Anna J. Szepielak: W młodości Zygmunt I „zapasowy książę” był troszkę jak piąte koło u wozu. Któż z nas chciałby tak się czuć w rodzinie przez 40 lat?
Magdalena Mikrut-Majeranek: Eksplorując historię Polski, sięga Pani po słabo spopularyzowane do tej pory wczesne dzieje Zygmunta, przedostatniego z dynastii Jagiellonów. Dlaczego zdecydowała się Pani zająć akurat tym okresem w dziejach Polski?
Anna J. Szepielak: Zawsze fascynowały mnie opowieści z przeszłości. Nie jestem jednak historykiem. Ważne wydarzenia z dawnych wieków to dla mnie tylko element tła, na którym toczyły się historie znacznie ciekawsze: zwykła codzienność ludzi. Pod tym względem epoka Jagiellonów bardziej mnie interesuje niż brutalne czasy Piastów, w które ciężko jest mi się wczuć. A ja nie tylko odwiedzam, lecz nawet pomieszkuję w domach moich bohaterów. Staję się na długi czas członkiem ich rodziny. Dlatego staram się, by czytelnicy poznali ich jako żywych, czujących ludzi, a nie historycznych celebrytów. Tego samego chciałam dla księcia Zygmunta. Jak większość ludzi widziałam w nim przede wszystkim dojrzałego króla, nie zawsze moim zdaniem sprawiedliwie ocenianego przez historyków. Znałam go jako męża słynnej Bony, tak wspaniale wykreowanej w polskim serialu telewizyjnym przez panią Aleksandrę Śląską. Jednak dokumentując temat do mojej poprzedniej powieści – Jesteś opowieścią – natrafiłam w publikacjach na intrygujące, choć skąpe zapiski o życiu młodego Zygmunta Jagiellończyka. Z tych okruchów informacji wyrosła we mnie potrzeba „osobistego” poznania młodego księcia. Potrzeba zaprzyjaźnienia się z nim i zrozumienia, jakim był człowiekiem. Podążyłam zatem jego śladem.
Średniowiecze to epoka, która stanowi spore wyzwanie dla pisarza, ale daje mu też spore pole do opisu. Czy to Pani ulubiony okres w historii?
Jeszcze dekadę temu odpowiedziałabym przecząco. Z literackiego punktu widzenia moją ulubioną epoką jest pozytywizm, ponieważ wtedy właśnie żyli i tworzyli u nas tacy mistrzowie słowa, jak Władysław St. Reymont czy Eliza Orzeszkowa. Jednak w ostatnich latach sama siebie zaskoczyłam tym, jak wielką ciekawość wzbudziły we mnie publikacje opisujące nawet tak zamierzchłe czasy jak epoka Czingis Chana. Czy pisanie o średniowieczu to wyzwanie? Oczywiście. Piętnaście wieków historii to niezgłębiony skarbiec wciąż zmieniającej się codzienności, obyczajowości, kultury. To bardzo inspirujące dla autora. Jednocześnie wymaga ciężkiej pracy, czasami niemal detektywistycznej, zwłaszcza gdy nie jest się specjalistą. Wyzwanie stanowi każdy historyczny drobiazg – trzeba wiedzieć nie tylko jak bohater mieszkał, co jadł, w co się ubierał. Szukanie na przykład odpowiedzi na pytanie: z czego wykonany był stół lub talerz, jak brzmiał instrument przygrywający do posiłku lub czym wypychano materac królowej – to fascynująca, a jednocześnie przerażająca praca.
„Miłość i tron” to powieść, w której z pieczołowitością oddaje Pani realia epoki. Nie tylko przybliża Pani tło historyczne i postaci ważne dla historii Polski, ale skupia się Pani także na niuansach. O drogocennych materiałach, z których szyto królewskie szaty pisze Pani tak: „Pod wierzchnim okryciem można było dostrzec haftowane złotem i perłami błękitne rękawy kabatu oraz metaliczny połysk srebrnego pasa z ozdobnym kordem u boku”. To tylko niewielki fragment. Skąd czerpała Pani inspiracje i jakimi źródłami wspierała się Pani podczas pracy nad powieścią i tworzenia opisów strojów z epoki?
