Bitwa nad Kremerą: rewanż Etrusków na Rzymianach
Ten tekst jest fragmentem książki Daniela Gazdy „Weje 405-396 p.n.e.”.
Dowodzony przez drugiego konsula legion wkroczył na terytorium wroga. Widząc, że Wejenci nie kwapią się z wyjściem w pole, Rzymianie nieroztropnie rozpuścili swoje wojska w celu rabunku mienia i inwentarza. Na to czekali tylko Etruskowie, którzy szybko uderzyli na rozproszonego wroga, zabijając wielu legionistów i odzyskując zrabowane mienie. Pobici i zdemoralizowani Rzymianie wycofali się późnym popołudniem na wzgórze, gdzie założyli obóz. Etruskowie natychmiast rozbili u stóp tego wzgórza swój obóz i wystawili wokół wzgórza swoje placówki, tak że Rzymianie nie mogli organizować wypraw po żywność. W ten sposób widmo głodu zajrzało szybko w oczy wojsk republiki.
O zaistniałej sytuacji dowiedział się tymczasem Fabiusz przebywający w dalszym ciągu w kraju Ekwów. Natychmiast rozpoczął on marsz w celu udzielenia pomocy okrążonej armii rzymskiej. Na wieść o zbliżaniu się posiłków Wejenci opuścili zajmowane pozycje, pozwalając tym samym na połączenie się dwóch armii rzymskich. Doszli oni do wniosku, że nie są w stanie sprostać połączonym wojskom Rzymian w polu. Pomiędzy obiema stronami rozpoczęła się teraz wojna podjazdowa, przerywana krótkimi okresami zawieszenia broni (Dionizjusz IX, 14). Trafnie opisał ją Liwiusz:
„Wojna nabrała charakteru rozbójniczego: gdy nadchodziły legiony rzymskie, Wejenci chowali się do miast; jak widzieli, że wojsko odeszło, wchodzili na ziemie rzymskie. I tak na zmianę: wojną wykpiwali pokój, a pokój wojną, przez co nie można było tej wojny ani zaniechać, ani doprowadzić do końca […]. Wejentowie nie byli tak niebezpieczni jak uparci i więcej dokuczali zaczepkami przynoszącymi Rzymianom ujmę niż grozą; bo nie można było ani na chwilę z oczu ich spuścić ani też zwrócić się przeciw innym” (Liwiusz II, 48).
Z tego fragmentu możemy jeszcze wywnioskować, że żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi podczas tej wojny, ponieważ oba miasta dysponowały mniej więcej takimi samymi siłami. Ponadto walki na tym odcinku wiązały praktycznie całą armię rzymską tak potrzebną na innych frontach. Dlatego na posiedzeniu senatu jeden konsul z rodu Fabiuszy wystąpił z wnioskiem, że wojnę z Wejami może prowadzić sam tylko ród Fabiuszy, wysyłając na front prywatną armię wystawioną na własny koszt. Oczywiście wniosek uzyskał natychmiastową aprobatę (Dionizjusz IX, 15). Trzeba się zastanowić, co było powodem tak ochoczego wystawienia przez Fabiuszy prywatnej armii. Część historyków lokalizuje na północny zachód od Rzymu tak zwany tribus Fabii, czyli prywatne posiadłości rodu. Wynika stąd, że w tym czasie Fabiusze zamierzali bronić swoich prywatnych włości przed grabieżami lub chcieli je poszerzyć kosztem Wejentów.
Po posiedzeniu senatu wezwano przedstawicieli rodu Fabiuszy, aby zbrojnie stawili się następnego dnia przed domem konsula. Tak też się stało. Sformowano kolumnę marszową. Markus Fabiusz jako naczelny wódz zajął miejsce w jej środku i przemaszerowano przez Rzym w stronę granicy z Wejami. Armia ta liczyła 306 patrycjuszów z rodu Fabiuszy, uzbrojonych w ciężką broń, a do tego dochodziły rzesze klientów i przyjaciół rodu zapewne uzbrojonych w różnorodną broń (Dionizjusz IX, 15; Liwiusz II, 48–49). W sumie oddział ten mógł liczyć nawet około 2–3 tysięcy ludzi. Rzymianie ruszyli w pole po dokonaniu odpowiednich ślubów i ceremonii religijnych. W trakcie marszu przez Rzym „towarzyszyły im tłumy: jeden złożony z krewnych i przyjaciół, nieprzewidujący, co do nich nic miernego, tylko samą wielkość, szczęsną lub nieszczęsną; drugi – przejęty troską o państwo, z gorących uczuć dla nich i podziwu wprost osłupiały” Liwiusz (II, 49).
