Adolf Hitler - mówca niezrównany?
Adolf Hitler – mówca, zbrodniarz i... niespełniony architekt. Dowiedz się więcej na ten temat
Chwilowo krąg jego oddziaływania musiał się ograniczać do partii. Zakazy publicznych wystąpień, jakie nakładano na Hitlera od 1925 roku, zmuszały go – aż do przełomu lat 1927/28 – do tego, by swoje uzdolnienia krasomówcze wykorzystywać głównie na zamkniętych zebraniach partyjnych, a więc przed publicznością, która z góry już odnosiła się do niego z wielką sympatią. Takie wystąpienia, będące dla Hitlera ważnym narzędziem w dążeniu do nieograniczonej władzy w NSDAP, nie skupiały się na przekonywaniu słuchaczy, tylko na umacnianiu więzi między przywódcą a jego zwolennikami. Nic dziwnego zatem, iż były to przemówienia mocno naładowanie ideologią, uderzające wciąż w strunę agresji wobec przeciwników narodowego socjalizmu.
Częstotliwość wystąpień Hitlera nie była szczególnie duża: w roku 1925 przemawiał łącznie 38 razy, w następnym zaś 52 razy. Oszczędność ta nie wynikała jedynie z dbałości o struny głosowe – Hitler rozmyślnie dawkował ludziom swoje występy. Miejscowe grupy partyjne miały poczytywać sobie jego przyjazd za wyróżnienie, zgromadzić jak największą liczbę towarzyszy i zapewnić mówcy określone warunki. Hitler przywiązywał między innymi dużą wagę do tego, aby jego przemowy były na bieżąco stenografowane, co stanowiło zabezpieczenie na wypadek późniejszych sporów prawniczych. Stopniowo na tych „spotkaniach z Hitlerem” utarły się pewne stałe formy organizacyjne, a właściwie rytuał: najpierw radosny nastrój oczekiwania; potem uroczyste przybycie Hitlera wśród oklasków, z delegacją lokalnych osobistości partyjnych; oficjalne powitanie; po nim wielogodzinna przemowa, w której stopniowo przybywało środków retorycznych; na koniec frenetyczne owacje, ukoronowane swoistą przysięgą wierności – wspólnym okrzykiem „Sieg Heil!”.
Fakt, iż Hitler przez dwa lata występował niemal wyłącznie przed ludźmi z własnej partii, odcisnął się piętnem na jego oratorskim rozwoju. Niezadowolone okrzyki, przeszkadzanie czy też dyskusje z adwersarzami o mocno odmiennych poglądach (przed rokiem 1923 na porządku dziennym, mimo iż często brutalnie wyciszane przez SA) teraz były a priori wykluczone. Hitler zwracał się bowiem do osób przychylnych mu, entuzjastycznie czekających na jego wystąpienie i chcących utwierdzić się w swoich poglądach. Była to mała, fanatyczna wspólnota wierzących, która w stabilizującej się republice weimarskiej plasowała się na ekstremistycznym marginesie. Inaczej niż na masowych wiecach w roku 1923, odbywających się w gorącej atmosferze oczekiwania na rychłą rozprawę ze znienawidzoną demokracją, obecnie Hitler nie musiał zachęcać stojących z boku ani przeciągać na swoją stronę wątpiących. Tym, czego oczekiwali jego zwolennicy, była jakaś długofalowa perspektywa, wizja narodowosocjalistycznych Niemiec. Dlatego jego wystąpienia nie zahaczały o bieżącą politykę, tylko omawiały sprawy „fundamentalne”. Bądź co bądź, przywódca adresował je do elitarnej mniejszości, która rozumiała już obwieszczane przezeń prawdy. W odczuciu jego zwolenników zakaz publicznego przemawiania świadczył o bezradności władz republiki, które jedynie działaniami represyjnymi mogły przeszkodzić Hitlerowi w dotarciu do szerokich mas – i to odczucie cementowało więź łączącą go ze słuchaczami.
