Bitwa u stóp Wogezów
Ten tekst jest fragmentem książki Tomasza Romanowskiego „Bibracte-Wogezy 58 p.n.e.”.
Dokładna lokalizacja krwawej bitwy, do której doszło przed 18 września, jest trudna i niepewna. Najogólniej można ją umiejscowić na równinnym obszarze w Górnej Alzacji, na wschód od Wogezów, w okolicach Thann i Mulhouse. Można założyć, że rozegrała się bliżej tej drugiej miejscowości. Dlatego określimy ją bitwą na równinie Ochsenfeld, która rozpościera się na tym terenie. Gdzieś tam miała miejsce batalia, która rozstrzygnęła o losach Galii celtyckiej na kilka najbliższych stuleci.
Stało się to nazajutrz po walce o mały obóz, siódmego dnia manewrów i walk u stóp Wogezów, na równinie Ochsenfeld. Rano Cezar wyprowadził swoje wojsko z obu obozów. Do ochrony dużego obozu pozostali jedynie nieliczni żołnierze. Pod małym obozem prokonsul ustawił oddziały posiłkowe wraz z jazdą (ok. 4 tys.) pod dowództwem młodego Publiusza Krassusa. Był to odwód, którego zadaniem było także robienie wrażenia, że siły rzymskie są liczniejsze niż w rzeczywistości. Możliwe też, że obstawienie małego obozu tylko przez auxilia miało zasugerować Germanom świetną okazję do jego opanowania, aby w ten sposób wywabić ich z obozu i skłonić do walki. Najprawdopodobniej do obsadzenia małego obozu przez oddziały pomocnicze i dołączeniu tamtejszych dwóch legionów do reszty pod dużym obozem doszło o świcie. Aby zmusić Ariowista do przyjęcia bitwy, Cezar „podszedł aż pod obóz nieprzyjaciela” z legionami ustawionymi w potrójny szyk (acies triplex). Tym razem, by usprawnić dowodzenie, inaczej niż w bitwie z Helwetami, Cezar oddał legiony pod komendę pięciu legatom i kwestorowi.
W tej batalii legiony XI i XII miały przejść swój prawdziwy, krwawy chrzest bojowy i stanęły pomiędzy doświadczonymi legionami, lub – co wydaje się mało prawdopodobne – obok siebie w centrum lub na obu skrzydłach. Legion X zajmował prawe skrzydło, mając za sąsiada któryś z doświadczonych legionów (IX?), gdyż ta flanka rzymska była silniejsza i tutaj Cezar podjął główny wysiłek przełamaniu szyku nieprzyjaciela (sam się tam znajdował). Następnie w centrum szyku stanął nowo zaciągnięty legion (XI?), który wspierał doświadczony legion (VIII?). Lewe skrzydło stanowił doświadczony legion (VII?), a szyk zamykał niedoświadczony (XII?). Takie ustawienie pozwalało na wspieranie świeżych żołnierzy przez zaprawionych w bojach towarzyszy broni, a jednocześnie wyjaśniałoby, dlaczego lewe skrzydło Rzymian było słabsze, co miało wpływ na późniejsze problemy na tym odcinku. Cezar wiódł do boju 25–30 tys. legionistów i zbrojnych z oddziałów pomocniczych.
Trudno powiedzieć, na co liczył Cezar, gdy z tak uszykowanymi legionami podsunął się pod obóz Germanów, ale na pewno ucieszył go widok wychodzących z niego i szykujących się do bitwy barbarzyńców. Pewnie nieco go to zaskoczyło, gdyż zważywszy na słowa „świętych kobiet”, nie spodziewał się, że wywiedzenie Ariowista w pole pójdzie mu tak łatwo.
Co skłoniło Ariowista do przyjęcia bitwy przed nowiem? Na to pytanie próbował odpowiedzieć Kasjusz Dion. Stwierdza on, że walki poprzedniego dnia, gdy niemal opanował mały obóz, wódz Germanów uznał za sukces. „Wobec tak pomyślnego dla niego rozwoju wypadków już więcej nie zważał na kobiety. Nazajutrz, skoro Rzymianie ustawili się w szyku bojowym tam, gdzie czynili to codziennie za dnia, ze swej strony wyprowadził swe siły przeciwko nim”. Nieco bardziej racjonalnego wytłumaczenia dostarcza nam Plutarch: „Widząc więc, jak Germanie siedzą spokojnie w obozie, sądził, że dobrze by było bić się z nimi teraz, kiedy do tego nie mają ochoty, niż czekać bezczynnie, aż przyjdzie ich czas. Zaraz też zaczął robić wypady na szańce i pagórki, gdzie obozowali, i drażnił ich w ten sposób tak długo, aż wreszcie rozgniewani dali się sprowokować do walki”.