Najbardziej podstawowe książki o epoce od dawna miałam na półce – to publikacja Urszuli Borkowskiej pt. Dynastia Jagiellonów w Polsce oraz Zygmunt Stary Z. Wojciechowskiego i kilka innych. Bibliografie tam zawarte były bardzo pomocne w poszukiwaniach kolejnych pozycji. Ułatwieniem jest dziś Internet oraz mrówcza praca bibliotekarzy, którzy umieszczają skany ksiąg w tzw. bibliotekach cyfrowych. Lista zapisanych przeze mnie w komputerze linków ciągnie się w nieskończoność. Większość to artykuły naukowe, popularnonaukowe, o długich i czasem dziwnych tytułach. Jak różnorodne to były tematy, w tym dotyczące strojów, mogą świadczyć pierwsze z brzegu przykłady: A. Leszczyńskiej O muzyce w obrzędach koronacyjcnych królów polskich; T. Rombek Rotacje na wybranych urzędach dworu królowej Elżbiety Rakuszanki; K. Turskiej Ubiór dworski w Polsce w dobie pierwszych Jagiellonów; O okolicznościach narodzin królewskich dzieci (....) B. Możejko czy choćby P. Majewskiego Zaćmienie, które olśniło Kopernika.
W powieści historycznej fikcja mieszka się z prawdą. Jak jest w tym przypadku?
Dokładnie tak, jak to definiuje gatunek. Na końcu powieści umieściłam, jako ciekawostkę, spis postaci historycznych, które pojawiły się na kartach książki. Jest ich naprawdę sporo. Trzeba jednak pamiętać, że jest to gatunek beletrystyczny. Mój utwór nie jest biografią czy kroniką. Fakty historyczne, które wykorzystałam jako inspirację, były żyzną ziemią, na której urosła opowieść wzbogacona przez moją wyobraźnię. Z dużym szacunkiem dla wszystkich historycznych postaci oraz wydarzeń z ich życia.
Bohaterami powieści są członkowie rodu Jagiellonów. Pojawiają się jednak też takie postacie jak młodziutki Mikołaj Kopernik, który dopiero wstępuje na ścieżkę nauki, czy Jan Boner, królewski bankier. A którzy bohaterowie są fikcyjni?
Najmniej informacji historycznych znajdziemy o Katarzynie Telniczance. Dokumenty mówią o niej naprawdę niewiele, dlatego musiałam na bardzo wątłej podstawie wymyślić jej dzieciństwo, rodzinę oraz szczegóły związku z księciem. Dyskrecja tej kobiety oraz książęcych dworzan musiała być godna podziwu, skoro nie mamy nawet konkretnych danych o jej pochodzeniu ani o tym gdzie i kiedy poznała Zygmunta. Istnieją jedynie przypuszczenia, że w jakiś sposób była związana z dworem królowej Elżbiety. Dopiero w późniejszych czasach, gdy już nie było potrzeby ukrywania ich romansu, Katarzyna pojawiła się na kartach kronik lub w listach z epoki jako matka biskupa Jana z Książąt Litewskich oraz żona Andrzeja Kościeleckiego. Inną fikcyjną postacią jest na przykład wzorowany na Mikołaju Koperniku chłopiec – mieszkaniec Torunia.
O naszym astronomie mamy mnóstwo źródłowych informacji, ale jego dzieciństwo i młodość są dość mgliste. Dla pisarki to znacznie lepiej. Niektóre dwórki królowej to również luźne interpretacje prawdziwego fraucymeru. Jednak większość bohaterów ma swoje historyczne pierwowzory, nawet tak epizodyczne postaci jak Sidor – sługa i łaziebny młodego księcia, który zajmował się także pielęgnacją książęcego pudla Bielika. Mam nadzieję, że to swobodne połączenie historii z pisarską wyobraźnią spodoba się Czytelnikom.
Na królewskich dworach nie brakowało intryg i zbrodni. Wątek kryminalny pojawia się też w powieści. Wskazuje Pani inne perypetie rodu panującego. Pisze Pani, że gdyby Jagiellonowie wybrali się na wesele Fedora Bielskiego, dzieje dynastii mogłyby wyglądać zgoła odmiennie. Jak?