Dopóki Hitler mówił do swoich zwolenników, jego wystąpienia były wciąż nasączone antysemityzmem. Mówiąc krótko, czynił Żydów odpowiedzialnymi za wszystkie istotne problemy i katastrofy spotykające kraj. Wskazywał, że to oni pociągają za sznurki międzynarodowego kapitału finansowego, sterują partiami „marksistowskimi”, a w 1918 roku stali za rewolucją. Twierdził, że tym podwójnym uściskiem Żydzi niemal totalnie zawładnęli Niemcami i że wessali się głęboko w narodowy organizm: „Nasza krew jest zatruwana i bękarcieje. A my tolerujemy istnienie sprawców naszego socjalnego niedomagania i podszczuwaczy narodu. Musimy być Niemcami świadomymi swojej rasy i antysemitami”. Zapowiadał, że gdy narodowi socjaliści przejmą rządy, to „władzę, którą będziemy wtedy posiadać w sposób legalny, brutalnie wykorzystamy na mocy świętej większości, aby z pomocą tej czysto legalnej władzy wytępić Żydów”. Z siebie samego uczynił wręcz następcę Chrystusa w „walce z Żydami”. W zapisie jego przemówienia z końca roku 1926 czytamy, że „nauka Chrystusowa była przez tysiąclecia fundamentem walki z Żydami jako wrogami ludzkości. Dzieło, które Chrystus rozpoczął, lecz nie zdołał go ukończyć, wypełni on (Hitler)”.
„Likwidację” ([Entfernung]) Żydów wskazywał w swoich przemowach jako warunek odzyskania narodowej świetności. Aby jednak osiągnąć tę ostatnią, należało według niego przezwyciężyć jednocześnie podział Niemiec na „narodowy” obóz mieszczański i „socjalistyczny” obóz proletariacki. Z kolei pojednanie mieszczaństwa z proletariatem – drugi wielki wątek przewijający się w wystąpieniach Hitlera z tego okresu – miało być możliwe tylko poprzez syntezę nacjonalizmu i socjalizmu, do której jakoby dążyła NSDAP. Jednakże propagowany przez Hitlera narodowy „socjalizm” nie miał nic wspólnego z uspołecznieniem środków produkcji, postulowanym przez ruch socjalistyczny. Rzekoma synteza obu pojęć sprowadzała się do całkowitego zablokowania klasycznych dążeń socjalistycznych na rzecz wojowniczego nacjonalizmu, zakorzenionego w rasowo zdefiniowanym „charakterze ludowym” ([Volkstum]). Hitler posługiwał się coraz to nowymi sformułowaniami, z których jednak wynikało, że narodowy socjalizm to nic innego, jak etniczny nacjonalizm.
„Nacjonalista i socjalista muszą się rozumieć. Jeżeli socjalizm oznacza umiłowanie ludu, to znaczy że socjalizm jest nacjonalizmem w najwyższym znaczeniu tego słowa. Nacjonalizm zaś jest najwyższą formą socjalizmu”. Lub w innej wersji: „Być narodowym to rzecz identyczna z byciem socjalnym […] Nie ma socjalizmu, który nie znajdowałby swojego najżywszego wyrazu w żarliwym podziwie i umiłowaniu charakteru ludowego, w bezwzględnym oddaniu wobec tego charakteru ludowego, gdyż tylko ten charakter jest nośnikiem ojczyzny i tylko w nim tkwi możliwość zapewnienia socjalnego dobrobytu naszym dzieciom. Nie ma też myśli narodowej, która nie prowadziłaby do myśli o pragnieniu życia ze swoimi dziećmi w cielesnym i umysłowym zdrowiu”. Zespolenie nacjonalizmu z socjalizmem wymagało jednak olbrzymiego wysiłku – co stanowiło trzeci z głównych wątków w owych przemówieniach. Naród niemiecki, wykładał Hitler, musi sobie uzmysłowić, że cała jego egzystencja zależy od trzech czynników. Musi on mianowicie dostrzec wartość rasy (albo, jak to często określał, „krwi”), uszanować znaczenie osobowości wodzowskich oraz zrozumieć konieczność walki. Te trzy pojęcia: „wartość rasy”, „wartość osobowości” i „idea walki” stanowiły według niego „filary” ruchu narodowosocjalistycznego, który jako jedyny powołany jest do tego, by przywrócić niemieckiemu narodowi potęgę i sławę. Owa triada narodowych cnót – w różnych odmianach – wciąż powracała w tych przemowach Hitlera, które wygłaszał do swoich zwolenników.
