Andrzej Brzeziecki – „Betonowy umysł. Historia twardogłowych towarzyszy z PZPR” – recenzja i ocena
Andrzej Brzeziecki – „Betonowy umysł. Historia twardogłowych towarzyszy z PZPR” – recenzja i ocena
Za główny symbol peerelowskiego betonu uznawany jest Mieczysław Moczar, którego poglądy oraz wyznawane wartości były kwintesencją partyjniaków opowiadających się za Polską bez Żydów, kapitalistów, kultury zgniłego zachodu oraz wszystkiego, co nie pasowałoby do obrazu „prawdziwego” Polaka-komunisty. Gdy szerzej w głębimy się w historię PRL, to również Władysław Gomułka, Edward Gierek czy Wojciech Jaruzelski w różnych okresach swojej działalności, byli niejako reprezentantami filozofii symbolizowanej przez Moczara. Ale w odróżnieniu od szefa łódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa, używali dogmatycznych poglądów tylko wtedy, gdy było im to na rękę – jak zresztą cała masa działaczy. Po co? Aby uzyskać lub zachować określone stanowiska. Podziały w łonie polskich komunistów nie rozpoczęły się oczywiście od samego Moczara. Za genezę wewnętrznych konfliktów w Polsce Ludowej, uważa się zabójstwo pierwszego sekretarza Polskiej Partii Robotniczej, Marcelego Nowotki – przypomina Andrzej Brzeziecki, który od tego momentu opisuje historię twardogłowych towarzyszy z PZPR.
Na pierwszych stronach „Betonowego umysłu” popularny dziennikarz kreśli sylwetki oraz różnice między dwiema grupami polskich komunistów w okresie II wojny światowej. Jedni prowadzili działalność na terenie ziem pod okupacją niemiecką, a drudzy po 1939 roku znaleźli się pod „opieką” władz sowieckich. Główna rozbieżność wśród tych działaczy dotyczyła tego, że przybywający do Polski ze stolicy proletariatu komuniści, byli często pochodzenia żydowskiego oraz nie potrafili zrozumieć polskiego społeczeństwa. W tworzącej się Polsce Ludowej krytykowali zbyt duży nacisk na retorykę narodową. Natomiast „krajowcy” uważali, iż symbolika odwołująca się do polskości jest potrzeba w celu uzyskania poparcia mas społecznych. Ten dysonans doskonale wyjaśnia anegdota z czasów okupacji. Mianowicie komuniści cieszyli się, że ktoś na murze napisał „PPR ch*je”, a nie jak to zwykle bywało „PPR – Płatne Pachołki Rosji”. Podkreślali przy tym – „Niech piszą, żeśmy ch*je, ale polskie”. Tego typu przykładów jest zdecydowanie więcej. Na przykład Roman Werfel, prominentny działacz komunistyczny o korzeniach żydowskich mówił, że podczas przesłuchań ubeckich trzeba było przestrzegać jednej zasady: za mordę musiał brać Stasiek Staśka, a nie Mochin Staśka. Za dużo – teraz widzę – było Żydów w Bezpieczeństwie. Kwestia antysemityzmu przewija się przez całą książkę, ponieważ był to najczęściej stosowany oręż przez dogmatycznych działaczy wewnątrz komunistycznej partii.
A czym odznaczali się twardogłowi komuniści? Przede wszystkim żerowali na uprzedzeniach, stereotypach, niechęci do dialogu ze społeczeństwem, pogłębianiem strachu, zwalczaniem inteligencji, wzmacnianiem plebejskości, próbach pisania historii na nowo, czy charakterystycznym braniem przeciwników za mordę. Andrzej Brzeziecki pisze, że wielu peerelowskich polityków uciekało się do takich chwytów. Jak podkreśla, nie powinniśmy się temu dziwić, że ten sam człowiek w jednej epoce, na przykład za Władysława Gomułki, jawił się jako twardogłowy, a potem gdy do władzy doszedł Edward Gierek, jako liberał, by znów zbliżyć się do dogmatyków po powstaniu Solidarności, gdy licytowano się na twardość i gotowość do powstrzymania kontrrewolucji. Oni nosili mundury swojej epoki. Inni wykorzystywali koniunktury, może z czasem naprawdę zmieniali poglądy.
W „Betonowym umyśle” omawiane są w dużej mierze najważniejsze kryzysy PRL z perspektywy kulis partyjnych dogmatyków. Przeczytamy tu o bezpiece w czasach stalinizmu, której departamenty były opanowane przez komunistów żydowskiego pochodzenia. O próbach wykorzystywania sytuacji politycznej przez zwalczające się frakcje – natolińską i puławską w październiku 1956 roku. Mamy rozdział poświęcony legendarnemu komuniście – Kazimierzowi Mijalowi, który z każdym rokiem istnienia PRL, stawał się coraz twardszy w swoich poglądach politycznych. Przyjrzymy się sylwetce Stefana Olszowskiego, który za każdym razem, w kryzysowych sytuacjach był wskazywany na objęcie stanowiska I sekretarza PZPR.
