu palmę pierwszeństwa. Sam Casanova zapewne wiedział, że Małżeństwo z kalendarza nie jest pierwszym tego typu widowiskiem, lecz przez to lekkie zakłamanie chciał podkreślić na jak niezwykłym przedstawieniu się znalazł, mogło też chodzić o pierwszą sztukę graną po polsku w czasie jego wizyty.
Pojedynek pistoletowy z Branickim
Zaproszenie na ten spektakl doprowadziło do zguby Wenecjanina. Chcąc porozmawiać po sztuce z tancerkami wszedł również do pokoju Binetti. Tam czekało go nieszczęście: ledwie zamieniliśmy parę słów, wszedł hrabia Branicki. Polski szlachcic nie ucieszył się widokiem swojej kochanki konwersującej z włoskim zdobywcą kobiecych serc. Mimo szybkiego wycofania się Casanovy z szatni tancerki, ku wcześniej zajmowanej przez siebie loży Branicki nie miał zamiaru odpuścić takiej zniewagi. Szybko odnalazł Wenecjanina i wtargnął na jego miejsce w teatrze, będąc jednocześnie w towarzystwie zaufanego człowieka Arnolda Byszewskiego. Między bohaterami wywiązała się dyskusja na temat samej Binetti:
- Przyznaj pan, panie Casanova, że przychodzę jak najbardziej nie w czas. Zdaje się, że pan się kochasz w tej damie
- Ależ, panie hrabio, czy nie uważasz, że jest czarująca?
- Tak bardzo, że oświadczam ci tutaj, iż się w niej kocham na zabój i nie zniosę żadnego rywala.
- Skoro tak, nie roszczę sobie najmniejszych praw.
Czekając na moją odpowiedź hrabia przybrał wyniosłą i wyzywającą minę.
- Przezorny z pana człowiek, panie Casanova. A zatem schodzisz mi z drogi? -
- Natychmiast, panie hrabio!
Casanova próbował jeszcze załagodzić całość sytuacji, wychodząc i licząc, że awantura rozejdzie się po czasie. Polak jednak dalej nie odpuszczał, rzucił za Włochem: Tchórz wenecki! Zniewaga ta oburzyła Casanovę, który postanowił walczyć o swój honor, odpowiedział natychmiast: Panie hrabio, dowiodę ci o każdej godzinie i w każdym miejscu, że wenecki tchórz nie boi się polskiego magnata.
Obaj panowie rozeszli się, Casanova znalazł miejsce u wojewody ruskiego, licząc na spotkanie z królem Poniatowskim, do którego ostatecznie nie doszło. Wsparł go słowem książę Lubomirski tłumacząc: Branicki był pijany, a człowieka pańskiego pokroju nie mogą obrazić słowa pijanego szlachcica. Czym wprost usprawiedliwia zachowanie Branickiego, przedstawiając alkohol jako okoliczności łagodzące. Mogło to wynikać z samej „renomy” Branickiego, o którym powszechnie było wiadomo, że zwykł nadużywać napojów wyskokowych. Równie ciekawym jest nobilitujące wskazanie na Włocha, który szlachcicem nie był i nie krył się z tym w rozmowach.
Wzburzony Casanova mimo słów Lubomirskiego postanowił bronić swojego honoru. Wysłał Branickiemu list, wyzywając go na pojedynek przy użyciu szpad, broni bardzo lekkiej, chętnie używanej do pojedynków w całej Europie od XVII w. którą można było zadawać jedynie ukłucia. Branicki niespodziewanie odwiedził Casanovę. Polak był jednak pokojowo nastawiony. Odmówił mu wówczas walki przy użyciu broni białej (na którą wcześniej się zgodził) proponując pistolety. Ważniejszą częścią tego poselstwa było przekonanie Wenecjanina do pojedynkowania się jeszcze tego samego dnia (pierwotnie do starcia miało dojść dzień później). Przyczyną tego pośpiechu miał być lęk przed interwencją króla – polskie prawo zakazywało pojedynków.