Tekst jest fragmentem książki Petera Longericha „Hitler. Biografia”:
W nieco inny ton uderzał natomiast, gdy miewał okazję wyjść poza ciasne ramy imprez partyjnych. Wiele takich okazji nadarzyło mu się w latach 1926/27. Audytorium składało się wtedy z osób zaproszonych, głównie przedstawicieli mieszczaństwa prowadzącego działalność biznesową. Stając przed nimi, Hitler nie starał się o wrażenie, że oto „prosty człowiek z ludu” przemawia do ludu właśnie. Raczej próbował olśnić słuchaczy, wtajemniczając ich, pozornie szczerze, w swoją specjalną metodę „przewodzenia ludowi” albo mówiąc, niby to otwarcie, o swoich celach w polityce zagranicznej. O „masie”, którą obiecywał poprowadzić ku owym celom, wyrażał się z reguły lekceważąco, wręcz z pogardą; antysemityzm nie odgrywał wtedy żadnej roli.
Pierwsze z takich wystąpień Hitlera odbyło się 28 lutego 1926, kiedy to wysłuchało go około 400 członków prestiżowego Klubu Narodowego (Nationalklub) w Hamburgu, będącego prawicowo-konserwatywnym stowarzyszeniem mieszczaństwa hanzeatyckiego. Hitler zagrał przed nimi pobawionego hamulców demagoga, któremu bez wątpienia uda się, przez nacjonalistyczną agitację i ostentacyjne okazywanie zapatrywań „socjalnych”, odciągnąć masy od partii „marksistowskich”. Zaczął od stwierdzenia, że naród nie otrząsnął się jeszcze z wojennej klęski i rewolucji i wciąż jest głęboko rozdarty, bo oprócz ludzi politycznie obojętnych istnieje większość o nastawieniu „internacjonalistycznym” (względnie wykazująca znaczny deficyt, jeśli chodzi o postawę narodową) – zaliczył do nich socjaldemokratów, komunistów, mieszczańskich pacyfistów, a także część politycznego centrum i tak zwanych partii prawicowych. Naprzeciwko nich, mówił, stoi blok składający się z Niemców o poglądach niedwuznacznie „narodowych”.
Przyszłą konfrontację polityczną sprowadził do „prostej formuły: kwestia powrotu do silnych Niemiec to kwestia zniszczenia w Niemczech światopoglądu marksistowskiego. Jeśli ten światopogląd nie zostanie wytępiony, to Niemcy przenigdy nie podniosą się z upadku. Tak jak nie sposób uzdrowić człowieka, dopóki nie zostanie on wyleczony z gruźlicy”. Do osiągnięcia tego celu „dobry będzie każdy środek”, a żeby go osiągnąć, trzeba będzie zwrócić się „ku szerokim masom”. Jak zaś pozyskać masy? Otóż najpierw przez większą otwartość na kwestie socjalne, co wszakże – jak pośpieszył uspokoić słuchaczy – nie musi wcale prowadzić do podwyższenia płac: chodziłoby raczej o zwiększenie narodowej produkcji, które wszak wyjdzie na dobre wszystkim. Po drugie jednak, objaśniał Hitler, trzeba zaoferować masie – mającej naturę „żeńską”, a więc łatwo sterowalnej, „ślepej i głupiej”, a nawet „prymitywnej w swoim nastawieniu” – jakieś „polityczne wyznanie wiary, jakiś program, który jest niezmienny, jakąś polityczną wiarę, która jest niewzruszona”. Stwierdził, że partie mieszczańskie tego nie potrafią, on zaś upatruje w tym swoją „misję”.