Oczywiście numerem jeden całej lektury jest Mieczysław Moczar i powstałe wokół niego środowisko „partyzantów”, które masowo obejmowało partyjne stołki za czasów Władysława Gomułki. Dziennikarz zastanawia się, czy w czasie tzw. wydarzeń marcowych Moczar chciał przejąć pełnię władzy, czy tylko stać się człowiekiem numer dwa w państwie? Należy zgodzić się z autorem, że rozpętany antysemityzm został sprowokowany przez Moczara dla osiągnięcia określonych celów politycznych. Taki stan rzeczy był akceptowany przez towarzysza „Wiesława” do momentu, gdy przynosiło mu to polityczne korzyści. Tak jak to było wspomniane, Andrzej Brzeziecki sporo miejsca poświęca w publikacji antysemityzmowi i jego roli w okresie PRL. Jest to o tyle znaczące, że po 1989 roku, stereotyp Polaka antysemity, nie niestety zniknął z przestrzeni publicznej. A jedną z przyczyn było tolerowanie zachowań antysemickich przez komunistyczne władze – oczywiście, gdy było to dla nich korzystne w walce politycznej.
Pozbycie się Moczara z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz późniejszy upadek Gomułki spowodowały, że jego akcje polityczne osłabły, ale opary „moczarowskie” co jakiś czas były używane w łonie pezetpeerowskim. Wraz z pogarszającymi się problemami gospodarczymi, które uwidoczniły się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, twardogłowa trójka w osobach reżysera Bohdan Poręba, aktora Ryszarda Filipskiego i „marcowego” dziennikarza Ryszarda Gontarza – kolportowała „List 2000”. Był to memoriał, który miał stać się zaczynem odrodzenia „zdrowych sił” wśród polskich komunistów. Krytykowali oni Komitet Obrony Robotników, zarzucali Gierkowi błędną politykę gospodarczą czy akceptację dla nadmiernego bogacenia się ludzi związanych z aparatem władzy. Aby uzdrowić sytuację, żądali „prawdy w życiu narodu”. Gierek i jego świta zdawali sobie sprawę, że list pod pozorem ataku na KOR, był tak naprawdę wymierzony w nich samych – przypomina Brzeziecki.
W okresie „karnawału Solidarności” partyjny beton był reprezentowany między innymi przez Tadeusza Grabskiego, Stefana Olszowskiego, Andrzeja Żabińskiego. Autor przypomina, że w tym samym czasie zaczęły powstawać nowe byty, jak Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald”, Klub Partyjnej Inteligencji Twórczej „Warszawa 80” czy pismo „Rzeczywistość”. Roiło się w nich od ludzi ze służb i wojska, ale poza posiadaniem kontaktów z Moskwą czy też Berlinem Wschodnim, były to organizacje marginalne i niepotrafiące ze sobą współpracować. W „Betonowym umyśle” nie mogła pojawić się postać generała Mirosława Milewskiego – od młodości związanego z komunistycznymi służbami. Jak wielu ludzi służb, jawił się jako kulturalny, inteligentny i skromny człowiek, choć w rzeczywistości było inaczej.
Przeciwieństwem Milewskiego był „robociarz-murarz” Albin Siwak, który w 1981 roku został dokooptowany do Biura Politycznego PZPR. Siwak podczas wystąpień reprezentował szczyty dogmatycznego myślenia, a jego wypowiedzi – kto miał okazję ich wysłuchać – do dziś budzą najczęściej śmiech albo zażenowanie. Żartowano wtedy, że socjalizm w Polsce upadnie, gdy Siwak skończy podstawówkę. I rzeczywiście komuna przestała istnieć osiem lat później… Swoją drogą, to w publikacji brakuje trochę żartobliwych opowieści o twardogłowych z „Grunwaldu” czy z pisma „Rzeczywistość”. Nawiązania do tych środowisk prezentował Stanisław Bareja w „Misiu” oraz w serialu „Zmiennicy”.
Komuniści odwołujący się do tej specyficznej retoryki nigdy nie uzyskali swojego przedstawiciela na stanowisku I sekretarza. Poza umiejętnym rozgrywaniem partyjnych szachów i ogromnej chęci zdobycia samej władzy, nie mieli do zaproponowania żadnych recept na poprawę funkcjonowania państwa, zwłaszcza w sferze ekonomicznej. Po upadku peerelowskiego systemu, resztki partyjnego betonu znalazły się w otoczeniu Stanisława Tymińskiego czy Andrzeja Leppera – ale bez większych możliwości wpływania na rzeczywistość polityczną. Całość książki wieńczy zabawowa forma socrealistycznego zwrócenia się do czytelników, iż plan napisania dzieła został wykonany – Czujność rewolucyjną i wierność doktrynie zachowali także – recenzenci wydawniczy Jan Strzałka i Przemysław Gasztold – ich racjonalizatorskie uwagi pozwoliły nam uniknąć błędów i wypaczeń w treści książki. A wróg nie spał i nie zasypywał gruszek w popiele! Pół żartem, pół serio, to jednak pojawił się chochlik bumelancki. Mianowicie w tekście przy opisywaniu afery „Żelazo”, błędnie podano, że głównymi bohaterami tego kryminalnego procederu byli bracia Jaroszowie, a prawidłowo ich nazwisko brzmiało Janoszowie. Błąd powielono również w indeksie nazwisk.
„Betonowy umysł” to popularnonaukowa publikacja, która w przystępny sposób przybliża nam historię komunistów kierujących się w swojej działalności retoryką nacjonalistyczną. Nie znaczy to jednak, że przeciwnicy dogmatyków wewnątrz PZPR, byli ludźmi bardziej godnymi czy bardziej predysponowanymi do sprawowania władzy. Lektura Andrzeja Brzezieckiego zachęca zarówno do szczegółowego zetknięcia się z konfliktami, jakie toczyły się w łonie komunistycznej władzy oraz niejako stanowi przestrogę dla tych polityków, którzy używają nienawistnych metod w walce o władzę.