Przeszli obok Kapitolu, następnie opuścili miasto przez Bramę Karmentalską, gdzieś na północ od Rzymu przekroczyli Tyber i dotarli do ujścia rzeki Kremery do Tybru. Zapewne w widłach tej rzeki oraz Tybru założyli obóz warowny, nie wiadomo tylko czy po północnej, czy południowej stronie Kremery. Dionizjusz z Halikarnasu pisał, że obóz położony był na szczycie skalistego wzgórza oraz że był doskonale chroniony wałami i dwiema fosami, a w jego palisadzie znajdowały się wieże (Dionizjusz IX, 15). Twierdzę tę Rzymianie od nazwy przepływającej obok niej rzeki nazwali Kremera. Była to dogodna pozycja do kontroli przejść przez Tyber, utrudniała ona też komunikację między Wejami a Fidenami. Budowa tej twierdzy uniemożliwiła też w praktyce rabunkowe wyprawy Etrusków na terytorium rzymskie i stworzyła dogodną podstawę do organizacji wypadów aż pod same Weje.
Po jej wybudowaniu Fabiusz przeszedł do działań ofensywnych. Niespodziewanie przedarł się z częścią swoich sił na tereny położone na zachód od miasta Weje, gdzie Etruskowie trzymali swoje stada zwierząt hodowlanych. Był to pierwszy w historii rajd armii rzymskiej, który dotarł aż tak daleko w głąb terytorium Etrurii. Tym manewrem Fabiusz zaskoczył całkowicie swoich wrogów. Stada i gospodarstwa po zachodniej stronie Wejów były w ogóle niestrzeżone, ponieważ Wejenci nie spodziewali się ataku na swoje tyły. Fabiusz zagarnął obfite łupy i powrócił do obozu. Rzymski wódz zdobył wystarczająco dużo zaopatrzenia dla swoich wojsk, aby móc spokojnie przezimować. Następnie Fabiusz podzielił swoje wojska na cztery części, jedna z nich stanowiła załogę obozu, a trzy pozostałe prowadziły wojnę podjazdową, grabiąc ciągle terytorium wroga. Były to oddziały niezwykle mobilne, które szybko i niespodziewanie atakowały i szybko się wycofywały. Dlatego Etruskowie nie mogli skutecznie zapobiec tym napadom. Takiej sytuacji Wejenci nie zamierzali tolerować, wezwali więc posiłki z innych miast etruskich, aby rozprawić się z korpusem Fabiuszy (Liwiusz II, 49; Dionizjusz IX, 15).
Tymczasem nastał nowy rok. Kolejnymi konsulami zostali wybrani Lucjusz Emiliusz oraz Gajusz Serwiliusz. Po przybyciu posiłków Wejenci rozbili obóz po zachodniej stronie Tybru, na północ od Kremery, koło skał zwanych Saxa rubra, i zablokowali oddział Fabiuszy. Na wieść o tych wydarzeniach Rzymianie wysłali Fabiuszom posiłki w sile prawdopodobnie jednego legionu pod dowództwem Lucjusza Emiliusza. W wyprawie tej uczestniczył też Kenzon Fabiusz.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Daniela Gazdy „Weje 405-396 p.n.e.” bezpośrednio pod tym linkiem!
Rzymianie po rozbiciu obozu w okolicach pozycji Fabiuszy od razu przystąpili do działań ofensywnych, żeby przerwać blokadę oddziału Fabiuszy. Aby do tego nie dopuścić, Etruskowie zaczęli ustawiać swoje wojska do bitwy. W tym momencie na ich formujące się skrzydło uderzyła z flanki jazda rzymska, całkowicie uniemożliwiając wojskom etruskim zajęcie odpowiednich pozycji z zabezpieczonymi skrzydłami oraz tyłem. Rzymianom udało się zepchnąć Etrusków w kierunku ich obozu. Zapewne pod jego osłoną Wejenci uporządkowali swoje szyki i ponownie stanęli do bitwy. W tej sytuacji Rzymianie, widząc, że przeciwnik zajmuje dogodne pozycje i ma liczne wojska, aby uniknąć dalszych strat, zgodzili się na szybki rozejm na warunkach status quo. Na jego mocy zarówno Etruskowie, jak i legion rzymski powrócili w swoje rodzinne strony, natomiast oddział Fabiuszy pozostał w obozie. Kruchy rozejm nie wytrzymał próby czasu i wkrótce został zerwany.