Podczas swoich kolejnych pięciu wystąpień przed taką wyselekcjonowaną publicznością Hitler starał się jeszcze bardziej skrócić dystans do biznesowego mieszczaństwa. Osiemnastego czerwca 1926, przemawiając w Essen do około 50–60 „liderów gospodarki”, opowiedział się stanowczo za „utrzymaniem własności prywatnej” i obiecał „chronić wolną gospodarkę […] ten najbardziej pragmatyczny i jedyny możliwy system ekonomiczny”. W grudniu pięciuset zaproszonych „liderów gospodarki” wysłuchało w Königswinter referatu Hitlera o „niemieckiej polityce ekonomicznej i socjalnej”. A kilka dni później w Essen dość śmiało zapoznał on audytorium mniej więcej dwustuosobowe ze swoim programem w zakresie polityki zagranicznej. To prawie trzygodzinne wystąpienie nosiło znamienny tytuł Nowe drogi ku władzy. Hitler zapewnił w nim swoich słuchaczy, przychylnie nastawionych do zagadnień ekonomicznych, że w gruncie rzeczy chodzi mu o „zdobycie większej ilości ziemi, która również dla niemieckiej gospodarki otworzy nowe obszary zbytu”.
W kwietniu 1927 roku znów przyjechał do Essen i wygłosił, znów do ludzi ze świata biznesu, referat na temat Przywódca a tłum. Sformułował przy tym „stanowisko, iż przywódca tłumu, jeśli chce zdobyć jego przychylność, musi wyłonić się ze środka tłumu i w codziennych słownych zmaganiach z tłumem”. Piątego grudnia 1927 miał czwarte już wystąpienie przed „zaproszonym kręgiem ludzi biznesu z Nadrenii i Westfalii” w Essen, tym razem mając przed sobą ponad 600 słuchaczy. Ponownie objaśnił swoje zamierzenia w polityce zagranicznej, ale mówił znacznie ostrożniej niż rok wcześniej, kiedy to naszkicował program imperialistyczny. Teraz kokietował pragmatyzmem – mówiąc, że porozumienie z Francją odpada ze względów zasadniczych, a dążyć należy do sojuszu z Wielką Brytanią i Włochami.
Po zniesieniu zakazu wystąpień
Nałożony na Hitlera zakaz publicznego przemawiania został w maju 1926 cofnięty przez władze landowe Oldenburga, w styczniu 1927 przez władze Saksonii, a w marcu tego roku przez władze Bawarii i Hamburga. W następnych miesiącach ograniczenie jego prawa do publicznych wystąpień przestało obowiązywać w większości landów, jedynie Prusy i Anhalt utrzymały je do jesieni 1928 roku.
Tekst jest fragmentem książki Petera Longericha „Hitler. Biografia”:
Hitler jednak szybko się przekonał, że niełatwo mu będzie nawiązać do wcześniejszych sukcesów. Na terenie Bawarii pierwszą mowę przeznaczoną dla ogólnego audytorium zaliczył 6 marca 1927 w Vilsbiburgu (bawarski rząd postawił warunek, że za pierwszym razem Hitler ma wystąpić poza Monachium), zaś trzy dni później przemawiał w hali monachijskiego cyrku Krone – i tutaj miejsca na widowni zapełniły się tylko w połowie. Również na kolejne spotkania organizowane przez NSDAP w tym ogromnym obiekcie przychodziło nieporównanie mniej słuchaczy niż w latach 1921–23. Negatywny trend utrzymywał się przez cały rok 1927, i to również – jak wynika z urzędowych raportów – na bawarskiej prowincji; w pomniejszych miejscowościach liczba słuchaczy wręcz spadała. Zjazd partii, odbywający się tego roku w Norymberdze, też miał mniej uczestników, niż spodziewali się organizatorzy. Hitler musiał przywyknąć do tego, że w okresie politycznej i gospodarczej stabilizacji republiki weimarskiej jego ekscentryczny, agitatorski styl przemawiania trafia do przekonania jedynie drobnej mniejszości społeczeństwa. Jeszcze w styczniu 1928 Hitler na walnym zebraniu członków sekcji NSDAP w Schwabing uznał za stosowne podkreślić, że na jego ostatnich przemówieniach w Niemczech środkowych sale były „nabite do pełna”, a „niebawem także w Monachium będziemy mieć znów taką frekwencję, jak przed 1923”.
