Aleksander Krawczuk – „Rzym, Kościół, cesarze” – recenzja i ocena
Aleksander Krawczuk – „Rzym, Kościół, cesarze” – recenzja i ocena
„Konstantyn Wielki”, „Ród Konstantyna” i „Julian Apostata” to pozycje tworzące zwartą chronologicznie i tematycznie całość. Niedawno zmarły wielki popularyzator antyku pisał te prace w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Po raz pierwszy wydane łącznie w 2000 roku, wciąż ujmują sposobem, w jaki autor wprowadza odbiorcę w arkana późnoantycznego Rzymu. Przystępnie, wnikliwie zarazem, silnie osadzając narrację w materiale źródłowym, zachęcając do samodzielnych poszukiwań.
Podróż, w którą zabiera nas Aleksander Krawczuk, otwierają wczesne dni kariery Dioklecjana. Władca niejako okrakiem siedzi na dwóch epokach, sam jest epoką dla siebie. Widzimy „krajobraz po bitwie”. Cesarstwo mozolnie dźwiga się z kryzysu III wieku, państwo reorganizowane jest na nowym fundamencie. Krawczuk ukazuje, w jaki sposób ze spirali wojen po abdykacji kreatora dominatu wyłania się jedynowładztwo Konstantyna Wielkiego, współtwórcy późnego Cesarstwa. Bohater pierwszej części występuje jako inteligentny, bezwzględny i zdecydowany, załatwiający wszelkie porachunki na zimno i z niezrównanym wyrachowaniem. Spotykamy tetrarchów: Maksymiana, Galeriusza i Konstancjusza I. Losy ostatniego z wymienionych to punkt wyjścia historii jego syna, potocznie kojarzonego z tzw. edyktem mediolańskim.
Najdonioślejszym przełomem IV wieku była oczywiście metamorfoza stosunku władz do chrześcijaństwa. Chrystusowy monoteizm to u Krawczuka potężniejąca siła społeczna, kolejno: brutalnie represjonowana, tolerowana i prześladująca. Chrześcijaństwo, według autora instrumentalnie traktowane jako potężny atut w wojnach po rozkładzie tetrarchii, przedstawione jest jako kłębowisko zaciekle zwalczających się nurtów. Zwarta relacja o wydarzeniach politycznych przeplata się z obrazem sporów rozdzierających wspólnotę. Poznajemy dzieje kontrowersji ariańskiej, zawiłe losy Atanazego Wielkiego, pięciokrotnie skazywanego na wygnanie ze swej diecezji, postanowienia soboru nicejskiego i serii następujących po nim synodów. Zdaniem Krawczuka, to właśnie symbioza chrześcijaństwa z władzą miała decydujące znaczenie dla ewolucji Kościoła. W obliczu sporów trynitarnych i druzgoczących jedność awantur dogmatycznych, chrześcijański monoteizm bynajmniej nie był spoiwem Cesarstwa. Przeciwnie, w przekonaniu Krawczuka, potęgował konflikty i zamęt w państwie.
Konstancjusz II, syn Konstantyna I, zapewne kierowniczy sprawca rzezi większości dynastii zaraz po śmierci ojca, to nieprzejednany zwolennik jedności Imperium i zgody w Kościele. Uczestniczy w synodach, dyktuje ich uchwały, miażdży wszelki opór. Julian Apostata to wizjoner: ostatni pogański imperator, student, uczony, filozof, ale i wielki dowódca, pogromca Alemanów i Franków. Właśnie Julianowi poświęcona jest ogromna część „Rodu Konstantyna”, a monografia jego rządów w randze Cezara i Augusta to najobszerniejsza z pozycji, tworzących recenzowaną trylogię. Krawczuk nawet nie stara się ukrywać sympatii do Apostaty. Wcześnie osierocony, faktycznie więziony przez większość dzieciństwa, jako władca – energiczny, pomysłowy, zatroskany o państwo i lud, nie ma w sobie nic ze „słabowitego studenciny” i „niedorajdy”. Krawczuk wiele miejsca poświęca wyzwaniu, jakie czciciel Muz i Heliosa rzucił wyznawcom Chrystusa: powstać miała państwowa, scentralizowana organizacja, agregująca tradycyjne kulty i przeciwstawiająca je kościelnej machinie. Religijnej polityki Apostaty nie wartościuje w kategoriach prześladowania chrześcijan. „Galilejczyku, zwyciężyłeś!” – Krawczuk przedstawia tę zmyśloną relację o ostatnich słowach kuzyna Konstancjusza II, tłumacząc zarazem, dlaczego śmiałe zamysły zwolennika dawnego panteonu skazane były na klęskę.
Krawczuk nie unika głosu w wielowiekowym już sporze: jakiż to symbol znajdował się na tarczach wojsk Konstantyna I w bitwie przy Moście Mulwijskim? Monogram Chrystusowy czy raczej sześcioramienna gwiazda, symbol Deus Sol Invictus (Boga Niezwyciężone Słońce)? Od kiedy możemy założyciela dynastii nazywać chrześcijaninem? Autor odrzuca relacje Laktancjusza i Euzebiusza z Cezarei. Konstantyn, wybraniec Słońca Niezwyciężonego, nakazał umieścić na tarczach legionistów znak X przekreślony pionową kreską, symbol kultu solarnego. Dopiero tradycja z czasów, gdy współtwórca nowego Imperium jednoznacznie już sprzyjał chrześcijanom, przyjęła za oczywistość wersję o chrystogramie wraz z legendą o znakach ujrzanych przez cesarza na niebie i we śnie. Przecież monety z solarnymi motywami były wybijane jeszcze lata po rozgromieniu Maksencjusza!
Dlaczego w takim razie pierwszy, ochrzczony na łożu śmierci cesarz, wkraczając po zwycięstwie w 312 roku do Rzymu, nie złożył tradycyjnej ofiary Jowiszowi Najlepszemu Największemu w jego kapitolińskim sanktuarium? Dlaczego podczas decennaliów (obchodów dziesięcioletnia panowania Konstantyna) nie uświadczono „dymu i ognia” pogańskich ofiar? Krawczuk, zwolennik hipotezy o stopniowej ewolucji poglądów Konstantyna, od solarnego synkretyzmu po chrześcijański monoteizm, odrzuca pośrednie świadectwa wskazanego wyżej przebiegu wydarzeń. Nawrócenie było stopniowe, a zasadniczy wpływ wywarły nań kalkulacje polityczne. (…) w świetle dostępnych dokumentów nie może być mowy o jakimkolwiek gwałtownym nawróceniu się czy też o przełomie religijnym w życiu Konstantyna – podsumowuje autor (s. 113).
Niestety, w popularyzatorskich dziełach niewiele więcej miejsc, w których Krawczuk idzie w polemikę z częścią nowożytnej historiografii. Często za to komentuje antyczne źródła, wskazuje stronniczość autorów, tłumaczy laikowi, dlaczego Grzegorz z Nazjanzu mógł tak nienawidzić Juliana, w jaki sposób narodziła się zohydzająca Apostatę, chrześcijańska tradycja. Dzięki prostemu językowi, czytelnik bez trudu pokonuje morze faktów, imion, zdarzeń. Krawczuk umiejętnie przechodzi od historycznego detalu do panoramicznej wizji i z powrotem.
W samym „Konstantynie Wielkim” rzuca się w oczy pewna asymetria, niepodobna stwierdzić, czy zamierzona. 1/3 książki to panowanie Dioklecjana, ok. 1/5 – opis „gry o tron” po jego abdykacji. Same zaś fundamentalne dzieła polityczne tytułowego bohatera potraktowano już bardziej zdawkowo. Centralna postać „Juliana Apostaty” jest wyidealizowana, opisana na podstawie przychylnych mu źródeł, z okazjonalnym tylko przywołaniem najbardziej radykalnych, a przez to – karykaturalnych głosów krytyki.
Za pewien mankament publikacji może być uznane bardzo częste korzystanie z nader obszernych fragmentów źródeł. Nie jest rzadkością, że całe podrozdziały bądź ich znaczna część to cytaty z Laktancjusza, Ammiana Marcellinusa czy Juliana Apostaty. Nie zawsze są one ujęte w cudzysłów, przez co słabiej przygotowany czytelnik nie zorientuje się zrazu, że akurat czyta opowieść osoby sprzed stuleci, nie zaś – wielkiego, współczesnego historyka. Co więcej, Krawczuk nie zawsze komentuje te sążniste fragmenty. Bywa, że po zwieńczonym przypisem wyjątku z jakiegoś dzieła brakuje odautorskiej refleksji, jak w przypadku opinii Libaniusza o Apostacie (s. 283-285). Jednocześnie, tak silne zakorzenienie w źródłach pisanych pozostaje atutem pracy, czytelnik może bowiem głębiej wejrzeć w pojęcia epoki, sposób myślenia, odbioru i oceny świata.
Ewidentnym minusem, utrudniającym korzystanie z wydania, jest brak indeksu osobowego. Gdy odbiorca chce w ciągu chwili przypomnieć sobie dzieje Licyniusza, Wetraniona czy Barbationa, skazany jest na spis treści. Skądinąd, dzięki przyjętej formie narracji (krótkie podrozdziały, z reguły – 2–3 strony), częściowo ogranicza on problem braku indeksu postaci. Skoro autor tak często korzysta z literackiej tradycji, nietrudno zrozumieć, że popularnonaukowa pozycja posiada przypisy i bibliografię, wraz z wyjaśnieniem skrótów i skrótowców, a także autorskimi wskazówkami. Książkę wzbogaca krótka chronologia najważniejszych wydarzeń.
Nowe wydanie dostajemy do rąk w twardej oprawie z obwolutą. Niestety, wydawca nie ustrzegł się poważnego błędu merytorycznego, obecnego już w opisie na tylnej stronie obwoluty oraz na stronie wydawnictwa (https://iskry.com.pl/produkt/rzym-kosciol-cesarze/, dostęp: 2023-07-11). Wbrew podanej tam informacji, Dioklecjan nie ustanowił tetrarchii już w 284 roku. W rzeczywistości, u schyłku 284 roku Waleriusz Diokles został dopiero wyniesiony do władzy po przedwczesnej śmierci Numeriana. Dwa lata później architekt dominatu podniósł do rangi współwładcy Maksymiana. Dopiero w 293 roku zaś obaj Augustowie przyjęli pod swą opiekę niższych rangą władców z tytułem Cezarów: Konstancjusza I i Galeriusza. O tetrarchii można zatem mówić dopiero w roku 293. Notabene, zawiłości owe wyjaśnia sam prof. Krawczuk na s. 20. Warto podkreślić, że sama praca pozbawiona jest, jak zawsze u tego autora, zauważalnych i poważnych błędów merytorycznych.
„Rzym, Kościół, cesarze” to pozycja, która pozwala zrozumieć podstawowe kierunki ewolucji nie tylko państwowości, ale i rzymskiej cywilizacji w przełomowym, IV wieku. Barwny, wciągający styl pozwala autorowi na wiwisekcję Imperium i rządzących nim postaci bez zaciemnienia ogólnego obrazu przemian kulturowych. Nieśmiertelna u autora maniera dygresji pozwala oddać uniwersalny kształt ludzkich zachowań, ponadczasowy, co tym bardziej powinno skłaniać współczesnego czytelnika do rozpoczęcia przygody z dziejami Rzymu od lektury wybranej pozycji z jego arcybogatego dorobku.