Dionizjusz opisuje drugą część tej kampanii nieco inaczej. Według niego Rzymianie po dziennym i nocnym oblężeniu przypuścili szturm na obóz Etrusków. W momencie kiedy wspinali się na wały i palisadę, Wejenci opuścili obóz i wycofali się do Wejów. W ten sposób znowu wpadło w ręce Rzymian całe wyposażenie obozu wrogów. Następnie Wejenci wysłali delegację najstarszych obywateli z propozycją zawarcia pokoju (Liwiusz II, 49; Dionizjusz IX, 16–17). Trudno ustosunkować się jednoznacznie do tej ostatniej relacji. Rzymianie też potrzebowali pokoju, ponieważ toczyli w tym czasie (wspólnie ze swoimi sprzymierzeńcami Hernikami i Latynami) ciężkie walki z Ekwami oraz Wolskami i potrzebowali chwilowego wytchnienia.
Warunki zatwierdzonego przez senat pokoju były korzystne dla Rzymu. Stał się on jednak zarzewiem poważnych konfliktów wewnętrznych w samej republice. Senat odmówił bowiem konsulowi po zawarciu pokoju prawa do odbycia tryumfu. Ten w odwecie podburzył zgromadzenie ludowe przeciwko senatowi i nawet rozesłał do domów część podległych sobie oddziałów prowadzących walki w kraju Ekwów. W Rzymie zapanował spór dotyczący podziału ziemi publicznej, co nie sprzyjało prowadzeniu działań wojennych na dużą skalę.
W tym samym mniej więcej czasie zostało zwołane cykliczne spotkanie delegatów miast etruskich. Postanowiono na nim, że Wejenci zażądają od Rzymu likwidacji twierdzy w Kremerze i wycofania się z terenów podległych temu państwu (Dionizjusz IX, 18). Odmowa republiki spowodowała wznowienie walk, które na początku miały charakter podjazdowy. Fabiusze ograniczyli się do rabowania terytorium wroga, rzadko więc dochodziło do większych starć. Z początku Wejenci byli sfrustrowani taką sytuacją, ale z czasem doszli do wniosku, że mogą pokonać uciążliwych wrogów podstępem, wykorzystując ich pewność siebie oraz zuchwalstwo. Mamy dwie relacje dotyczące tych wydarzeń: Dionizjusza oraz Liwiusza.
„Nieraz więc, gdy Fabiusze łupili kraj, podpędzono im umyślnie bydło, żeby wpadli na nie niby przypadkiem, to znowu wieśniacy uciekali z pól, zastawiając je bez obrony. Nawet oddziały zbrojne wysłane dla obrony przed rabunkiem uciekały częściej z udanej niż prawdziwej bojaźni, Fabiusze tak sobie już lekceważyli nieprzyjaciela, tak byli przekonani, że nie ma takiego miejsca ani takiej pory, by można się oprzeć było ich niezwyciężonemu orężowi. Ta pewność siebie doprowadziła ich do tego, że spostrzegłszy daleko od Kremery bydło na krańcu wielkiego pola, pobiegli doń, choć tu i ówdzie widać było nieprzyjaciela. Biegnąc nieostrożnie w pełnym pędzie minęli już miejsce, gdzie koło drogi urządzona była zasadzka, po czym zaczęli zaganiać porozpraszane, jak to bywa w popłochu, po polach bydło. Nagle z zasadzki powstał nieprzyjaciel i otoczył ich ze wszystkich stron” (Liwiusz II, 50).
Etruskowie z okrzykiem bojowym przestąpili do ataku. Otoczyli oni ciasnym kręgiem Rzymian i zasypali ich pociskami (zapewne strzałami z łuków, pociskami z proc i oszczepami). Następnie uderzyli na szeregi obrońców. Rzymianie w odpowiedzi na działania wojsk etruskich przyjęli szyk okrężny, a potem odpierali z wielkim trudem ataki przeważających sił Wejentów. W końcu, widząc beznadziejność swojej pozycji, sformowali klin i zaczęli się przebijać w kierunku pobliskiego pagórka. Po dotarciu do niego sformowali ponownie szyk obronny, tym razem prawdopodobnie półkolisty, ufając w obronność miejsca. Wejenci jednak wykazali się sprytem oraz zmysłem taktycznym i zamiast atakować legionistów od frontu, obeszli pagórek i uderzyli na nich niespodziewanie od tyłu. Rzymianie w ten sposób zostali po raz drugi otoczeni i tym razem doszczętnie rozbici. Według Liwiusza cały oddział Fabiuszy przestał istnieć (Liwiusz II, 50).