Z początku Hitler podejmował w swoich wystąpieniach te same wątki, co dotychczas. Nadal przekonywał, że odrodzenie narodowej potęgi wymaga „usunięcia” Żydów, połączenia „nacjonalizmu” z „socjalizmem” oraz przyjęcia za drogowskaz głównych narodowych cnót, to jest rasy, szacunku dla przywódcy i gotowości do walki. Doszedł jednak kolejny element, o którym Hitler wcześniej praktycznie nie wspominał: problem określany przez niego na razie ogólnikowo jako „dysproporcja” między „ilością ziemi” a „wielkością narodu”. W wydanym pod koniec 1926 roku drugim tomie Mein Kampf Hitler tłumaczył, że narodowe odrodzenie Niemców, do którego dąży NSDAP, należy rozumieć nie jako cel sam w sobie ani też jako budowanie ustroju społecznego sprawiedliwego pod względem socjalnym, lecz jako warunek wstępny do tego, by naród czy też lud niemiecki, cechujący się „wyższą wartością”, wypełnił misję, którą stawiają przed nim prawidłowości rządzące historią.
Dlatego, jak twierdził, należy przyjąć „taką politykę wschodnią, dzięki której nasz naród zdobędzie potrzebną mu ziemię”. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, tylko zbrojenia i wojnę podbojową. To, że chodziło głównie o terytoria należące do Związku Radzieckiego, Hitler sugerował najczęściej tylko pośrednio – między innymi podkreślając, iż „Rosja” w stosunku do liczby ludności posiada osiemnastokrotnie więcej ziemi niż Rzesza Niemiecka, a ta ogromna własność terytorialna jest co prawda rezultatem procesu historycznego – lecz jak najbardziej rewidowalnego. W ogóle posługiwał się tu głównie aluzyjnymi sugestiami, rozważając – z użyciem rozwlekłych sformułowań – takie czy inne teoretyczne możliwości skorygowania owej „dysproporcji” między „ilością ziemi” a „wielkością narodu”.
Tak więc od wiosny 1927 Hitler w zawoalowanej formie wykładał słuchaczom zasadniczą treść swojej ideologii. Omawiając główne składowe swojej polityki – takie jak wrogość wobec Żydów, narodowy socjalizm, rasa, wodzostwo, walka i podbój „niezbędnej ziemi” – posługiwał się rozległymi dygresjami, refleksjami historycznymi i polemiką, sięgając po insynuacje i aluzje. Trzeba pamiętać, że podczas wielkich centralnych manifestacji nazistowskich, na które osoba Hitlera od roku 1929 znowu zaczęła ściągać publiczność ponaddziesięciotysięczną, do wielu słuchaczy ze względów akustycznych docierały zaledwie strzępy jego słów. Mimo iż NSDAP od końca lat dwudziestych stosowała mikrofony i głośniki, słyszalność nadal pozostawiała wiele do życzenia.
Komuś, kto wcześniej nie zaznajomił się – na przykład czytając Mein Kampf – z fundamentami ideologii Hitlera, trudno było szybko ogarnąć wewnętrzną logikę tego myślowego konstruktu oraz wypływające z niego wnioski. Lecz wcale nie o to chodziło: przemówienia Hitlera oddziaływały raczej swoimi aspektami teatralnymi. Przed puczem Hitler porywał słuchaczy, odgrywając przed nimi własną – pozornie nieudawaną – rozpacz, aby następnie zademonstrować drogę wyjścia z tejże. Gdy od przełomu 1927/28 przestał go ograniczać zakaz wystąpień, Hitler wziął się do doskonalenia swojego oratorskiego instrumentarium.
