Akcja „Poronin”, czyli jak polscy opozycjoniści planowali podpalenie muzeum Lenina
Ten tekst jest fragmentem książki Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)”.
Pierwsza połowa 1970 r. w państwach komunistycznych i światowym ruchu komunistycznym upłynęła pod znakiem obchodów setnej rocznicy urodzin Włodzimierza Lenina[1]. Przypadała ona na 22 kwietnia, niemniej jej obchody, zwłaszcza w państwach rządzonych przez komunistów, trwały od początku roku. W Polsce główne kierunki i charakter obchodów „Roku Leninowskiego” określono w Wytycznych Sekretariatu KC PZPR z lutego 1969 r. oraz Uchwale IV Plenum KC PZPR w sprawie obchodów 100. rocznicy urodzin W.I. Lenina z listopada 1969 r.[2] Komitet Centralny zwrócił się we wspomnianej uchwale z wezwaniem o „godne uczczenie” rocznicy: „Niech ten doniosły jubileusz stanie się pod ideowo-politycznym kierownictwem naszej partii wielką ogólnonarodową kampanią. Rocznica leninowska powinna przyczynić się do dalszego rozwoju działalności naszej partii, organizacji młodzieżowych, związkowych i społecznych na polu krzewienia świadomości socjalistycznej wśród naszego społeczeństwa”[3].
Do zaleceń tych, co trzeba wyraźnie podkreślić, zastosowano się w całej rozciągłości. Kilkumiesięczna kampania polityczno-propagandowa mająca rozbudzić i utrwalić w polskim społeczeństwie „świadomość socjalistyczną” do złudzenia przypominała „najlepszy” okres stalinizmu.
I tak załogi zakładów pracy podejmowały tzw. czyny produkcyjne (np. akcja mająca poprawić jakość produkcji nosiła nazwę „Trzy razy Lenin”). Nie zapomniano też o kształtowaniu „świadomości socjalistycznej” u młodzieży szkolnej. Już od piątej klasy szkoły podstawowej na lekcjach omawiano życie i działalność Lenina. „Tematyce leninowskiej” poświęcono też XI Olimpiadę Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym, w której uczestniczyć miało 1,5 miliona uczniów szkół średnich. Rocznica zdominowała tematykę wystaw organizowanych przez muzea i inne placówki kulturalne – okolicznościowe wystawy otworzono nie tylko w istniejących wówczas w Polsce trzech muzeach Lenina – w Warszawie, Krakowie i Poroninie, ale też w większości innych placówek muzealnych (np. Muzeum Poczty we Wrocławiu zorganizowało wystawę „Lenin w znaczku pocztowym”). Widowiska traktujące o Leninie jako „wodzu Rewolucji Październikowej i przywódcy międzynarodowego proletariatu” przygotowały teatry, organizowano poświęcone Leninowi przeglądy filmowe. „Tematyka leninowska” musiała też zdominować programy telewizyjne i radiowe[4].
Nie zapomniano o imprezach masowych, których najwięcej odbyło się w kwietniu, kiedy obchody rocznicy osiągnęły punkt kulminacyjny – 18 kwietnia zorganizowano centralną akademię w Teatrze Wielkim w Warszawie, a od 20 do 22 kwietnia trwały w Moskwie Centralne Obchody Leninowskie. We wszystkich fabrykach, urzędach, szkołach, instytucjach odbywały się w tych dniach okolicznościowe wiece, koncerty, akademie itp. W Krakowie wmurowano kamień węgielny pod pomnik Lenina w Nowej Hucie, imię Lenina otrzymało również centrum Opola[5].
„Godnie” uczciły rocznicę również środowiska naukowe, organizując szereg sesji, konferencji i sympozjów związanych z „myślą leninowską”. Wydawnictwa z kolei poświęciły wiele uwagi „uprzystępnianiu prac Lenina szerokiemu ogółowi”, publikując ich kolejne wydania (w tym tomy 41 i 42 Dzieł zebranych, a także wiele wyborów tematycznych) oraz opracowania naukowe i utwory literackie na temat postaci Lenina[6].
Punkt kulminacyjny obchodów przypadł, jak już wspomniano, na kwiecień. Różne imprezy rocznicowe organizowano jednak ze stopniowo malejącym natężeniem jeszcze do połowy roku. Jedną z nich był rajd harcerski Szlakiem Lenina (19–20 czerwca) zakończony wiecem z udziałem tysiąca harcerzy pod pomnikiem Lenina w Poroninie 22 czerwca[7].
Ta niezwykle huczna kampania propagandowa mogła wywołać obrzydzenie nawet u ludzi obojętnych politycznie, czego wyrazem były choćby liczne krążące wówczas dowcipy o Leninie. Tym bardziej nietrudno sobie wyobrazić reakcję osób mających wykrystalizowane poglądy antykomunistyczne. Jednoznacznie określił to Andrzej Czuma w wystąpieniu podczas procesu przywódców „Ruchu” 21 września 1971 r.: „W I połowie 1970 r. grupa rządząca rozpętała kosztem olbrzymich nakładów materialnych kampanię kultu wobec osoby Lenina. Społeczeństwu, które znajduje się w straszliwych warunkach materialnych na skutek nieudolności grupy rządzącej, wciska się na siłę kult Lenina, którego to kultu społeczeństwo nie podziela. W ten sposób w świadomości i emocjach społecznych zaczyna się utrwalać powiązanie między wyzyskiem, poczuciem krzywdy i kneblowaniem, jakie spotyka społeczeństwo z ręki grupy rządzącej, a rozdmuchiwanym kultem leninowskim. Kult ten zaczyna być odczuwany jako zasłona dla wyzysku i kneblowania. Sprzyja temu atmosfera przymusu i odgórnego pchania na siłę tego kultu, rodzić się zaczyna przekonanie, że po nieudanym kulcie Stalina, Bieruta czy Gomułki grupa rządząca wymyśliła dla osłonięcia swej nieudolności i nieuczciwości wobec społeczeństwa – kult Lenina”[8].
