Anonyma – „Kobieta w Berlinie. Zapiski z 1945 roku” – recenzja i ocena
Pierwszą rzeczą charakterystyczną dla „Kobiety w Berlinie” jest brak danych autorki. Jak wytłumaczone to zostało w przedmowie: pisarka pragnie pozostać nieznana. U czytelnika budzi to początkowo ciekawość. Jednak po przeczytaniu zaledwie pierwszych stron pamiętnika wszelkie pytania o jej tożsamość tracą znaczenie i stają się wręcz niestosowne z uwagi na niewyobrażalną dla współczesnych ludzi, a jednak prawdziwą historię krzywdy.
Abstrahując od wymownej okładki, zwracający uwagę jest także tytuł pozycji. „Kobieta w Berlinie”. Czyli kto? W Berlinie były przecież tysiące kobiet. Poprzez wstrząsającą historię głównej bohaterki uwaga odbiorcy zostaje skierowana właśnie na dziesiątki niewiast w Berlinie: znanych lub bezimiennych. Zdrowych oraz chorych. Starych i młodych. Na rzesze istot, które po wkroczeniu Armii Czerwonej do Berlina w 1945 roku zostały uznane za łatwe do wykorzystania, pozbawione honoru i niegodne nawet szacunku. Oczywiście nie wszyscy radzieccy żołnierze w myśl oficjalnej propagandy dokonywali masowych gwałtów czy grabieży. Jednak ci, którzy potrafili lub chcieli okazać człowieczeństwo, byli nieliczni.
Niemieckie kobiety po wkroczeniu czerwonoarmistów zostały więc uwięzione w swoich berlińskich domach i piwnicach. Ich codzienność stanowił odtąd głód, pragnienie i strach. Wielokrotne i zbiorowe gwałty. Brutalna przemoc. Właśnie o tym jest książka. O niemieckich kobietach, które mimo gehenny w większości pozostały silne i honorowe. Każda na swój własny sposób walczyła o przetrwanie wśród żołnierzy Armii Czerwonej, którzy nadużywali alkoholu i mieli problemy z utrzymaniem wewnętrznej dyscypliny. Niemieckie kobiety musiały więc walczyć o godną egzystencję lub śmierć.
Autorka prowadziła pamiętnik od 20 kwietnia 1945 roku, a więc od rozpoczęcia się tzw. bitwy o Berlin – ostatniej, największej ofensywy w Europie II wojny światowej. Zapiski kończą się 22 czerwca 1945 roku, kiedy Armia Czerwona opuszcza miasto. Dokument jest autentycznym, niepowtarzalnym dowodem wspomnianych doświadczeń młodej, atrakcyjnej, trzydziestoletniej wówczas Niemki. Postać bohaterki jest kontrowersyjna. Zdumiewająca. Traumatyczną i obrzydliwą autopsję opisuje w sposób konkretny. Nie okazuje cierpienia, nawet jeśli je odczuwa. Przechodzi nad wszystkim „do porządku”. Bez emocji. Jak w przypadku gwałtu na schodach jej kamienicy, po którym po prostu wstała i poszła, martwiąc się jedynie o klucze do swojego mieszkania.
Uderzający, ale godny pochwały jest wręcz arystokratyzm autorki, która mimo upokorzeń pozostaje kobietą szlachetną. Oprawcom nie udaje się jej złamać – wręcz przeciwnie. Jest wyzwolona, choć Rosjanie próbują ją zniewolić. Jest świadoma siebie – swojego wykształcenia i pochodzenia, co nieustannie zaznacza. Pozwala sobie nawet na kpinę ze swych dręczycieli, jakby chciała ich wyśmiać i powiedzieć: ”Tylko tyle ci potrzeba, głupcze?”.
Nie można oceniać zachowania autorki. Nikt z nas nie wie tak naprawdę, jakby się zachował w obliczu zagrożenia lub seksualnego upodlenia. Nie można również, choć to trudne, podsumowywać żołnierzy Armii Czerwonej. Jak zaznacza bohaterka, wszyscy są ofiarami wojny. Oni też w jakiś sposób nimi byli. Jak trafnie zostało ujęte to w posłowiu: „Zbyt łatwo osądzać innych, samemu będąc bezpiecznym”. Robić nie chce tego zresztą i sama autorka.