Jeden z trików polegał na tym, by limitować częstość swoich wystąpień. Nazistowski pion propagandy ogłaszał, iż ze względu na obciążenie strun głosowych Hitler może przemawiać nie częściej niż raz na trzy dni. W roku 1927 wystąpił na 62 spotkaniach, w 1928 (roku wyborów) – 78 razy, a w 1929 – tylko 39 razy, przy czym w każdym z tych lat większość przemówień wygłosił w Bawarii. Grupy lokalne NSDAP musiały intensywnie zabiegać o jego przybycie i udowadniać szefostwu propagandy, że są w stanie zapewnić u siebie odpowiednią oprawę. Większość takich wniosków była odrzucana. Procedura była dosyć złożona. Najpierw zainteresowana grupa lokalna musiała wypełnić kwestionariusz, w którym opisywała proponowane miejsce imprezy, szczegółowo określając liczebność miejscowego ugrupowania, przewidywany skład audytorium i przeprowadzone w ostatnim czasie działania propagandowe. Jeśli centrala w Monachium zatwierdzała wniosek, to lokalni organizatorzy dostawali „Wymogi dotyczące zgromadzeń z udziałem Hitlera”, opracowane przez jego prywatną kancelarię w Monachium. Dokument ten, stanowiący drobiazgową specyfikację obowiązków, nie tylko pokazuje nam, jak świetnie zorganizowana i wykalkulowana była „führerowska propaganda” już pod koniec lat dwudziestych, ale również zdradza obawę Hitlera, że przez niezręczność towarzyszy partyjnych na prowincji mógłby się wplątać w jakąś krępującą sytuację. Dlatego z góry chciał zapobiec – tak starannie, jak to było możliwe – wszelkim zagrożeniom i nieprzewidzianym kłopotom.
Wspomniane wytyczne nakazywały organizatorom jak najdłużej trzymać plan imprezy w tajemnicy, a także natychmiast powiadamiać monachijską centralę o trudnościach, nawet takich, które pojawiały się w ostatniej chwili. Dzięki temu Hitler do ostatniego momentu mógł odwołać swoje wystąpienie – i czynił z tej możliwości użytek, na przykład w kampanii poprzedzającej wybory do landtagu w Meklemburgii-Schwerinie w maju 1927. Kazał wtedy tuż przed uzgodnionymi terminami odwołać wszystkie swoje przemówienia, być może z powodu jakichś organizacyjnych niedociągnięć w wyborczej kampanii.
Tekst jest fragmentem książki Petera Longericha „Hitler. Biografia”:
Za wstęp na „zgromadzenia z udziałem Hitlera” pobierano zwykle opłatę wynoszącą jedną markę Rzeszy, z czego 50 procent należało odprowadzić do centralnej kasy partyjnej. Gdy zainteresowanie było duże, cena wzrastała nawet do trzech marek. To, że partia kazała sobie płacić za wstęp na własne imprezy propagandowe, było w republice weimarskiej zwyczajem niecodziennym, ale dzięki temu zjawiali się słuchacze w większości sympatyzujący z NSDAP. Jeśli chodzi o Żydów, to już na plakatach oznajmiano kategorycznie, że nie mają oni wstępu na te zgromadzenia.
Gdy wszystko było dopięte na ostatni guzik, a sala pękała w szwach, zbliżała się wielka chwila: przybycie Führera. Hitler z zasady się spóźniał, co nie tylko wiązało się z jego notoryczną niepunktualnością, ale stanowiło również wykalkulowany element spektaklu. Skoro tylko wniesiono flagi ze swastykami, Hitler wkraczał uroczyście, za nim szli lokalni funkcjonariusze partyjni, a towarzyszyła im muzyka marszowa i owacje publiczności. Zgodnie z wytycznymi, przez wzgląd na „mocno nadwerężany głos Adolfa Hitlera” obowiązywał w takiej sali „bezwzględny zakaz palenia”. Przemawiając, nie stał nigdy za pulpitem, tylko na otwartej estradzie, tak że słuchacze widzieli gestykulację i ruchy całego jego ciała. Po lewej stronie obok mówcy stawiano zawsze obowiązkowo stolik, na którym mógł on położyć swoje materiały – hasłowe konspekty, których z reguły dość precyzyjnie się trzymał.