Nieco inaczej, bardziej szczegółowo, ale zgodnie z tokiem opowieści Liwiusza, przedstawia to wydarzenie w swojej relacji Dionizjusz. Etruskowie rozbili swój obóz blisko twierdzy w Kremerze, ale wystarczająco daleko, aby nie został on rozpoznany przez Rzymian. Aby wywabić z twierdzy Rzymian, zastosowali fortel, prowadząc wypas owiec, bydła i koni w pobliżu obozu rzymskiego. Ci zachęceni łatwym łupem zagarnęli te stada łącznie z pasterzami. Tę akcję Etruskowie ponawiali coraz dalej od obozu Rzymian. W końcu z dala od twierdzy, na równinie między wzgórzami, Wejenci przygotowali zasadzkę. Na równinie umieścili duże stado zwierząt wraz z nieliczną ochroną zbrojną, aby zwabić w ten sposób wojska republiki. Na wzgórzach natomiast ukryli swoje liczne oddziały, które miały przystąpić do działania, kiedy Rzymianie rozproszą się w czasie rabunku.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Daniela Gazdy „Weje 405-396 p.n.e.” bezpośrednio pod tym linkiem!
Rzymianie, znęceni łatwym łupem, ruszyli licznym oddziałem, aby zagarnąć stado. Po przybyciu na równinę nie mogli uwierzyć własnemu szczęściu, kiedy bowiem rozwinęli swoje szyki bojowe, nieliczna ochrona zbrojna stada uciekła, pozostawiając zwierzęta i pasterzy własnemu losowi. Rzymianie bez zachowania jakichkolwiek środków bezpieczeństwa rozpoczęli grabież inwentarza i chwytanie pasterzy. Wtedy nagle ku swojemu zdumieniu zostali zaatakowani ze wszystkich stron przez Etrusków ukrytych na lesistych wzgórzach. Część Rzymian została wycięta od razu, a reszta wycofała się pobliskim wąwozem, zostali oni jednak ponownie zaatakowani. Wywiązała się zaciekła walka, a w jej trakcie Rzymianom udało się w końcu przy bardzo dużych stratach przebić na wznoszące się w pobliżu strome wzgórze. Etruskowie jednak szczelnie je otoczyli. Na tym wzgórzu nieatakowani Rzymianie spędzili noc. Następnego dnia wojska stacjonujące w twierdzy, dowiedziawszy się o klęsce ekspedycji, postanowiły przyjść z pomocą żołnierzom odciętym na wzgórzu. W pośpiechu opuściły one umocnienia, pozostawiając w obozie tylko nieliczną załogę. Oddział ten ruszył w kierunku wzgórza, lecz ten nieprzemyślany krok zakończył się katastrofą. Wkrótce bowiem Rzymianie zostali otoczeni przez przeważające siły Etrusków i wycięci w pień. Po zniszczeniu oddziału posiłkowego Wejenci zajęli się likwidacją wojsk rzymskich broniących się na wzgórzu. Zastosowali jednak inną taktykę. Aby nie narażać swoich wojowników, próbowali głodem zmusić Rzymian do kapitulacji. Armia Fabiuszy, kiedy skończyły się jej zapasy wody i żywności, zaatakowała pozycje Etrusków.
Po wielogodzinnej krwawej walce nie udało im się jednak przebić na otwarte pole. Etruskowie, widząc, że tracą w tej walce zbyt wielu ludzi, cofnęli swoje wojska i po odrzuceniu przez Rzymian propozycji kapitulacji zasypali ich gradem pocisków z proc i miotanymi oszczepami, zabijając w końcu wszystkich. Upojeni zwycięstwem Etruskowie odcięli co znamienitszym Rzymianom głowy i ponieśli je do twierdzy, aby zmusić załogę do kapitulacji. Ta jednak postanowiła mimo wszystko bronić twierdzy. Obrońcy twierdzy wyszli przed bramy i ustawili się w szyku bojowym. Etruskowie, zdumieni takim obrotem sprawy, ruszyli do ataku, likwidując szybko cały oddział Rzymian. Następnie zajęli niebronioną twierdzę (Dionizjusz IX, 20).
Bitwa pod Kremerą, składającą się według Dionizjusza z trzech epizodów, zakończyła się sromotną klęską Rzymian i likwidacją całego rodu Fabiuszy wraz z jego klientami. W krótszej opowieści Liwiusza nie znajdujemy informacji, co się stało z załogą twierdzy. Dzięki odniesionemu zwycięstwu Etruskowie pozbyli się ze swojego terytorium ważnej rzymskiej placówki i mogli teraz już bez przeszkód przystąpić do bezpośrednich ataków na terytorium republiki.
Opowieść o akcji Fabiuszy jest przez część współczesnych historyków traktowana jako dowód, że Rzymianie w tamtym czasie nie znali jeszcze szyku falangi. Jednak równie dobrze można potraktować informacje o zachowaniu się Rzymian podczas walk pod Kremerą, a zwłaszcza o przyjęciu przez nich szyku okrężnego, jako potwierdzenie tego, że potrafili oni walczyć w szyku falangi. Może zresztą był to oddział wydzielony kierujący się własnymi zasadami taktycznymi i sposobami walki, dostosowanymi do potrzeb danej chwili i do wymogów konkretnych nieszablonowych działań. Równie dobrze jednak możemy potraktować oddział 306 Fabiuszy jako trzy centurie hoplitów (trzy razy po około 100 ludzi plus wodzowie). Ale na takie tezy niestety nie posiadamy jednoznacznych dowodów.
Bitwa pod Kremerą nie była ostatnią klęską, jaka spadła na Rzym, do kolejnej bowiem doszło podczas nieudanej wyprawy konsula Tytusa Meneniusza. Konsul ten według Liwiusza poprowadził legion przeciwko Etruskom, którzy sforsowali Tyber i grabili okolice Rzymu. Natomiast według Dionizjusza Meneniusz stacjonował blisko Kremery i nie przyszedł z pomocą Fabiuszom wskutek zazdrości, jaką żywił wobec rodu Fabiuszy z powodu ich męstwa i reputacji. Nie wiadomo, czy na wieść o klęsce Fabiuszy wycofał się w kierunku Rzymu, czy też pozostał na miejscu swojego pierwotnego stacjonowania. W każdym razie jego obóz znajdował się w niedogodnym punkcie do obrony, w dolince u stóp wzgórza.
Etruskowie, kiedy zbliżyli się do pozycji Meneniusza, nie mogli uwierzyć, że to, co zobaczyli, jest prawdą. Szybko jednak zajęli wzgórze, dostając się na jego szczyt od przeciwnej strony, niż leżał obóz wrogów. Rozbili tam i umocnili swój obóz, otaczając go fosą i palisadą. Napadali z niego i niszczyli oddziały, jakie Rzymianie wysyłali w celu pozyskania żywności.
Konsul, nie chcąc się przyznać do błędu strategicznego, jaki popełnił, postanowił pozostać w tym niedogodnym do obrony miejscu. Jednak ciągłe ataki Wejentów zmusiły go do wyprowadzenia oddziałów z obozu i wydania Etruskom bitwy. Ci skwapliwie z tego skorzystali i zaatakowali Rzymian. Etruskowie atakowali z lepszej pozycji, czyli ze wzgórza, a ponadto mieli dwukrotną przewagę w ludziach, co dawało im dodatkowy atut. Kiedy Rzymianie w trakcie bitwy utracili ważniejszych oficerów, uciekli do obozu, pozostawiając na placu boju rannych oraz liczne znaki bojowe.
Etruskowie bardzo szybko otoczyli obóz Meneniusza. Atakowali go przez resztę dnia i całą noc, nie dając odpocząć legionistom. Następnego dnia przełamali opór Rzymian i zawładnęli obozem, biorąc do niewoli całą rzeszę żołnierzy wroga. Części Rzymian udało się zbiec i przedostać do Rzymu, przynosząc wieść o klęsce. Pierwsi zbiegowie dotarli do miasta już w środku nocy, siejąc zamieszanie. Rzymianie natychmiast powołali pod broń rezerwy i ustawili swoje wojska wokół miasta, przy bramach, na murach i wzgórzach wewnątrz murów, spodziewając się w każdej chwili ataku wroga. Jednak Etruskowie nie nadeszli tak szybko, zajęli się bowiem plądrowaniem obozu przeciwnika i świętowaniem zwycięstw (Dionizjusz IX, 23–24).
W ciągu jednej kampanii zniszczyli dwie armie rzymskie: Fabiuszy oraz Meneniusza. Można przyjąć, że Rzymianie stracili niecałe 10 000 żołnierzy. Sami prawdopodobnie dysponowali armią porównywalną do siły dwóch legionów rzymskich (armia etruska była dwukrotnie liczniejsza od sił Meneniusza, który, jak wiemy, dowodził jednym legionem).