Właśnie wtedy, na jednym z zebrań nieformalnego zespołu kierowniczego najprawdopodobniej w ostatnich dniach kwietnia 1970 r. (na pewno odbyło się ono już po zakończeniu Centralnych Obchodów Leninowskich w Moskwie), w proteście przeciw opisanym obchodom Stefan Niesiołowski zaproponował podpalenie Muzeum Lenina w Poroninie. Na zebraniu padła też alternatywna propozycja spalenia dekoracji pierwszomajowych w Łodzi, którą jednak odrzucono. Ostatecznie zdecydowano się na zniszczenie muzeum i pomnika Lenina (z tym że z wysadzenia pomnika później zrezygnowano). O podjęciu przygotowań do akcji przesądziło głosowanie – Niesiołowskiego poparli Marian Gołębiewski i Bolesław Stolarz, przeciwni byli Andrzej Czuma i Emil Morgiewicz[9].
W swojej relacji Niesiołowski powiedział, że jednym z powodów wysunięcia przez niego propozycji podpalenia muzeum była udana akcja zrzucenia tablicy upamiętniającej wejście Lenina na Rysy zorganizowana po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację: „Ja muszę powiedzieć, że łatwość przeprowadzenia tej akcji na Rysach zachęciła mnie do przeprowadzenia akcji »Poronin«. Dlatego nieprzypadkowo byłem projektodawcą akcji »Poronin«. Przekonywałem kolegów – słuchajcie, nie bójcie się, to jest dziecinnie proste, wykonamy to. Poszedłem na Rysy, zdemontowałem tablicę, zwaliłem, trwało to wszystko około pół godziny. To okazało się tak dziecinnie proste, że sądziłem, że »Poronin« też się uda – w końcu [wystarczyłoby] zostawić jakiś ładunek zapalający czy wybuchowy i uciec stamtąd”.
Na wspomniane zebranie przyjechać miał także Benedykt Czuma. 25 kwietnia powrócił on z zagranicy i prawdopodobnie miał na nim przedstawić wyniki swoich rozmów z Gebhardtem i Popielem. Niestety, z nieznanego powodu musiał pozostać w Łodzi. Benedykt Czuma, podobnie jak jego brat Andrzej oraz Morgiewicz, również był przeciwny podpalaniu muzeum, z dwóch powodów. Po pierwsze – ocierało się to o polityczny terroryzm. Po drugie – było drastycznym naruszeniem przyjętych przez organizację zasad konspiracji. Gdyby Benedykt Czuma był wówczas obecny na zebraniu, pomysł akcji najprawdopodobniej by upadł[10]. Morgiewicz natomiast obawiał się, że ewentualne powodzenie akcji „Poronin” może stać się zachętą do kontynuowania tego rodzaju działań: „Gdy Stefan Niesiołowski przyjechał z Łodzi z pomysłem akcji poronińskiej, byłem jej przeciwny. Oczywiście akcja miała propagandowe zalety – w stulecie urodzin Lenina, rzecz działaby się w Polsce, więc miałoby to wymowę, że są ludzie, którzy nie akceptują zależności Polski od ZSRR. Ale ja obawiałem się, że zamiast budowania świadomości niepodległościowej, będziemy się zajmować powielaniem tego, co było w końcu lat czterdziestych – gdy antykomunistyczne grupy młodzieżowe zdobywały karabin i zabijały jakiegoś milicjanta czy malowały na murach: »Precz z komunizmem«. Ponadto akcja stanowiła ogromne zagrożenie dla naszej organizacji”[11].
W książce Ruch przeciw totalizmowi Stefan Niesiołowski napisał: „Decyzja o podpaleniu muzeum […] była ciężkim błędem, a sposób jej realizacji najgorszym z możliwych”[12] (co prawda później zrewidował swoją ocenę – np. w relacji wyrażał się o tym pomyśle pozytywnie). Trzeba tu zaznaczyć, iż „Ruch” w założeniu nigdy nie miał prowadzić żadnych działań noszących znamiona terroryzmu politycznego, wykluczano również jakąkolwiek walkę zbrojną. Jego uczestnicy byli więc zupełnie nieprzygotowani do takiej akcji. Prawie żaden z nich nie potrafił obchodzić się z bronią czy z materiałami wybuchowymi, oprócz Gołębiewskiego nikt nie brał dotąd udziału w akcjach dywersyjnych. Konsekwencją braku doświadczenia w takich akcjach było zaangażowanie w przygotowania do podpalenia muzeum kilkunastu osób, wśród których znalazł się niestety Sławomir Daszuta – TW „Sławek”. Gołębiewski jednoznacznie stwierdził w relacji, że do rozpoznania budynku muzeum i jego podpalenia w zupełności wystarczyłyby dwie osoby.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)”.
Decyzja o akcji „Poronin” była fatalnym błędem także z innego powodu – od października 1969 r. Wydział I Departamentu IV MSW prowadził sprawę operacyjnego rozpracowania krypt. „Rewident”[13]. Głównym jej „figurantem” był Andrzej Czuma; SB systematycznie uzyskiwała informacje o kolejnych uczestnikach „Ruchu”. Wiedziano, że Czuma jest zaangażowany w działalność tajnej organizacji, TW „Sławek” przekazywał SB kolejne numery „Biuletynu”. W dodatku z inwigilacji zdawano już sobie sprawę w „Ruchu”. Andrzej Czuma pod koniec roku 1969 lub na początku 1970 zorientował się, że jest śledzony. W styczniu 1970 r. na rozmowę do KS MO w Pałacu Mostowskich wezwano Morgiewicza. Z jej przebiegu zorientował się on, że SB interesuje się Andrzejem Czumą, o czym niezwłocznie poinformował kolegów. Zaproponowano nawet Czumie wycofanie się na jakiś czas z działalności, na co ten się jednak nie zgodził[14].