Choć jej relacja jest pełna siły i ekspresji, to w bohaterce nie widać chęci zemsty. Nie dostrzega się jej nawet w opisie trudnego powrotu do męża, który – także będąc skrzywdzonym przez wojnę – stał się dla niej kimś zupełnie obcym, z którym nie umiała rozmawiać. Jest to intrygujące, zwłaszcza w kontekście dzisiejszych czasów, w których negatywne emocje nienawiści łatwo jest okazywać.
Kobieta stara się zrozumieć swój los. Akceptacja nie jest jednak tutaj przyzwoleniem, a dostosowaniem się do sytuacji. W posłowiu po raz kolejny trafnie zostało to określone słowami: „(…) dominował jeden popęd – dążenie do zaspokojenia głodu, chęć przeżycia za wszelką cenę”.
Zaskakujący w książce jest język, którym posługuje się autorka. Jest niewyszukany, codzienny, ale nie potoczny. Styl zdecydowanie nie jest nużący. Pozwala to na szybkie i płynne analizowanie tekstu. Układ dzieła jest logiczny i zrozumiały. Podział na opisywane przez autorkę dni jest chronologiczny i jasny. Relacjonuje ona zdarzenia jako uczestnik albo naoczny świadek. Szczegółowo opisuje np.: porę dnia i towarzyszące zdarzeniom okoliczności. Dzięki temu czytelnik ma wrażenie, iż sam jest bezpośrednim uczestnikiem opisywanej rzeczywistości.
Osobliwość „Kobiety w Berlinie” polega na bezdyskusyjnej autentyczności zapisków z 1945 roku, które powstawały, jak napisane zostało w posłowie: „(…) podczas dni i nocy pełnych cierpienia, nie dla krzewienia sztuki słowa (…), lecz dla autoterapii. O pewnych rzeczach można zapomnieć tylko wówczas, jeśli się je wypowie”. Niecodzienne są również opisy ciężkich przeżyć, które zostały pozostawione w sferze wyobrażeń. Bez szczegółowych objaśnień. Wpływa to na odbiór książki, tworząc ją jeszcze bardziej wymowną i przerażającą – każe odbiorcy zatrzymać się na chwilę i uświadomić sobie ogrom tego, co było czyimś „zwykłym życiem”.
Zastanawiając się nad zakupem pozycji, warto wziąć pod uwagę cenę, która nie jest wygórowana. Tym bardziej, że pamiętnik został opublikowany przez „Świat Książki” w sposób, do którego nie można mieć zastrzeżeń. Papier dobrej jakości. Okładka choć miękka, odporna na wielokrotne dotykanie. Całość mocno sklejona, ale nie przesadnie, dzięki czemu książka jest giętka, co ułatwia przekładanie stron. Format także jest zadowalający. Książka jest średniej wielkości i dosyć lekka. Zmieści się w standardowej torebce.
„Kobieta w Berlinie” to zdecydowanie pozycja godna polecenia. Interesująca z uwagi na dramaturgię przeżyć i opisywanych faktów kobiety skazanej na brutalne, powojenne życie. Fakt, że jest pisana z kobiecego punktu widzenia, nie znaczy absolutnie, że jest to pozycja tylko dla kobiet. Wręcz przeciwnie. Tym bardziej mogliby przeczytać ją mężczyźni, aby pamiętać, że nie tylko oni zostali dotknięci przez wojnę. Bierny, kobiecy opór oraz wsparcie współtowarzyszek niedoli i z rzadka litość oprawców były jedynym orężem i tarczą ochronną. „Słaba płeć” po raz kolejny zatriumfowała zwycięsko mądrością w swej pokorze.
Zobacz też:
- Kobieta w Berlinie – reż. Max Färberböck;
- Stig Dagerman – „Niemiecka jesień. Reportaż z podróży po Niemczech”;
- Roger Moorhouse – „Stolica Hitlera. Życie i śmierć w wojennym Berlinie”.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska