Aleksandra Domańska - „Ulica Cioci Oli” – recenzja i ocena
Aleksandra Domańska, reżyserka, scenarzystka i eseistka, postanowiła obronić przed zapędami dekomunizatorów z IPN swoją babkę-komunistkę Helenę Kozłowską „Olę” – tak w (celowo uproszczonym) skrócie można streścić główną okoliczność powstania książki. Jest ona mocno osadzona w tlącej się wciąż debacie na temat dekomunizacji przestrzeni publicznej, w tym zmiany patronów ulic nazwanych imieniem komunistycznych dygnitarzy. Kozłowska, działaczka KPP, PPR i PZPR, do dziś posiada swoją (co prawda krótką) ulicę na warszawskim Czerniakowie. To właśnie ona i związana z tym dyskusja nad biografią jej patronki staje się głównym bodźcem do napisania Ulicy Cioci Oli, polemiczny charakter całości co jakiś czas objawia się zaś w głównej narracji.
Książki, napisanej w formie eseju, nie da się jednak sprowadzić do tak prostych schematów. Oczywista nie jest nawet biografia Kozłowskiej (przez znajomych nazywanej okupacyjnym pseudonimem, przez swoją wnuczkę zaś „ciocią Olą”), godna najwytrawniejszej konspiratorki. Domańska od początku stara się zapełnić wszystkie biały plamy w życiorysie swojej babki – a jest ich wbrew pozorom wiele.
Już na samym początku okazuje się, że Helena Kozłowska tak naprawdę nazywała się Bela Frisz i pochodziła z żydowskiej rodziny zamieszkałej przed wojną w Oświęcimiu. Jej wnuczka, odnajdując swoich dalekich krewnych, badając nieliczne ślady źródłowe i przyglądając się środowisku, w którym żyła jej babka, odtwarza prawdopodobne losy jej rodziny, wczesne lata młodej Żydówki i jej drogę do komunizmu. W większości zmuszona jest posługiwać się analogią, zarysowując szerokie tło społeczne i ideowe lat 20., robi to jednak przekonująco i uważnie.
Bez wątpienia pierwsze partie książki, razem z opisem losów Beli Frisz przed wojną, stanowią najciekawszą jej część. To właśnie tu widzimy tytułowe „dzieje jednej rewolucjonistki”, jej wchodzenie w życie partyjne, codzienną działalność agitacyjną, powolne zamykanie się w sekciarstwie KPP i niemalże permanentne pobyty w więzieniu (sprawnie odtworzone dzięki zachowanym kartotekom z Pawiaka). Te ostatnie pokazują aspekt, na który rzadko zwracają uwagę badacze zajmujący się przedwojennymi komunistami, niezwykle ciekawy w wypadku kobiety – jej życie prywatne. Tak jak wszystko, i ono jest partyjne – partnerem Beli staje się jej towarzysz Henryk Schonherz „Olek”. Ich związek to rzadkie chwile razem przerywane wciąż odsiadkami któregoś z nich, spoiwem trwale ich łączącym jest zaś córka Irena, urodzona w więzieniu i przez dłuższą część dzieciństwa wychowywana przez partyjne „ciotki”.
Bardzo ciekawe wydają się również fragmenty dotyczące wojennych losów Kozłowskiej (to wtedy, prawdopodobnie pod wpływem ówczesnych doświadczeń, przyjęła swoją nową tożsamość), która poprzez aktywną działalność na ziemiach okupowanych przez ZSRR trafiła do podziemnej PPR, gdzie pełniła istotne funkcje m.in. instruktora politycznego w Związku Walki Młodych i Batalionie AL im. Czwartaków. Rozdział ten ma jednak pewną znaczną wadę, wynikającą po części ze zjawiska szerszego. Chodzi o braki w literaturze, która ogranicza się do bardzo krytycznej wobec komunistów książki Piotra Gontarczyka i (jakby z drugiej strony barykady) książek wspomnieniowych wydanych w Polsce Ludowej. W zaznajomionym w specyfice historii najnowszej czytelniku od razu wzbudza to pewne podejrzenia i nieufność wobec czytanego tekstu. Niestety, winna może być tu sama polska historiografia, która w niewielkim stopniu podejmuje aktualnie temat okupacyjnej działalności PPR.
Zawodzą natomiast fragmenty dotyczące okresu powojennego, zwłaszcza przed 1956 r. Można wskazać w nich kilka ciekawych spostrzeżeń, jak np. to porównujące stalinizm do przedszkola, w którym zajmująca się propagandą „ciocia Ola” jest przedszkolanką. W rozdziale tym niewiele jednak znajdziemy informacji o bohaterce – szkoda, bo chociażby opis dotyczący życia jej i córki w dygnitarskim domu przy ul. Puławskiej 26 wiele mówi nam o specyfice codzienności wierchuszki PZPR. Sporo natomiast jest ogólnych fragmentów charakteryzujących lata 40. i epokę stalinowską, przedstawiających zarówno nowe porządki i związany z nim terror, jak i nadzieje oraz aspiracje ludzi, którzy związali się wówczas z komunizmem. Nie mogło zabraknąć również opisów tzw. „błędów i wypaczeń” oraz fali odwilży, która w 1956 r. przekształciła system komunistyczny w Polsce. Szkoda, że autorka nie poszukała tekstów, które mogła wtedy napisać „Ola” (była wszak pracownikiem „frontu ideologicznego”), przede wszystkim zaś nie sięgnęła, choćby pobieżnie, do przechowywanych w Archiwum Akt Nowych i dość nieźle uporządkowanych materiałów Komitetów Centralnych PPR i PZPR, w których Kozłowska pełniła wysoką funkcję kierownika i zastępcy kierownika m.in. wydziału odpowiedzialnego za propagandę. Krótkie przyjrzenie się temu, jak funkcjonowała ta komórka, wiele powiedziałoby o tamtych czasach, jeszcze więcej zaś o samej „Oli”. Niewiele też dowiadujemy się o roli bohaterki książki w Październiku '56 i procesie odchodzenia od niego, chociaż jej związki z „Puławami” wydają się oczywiste (i zauważone zresztą przez Domańską).