Zaczynał przeważnie od jakiegoś historycznego punktu zaczepienia, którym naprowadzał słuchaczy na kolektywną pamięć dziejową lub zarysowywał wspólny horyzont doświadczeń. Mogły to być wojny niepodległościowe z okresu napoleońskiego lub utworzenie bismarckowskiej Rzeszy Niemieckiej, najczęściej jednak odwoływał się do wojny światowej. Poczucie wspólnoty, do której mogła się czuć zaliczona większość słuchaczy, Hitler budował za pomocą określonych haseł – najczęściej „rasy”, „krwi”, „wodzostwa”. Innymi hasłami wzbudzał poczucie zagrożenia: żydostwem, marksizmem, dławiącą wolność polityką aliantów, terytorialną ciasnotą Niemiec, wewnętrzną degeneracją niemieckiego narodu itp. Jeszcze inne hasła służyły mu do wzmagania instynktów agresji – „zniszczenie” marksistów i Żydów, „walka”, zdobycie „ziemi”. Przemowa kończyła się zawsze triumfalną wizją, w której niemiecki lud, zjednoczony narodowym socjalizmem, ostatecznie pokonuje wszystkich wrogów.
Swoje przemówienia, z reguły kilkugodzinne, Hitler zaczynał głosem pełnym wahania, jakby speszonym, po czym stopniowo mówił coraz płynniej, jego słowa nabierały patosu, aż w końcu, natężając głos do granic możliwości i gwałtownie gestykulując, dochodził do retorycznej kulminacji. W efekcie wysiłku Hitler tracił całe litry płynu, dlatego też w „wytycznych” instruowano, że na stoliku ma stać „zamknięta butelka wody mineralnej Fachinger o temperaturze pokojowej, ze szklanką”, a dodatkowe butelki należy mieć w gotowości. W upalne dni należało zapewnić lód, którym Hitler chłodził sobie dłonie. Aby zapewnić kontrolę nad dalszym wykorzystywaniem jego słów, przemowa musiała być protokołowana przez „dwoje godnych zaufania stenografów”, którzy swój zapis przesyłali natychmiast do partyjnego biura w Monachium. Co więcej, w tylnej części podium, za Hitlerem, należało usadzić sześciu „mężczyzn możliwie starszych, znanych z porządności”, którzy „w razie potrzeby” mieli „pod przysięgą zaświadczyć treść przemówienia”. Na początku spotkania kierownik imprezy miał przypominać zebranym, iż z uwagi na obecność „świadków” i stenografów bezcelowe są „próby fałszowania”.
Kilka dalszych instrukcji wynikało najwyraźniej z obawy, że towarzysze z prowincji mogliby wyrwać się na pierwszy plan i zakłócić efekt głównego wystąpienia. Mianowicie kierownik imprezy zobowiązany był do tego, aby otwierając zgromadzenie, ograniczyć się do „bardzo krótkiej” wypowiedzi, a także by powstrzymać się od końcowych podsumowań, jako że przemowa Hitlera wywiera efekt „sama przez się”. Na zakończenie miał więc zabrzmieć jedynie „okrzyk Heil na cześć Niemiec” (ale nie na cześć Hitlera) i najlepiej bez intonowania jakichkolwiek pieśni. W przypadku jeśliby sama publiczność zaczęła śpiewać hymn Deutschlandlied lub inną pieśń, to kierownik zgromadzenia miał ją przerwać po pierwszej strofie okrzykiem „Heil”, gdyż „z doświadczenia wynika, że większość obecnych nie zna tekstu dalszych strof”. Po oratorskim wysiłku Hitler „bezwzględnie” wymagał odpoczynku, dlatego miejscowi organizatorzy musieli „pogodzić się” z tym, że Hitler po zakończeniu imprezy „w żadnym razie nie zostanie wśród nich”, tylko uda się do hotelu, gdzie należało mu zapewnić pokój z łazienką.
Lecz ani te wymyślne techniki, ani gorące owacje, jakimi regularnie fetowano Hitlera na takich spotkaniach, nie mogły przysłonić faktu, iż sławę „wodza” miał on tylko w kręgach najbardziej skrajnej prawicy. Owszem, partia nazistowska była dosyć prężnie zorganizowana, sprawiała wrażenie grupy stosunkowo zwartej i wybiła się na dominującą siłę w obozie prawicowego ekstremizmu. Jednak poza tę polityczną subkulturę wyjść nie potrafiła: wyborcze sukcesy NSDAP w tamtych latach wypadały doprawdy miernie – nigdy powyżej pięciu procent, najczęściej zaś dużo słabiej.