Zdając sobie sprawę z prowadzonej inwigilacji, należało bezwzględnie zrezygnować nie tylko z podpalania muzeum, ale także z innych działań grożących dekonspiracją, choćby z akcji ekspropriacyjnych. Tymczasem ostatnia kradzież maszyny do pisania miała miejsce 26 maja 1970 r., a więc kiedy przygotowania do akcji „Poronin” szły już pełną parą.
Należy zadać pytanie, dlaczego zdecydowano się na tak drastyczną formę protestu. Czy tylko z powodu niezwykle hałaśliwych obchodów stulecia urodzin Lenina? Sam Andrzej Czuma powiedział w relacji, że „Ruch” mógł w tym czasie, dysponując powielaczami, drukować i rozprowadzać ulotki. Obawiał się on jednak, że doprowadziłoby to do przed-
wczesnego wykrycia i rozbicia organizacji. Z całą pewnością akcja ulotkowa byłaby znacznie mniej ryzykowna niż podpalenie muzeum, chociaż nie wykluczała niebezpieczeństwa dekonspiracji i aresztowań. Gdyby Andrzej Czuma przekazał ulotki Daszucie z prośbą o rozklejenie ich w Gdańsku (co było bardzo prawdopodobne), w ciągu kilku dni trafiłyby one na biurko ministra Kazimierza Świtały.
Zgodzić się należy z Niesiołowskim, że jednym z powodów pojawienia się pomysłu spalenia muzeum było wprowadzenie do „Ruchu” chemika, dr. Jana Kapuścińskiego[15]. Kapuściński (były więzień obozu dla nieletnich w Jaworznie) był pracownikiem naukowym Wydziału Chemii PŁ, skąd w 1968 r. został dyscyplinarnie usunięty za obronę relegowanego studenta (otrzymał wówczas zakaz pracy na wszystkich uczelniach w kraju). Pracując na PŁ, poznał Ewę Sułkowską-Bierezin, a poprzez nią Witolda Sułkowskiego, Jacka Bierezina i Stefana Niesiołowskiego. Do „Ruchu” trafił najprawdopodobniej w lutym lub marcu 1970 r.[16] Umiał sporządzić materiały zapalające oraz bardzo dobre, a jednocześnie proste i bezpieczne w obsłudze zapalniki chemiczne o opóźnionym działaniu, bez których przygotowanie akcji byłoby praktycznie niemożliwe.
Wydaje się, że większość uczestników „Ruchu” odniosła się do pomysłu spalenia muzeum pozytywnie – tak może to wynikać z relacji. „O projekcie spalenia Muzeum Lenina dowiedziałem się na którymś zebraniu w Łodzi – wspominał Marek Niesiołowski. – To znaczy decyzja o tym była już wcześniej podjęta. Nie wyrażałem sprzeciwu, nie miałem żadnych obiekcji. Uważałem, że w 1970 roku nagłaśnianie stulecia urodzin Lenina to było coś nieprawdopodobnego. Nasz pomysł spalenia muzeum był jakąś przeciwwagą dla prowadzonej na każdym kroku, w prasie, radiu, telewizji, w sposób tak intensywny akcji propagandowej z Leninem, wręcz robienia z niego świętego. […] Uważałem, że pomysł jest dobry i bardzo widoczny dla społeczeństwa”[17].
Podobnego zdania jak Niesiołowski był Jacek Bartkowiak: „Czy sam pomysł takiej akcji był dla mnie zaskoczeniem? Nie był. To znaczy, jak się dowiedziałem, co jest planowane, muszę powiedzieć, że – nie wiem, jak to dzisiaj ocenić – ale mnie się to nawet podobało. Uważałem, że taki spektakularny akt może mieć znaczenie. To znaczy oczywiście wiedziałem, że to przecież nic nie miało zmienić w całym systemie. Ale przecież chodziło o to, żeby ludzie w Polsce dowiedzieli się, że nie wszyscy są tacy bierni, że coś się podskórnie dzieje”[18].
Pozytywnie ocenił po latach akcję „Poronin” także Janusz Krzyżewski: „Ja w dalszym ciągu uważam, że pomysł był dobry, i w dalszym ciągu żałuję, że nie udało się tego zrobić. Z tego powodu, że moim zdaniem tak był nasz naród otumaniony i tak wbijano mu do głowy różne bzdury, że może nastąpiłoby u jakiejś części ludzi otrzeźwienie”[19].
Zastrzeżeń co do samego pomysłu spalenia muzeum nie miał również Staniewski: „Kiedy po pierwszym zebraniu[20] – bo były dwa – Andrzej Czuma zapytał mnie, jak oceniam całą sprawę, było za mało czasu, żebym mógł przeanalizować plan zamachu itd. Właściwie chyba nie zgłaszałem specjalnych uwag. Natomiast sama idea oczywiście mi odpowiadała”. Staniewski obawiał się jedynie, czy akcja nie doprowadzi do aresztowań[21].
[…]
Spalenie muzeum miało być zdaniem części uczestników wyraźnym dowodem na istnienie w kraju opozycji, sygnałem dla społeczeństwa, że są jeszcze ludzie zdolni przeciwstawić się komunizmowi. Nie wszyscy podzielali jednak to zdanie. Wątpliwości miał Wiesław Kęcik: „Taka akcja, gdzie się coś demonstracyjnie wysadza w powietrze, może jak gdyby uświadomić innym ludziom, że tu są i inni oprócz nich, którzy nie godzą się z daną sytuacją. I są gotowi do zaryzykowania w jakiś sposób, żeby pokazać, że jesteśmy przeciw, że ten cały Lenin to jest jedna wielka bzdura. Na co ja mówiłem: słuchajcie, przecież nie oszukujmy się, to są bardzo wyrafinowani propagandziści. Oni natychmiast napiszą, że nastąpiło zwarcie albo cokolwiek innego – przyszedł zapijaczony góral, zostawił papierosa i z tego powodu spłonęło. I sprawę ukręcą. Na co mnie przekonywano, że nie, że mimo wszystko to dostanie się do Wolnej Europy i sprawa będzie nagłośniona”[22].
Obok braci Czumów i Morgiewicza znalazło się więcej osób przeciwnych podpaleniu muzeum. Jedną z nich była Elżbieta Łukasiewicz-Nagrodzka[23], która mimo to zgodziła się wziąć udział w akcji (być może za namową Stefana Niesiołowskiego). Stefan Türschmid natomiast odmówił swojego udziału: „Wiedziałem oczywiście o przygotowaniach do akcji w Poroninie, ale nie brałem w nich udziału, ponieważ od początku byłem jej przeciwny. Nikomu też nie mówiłem o akcji, tak że nawet moja żona [Barbara Wińczyk – P.B.] dowiedziała się o niej dopiero w śledztwie. Uważałem, że wysadzenie pomnika Lenina zostanie zrozumiane w społeczeństwie jako zamach na socjalizm, a nie chciałem wówczas, żeby Ruch był postrzegany jako jawnie antysocjalistyczny”[24].
Kolejnym powodem podjęcia przygotowań do akcji „Poronin” było narastające w organizacji znużenie przyjętą formą działania, ograniczoną właściwie do dyskusji oraz czytania „Biuletynu” i bardzo nielicznych wydawnictw emigracyjnych. Część osób chciała podjąć konkretniejsze działania, nie czekając na odpowiednią sytuację polityczną. Nie każdego przekonywała argumentacja, że należy poczekać z tym do momentu, kiedy „Ruch” okrzepnie, będzie posiadał odpowiednie zaplecze itp. Do zwolenników podjęcia takich działań zaliczał się m.in. – według Benedykta Czumy i Stefana Niesiołowskiego – Wojciech Mantaj. Niesiołowski po latach napisał: „Szczególnie gorliwym zwolennikiem konkretnych działań był Wojciech Mantaj, który często powtarzał, że »Ruch« ciągle tylko przygotowuje się do czegoś, coś zapowiada, odwołuje – a żadnych działań nie ma. Należy wreszcie zacząć robić coś konkretnego, ważnego, działać, bo nie po to zgromadziliśmy się w całej Polsce już w liczbie ponad stu osób, żeby nadal dyskutować o programie i pisać to, co wszyscy i tak już wiedzą. Był w tym przeświadczeniu Mantaj wyrazicielem panującego wśród części działaczy »Ruchu« poglądu o konieczności podjęcia jakichś działań zewnętrznych”[25].
Wiosną 1968 r., prawdopodobnie w marcu lub w kwietniu, na murze niedaleko Szpitala Powiatowego w Skierniewicach Mantaj wykonał napis: „PZPR to wróg”. Ubezpieczali go Jan Smoter i Zofia Chlebowska-Gronowicz. Zeznania Smotera wskazują, że Mantaj mógł namalować jeszcze jeden napis – „Precz z Moczarem”[26].
[…]
Przygotowania do podpalenia Muzeum Lenina poprzedziła akcja „Skunks”, polegająca na wlaniu płynu o bardzo nieprzyjemnym zapachu do sklepów PKO w Łodzi. Być może pomysł ten wyszedł od Sułkowskiego i został podchwycony przez Stefana Niesiołowskiego[27]. Niesiołowski poprosił o zrobienie odpowiedniego płynu Jana Kapuścińskiego. Akurat się złożyło, że posiadał on taki płyn w domu. Jak sam zeznał, była to mieszanina zawierająca merkaptan amylowy (substancja o silnym, nieprzyjemnym zapachu przypominającym zapach czosnku), rozcieńczona alkoholem. Na początku marca Sułkowski odebrał od niego 8–10 ampułek i buteleczkę z płynem, które przekazał następnie Türschmidowi[28].
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)”.
Na początek postanowiono obrać za cel właśnie sklepy PKO. Akcja miała miejsce najprawdopodobniej pod koniec marca lub w kwietniu. Postanowiono wlać płyn przez dziurkę od klucza, za pomocą gumowej gruszki lub strzykawki, do sklepów w al. Kościuszki i na ul. Jaracza. Zrobić to mieli Marek Kruzerowski i Barbara Wińczyk, ubezpieczali ich Niesiołowski i Türschmid. Akcję przeprowadzono późnym wieczorem, już po zamknięciu sklepów. Kruzerowski zeznał później, że wbrew poleceniu Niesiołowskiego nie wlał płynu do środka, tylko rozlał całą zawartość przed drzwiami, Wińczyk natomiast zeznała, że Kruzerowski płyn wlał. W każdym razie akcja zakończyła się niepowodzeniem – następnego dnia oba sklepy pracowały[29].
Akcja ta była prawdopodobnie tylko próbą. Właściwym celem miały być mieszkania ludzi dyspozycyjnych wobec władz. Z myślą o tym rozpoczęto nawet obserwowanie mieszkań dwóch literatów, Jana Koprowskiego i Zbigniewa Nienackiego (autor kultowego Pana Samochodzika „wsławił” się m.in. cyklem reportaży Warszyc oczerniających Konspiracyjne Wojsko Polskie, a także powieścią Worek Judaszów o podobnej wymowie), oraz lokalu łódzkiego oddziału Stowarzyszenia PAX. Z kontynuowania akcji jednak zrezygnowano ze względu na przygotowania do podpalenia Muzeum Lenina[30].