Autorka stara się dotrzeć do różnych publikacji przybliżających ją do poznania biografii babki. Jak wspomniano, mimo zaznaczonego już na wstępie „sceptycznego stosunku do dekomunizacji”, wiele korzysta z książki Piotra Gontarczyka o PPR, czasami wprost przytaczając jego krytyczne opinie wobec komunistów (choć w kilku miejscach z nimi polemizuje). Problemem większym niż potencjalne „ideowe przechylenie” w bibliografii są występujące w niej braki i ograniczanie się w zasadzie do cytowania kilku pozycji. Całość najlepiej ukazuje fragment dotyczący stalinizmu, w którym Domańska w zasadzie opiera się na jeszcze drugoobiegowej syntezie autorstwa prof. Krystyny Kersten pt. Historia polityczna Polski 1944–1956 – pracy bez wątpienia klasycznej, jednak już trzydziestoletniej i w żaden sposób nie ukazującej aktualnego stanu wiedzy. Szkoda, bo trochę od tego czasu o polskim stalinizmie napisano, a wnioski te na pewno wzbogaciłyby książkę.
Autorka Ulicy cioci Oli chętnie wzbogaca swój wywód ukazywaniem intelektualnego tła czasów, w których żyła bohaterka, co służyć ma lepszemu zrozumieniu losów Beli Frisz/Heleny Kozłowskiej (sprawdza się to m.in. w nawiązaniu do Płomieni Brzozowskiego). Często też zestawia biografię swojej babki z losami kilku twórców, którzy zaangażowali się w komunizm: Włodzimierza Majakowskiego, Aleksandra Wata, Władysława Broniewskiego i Tadeusza Borowskiego. Efekty są różne. W wypadku bolszewickiego futurysty polem wspólnym jest na pewno wchłonięcie obydwu postaci w ideologię komunistyczną i partyjność, od „cioci Oli” różni go jednak fakt, że o ile on uczestniczył w budowaniu rewolucyjnej utopii, to żydowska dziewczyna z Oświęcimia mogła tylko o niej marzyć wśród podobnych sobie konspiratorów. Jeszcze mniej trafne jest zestawienie z Borowskim – trudno porównywać wieloletnią działaczkę partyjną i członka powojennej elity do poety, który po traumatycznych doświadczeniach wojennych dopiero zatracał się w komunizmie. Najciekawszym intelektualnie jest rzut oka na autora Bagnetu na broń – poety jednocześnie bardzo komunistycznego i na wskroś polskiego. Przykład ten pokazuje, jak niepewnym zabiegiem w biografii są wszelkiego rodzaju porównania i dygresje wzbogacające narrację.
Książkę czyta się nieźle, sama opowieść o „jednej rewolucjonistce” jest wciągająca, całość zaś napisana z polotem. W rozważaniach autorki wiele jest iście literackich zdań i refleksji zahaczających o filozofię, odwodzących czytelnika od głównego tematu. Bez wątpienia jest to cecha stylu Domańskiej, chętnie sięgającej po formę pisarską, jaką jest esej, mnie jednak nie do końca on przekonał. Szkoda też, że w książce jest tak mało fotografii, choć wierzę, że samych zdjęć Kozłowskiej nie zachowało się wcale tak wiele.
Ulica cioci Oli to książka, którą trudno ocenić. Z badawczego punktu widzenia można jej zarzucić wspomniane już braki bibliograficzne oraz fakt „uciekania” od głównego tematu czasem zbędnymi rozważaniami natury ogólnej. Część czytelników uzna ten esej za antylustracyjną obronę dobrego imienia babci będącej komunistycznym dygnitarzem. Sama lektura wywołuje miejscami pewien niedosyt. Z drugiej strony, Aleksandra Domańska zaprezentowała ciekawy szkic biograficzny postaci stanowiącej dobry przykład członka środowiska polskich komunistów. Co istotne, „ciocia Ola” była postacią z drugiego szeregu powojennej elity partyjnej, przez co lektura jej życiorysu staje się o wiele bardziej interesująca – mimo w istocie wykonawczej roli, jaką odegrała w budowie tego systemu, w jej losach odbija się wiele zjawisk tak charakterystycznych dla całego pokolenia „wyznawców” idei Marksa i Lenina. Gdyby była to biografia osoby z czołówki tamtej ekipy (np. Bieruta, Gomułki, Minca czy Zambrowskiego), wady przeważyłyby jej zalety. W tym wypadku warto docenić fakt, że całkiem nieźle odtworzono życiowe koleje osoby do tej pory słabo znanej, która prawdopodobnie nie doczekałaby się swojej biografii.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska