Ajschines, Demostenes i spory polityczne w dobie podbojów Filipa II
Nie od razu dostrzeżono zagrożenie ze strony Macedonii. Pierwsze kroki Filipa, jakimi było zdobycie Amfipolis w 357 r. p.n.e. i rok później Potidai, nie wzbudziły strachu. Grecy wciąż zajęci byli własnymi niesnaskami. Powoli jednak obcy monarcha coraz bardziej ingerował w wewnętrzne sprawy Hellenów. Tessalowie z Feraj poprosili go o pomoc w przegnaniu tyrana uzurpującego sobie władzę nad ich polis, na co władca ochoczo przystał, włączył się również w 356 r. w III wojna świętą.
Pierwszym politykiem, o którym wiemy, że przejrzał prawdziwe zamierzenia Macedończyka, był Demostenes. W 352 r., dwa lata po wkroczeniu do świata polityki, wygłosił swoją pierwszą filipikę – mowę, w której próbował przekonać swoich rodaków o płynącym z północy zagrożeniu. Nie udało mu się to jednak od razu. W Atenach miała wówczas bardzo duże znaczenie frakcja filomacedońska, której daleko było do polityki podbojów, koncentrowali się bardziej się reformach wewnętrznych. Do ich zwolenników należała arystokracja oraz rolnicy – grupy, które ponosiły największe koszty prowadzenia wojny. Ateny w IV w., po klęsce w wojnie peloponeskiej, starały się odzyskać swoją pozycję – w 374 r. udało im się powołać do życia II Związek Morski, jednak nie przetrwał on długo: już w 355 r., pod wpływem buntu, znaczna część jego członków uwolniła się spod wpływów Aten. Wtedy też nikt rozsądny nie marzył nawet o dawnej hegemonii.
Kolejne wydarzenia sprawiały, że Ateńczykom coraz bardziej otwierały się oczy: Filip zdobywał kolejne ważne przyczółki na Półwyspie Chalcydyckim: Bizancjum i Olint. Ponownie też Grecy na własne życzenie pozwolili wtrącić się Macedończykom w ich wewnętrzne spory: członkowie Amfiktionii Delfickiej postanowili zbrojnie uderzyć na Fokidę, która jakoby była winna świętokradztwa, ustanawiając Filipa wodzem swojego sprzymierzenia. Ten po zdobyciu Fokidy chciał przekroczyć Termopile, wąwóz, stanowiący de facto wejście do Attyki, tu jednak w ostatniej chwili został uprzedzony przez Ateńczyków. W 346 r. został zawiązano z Filipem pokój Filokratesa. Jednak wytrawne zagrywki polityczne macedońskiego króla zataczały coraz szersze kręgi. Po raz kolejny, na prośbę Teban i Tesalczyków, interweniował w kwestii religijnej – ukarał winnych świętokradztwa Amfizyjczyków, przy okazji jednak załatwiając własne interesy polityczne. Wzbudziło to popłoch w Atenach. Postawiono zawiązać panhelleńskie sprzymierzenie.
Tak, w olbrzymim skrócie, można opisać wydarzenia, które doprowadziły do zbrojnego starcia – bitwy pod Cheroneą w 338 r. Ostateczna klęska tam poniesiona oznaczała kres niepodległości poleis greckich. Mimo to autora panhelleńskiej koalicji, Demostenesa, niedługo potem, za sprawą uchwały Aristonikosa, uhonorowano prestiżowym złotym wieńcem. W 336 r. z podobnym wnioskiem wystąpił Ktezyfont, jednak tym razem zablokował wniosek Ajschines, oskarżając wnioskodawcę o zgłoszenie ustawy niezgodnej z prawem. Proces odbył się po sześciu latach. Jego przebieg, jakkolwiek teoretycznie dotyczył Ktezyfonta, tak naprawdę był starciem dwóch politycznych wizji: Ajschinesa i Demostenesa, a zarazem swoistym rozliczeniem polityki ateńskiej z czasów wojny. Przyjrzyjmy się bliżej przebiegowi sporu, który doprowadził do spotkania w sądzie.
Ajschines i Demostenes: geneza sporu
Nie było to pierwsze starcie tych dwóch mówców. Już w 346 r. Ajschines, jeden z członków poselstwa do Filipa, został oskarżony przez wspólnika Demostenesa, Timarchosa, o przyjęcie łapówki. Oskarżony jednak uprzedził swych przeciwników, samemu oskarżając Timarchosa o niemoralne życie. Proces wygrał.
Demostenes nie dawał jednak za wygraną i w trzy lata później znów wytoczył proces rywalowi. I tym razem przegrał, co mogło być spowodowane m.in. względną popularnością pokoju Filokratesa w Atenach. Używając terminologii sportowej, można zatem powiedzieć, że było 2-0 dla Ajschinesa. Jednak to Demostenes był wówczas czołowym politykiem ateńskim i to on kierował działaniami swego polis.
Po klęsce Aten, tym razem filomacedończyk wytoczył sprawę przeciw Ktezyfontowi, faktycznie wymierzoną w znienawidzonego przeciwnika. Dlaczego czekał z procesem aż do roku 330? Powód nie jest jasny, jednak można się domyślać, że czekał na korzystny moment: w 336 r. Filip został zamordowany, co ponownie wzbudziło nadzieje i nastroje antymacedońskie. Natomiast sześć lat później panowanie nad Grecją było już w pełni ugruntowane przez Aleksandra, który zdołał pokonać samego króla Persji. Czy Ajschines wybrał dobry moment na proces?
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Przesłanki formalne
Na początku swej mowy oskarżyciel przedstawił błędy formalne we wniosku Ktezyfonta. Domagał się on odznaczenia dla Demostenesa, gdy jeszcze ten sprawował urząd, podczas gdy zgodnie z prawem, aby polityk mógł być uhonorowany, musiał najpierw złożyć oficjalne sprawozdanie z pełnionej funkcji. Poza tym wnioskodawca chciał, by ten zaszczyt spotkał Demostenesa podczas Wielkich Dionizji, gdzie więcej ludzi mogło być świadkami ceremonii. Zazwyczaj jednak takie uroczystości odbywały się na zwykłym zgromadzeniu, prawo zezwalało na zmianę miejsca tylko w bardzo wyjątkowych przypadkach.
Demostenes odpierał zarzuty. Powoływał się na zapis uchwały, zgodnie z którą odznaczenie miało być przyznane za wsparcie własnymi funduszami budowy murów. Jakkolwiek był on jako urzędnik odpowiedzialny właśnie za odnowę obwarowań, to uważał, że sama darowizna nie miała związku z pełnioną przezeń funkcją. Ponadto powołuje się na inne prawa, które zezwalały na odznaczanie polityków podczas święta ku czci Dionizosa.
Spór o wizję polityczną
Jednak najistotniejsza kwestia dotyczyła spraw dużo większej wagi. Niezgodne z prawem było zgłaszanie projektu uchwały, który zawierał fałszywe twierdzenie. Ajschines postanowił więc podważyć zawarte we wniosku Ktezyfonta sformułowanie, że Demostenes radą i czynem zawsze działał na korzyść ludu ateńskiego (dokładna treść uchwały się nie zachowała, możemy się jej domyślać jedynie na podstawie głosów obu mówców). Oskarżyciel wyraźnie stwierdził, że cała działalność publiczna autora filipik od początku do końca była dla Aten szkodliwa. Najpierw przypomniał okoliczności zawarcia pokoju Filokratesa: jego zdaniem Demostenes świadomie do niego dążył, starał się zresztą doprowadzić do jego przyjęcia możliwie szybko. Wiedział, że po całej Helladzie zostali rozesłani posłowie ateńscy, których zadaniem było przekonać Greków o konieczności utworzenia antymacedońskiej koalicji. Ajschines ubolewał, że została wtedy zaprzepaszczona okazja, by zbudować panhelleńskie sprzymierzenie, i że stało się to w wyniku przekupstwa – o co wielokrotnie oskarżył Demostenesa. Nadto dowodził, że żadne działania dyplomatyczne przeciwnika nie przyniosły pozytywnych skutków. Wreszcie przedstawił najcięższy zarzut: Demostenes miał jakoby uciec z pola bitwy pod Cheroneą.
Warto tu zaznaczyć, że o ile Ajschines zaczął swą mowę od kwestii formalnych, to Demostenes przeszedł od razu do omówienia swojej polityki. Czytając mowę Demostenesa, nie da się oprzeć wrażeniu, że rzeczywiście miał on ogromny wpływ na politykę zagraniczną państwa. Obrońca odpiera więc zarzut dotyczący pokoju Filokratesa. Twierdzi, że nie miał z postanowieniami wspomnianego traktatu nic wspólnego i że to właśnie on próbował po jego uchwaleniu ratować sprawę. Oto poselstwo, w którym uczestniczył też Ajschines, przybyło do stolicy Macedonii i czekało tam trzy miesiące na przybycie Filipa, by ten zaprzysiągł umowę. W tym czasie monarcha, nie spiesząc się specjalnie do powrotu, mógł dalej prowadzić działania zbrojne. Dlatego autor filipik optował wówczas za tym, by wysłać posłów bezpośrednio do macedońskiego obozu, co niestety się nie udało. Następnie Demostenes odbija piłeczkę: uważa, że to jego przeciwnik dał się przekupić władcy z północy. Jak bowiem – twierdzi – interpretować działania Ajschinesa jako posła, gdy ten na zebraniu Amfiktionii oskarżył Amfizyjczyków? Przecież to był pretekst dla Filipa, by posunąć się dalej wgłąb Hellady.
Na koniec zaś przedstawia swoje zasługi. To on, gdy Macedończycy zbliżyli się niebezpiecznie blisko do Attyki, jako jedyny powstał z radą, by zawiązać sojusz przeciwko Filipowi. To on udał się osobiście z misją do greckich poleis i dokonał niemożliwego: przekonał wszystkie ważne państwa, w tym skłócone z nimi filomacedońskie Teby. Tak, bitwa pod Cheroneą zakończyła się klęską, jednak czy jest w tym jego wina? On zrobił wszystko, co mógł, a porażka dokonała się z woli bogów, na którą śmiertelnicy wpływu nie mają. Nadto Demostenes wyraża zdziwienie, że przeciwnik przez cały ten czas ani razu go nie pozwał – a przecież powinien to uczynić, skoro czyny Demostenesa były rzeczywiście tak straszne. Poza tym zarzuca Ajschinesowi, że w krytycznych dla Aten momentach milczał, nie miał więc do zaproponowania nic lepszego niż pomysły przywódcy opcji antymacedońskiej. Swoją krytykę zgłosił zaś już po faktach. Wreszcie wszystko wskazuje na to, że obywatele Aten pozytywnie odbierają jego działania: to on dostąpił zaszczytu wygłoszenia mowy pogrzebowej ku czci poległych w bitwie pod Cheroneą i był gospodarzem stypy. To wskazywałoby, że oskarżenie o ucieczkę z frontu było insynuacją Ajschinesa, wspomniane honory nigdy nie były powierzane byle komu, tym bardziej w momencie, gdy głównodowodzący został za klęskę skazany na śmierć.
Proces jako publiczne show
Nie da się ukryć, że tak ważny proces był niezwykłym widowiskiem w Atenach. Werdykt uchwalała Heliaia – trybunał złożony z sześciu tysięcy sędziów. Na dodatek ludzie postronni również mogli obserwować wydarzenie – i na pewno wielu z tego skorzystało. Oto spotykali się nie tylko zacięci wrogowie, lecz także wybitni mówcy: już starożytni twierdzili, że Ajschines ustępował umiejętnościami tylko Demostenesowi.
O tym aspekcie całej sprawy wspomina zresztą obrońca Ktezyfonta, gdy ubolewa, że ludzie w dużej mierze zebrali się tam, by słuchać wyzwisk. A tych po obu stronach nie brakowało. Oskarżyciel zarzucił przeciwnikowi plugawe pochodzenie – jego dziadek miał być niewolnikiem, zaś matka pochodziła z barbarzyńskiej Tracji. Insynuował również rywalowi niemoralne życie. Tamten zaś nie pozostawał mu dłużny: twierdził, że ojciec Ajschinesa był niewolnikiem, matka zaś – prostytutką. Sam zaś potomek tej pary parał się tak marnymi zajęciami jak nisko płatne urzędy czy aktorstwo. Obaj mówcy nawzajem oskarżali się o zdradę i przekupstwo. Wystąpienie każdego trwało trzy godziny, a gdy dodać do tego śródziemnomorski temperament, możemy być pewni, że odbyło się nie lada show.
Werdykt
Mimo wszelkich zabiegów i starań Ajschines poniósł druzgocącą porażkę: nie otrzymał nawet jednej piątej głosów, co było równoznaczne z utratą prawa do wytaczania podobnych procesów. Nam zaś mówi to wiele o nastrojach panujących w ówczesnych Atenach. Kilka lat po przegranej bitwie wciąż dominowały nastroje antymacedońskie i pozytywnie oceniano działania przywódcy tej opcji. Sądzę, że mieli oni szczególnie w pamięci słowa Demostenesa o tym, że kontynuował on najlepsze tradycje polis – obronę wolności greckiej. Nawiązywał do roli, jaką odegrały Ateny w odparciu perskiego najeźdźcy sto pięćdziesiąt lat wcześniej. Upokorzony Ajschines postanowił opuścić Ateny. Udał się na Rodos, gdzie przez ostatnie piętnaście lat swojego życia prowadził szkołę retoryki.
Bibliografia:
- Ajschines, Mowy, przełożył Włodzimierz Lengauer, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004.
- Demostenes, Wybór mów, przełożył Romuald Turasiewicz, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1991.
- Rhodes P.J., Historia Grecji. Okres klasyczny 478–323 p.n.e., Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
374