Na początek podstawowymi sprawami były rozpoznanie budynku muzeum i jego otoczenia oraz przygotowanie zapalników i materiałów zapalających, o których przygotowanie Stefan Niesiołowski zwrócił się do Kapuścińskiego. Po raz pierwszy rozmawiali na ten temat już w lutym 1970 r., kiedy Kapuściński przystępował do „Ruchu” (niewykluczone, że już wtedy Niesiołowski nosił się z zamiarem spalenia dekoracji pierwszomajowych)[31]. Być może właśnie po tej rozmowie Niesiołowski wpadł na pomysł spalenia muzeum. Początkowo prosił on Kapuścińskiego również o wykonanie materiałów wybuchowych do wysadzenia pomnika Lenina. Kapuściński nie miał jednak zamiaru dostarczyć tych materiałów Niesiołowskiemu. Obawiał się bowiem, że użycie ich przez osoby niefachowe może stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla uczestniczących w akcji, ale też i dla przypadkowych świadków. W dodatku nie posiadał ani niezbędnego sprzętu, ani odczynników[32].
Rozpoznanie budynku, pomnika oraz terenu muzeum przeprowadził na początku maja Wiesław Kurowski na prośbę Andrzeja Czumy. Czuma, choć przeciwny podpalaniu muzeum, włączył się w przygotowania, podobnie zresztą jak jego brat. Kurowski wykonał fotografie muzeum i pomnika, a także szkice otoczenia budynku oraz jego parteru i piętra, zaznaczając na nich miejsca, gdzie można umieścić ładunki zapalające. Ustalił także, gdzie znajdują się straż pożarna i posterunek MO w Poroninie, dowiedział się, że obsada tego ostatniego liczy sześciu milicjantów. Sprawdził też godziny otwarcia muzeum[33]. Pod koniec maja Czuma i Kurowski pojechali do Łodzi, gdzie w tamtejszej restauracji SPATiF-u omówili ze Stefanem Niesiołowskim i Kapuścińskim kwestie związane z rozmieszczeniem ładunków w budynku oraz obecnością w nim obsługi i zwiedzających – akcję zamierzano przeprowadzić tylko wtedy, kiedy muzeum byłoby puste, aby wykluczyć niebezpieczeństwo spowodowania śmierci czy obrażeń niewinnych osób. Dopiero wtedy Kapuściński dowiedział się, że celem akcji jest Muzeum Lenina w Poroninie[34]. Rozmawianie w miejscu publicznym na temat podpalenia muzeum było bardzo ryzykowne, szczególnie że Czuma od dłuższego czasu miał świadomość, iż jest śledzony. Od lutego 1970 r. SB wiedziała też, że utrzymuje on kontakty z braćmi Niesiołowskimi[35]. Czy byli oni obserwowani w czasie tego spotkania – nie wiadomo. W każdym razie jak dotąd nie udało się natrafić na żaden dokument Biura „B” MSW mogący to potwierdzić[36].
W pierwszych dniach czerwca Niesiołowski skontaktował Kapuścińskiego z Benedyktem Czumą, który miał mu dostarczyć pociętą na kawałki metalową rurkę o odpowiednich wymiarach niezbędną do sporządzenia zapalników. Obaj przeprowadzili również na cmentarzu komunalnym „Doły” w Łodzi pierwszą próbę mieszanki zapalającej. Kapuściński sporządził ją kilkanaście lat wcześniej, istniały więc obawy, że może nie nadawać się już do użytku. Próba zakończyła się jednak powodzeniem[37].
Kapuściński przygotował sześć zapalników chemicznych (w każdej rurce znajdowała się ampułka z kwasem siarkowym oraz mieszanina cukru i chloranu potasu) o opóźnionym działaniu – zapłon następował po upływie 40–60 min od zgniecenia ampułki z kwasem. Do zainicjowania pożaru posłużyć miały cztery „kostki zapalające” zrobione z pudełek po plastelinie oklejonych plastrem do opatrunków. Zawierały one tę samą mieszaninę pirotechniczną, którą Kapuściński przetestował wcześniej z Benedyktem Czumą. Mieszanina, złożona z pyłu aluminiowego i saletry potasowej, wytwarzała w czasie spalania temperaturę około 2000 stopni Celsjusza[38]. Kapuściński przekazał także lont prochowy, butelkę terpentyny oraz dwa rodzaje płynów zapalających – 2 l benzyny lakowej z dodatkiem terpentyny i eteru naftowego (rozlano ją do sześciu butelek, które zamierzano podłożyć na ekspozycji) oraz około 20 l mieszaniny eteru naftowego z terpentyną (zamierzano ją wlać do piwnicy muzeum)[39].
Nieco później, także na początku czerwca, Benedykt Czuma skontaktował Kapuścińskiego z Markiem Niesiołowskim, z którym miał on przeprowadzić ponowną próbę z materiałami zapalającymi, tym razem z użyciem wspomnianego płynu. Próba zakończyła się pomyślnie, Kapuściński poinstruował również Niesiołowskiego, jak należy uruchomić zapalnik – polegało to na zgnieceniu rurki za pomocą kombinerek w miejscu, gdzie znajduje się ampułka z kwasem[40]. Niesiołowski spotkał się z Kapuścińskim jeszcze dwukrotnie, by odebrać od niego wszystkie materiały zapalające, które przewieziono następnie do mieszkania Benedykta Czumy. Pomógł im w tym Jacek Bartkowiak[41].
