Baader–Meinhof (reż. Uli Edel) – recenzja i ocena filmu
Sama wychowałam się jeszcze w cieniu legendy RAF – romantycznych rewolucjonistów, walczących z kapitalistycznym wyzyskiem, wyjętych spod prawa buntowników. I, co już wówczas było dla mnie ważne, również buntowniczek i rewolucjonistek.
Film Udi Edela miał być obiektywną, wyważoną, rzeczową opowieścią o RAF, którą reżyser chciał pokazać swojemu dziecku wychowanemu w Kalifornii. Wydaje mi się, że Edelowi udało się te zamierzenia zrealizować. Obraz w żaden sposób nie zachęca do podkładania ładunków wybuchowych, wytoczenia wojny systemowi. Pokazuje brutalność i zaciekłość obu walczących stron. Wśród oponentów znaleźli się zarówno brutalni fanatycy jak i osoby kierujące się zasadami niekrzywdzenia niewinnych obywateli. Zaskoczeniem było dla mnie przedstawienie samej Ulrike Meinhof. W filmie Udi Edela nie jest fanatyczną terrorystką, rewolucjonistką, a wrażliwą osobą, pełną refleksji, racjonalną. Środowisko z którego się wywodziła – pisma Konkret – nie było grupą rozbrykanych lewaków, ale lewicowych mieszczańskich sybarytów, przemieszczających się drogimi samochodami do podmiejskich willowych dzielnic, gdzie mieszkali. Widać rozdarcie Meinhof, która czuła zakłamanie swoich współpracowników, ale nie wczuła się w radykalizm Baadera i jego współpracowników. Sam Baader przedstawiony jest w filmie jako histeryczny narcyzm, dla którego rewolucja, którą wywołał, była pretekstem do szybkiej jazdy samochodem, szybkiego seksu i szybkiej kasy. Widać tu jego nieumiejętność współpracy, brak szacunku dla towarzyszy, a zwłaszcza towarzyszek broni. Bo w filmie Udi Edela to kobiety reprezentują teoretyczne zaplecze całego ruchu, to one kształtują ideologiczne podłoże rewolty i wygłaszają główne założenia akcji.
Wydaje mi się, że z pożytkiem dla filmu i w trosce o rzetelność historyczną, byłoby wprowadzenie podpisów przy osobie pojawiającej się pierwszy raz na ekranie. Dla mnie nie było jasne kogo gra Bruno Ganz (Horsta Herolda – Przewodniczącego Federalnego Urzędu Kryminalnego, czyli biura koordynującego prace wszystkich policji z niemieckich landów). Praktyka ta sprawdza się świetnie w telewizyjnej „Scenie faktów”. Nie są to zwyczajni bohaterowie filmowi, a postacie historyczne różniące się poglądami. Warto pamiętać, jakie poglądy głosiły osoby zajmujące ważne stanowiska w kraju, z jakiej opcji politycznej się wywodziły, jaką rolę pełniły w faszystowskich Niemczech. Film zawiera coraz popularniejsze obecnie wstawki dokumentalne. Bardzo podoba mi się ten zabieg, bo podnosi dramaturgię filmu, jego wiarygodność historyczną – choć można tu postawić pytanie o obiektywność w doborze obrazów z epoki. Wprawdzie początkowo obraz poraża wręcz ostrością działań policyjnych, ale wypowiedzi (czy autentyczne?) polityków pokazują polaryzację stanowisk, wśród decydentów obawiających się stworzenia represyjnego państwa policyjnego. Niestety, ale działania RAF, wbrew zamiarom, przyczyniły się do jeszcze większego monitoringu i kontroli społeczeństwa. Aż kręci się łezka w oku, że jeszcze nie tak dawno nie było wszędzie kamer, wykrywaczy metali, a na lotnisku nie trzeba było zdejmować butów. I aż nieprawdopodobne wydaje się, że można było przeprowadzić równocześnie w kilku miejscach akcję w odstępach 10 minutowych, nie posiadając komputerów czy telefonów komórkowych.
Zobacz też
Zredagował: Kamil Janicki