Obaj panowie mimo tych instytucjonalnych zakazów doprowadzili do końca swoje wzajemne wyzwanie. Casanova nie podaje dokładnego miejsca pojedynku, z jego relacji wynika, że podróż spędził w karocy Branickiego (razem z jej właścicielem), a miejscem ich potyczki był trudny do zidentyfikowania park. Polak po dżentelmeńsku pozwolił Wenecjaninowi jako pierwszemu wybrać broń z dwóch uprzednio przygotowanych. Były to jednoręczne pistolety, nabijane prochem, o długości pół stopy (ok. 15 cm). Casanova próbował jeszcze się wycofać, mówiąc (do generała przyprowadzonego przez Branickiego na świadka) Chętnie przystanę, jeżeli hrabia wyrazi skruchę za wczorajszą zniewagę. Odpowiedź ta tylko jednak rozzłościła Branickiego. Panowie ustawili się w końcu naprzeciwko siebie i oddali niemal równocześnie strzały. Każdy z nich został ranny, Casanova został trafiony jedynie w rękę, za to druga kula przeszła Branickiego przez cały korpus. Sprzymierzeńcy Polaka po tym jak ich pan osunął się na ziemię ruszyli natychmiast na Włocha, Branicki jednak okazał się człowiekiem honoru, krzycząc: Stójcie, zbóje! Wara od pana de Seingalta!
Casanova – dalsze losy
Po udzieleniu pomocy Branickiemu Casanova uciekł z pola pojedynku, wiedząc, że sam udział może mieć dla niego zgubne skutki. Postanowił szukać azylu, dlatego udał się do klasztoru reformatorów przy ulicy Senatorskiej w Warszawie. Wiadomość o zdarzeniu szybko obiegła całą Warszawę, wzbudzając sensacje i liczne plotki. Jednocześnie kiepski stan Branickiego w pierwszych dniach po pojedynku (szlachcic przeżył prawdopodobnie dzięki temu, że do walki stanął z pustym żołądkiem, dzięki czemu nie wdało się zakażenie) doprowadził do żądzy krwi jego popleczników, pragnących dopaść Casanovę. Ten chroniąc się u dobrych braci zmagał się z jeszcze jednym problemem, jakim była rana ręki, wyglądająca coraz gorzej. Sprzeciwiał się jednak interwencji medyków. Mogło być to owocem doświadczenia z dzieciństwa, kiedy przez złe przepisanie leków zmarł jego ojciec (Casanova miał wówczas 8 lat.). On sam za młodu cierpiał również na krwotoki, z którymi nie mógł sobie poradzić żaden medyk, rozwiązanie miała znaleźć dopiero kobieta odczyniająca uroki.
Polecamy e-book Anny Wójciuk – „Jedz, pij i popuszczaj pasa. Staropolskie obyczaje i rozrywki”
Mimo że Casanova znalazł się w trudnym położeniu, nadal mógł liczyć na pomoc – odwiedzali go liczni wrogowie Branickiego, oferując swoją pomoc, także materialną. Pokazuje to jak duża musiała być niechęć do Branickiego, a także jak silny był podział sceny politycznej na dwa obozy już w latach 60 XVIII w. Z drugiej strony ułani mieli poszukiwać zemsty za krzywdę na swoim dowódcy. Włoch jednak w końcu opuścił klasztorne mury. Nic złego jednak go nie spotkało, szybko został zaproszony na dwór królewski, Stanisław Poniatowski udawał dodatkowo, że nie wie nic o całym zajściu. Również Branickiego ominęła kara, a ponadto tuż po tych wydarzeniach został nominowany wielkim łowczym. Rywale spotkali się później oko w oko, Branicki nie chował urazy do Casanovy: Panie Casanova, możesz być pewien, że zawsze będę miał za wroga każdego, kto ci nie okaże takiego szacunku, na jakowy zasługujesz. Jak widać mimo opinii osoby łatwo wpadającej w złość i prowokującej innych, świeżo upieczony wielki łowczy potrafił zachować się honorowo, co było ważną cechą dla szlachcica.
Wenecjanin wyjechał niedługo potem do Kijowa. Po powrocie do Warszawy spotkała go niemiła niespodzianka. Przez ten krótki czas warszawskie elity odwróciły się od Włocha. Jak się później okazało, główną przyczyną miały być rozsiewane na temat Casanovy plotki, dotyczące kradzieży jakich miał się dopuścić jeszcze przed przyjazdem do Polski. Sam Stanisław August Poniatowski miał zażądać od Giacomo, by opuścił on Rzeczpospolitą, dając mu nawet środki na spłatę zadłużenia. Kilka dni później Włoch dotarł do Wrocławia.
W ten sposób kończy się niezwykła przygoda Giacomo Casanovy w Rzeczpospolitej. Jest ona ciekawa nie tylko ze względu na barwną postać głównego bohatera. Przede wszystkim od kuchni i z perspektywy naocznego świadka pokazuje świat warszawskich elit. Od burzliwych wydarzeń w teatrze, wpływających nawet na powstawanie stronnictw politycznych, przez pojedynek, po odrzucenie i konieczność opuszczenia kraju. Dodatkowo sam autor jest dobrym obserwatorem, zdającym sobie sprawy ze specyfiki polskiej polityki, ale także samych Polaków. Zwracał uwagę i notował spostrzeżenia co do strojów: w otoczeniu jego dworzan w obcisłych kaftanach, wysokich butach, z podgolonymi głowami i wąsami. Komentował także polski charakter: Trzeba rzec, że pod przykrywką układnych manier i łagodności Polacy zachowali coś dzikiego i barbarzyńskiego. W ich wylewnej przyjaźni jak i w gorącej, pamiętliwej nienawiści wyczuwa się jeszcze Sarmatów i Scytów. Zdanie to bardzo dobrze koresponduje ze stwierdzeniem jakie usłyszał Casanova od księcia Sułkowskiego już w okresie odrzucenia: sarmatorum virtus velut; extra ipsos (Sarmaci nie mają zalet, oni je sobie przyswajają). Poznajemy więc szlachciców Rzeczpospolitej jako ludzi niestałych, którzy z jednej strony byli już podobni do elit zachodu, z drugiej strony jednak wciąż zachowujących pewną niezwykłość i oryginalność.
Bibliografia:
- Berdecka Anna, Turnau Irena, Życie codzienne w Warszawie okresu oświecenia, Warszawa, 1969.
- Bogucka Maria, Między obyczajem a prawem, Kultura Sarmatyzmu w Polsce XVI – XVII, Warszawa, 2013.
- Borucki Marek, W kręgu króla Stanisława, Warszawa, 1984.
- Gervaso Roberto, Casanova, tłum. H. Kralowa, Warszawa, 1990.
- Szyndler Bartłomiej, Pojedynki, Warszawa, 1987.
- Węgrzyn Iwona, Polskie piekł. Literackie biografie zdrajców targowickich, Kraków, 2005.
- Wierzbicka – Michalska Katarzyna, Aktorzy cudzoziemscy w Warszawie w XVIII w., Wrocław, 1975.
- Zgorzelska Aleksandra, Stanisław August nie tylko mecenas, Kraków, 1996.
- Żórawska–Witkowska Alina, Muzyka na dworze i teatrze Stanisława Augusta, Warszawa, 1995.
Źródła:
- Casanova Giacomo, Pamiętniki, tłum. T. Ewart, Gdańsk 2000 r.
- Frycz Modrzejewski Andrzej, O poprawie Rzeczypospolitej, tłum. C. Bazylik: https://literat.ug.edu.pl/bazylik/index.htm, (dostęp 13.10. 2022).
redakcja: Jakub Jagodziński