Ogólny zarys planu podpalenia muzeum ustalono na spotkaniu w mieszkaniu Benedykta Czumy w Łodzi, najprawdopodobniej pod koniec maja. W rozmowie uczestniczyli także Andrzej Czuma, Marek Niesiołowski i Wiesław Kurowski. Wtedy zdecydowano zapewne, że akcję przeprowadzą pomiędzy 14 a 21 czerwca, w zależności od tego, kiedy otrzymają wszystkie materiały od Kapuścińskiego[42]. Plan miał zostać dopracowany podczas zebrania 15 czerwca w Warszawie w mieszkaniu na ul. Kościelnej przy Rynku Nowego Miasta. Wzięli w nim udział Andrzej Czuma, Marzena Górszczyk, Wiesław Kurowski, Wiesław Kęcik, Janusz Krzyżewski (kolega Kęcika z harcerstwa, do „Ruchu” wstąpił na początku czerwca 1970 r.), Edward Staniewski oraz Benedykt Czuma, Marek Niesiołowski i Andrzej Woźnicki, którzy przyjechali specjalnie na zebranie z Łodzi. Zrezygnowano wtedy ostatecznie z wysadzenia pomnika[43]. Wyniknął natomiast inny problem – okazało się, że Kurowski przeprowadził rozpoznanie niedokładnie, mimo iż na prośbę Czumy pojechał do Poronina ponownie pod koniec maja lub na początku czerwca[44]. Konieczne było ponowne sprawdzenie, czy przewód wentylacyjny, przez który zamierzano wlać do piwnicy płyn zapalający, jest drożny, a także czy w budynku muzeum nie mieszka dozorca.
Rozpoznanie przeprowadził następnego dnia Kęcik. Stwierdził, że przewód jest rzeczywiście niedrożny, co wykluczało wlanie płynu do piwnicy. Przy okazji dokonał jeszcze jednego, raczej niespodziewanego odkrycia. Okazało się mianowicie, że w muzeum – świętym miejscu wszystkich prawdziwych komunistów – działa melina pijacka: jedna z woźnych zatrudnionych w placówce handlowała wódką, a w piwnicy odbywała się libacja alkoholowa. Stawiało to pod znakiem zapytania całą akcję – najmniejsze ryzyko odniesienia obrażeń przez przypadkowe osoby wykluczało bowiem podpalenie muzeum[45].
O rezultatach swoich obserwacji Kęcik poinformował najpierw Benedykta Czumę, (przyjechał do niego do Łodzi)[46], a następnie Andrzeja Czumę i Kurowskiego[47]. W tej sytuacji podczas drugiego zebrania na ul. Kościelnej, 19 czerwca, postanowiono zrezygnować z wlania płynu do piwnicy – ograniczono się do podłożenia ładunków w kilku miejscach na ekspozycji (według Stefana Niesiołowskiego decyzję tę podjęto na zebraniu 15 czerwca, lecz w tej sprawie najprawdopodobniej się pomylił). W drugim zebraniu brali udział Andrzej Czuma, Krzyżewski, Kurowski, Staniewski oraz Górszczyk, która zdała Czumie relację z wyjazdu do Gdańska[48]. Wyjechała tam na jego prośbę 18 czerwca. Człowiekiem, z którym miała się spotkać, był Sławomir Daszuta – Górszczyk przekazała mu list od Czumy dotyczący wypożyczenia samochodu na akcję. W liście tym Czuma prosił Daszutę o przyjazd do Warszawy 20 czerwca wieczorem, podał również datę akcji. Daszuta nie znał jednak jej charakteru ani celu – pytając go o możliwość pożyczenia samochodu (miało to miejsce wcześniej, podczas ich rozmowy 27 maja w Warszawie), Czuma powiedział jedynie, że akcja „będzie miała duże znaczenie i odbije się głośnym echem w kraju”. Oczywiście Daszuta prośbę Czumy spełnił – z Wydziału Transportu MSW otrzymał samochód marki Skoda 1000 MB z przygotowaną przez Biuro „T” MSW fikcyjną rejestracją bydgoską[49].
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)”.
Termin podpalenia muzeum ostatecznie wyznaczono na 21 czerwca. O godzinie 12.00 wszyscy uczestnicy akcji mieli już dotrzeć do Zakopanego. Marek Niesiołowski i Benedykt Czuma mieli przyjechać z Łodzi samochodem pożyczonym przez Daszutę. Mieli też przywieźć ze sobą materiały zapalające (Czuma przechowywał je w swoim mieszkaniu). Alternatywnie rozważano przewóz materiałów pociągiem, ale zrezygnowano z tego ze względów bezpieczeństwa. Z Warszawy mieli przybyć Górszczyk i Krzyżewski – nocnym pociągiem – oraz Staniewski – własnym samochodem. Wszyscy mieli się spotkać w Zakopanem w wyznaczonych miejscach (bar w „Domu Turysty”, bar mleczny na ul. Kościuszki, kawiarnia „Szarotka”). Ponieważ muzeum zamykano o godzinie 16.00, wejście na ekspozycję zaplanowano na godzinę 15.15. Marek Niesiołowski, który kierował wykonaniem akcji, oraz Krzyżewski i Górszczyk mieli tuż przed zamknięciem muzeum podłożyć w kilku miejscach kostki zapalające i butelki z płynem, a następnie uruchomić zapalniki. Po opuszczeniu muzeum mieli się spotkać w umówionym miejscu z Czumą i Staniewskim i razem odjechać samochodami z miejsca akcji[50]. Ponieważ zapłon miał nastąpić po upływie 40–60 min od uruchomienia zapalników, teoretycznie w chwili wybuchu pożaru wszyscy uczestniczący w akcji byliby stosunkowo daleko od muzeum, a na jego terenie nie byłoby już zwiedzających.
Jednocześnie do Szczyrku mieli się udać Elżbieta Łukasiewicz-Nagrodzka i Andrzej Woźnicki. Ich zadaniem było zrobienie kilku fotografii oraz zdobycie biletów na kolejkę linową. Następnie mieli się spotkać w okolicy Jordanowa (k. Rabki) z grupą Niesiołowskiego i przekazać im aparat ze zdjęciami oraz bilety, które miały posłużyć jako alibi dla biorących udział w podpaleniu muzeum, na wypadek, gdyby milicja zdążyła zorganizować blokadę dróg. Łukasiewicz-Nagrodzka miała się przesiąść do samochodu, a Górszczyk pojechać z Woźnickim motocyklem[51].
