Andrzej Perepeczko – „Jurek Poleszuk. Tułaczka przez pół świata” – recenzja i ocena
Andrzej Perepeczko – „Jurek Poleszuk. Tułaczka przez pół świata” – recenzja i ocena
Jurek urodził się 1 września 1932 roku w Pińsku. Był rówieśnikiem i krajanem Ryszarda Kapuścińskiego. Obaj byli Poleszukami, mieszkańcami znajdującego się w granicach państwa polskiego Polesia (obecnie w granicach Białorusi). Ich dzieciństwo przypadło na lata wojny, jednak ich losy potoczyły się zgoła odmiennie. Rodzina przyszłego „cesarza reportażu” przez Przemyśl przedostała się w głąb niemieckiej strefy okupacyjnej i tym samym uniknęła deportacji, natomiast bohater recenzowanej książki został przymusowo przesiedlony do Kazachstanu. Jaki przebieg miała jego długa droga do domu?
Perepeczko – marynarz, oficer floty handlowej, publicysta, wykładowca Akademii Morskiej w Gdyni – upodobał sobie kresowe motywy. Po książkach „Jędruś, chłopak z Lwowa” i „Irenka, dziewczyna z Wilna” do księgarń trafiła historia Poleszuka o imieniu Jurek. Chłopiec jeszcze przed wojną odwiedził Gdynię i od tego momentu stał się pasjonatem tematyki marynistycznej. Bohater przeprowadza Czytelnika przez swe dziecięce lata.
Wiosną roku 1940 wraz z rodziną został wywieziony, jak sam mówi, „na koniec świata”, a dokładnie do północnego Kazachstanu, do Pietropawłowska. W pobliżu tej niewielkiej wówczas miejscowości (obecnie miasto zamieszkane jest przez około 220 tys. mieszkańców, w tym tysiąc Polaków) znajdowała się wieś Machorowka, a w niej ziernosowchoz, czyli państwowe gospodarstwo rolne. To tam w barakach zamieszkali polscy zesłańcy, a wśród nich Jurek wraz z mamą Wandą, tatą Jankiem i babcią Niną.
Bohater opowieści, widząc dookoła siebie smutnych i zrozpaczonych ludzi, postanawia zostać „dzielnym zesłańcem” i wraz z kolegami przygotowuje opał na zimę i organizuje mistrzostwa sportowe. Zmianę na lepsze przynosi sierpień 1941 roku, kiedy przychodzi wiadomość o umowie Sikorski-Majski. Po długich dniach niecierpliwego oczekiwania nadchodzi kolejny etap wędrówki: najpierw do Uzbekistanu, następnie przez Iran do Republiki Południowej Afryki. Chłopak zapisuje na kartonikach kolejne duże stacje, do których przybywa: Karaganda, Taszkient, Samarkanda, Teheran, Isfahan…i wreszcie Abadan, port leżący u ujścia Eufratu i Tygrysu do Zatoki Perskiej.
W trakcie podróży mały Poleszuk wyobraża sobie, że będzie mógł w przyszłości pochwalić się kolegom, jakie miasta odwiedził podczas swojej odysei. Jego przygody kończą się rejsem przez cieśninę Ormuz i Zatokę Omańską, przez Morze Arabskie i Ocean Indyjski, aż do wyjścia na ląd w Elisabeth w Południowej Afryce, gdzie tułaczka wojenna Poleszuków dobiega końca. Jurek wraz z mamą i babcią trafiają do ośrodka opiekuńczego w Oudtshoorn, natomiast tata od wiosny 1943 roku walczy w Egipcie i we Włoszech w armii generała Andersa. Po wojnie rodzina szczęśliwie wraca do kraju.
Pięknie wydana i zilustrowana książka, choć adresowana przede wszystkim do najmłodszych, stanowi pozycję, którą może przeczytać każdy i można ją polecić wszystkim miłośnikom historii bez względu na wiek. Wspomnienia z ponurych czasów wojny dobrze oddaje naszkicowana przez chłopca na kartonikach droga. Mimo że została umieszczona na okładce, to jest słabo widoczna i przysłoniona przez archiwalne zdjęcia. Brak czytelnej mapki należy uznać za mankament „Jurka Poleszuka”, ale nie powinno to zniechęcić czytelników, których z pewnością przyciągnie wciągająca i prawdziwa historia „napisana na podstawie wspomnień z tamtych ponurych czasów, przekazanych mi ustnie przez niektórych moich krewnych i przyjaciół” (Perepeczko). Polecam uwadze.