To chyba jedno z najczęściej powtarzanych w historii pytań: co by było, gdyby... Nie przepadam za takimi rozważaniami, ale gdyby spisek litewskich kniaziów doszedł do skutku (zresztą nie jedyny, bo zamachów na życie Jagiellonów było więcej), stracilibyśmy za jednym zamachem króla Kazimira oraz jego trzech starszych synów: królewicza Kazimierza, Jana Olbrachta i Aleksandra.
Być może także królową Elżbietę. Sam fakt takiego mordu również nie pozostałby bez dramatycznych skutków politycznych, tym bardziej że wielu kniaziom chodziło o oderwanie Wielkiego Księstwa Litewskiego od Korony. Kto w tej sytuacji zostałby królem polskim? Młodziutki Zygmunt, czy jego brat – król węgierski Władysław? A może najmłodszy Fryderyk? Jakie byłby dalsze konsekwencje polityczne? Pozostawiam te rozważania historykom.
Ciekawą postacią, którą poznajemy już na samym początku powieści jest Elżbieta Rakuszanka. Choć miała niewielkie szanse na zamążpójście, została żoną Kazimierza Jagiellończyka. Nie bez przyczyny nazywana była „matką królów” królów.
To chyba najpopularniejsze określenie królowej Elżbiety Habsburżanki, w której żyłach płynęła piastowska krew. Była postacią doprawdy niesamowitą. Mimo uciążliwego kalectwa spowodowanego gruźlicą kości, urodziła polskiemu królowi trzynaścioro dzieci, w tym sześciu synów. Jednego z nich – Kazimierza – ogłoszono świętym kościoła katolickiego; najmłodszy został prymasem i kardynałem. Natomiast czterech pozostałych nosiło korony – polską, węgierską i czeską. Kroniki podają, że Elżbieta była oddaną małżonką i monarchinią oraz głęboko religijną kobietą, podobnie zresztą jak cała jej rodzina. Oczywiście jak każdy człowiek miała swoje wady, ale poddani niezmiernie ją cenili. Dlatego tak trudno jest nam, ludziom współczesnym, zaakceptować sposób, w jaki kilka wieków później potraktowano grób królowej.
Czy matka polskich królów, nawet jeśli pochodziła z rodu Habsburgów, zasłużyła na to, by zbezcześcić jej zwłoki z powodu remontu? Podczas przebudowy kaplicy świętokrzyskiej w XVIII wieku i stawiania tam kolejnego nagrobka bezceremonialnie upchnięto jej trumnę w zapomnianej przestrzeni podziemi jak niepotrzebną skrzynkę. Na dodatek niszcząc ją, zasypując gruzem, a nawet dorzucając do trumny kości innych leżących obok osób. A trzeba pamiętać, że król Kazimierz polecił wybudować tę kaplicę specjalnie dla siebie i swojej małżonki. Jednak dopiero w XX wieku uszanowano naszą królową jak trzeba. Naukowcom udało się zidentyfikować szkielet Elżbiety i godnie ją pochować po raz kolejny. Losy niezwykłych osób są czasem zdumiewająco mocno poplątane. Nawet po śmierci.
Zygmunta, głównego bohatera cyklu, określa Pani mianem „zapasowego księcia”, nawiązując do głośnej autobiografii brytyjskiego księcia Harry’ego. Jaka faktycznie była pozycja młodego Zygmunta?
Uśmiecham się, ponieważ nie nawiązywałam tym tytułem do niczyjej autobiografii. Zaczęłam pisać powieść w roku 2021, skończyłam jesienią 2022 roku. Nie miałam nawet pojęcia, że ktoś wyda autobiografię o takim tytule. Motyw zapasowego królewicza był główną myślą towarzyszącą mi przy konstruowaniu postaci młodego Zygmunta. Ten aspekt jego życia musiał mieć bowiem na niego olbrzymi wpływ, wypełniał przecież jego codzienność niemal przez czterdzieści lat. Z zachowania księcia, jego stosunku do rodziny, do braci wynikało, że akceptował tę dziwną pozycję, choć zapewne musiał odczuwać spory psychiczny dyskomfort, coś na kształt kompleksu. Jego bracia mieli wyraźnie określone przez rodziców role, a on... Był troszkę jak piąte koło u wozu. Któż z nas chciałby tak się czuć w rodzinie przez czterdzieści lat? Być może po prostu starał się z tym pogodzić. Dodatkowo musiała go upokarzać konieczność ciągłego poszukiwania źródeł utrzymania. To nie były czasy Polski piastowskiej i dziedziczenia dzielnic. Ojcowizna Jagiellonów, czyli ziemie litewskie, także nie podlegała już podziałom między książęcych synów, jak przed wiekami. A przecież nikt nie chce być dla innych ciężarem. Ten aspekt życia księcia Zygmunta musiał zaważyć na jego relacjach rodzinnych oraz ukształtować wiele jego cech.
Powieściowy Zygmunt obiecuje, że zrobi wszystko, aby doprowadzić do uznania jego starszego, przedwcześnie zmarłego, brata Kazika świętym. Faktycznie, został on patronem Polski, Litwy i diecezji radomskiej. A jak to wyglądało w rzeczywistości? Jak szybko po swojej śmierci Kazimierz został świętym?
O tym będę dopiero pisała w drugim tomie powieści. Książę Zygmunt rzeczywiście uczynił wiele, by pamięć o jego zmarłych braciach i siostrach nie zaginęła.
Możemy jedynie przypuszczać, jak wiele ciężkich przeżyć kosztowało go żegnanie na zawsze tak licznego rodzeństwa oraz rodziców. Los nie oszczędzał pod tym względem długowiecznego a rodzinnego króla. Ogłoszenie królewicza Kazimierza świętym mogłoby być dla niego jedną z jaśniejszych chwil w tym morzu smutku. Niestety, pierwsza bulla kanonizacyjna wydana w 1521 roku zaginęła. Dopiero osiemdziesiąt lat poźniej udało się doprowadzić proces do szczęśliwego końca.
Ważnym miastem, jakie pojawia się w powieści, poza Krakowem, w którym znajdowała się siedziba Jagiellonów, jest też Toruń. To tam doszło do pasowania jego syna Zygmunta na rycerza. Jaka była wówczas pozycja i rola Torunia?
To pytanie raczej do historyka. Z perspektywy króla Kazimierza odzyskanie od Krzyżaków takich miast jak pruski Toruń – grodu wspaniale się rozwijającego nawet pomimo wojennych zniszczeń – miało na pewno bardzo szerokie znaczenie: gospodarcze, prestiżowe, polityczne. Zapewne dlatego tak często polscy królowie odwiedzali Toruń.
Przybliża Pani czytelnikom mało znane dzieje znajomości Zygmunta I z pewną urodziwą Katarzyną Telniczanką, która w powieści występuje jako Kasia Ochstadówna. W powszechnej świadomości Zygmunt figuruje jako mąż Bony z rodu Sforców. Pani z kolei przedstawia jego wcześniejsze dzieje. Co łączyło księcia i mieszczkę?
Ci, którzy znają trochę tę historię, wiedzą, że łączyło ich wiele. Pozostałych Czytelników zapraszam do lektury. Nie chcę tu zdradzać szczegółów mojej własnej interpretacji ich związku.
Wiadomo już, że „Miłość i tron. Serce w koronie” to pierwszy tom nowego cyklu. Czy w kolejnym tomie historia Kasi i Zygmunta będzie kontynuowana, czy może pojawi się już Barbara Zápolya?
W naturalny sposób pojawią się nowe postaci – bliscy, którzy otaczali króla Zygmunta w kolejnych jego latach. W końcu umierał, licząc sobie ponad osiemdziesiąt wiosen. Gdybym miała możliwość opowiedzenia jego losów szczegółowo musiałabym zapewne napisać nie tylko drugi, ale i trzeci, czy czwarty tom. Będę jednak musiała dokonać selekcji wydarzeń z życia księcia, który nawet we własnej opinii nie był przeznaczony do tego, by zostać królem. A jednak był nim. W epoce zwanej potocznie: złotymi czasami Jagiellonów.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Filia.