Już na pierwszy rzut oka plan podpalenia muzeum wydaje się bardzo skomplikowany i pokazuje całkowity brak doświadczenia w tego rodzaju akcjach. Sam Niesiołowski stwierdził zresztą po latach, że „plan zakładał umawianie się różnych grup ludzi w różnych, oddalonych od siebie miejscach, co zawsze jest trudne do osiągnięcia”[52]. Nie był to jednak jego jedyny, ani nawet główny mankament. W trakcie przygotowań cały czas podnoszono sprawę ryzyka doznania poważnych obrażeń, a nawet poniesienia śmierci przez przypadkowe osoby (zwiedzający, obsługa muzeum). Ze względu na charakter akcji nie można było tego całkowicie wykluczyć. Marek Niesiołowski, który był odpowiedzialny za jej przeprowadzenie, miał więc podjąć ostateczną decyzję już na miejscu – w razie najmniejszego niebezpieczeństwa zrezygnowano by z podpalenia muzeum[53]. Tymczasem 22 czerwca miała się na terenie muzeum odbyć duża uroczystość na zakończenie harcerskiego rajdu Szlakiem Lenina[54]. Było więc bardzo prawdopodobne, że w dniu akcji już po zamknięciu muzeum na jego terenie będą się znajdować osoby przygotowujące wspomnianą uroczystość (np. kończące stawianie dekoracji albo wykonujące jakieś prace na ekspozycji). Nie można było też wykluczyć obecności „zabezpieczających” te przygotowania funkcjonariuszy MO i SB.
Plan akcji miał jeszcze inne słabe strony. Bardzo wątpliwe, czy udałoby się wnieść do muzeum kilka butelek (w tym trzech po alkoholu) z płynem zapalającym bez zwrócenia uwagi osób pilnujących ekspozycji czy zwiedzających. Tym bardziej ryzykowne było zakładanie ładunków – obecność na wystawie mężczyzn z kombinerkami w rękach wkładających pod gabloty z eksponatami butelki, pudełka i dziwne metalowe rurki (zapalniki) musiała wzbudzić podejrzenia. W dodatku i Niesiołowski i Krzyżewski nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z materiałami zapalającymi i wybuchowymi. Z osób biorących udział w akcji tylko Staniewski służył w wojsku. Co ciekawe, przez kilka miesięcy służył w jednostce saperskiej, skończył nawet szkołę podchorążych, gdzie uczył się m.in. wysadzania budynków[55]. Mimo to akurat on miał pełnić w akcji jedynie funkcję kierowcy. Poważne kłopoty sprawiło także zorganizowanie samochodów. Okazało się, że samochód Staniewskiego musiał pozostać kilka dni dłużej w naprawie[56], co bardzo utrudniłoby ewakuację. Nie wiadomo, dlaczego nie poproszono o pożyczenie samochodu Bartkowiaka, który wiedział już o planowanej akcji, przewoził też razem z Markiem Niesiołowskim wszystkie materiały do mieszkania Benedykta Czumy[57].
Pytając Daszutę o możliwość wypożyczenia samochodu, Andrzej Czuma nie mógł mieć świadomości, że ten jest tajnym współpracownikiem SB. Tak czy inaczej informowanie o akcji kolejnej osoby należy jednak uznać za błąd. Z zachowanych materiałów śledczych, relacji i publikacji uczestników „Ruchu” wynika, że o planowanej akcji wiedziało co najmniej kilkanaście osób. Na przykład Stefan Niesiołowski stwierdził, że wtajemniczonych było ponad dziesięć osób[58]. Chociaż niektórzy, m.in. Daszuta, mieli wiedzę bardzo fragmentaryczną, i tak znacznie zwiększało to groźbę przecieku, choćby przez czyjąś nieostrożność, czego chyba nikt nie był świadomy. „Z niebezpieczeństw tych nikt jakoś nikt zdawał sobie sprawy – napisał później Niesiołowski – a nawet doświadczony konspirator i żołnierz Armii Krajowej oraz WiN-u Gołębiewski zlekceważył elementarne środki ostrożności”[59]. W tym przypadku Niesiołowski się myli – Gołębiewski zdążył się zapoznać z planem podpalenia muzeum i ocenił go niezwykle krytycznie, właśnie z powodu liczby zaangażowanych osób. Nie mógł jednak w żaden sposób wymusić jego zmiany[60].
Pytanie, czy ten skomplikowany plan miał szanse powodzenia, pozostanie bez odpowiedzi. W przeddzień akcji – 20 czerwca – SB dokonała pierwszych aresztowań. Zatrzymano 24 osoby, w tym Andrzeja i Benedykta Czumów (u których znaleziono materiały przeznaczone do podpalenia muzeum oraz plan akcji), Niesiołowskich, Kurowskiego i Kęcika[61]. Następnego dnia w zasadzkę założoną przez SB w domu Andrzeja Czumy wpadli Woźnicki i Łukasiewicz-Nagrodzka. Górszczyk aresztowano już po jej powrocie z Zakopanego. Pojechała tam razem z Krzyżewskim, mimo iż musieli zdawać sobie sprawę, że do akcji nie dojdzie – przed odjazdem pociągu odnalazł ich na dworcu w Warszawie Woźnicki i poinformował o aresztowaniach[62].
Służba Bezpieczeństwa otrzymała informację o akcji „Poronin” z dwóch źródeł – od Daszuty i z podsłuchu pokojowego zainstalowanego w domu Andrzeja Czumy. 18 czerwca nagrano rozmowę, w której miało uczestniczyć od czterech do pięciu osób (prawdopodobnie było ich mniej), w tym Czuma i Kęcik. Treść rozmowy wskazywała, że planowano akcję z użyciem materiałów wybuchowych i zapalających, której celem miał być niezidentyfikowany budynek poza Warszawą[63]. Z tego powodu 19 czerwca zapadła decyzja o aresztowaniach[64].