Są to istotne wyjaśnienia, lecz wciąż zastanawia, dlaczego Ariowist bez wahania wyprowadził swoją armię przed obóz i przyjął bitwę, chociaż wieszczki przepowiedziały mu klęskę, jeżeli stoczy bój przed nowiem. Istnieje możliwość, że germański wódz nie należał, podobnie jak Cezar, do ludzi przesądnych, lecz trudno to powiedzieć o barbarzyńskich wojownikach czy nawet legionistach. Ariowist musiałby dokonać cudu, aby skłonić swoich ludzi, by walczyli w skazanej przez bogów na klęskę bitwie. Najprościej można wyjaśnić tę kwestię tym, że cała historia o wróżbach i przypowieści o klęsce Germanów przed nowiem Księżyca była tylko wymysłem Cezara, który chciał w ten sposób zachęcić swoich żołnierzy do stoczenia bitwy, w której Germanom sądzone jest przegrać – i to przez ich własnych bogów. W ten sposób rzymski wódz podnosił morale legionistów, którzy jeszcze nie tak dawno byli blisko podniesienia buntu przeciwko niemu, chcącemu prowadzić ich przeciwko barbarzyńcom. Przeświadczony o swoim zwycięstwie rzymski żołnierz i pewny klęski groźnego wroga nie bał się już go tak bardzo jak wcześniej i wiedział, że sprosta mu w polu. To dlatego nieświadomy swego losu, niemający pojęcia o złych wróżbach Ariowist wyprowadził swoich wojowników przed obóz. Możliwe też, że Ariowist uległ naciskowi wojowników, którzy niemal zdobyli mały obóz wroga i uważali, że należy stoczyć bitwę. Tym bardziej że nieprzyjaciel stanął bardzo blisko nich, co też niosło ze sobą groźbę ataku na ich obóz.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Romanowskiego „Bibracte-Wogezy 58 p.n.e.” bezpośrednio pod tym linkiem!
Zastanawiające jest jeszcze stwierdzenie Cezara, że „dopiero wtedy Germanie z konieczności wyprowadzili swoje siły z obozu”. Jaka to była „konieczność”? Nie wiemy. Cezar znów coś przemilcza. Poza tym, jak zobaczymy niżej, jego armia nie mogła podejść zbyt blisko obozu barbarzyńców, gdyż ci nie mieliby przestrzeni na sformowanie szyku, za którym stanęły jeszcze wozy. Nieścisłości w opisie Cezara aż kolą w oczy. Z tego powodu jesteśmy w stanie jedynie ogólnie przedstawić przebieg bitwy pod Wogezami.
Ariowist ustawił swoje oddziały w szyku kolumnowym, sformowanym według plemion ustawionych w jednej linii, w jednakowych odstępach. Tak stanęli gotowi do walki: Harudowie, Markomanowie, Trybokowie, Wangionowie, Nemetowie, Sedusjowie oraz na prawym skrzydle Swebowie. Jeżeli Ariowist brał czynny udział w walce, a nie mamy na to dowodów u Cezara, to prawdopodobnie walczył właśnie na prawym skrzydle, razem ze swoimi Swebami. Tutaj bila się też jego drużyna, która przedstawiała najlepszą wartość bojową ze wszystkich oddziałów. Nie wiedzieć czemu, Cezar uznał prawe skrzydło Germanów za słabsze – możliwe, że wydało się mu mniej zwarte. Aby wzmocnić swoje szeregi, Ariowist prawdopodobnie spieszył jazdę, co nie było czymś niezwykłym, a tłumaczyłoby jej brak podczas walki.
Germanie nie przyjęli bitwy bezpośrednio pod swoim obozem, ale nieco zbliżyli się do Rzymian, stojących dalej od obozu, niż pisze Cezar. Część germańskich taborów znalazła się nie tylko z tyłu, ale też z boków szyku. Według prokonsula Ariowist uczynił tak, aby nie dać swoim wojownikom szans i nadziei na ucieczkę. By zwiększyć zapał i podnieść ducha bojowego swoich ludzi, Germanin umieścił na wozach kobiety, „które, wyciągając ręce ku ruszającym do boju wojownikom, błagały wśród płaczu, aby nie wydawali ich Rzymianom w niewolę”. Germanie liczebnie ustępowali lub w najlepszym razie dorównywali legionom Cezara – szacuje się, że armia Ariowista mogła liczyć od 20 do 35 tys. wojowników, najczęściej wskazując liczbę 30 tys. Bitwę rozpoczął Cezar. Uderzył całą swoją linią na szeregi Germanów. W odległości ok. 15 m od wroga legioniści zatrzymali się, by obrzucić go tysiącami pila. Nie zdołali tego uczynić, bowiem Germanie nie czekali na nich na swoich pozycjach, lecz gwałtownie ruszyli do ataku, wznosząc bitewne okrzyki. Ich natarcie było tak szybkie, że Rzymianie nie zdążyli obrzucić ich oszczepami, zanim doszło do zwarcia. Legioniści z pierwszych szeregów musieli odrzucić nieprzydatne pila i dobyć mieczy.
Doszło do gwałtownej walki. Nie zdoławszy przełamać rzymskich szeregów w pierwszym impecie, Germanie uformowali falangę, a raczej coś na wzór ściany z tarcz, i przeszli do defensywy. Legioniści, sami odrzuciwszy swoje tarcze, wyrywali, a raczej odciągali w swoją stronę, tarcze wojowników zza Renu, aby móc zadać im śmiertelne ciosy od góry. „Istotnie – jak opisuje dość barwnie Kasjusz Dion ową bitwę – tak się z nimi starli, że przeciwnicy nie mogli zrobić użytku z dzid i z długich mieczy. Toteż barbarzyńcy się pchali i walczyli raczej swymi ciałami niż bronią, usiłując przewrócić każdego napotkanego i obalić każdego, kto stawiał opór. Wielu nie mogło nawet skorzystać z krótkich mieczy i walczyło zamiast nich rękami i zębami; ściągali przeciwników, gryźli, szarpali, gdyż bardzo górowali nad nimi wzrostem. Mimo to nie wyrządzali wielkiej szkody. Rzymianie w starciu wręcz jakoś im dorównywali dzięki swemu uzbrojeniu i sztuce wojennej. W końcu Rzymianie po podtrzymaniu tego rodzaju walki przez bardzo długi czas wzięli górę u schyłku dnia. Bo sztylety, mniejsze od sztyletów galickich, opatrzone stalowymi grotami, oddały im bardzo wielką przysługę. Ponadto sami wojownicy, wdrożeni do wytrzymania tego rodzaju wysiłku przez długi czas, opierali się lepiej od barbarzyńców, gdyż wytrzymałość ich nie dorównywała gwałtowności ataków. Z tego powodu Germanie ponieśli porażkę […]”.
Ostatecznie prawe skrzydło Cezara odniosło sukces, rozbijając szyk Germanów i zmuszając ich do ucieczki. Jednak na rzymskim lewym skrzydle to barbarzyńcy przeważali. Walczący tam Germanie, być może z samym Ariowistem oraz jego zaprawioną w bojach drużyną, powoli, ale systematycznie napierali na rzymskie legiony: VII (?) i XII (?). Przechodzący chrzest bojowy legion XII (?) mężnie stawiał czoło drużynie Ariowista, ale ulegał jej naporowi i cofał się krok po kroku. To wymuszało na walczącym po jego prawej stronie legionie VII (?) podobne zachowanie, aby nie dopuścić do odsłonięcia swojej lewej flanki i utworzenia wyrwy pomiędzy nimi, co umożliwiłoby wyjście Germanom na tyły całej linii bojowej Rzymian. Legion XII (?) cofał się, jednocześnie utrzymując kontakt z centrum. Takie rozwiązanie było jedynie doraźne, katastrofa była bowiem tylko kwestią czasu.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Romanowskiego „Bibracte-Wogezy 58 p.n.e.” bezpośrednio pod tym linkiem!
Sytuację na lewym skrzydle Rzymian uratował młody dowódca jazdy Publiusz Krassus. Widząc, że walka na tym odcinku przybiera coraz gorszy obrót, skierował do boju trzecią linię zagrożonych legionów. Nie jest pewne, czy bezpośrednio wzmocnił nią walczących, czy na ich czele uderzył z boku. Cezar ograniczył się do stwierdzenia, że „naszym, znajdującym się w opałach, posłał z odsieczą trzeci szyk”. Najprawdopodobniej Krassus obszedł Germanów z flanki, co było o tyle ułatwione, iż nie była ona osłaniana przez jazdę przeciwnika (która została spieszona). Sześć kohort trzeciej linii legionów VII (?) i XII (?), a niewykluczone, że także z legionów walczących w centrum (przynajmniej jednego, co dałoby kolejne trzy kohorty), uderzyły z boku i wyszły na tyły przeciwnika. Ten manewr uratował Rzymian na tym odcinku i ostatecznie zapewnił im sukces. Natarcie sześciu lub dziewięciu kohort trzeciej linii na nieosłoniętą, prawą stronę nieprzyjaciela zagroziło Germanom całkowitym zniszczeniem. Najpierw wojownicy na prawym skrzydle, a zaraz za nimi także w centrum i na lewym skrzydle, rzucili się do ucieczki.
To był koniec starcia. „Całe pole bitwy zasłane było trupami poległych i łupami”. Ich zbieraniem zajęli się zwycięscy legioniści i ciury obozowe. Natomiast pobici Germanie uciekali w popłochu w kierunku Renu, oddalonego od miejsca ich klęski o ok. 7 km. W ucieczce nie przeszkodziły im nawet wozy, które Ariowist ustawił przed bitwą za swoimi wojownikami, chociaż wielu z nich znalazło tam śmierć, przyciśniętych przez nacierających na nich Rzymian – „wielu padło od razu od jednego ciosu, wielu umierało przed upadkiem. Bo z powodu zwartości układu [tj. wielkiego ścisku – przyp. T.R.] nawet umrzyki utrzymywały się prosto. W ten sposób większość piechoty [...] w pobliżu wozów, do których zepchnięto część z nich, zginęła. Z nimi zginęły ich żony i dzieci”.
Frontyn twierdzi, że Cezar umożliwił Germanom ucieczkę, aby rzucić za nimi w pościg jazdę, unikając w ten sposób strat własnych. Ku zbawczej rzece uciekali wszyscy: wojownicy, kobiety, dzieci. Nie wszyscy do niej dotarli. Jazda prokonsula – brał on zresztą udział w pościgu – przypieczętowała rzymskie zwycięstwo. Zmęczeni Germanie ginęli lub dostawali się do niewoli, bez względu na to, czy byli to wojownik, kobieta czy dziecko. Antyczni pisarze oceniają liczbę wszystkich poległych barbarzyńców na 80 tys.. Ostatecznie nie jesteśmy w stanie oszacować strat walczących armii, ale po obu stronach były one znaczne, przy czym u Germanów znacznie większe niż u Rzymian. Podczas ucieczki zginęły dwie żony Ariowista – Swebka i Noryjka, a także jedna z jego dwóch córek. Druga przeżyła pogrom, lecz dostała się do niewoli.
Dotarcie do Renu nie gwarantowało ocalenia – trzeba było jeszcze mieć równie wiele, jeżeli nie więcej, szczęścia, by znaleźć przy brzegu jakąś łódź, na której można było przepłynąć rzekę. Próby sforsowania jej wpław, jeżeli miały miejsce, były aktem szaleńczej desperacji, bez szans na powodzenie. A do wyłapujących Germanów ludzi Cezara dołączyła także galijska ludność mieszkająca w pobliżu rzeki, która doznała wielkich krzywd od Ariowista i teraz mogła wziąć odwet na jego ludziach, tak że „wielką ich liczbę wybiła”.
Sam Ariowist zdołał ujść z życiem. Uciekał konno z pola bitwy w towarzystwie kilku jeźdźców, a następnie przepłynął Ren na cudem znalezionej łodzi. Później słuch po nim zaginął. Ani Cezar, ani żaden inny historyk nie wspominają o dalszym losie ambitnego wodza Swebów. Jego gwiazda rozbłysła nagle i równie szybko zgasła. Już nie zdołał odzyskać znaczenia i odegrać istotnej roli w dziejach Germanii.
Podczas pościgu jeźdźcy Cezara zdołali odbić z rąk Germanów Gajusza Waleriusza Procyllusa oraz Marka Mecjusza, niefortunnych posłów, których uwięzienie przez Ariowista dało Cezarowi tak upragniony powód do wojny z sojusznikiem Rzymu.
Klęska Ariowista była całkowita. Zwycięstwo nad Germanami u podnóża Wogezów, na Równinie Ochsenfeld, było znacznie ważniejsze, zarówno militarnie, jak i politycznie, niż kampania przeciwko Helwetom. Ten sukces Rzymian skłonił Germanów, gotujących się właśnie do sforsowania Renu i wkroczenia do Galii, do zaniechania swoich planów. Od tej pory rzeka ta stała się – chociaż dość płynną – granicą polityczną, kulturową i gospodarczą. Galia została ocalona przed dzikim germańskim najeźdźcą. Pokonując Ariowista, Cezar powstrzymał germańską ekspansję na tereny Galii. Tamtejsze ludy zamieszkujące tereny po Sekwanę i Mozelę zostały zmuszone do zawarcia sojuszu z pogromcą Helwetów i Swebów, co było równoznaczne z uznaniem jego zwierzchności. Żeby zagwarantować ten stan rzeczy, Galowie musieli dostarczać Rzymianom zakładników. Po opanowaniu tej części Galii Cezar mógł myśleć o kontynuowaniu podboju całej krainy, a także czerpać zyski z podporządkowanych terenów i wpływać na politykę w Rzymie.