Do momentu aresztowań SB zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że celem akcji było Muzeum Lenina. Podejmując decyzję o aresztowaniach, nakazano równocześnie „wzmocnienie czujności terenowych jednostek MO i SB” m.in. w zakresie ochrony banków, ważniejszych obiektów przemysłowych, stacji radiowych i telewizyjnych, a nawet lotnisk[65]. Z tego względu należy też wykluczyć tezę – uważaną przez niektórych za prawdopodobną – iż akcja „Poronin” była prowokacją SB[66].
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Piotr Byszewskiego „Organizacja Ruch (1965-1970)” bezpośrednio pod tym linkiem!
[1] Obchody 100 rocznicy urodzin Włodzimierza Lenina w świecie, „Nowe Drogi” 1970, nr 4, s. 128–134.
[2] AAN, 1354/237/VIII-1081, Informacja o obchodach 100-lecia urodzin Lenina w Polsce, 17 II 1970 r., k. 71. Analogiczną uchwałę KC KPZR przyjęto już w 1968 r. (D. Poprzeczko, W ZSRR przed 100 rocznicą urodzin W. Lenina, „Nowe Drogi” 1969, nr 4, s. 115).
[3] Uchwała Komitetu Centralnego PZPR w sprawie obchodów 100 rocznicy urodzin W.I. Lenina, „Nowe Drogi” 1969, nr 12, s. 96.
[4] AAN, 1354/237/VIII-1081, Informacja o obchodach 100-lecia urodzin Lenina w Polsce, 17 II 1970 r., k. 73–74, 76, 78–79; „Trybuna Ludu” 18 IV 1970.
[5] Nie opracowano dotąd żadnej monografii ani nawet naukowego artykułu o obchodach setnej rocznicy urodzin Lenina, choć to temat ciekawy i wart zbadania. Interesującą lekturę zapewnia „Trybuna Ludu” z 1970 r.
[6] AAN, 1354/237/VIII-1081, Informacja o obchodach 100-lecia urodzin Lenina w Polsce, 17 II 1970 r., k. 74–78; Prace Lenina i o Leninie, „Życie Partii” 1969, nr 11, s. 47–48.
[7] „Trybuna Ludu” 21 VI 1970, 22 VI 1970.
[8] S. Niesiołowski, Ruch przeciw totalizmowi…, s. 235.
[9] Relacje: Andrzeja Czumy z 1998 r., udostępniona przez Roberta Leśniewskiego, Benedykta Czumy z 1996 r. i Stefana Niesiołowskiego z 1996 r., w zbiorach Ośrodka „Karta”, oraz Mariana Gołębiewskiego z lat 1995–1996, Bolesława Stolarza z 1995 r. i Emila Morgiewicza z lat 2000–2001, w zbiorach autora. W książce Ruch przeciw totalizmowi (s. 84) Niesiołowski napisał, że przygotowania do akcji rozpoczęto w maju po wspomnianym zebraniu, lecz nie podał jego nawet przybliżonej daty. Ponieważ zaproponował na nim także spalenie dekoracji pierwszomajowych, można z tego wywnioskować, że zebranie najprawdopodobniej odbyło się jeszcze przed Świętem Pracy.
[10] Relacje: Benedykta Czumy z 1996 r., w zbiorach Ośrodka „Karta”, Andrzeja Czumy z 1998 r., udostępniona przez Roberta Leśniewskiego, oraz Emila Morgiewicza z lat 2000–2001, w zbiorach autora; AIPN, 01820/17, t. 18, Notatka służbowa dot. wyjazdu Benedykta Czumy do Szwajcarii, 6 VII 1970 r., k. 206.
[11] „Ruch” wobec stabilizacji…, s. 90–91 (wypowiedź Emila Morgiewicza). Tak samo krytycznie ocenił Morgiewicz akcję „Poronin” w późniejszej relacji (relacja Emila Morgiewicza z lat 2000–2001, w zbiorach autora).
[12] S. Niesiołowski, Ruch przeciw totalizmowi…, s. 85.
[13] O inwigilacji „Ruchu” zob. rozdz. 6.
[14] Relacje: Andrzeja Czumy z 1998 r., udostepniona przez Roberta Leśniewskiego, Benedykta Czumy z 1996 r., w zbiorach Ośrodka „Karta”, i Emila Morgiewicza z lat 2000–2001, w zbiorach autora. Morgiewicz podał w relacji, że wezwany został do Pałacu Mostowskich w październiku lub w listopadzie 1969 r., po ukazaniu się pierwszego numeru „Biuletynu”, jednak ze sporządzonej przez inspektora Biura Śledczego MSW ppor. Jerzego Kucharenkę notatki z 19 I 1971 r. dotyczącej owego wezwania wynika, że miało to miejsce w styczniu 1970 r. (Działania Służby Bezpieczeństwa…, s. 194–195). W czasie procesu Andrzej Czuma zeznał, iż zorientował się, że był obserwowany, pół roku przed aresztowaniem (AIPN, 1355/2, Protokół rozprawy głównej, 22 IX 1971 r., k. 22).
[15] S. Niesiołowski, Organizacja „Ruch”…, s. 112.
[16] AIPN, 01820/17, t. 45, Odpis protokołu przesłuchania Jana Kapuścińskiego z 17 VII 1970 r., k. 42–43; ibidem, Odpis protokołu przesłuchania Jana Kapuścińskiego z 17 IX 1970 r., k. 108–114; biogram Kapuścińskiego na stronie internetowej Stowarzyszenia Wolnego Słowa (obecnie niedostępna).
[17] Relacja Marka Niesiołowskiego z 1996 r., w zbiorach Ośrodka „Karta”.
[18] Relacja Jacka Bartkowiaka z 1996 r., w zbiorach Ośrodka „Karta”.
[19] Relacja Janusza Krzyżewskiego z 1999 r., w zbiorach autora.