Wspólnota z Sali BHP

opublikowano: 2015-10-28, 18:40
wolna licencja
Strajki sierpniowe w 1980 roku były jednym z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Polski. Ich centrum znalazło się w Gdańsku i Gdyni. Na czym polegał fenomen robotniczych wystąpień? Pytamy o to Annę Machcewicz, autorką nowej monografii trójmiejskich protestów zatytułowanej „Bunt”.
reklama

Tomasz Leszkowicz: Zdawałoby się, że temat strajku sierpniowego w Trójmieście, zwłaszcza w Stoczni Gdańskiej, został opisany w każdym możliwym wymiarze. Czy tak rzeczywiście jest?

Anna Machcewicz – historyk i dziennikarka, absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka m.in. biografii Kazimierza Moczarskiego oraz współautorka Węzłów pamięci niepodległej Polski (fot. Dawid Linkowski/ECS).

Anna Machcewicz: Oczywiście, że nie został wyczerpująco opisany i dlatego się tym tematem zajęłam. O sierpniowym strajku w 1980 roku w Trójmieście napisano bardzo wiele, ale były to głównie książki oparte na wspomnieniach, zazwyczaj dotyczące jednego ze strajkujących wtedy zakładów. Są kalendaria, albumy, reportaże, sporo wydawnictw źródłowych, a także tekstów naukowych, ale skupiających się na jednym aspekcie. Natomiast nie istniała monografia tego w końcu jednego z najważniejszych wydarzeń polskiej historii powojennej, która by pokazywała je nie tylko z wielu perspektyw, ale też zawierała spojrzenia wstecz, wyjaśniające kim byli ludzie, którzy do strajku przyszli z różnych stron, jakie łączyły ich relacje. A ponieważ nie brakowało materiałów, więc postanowiłam te lukę zapełnić.

T.L.: Myśląc o strajku przed oczami mamy Stocznie Gdańską i inne wielkie zakłady Trójmiasta. Stanęło jednak wówczas wiele innych miejsc pracy, również tych mniejszych. Jak wyglądały stosunki między nimi a „centrum” protestu? Czy porozumienie było oczywiste?

A.M.: W ślad za Stocznią Gdańską, która stanęła czternastego sierpnia 1980 roku, w ciągu dwóch kolejnych dni zastrajkowało w Trójmieście i okolicach kilkadziesiąt mniejszych i większych zakładów. Początkowo wszystkie strajkowały „na własną rękę” i spisywały dłuższe lub krótsze listy postulatów, które składano kierownictwu przedsiębiorstwa, ale i od razu wysłano do gdańskiego Komitetu Wojewódzkiego PZPR. To była pierwsza, partykularna faza strajku, przypominająca lipcową akcję strajkową na Lubelszczyźnie. Nową jakość przyniosło dopiero powołanie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, co nastąpiło w chwili, gdy komitet strajkowy Stoczni Gdańskiej zakończył protest porozumieniem z dyrekcją (w sobotę 16 sierpnia) i mniejsze zakłady postanowiły działać wspólnie, by stworzyć większą siłę nacisku na władze. Decydujące jednak było ogłoszenie przez Lecha Wałęsę (pod naciskiem grupki opozycjonistów, ale i delegatów tych mniejszych przedsiębiorstw) wezwania do kontynuowania, przez stoczniowców gdańskich, strajku solidarnościowego. Odtąd ta stocznia była centrum, ze względu na położenie w samym mieście, swoje rozmiary, symbolikę związaną z Grudniem 1970 roku, ale przede wszystkim z tego względu, że stała się siedzibą MKS.

Zobacz tez:

reklama

Siłę tej wspólnoty budowała obecność w sali BHP delegatów z kilkuset przedsiębiorstw, ale i jeden „program”, czyli tablica z 21 postulatami, a potem m.in. doskonale zorganizowany przepływ informacji. By to zrozumieć wystarczy choćby popatrzeć na zdjęcia sali BHP, na których widać las magnetofonów, na które nagrywano każde słowo tutaj wypowiadane. Potem były one odtwarzane w zakładowych radiowęzłach i każdy mógł poczuć się współuczestnikiem zdarzeń, nawet strajkując w Ustce, Tczewie, Elblągu itd. Porozumienie między zakładami to był proces – od partykularnych interesów, które władze początkowo próbowały z pewnymi sukcesami rozgrywać, do zbudowania poczucia wspólnoty i wyznaczenia jednego celu. Ostatecznie, choć poszczególne zakłady miały swoje postulaty, powstrzymały się z ich załatwianiem do czasu, gdy grupa ludzi w Prezydium MKS zdołała wynegocjować podstawowe żądania zapisane na liście 21 postulatach, przede wszystkim to najważniejsze, czyli zgodę na tworzenie niezależnych od władz związków zawodowych.

T.L.: Na ile w Sierpniu 1980 roku w Trójmieście możliwe było siłowe rozwiązanie problemu strajkowego? Lub pytając inaczej: czy władze skazane były na ugodę z protestującymi?

Brama Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku

A.M.: Władze na nic nie były skazane, ale dynamika zdarzeń była taka, że w pewnym momencie podpisanie ugody ze strajkującymi było jedynym możliwym rozwiązaniem. Wydaje mi się, że ani Edward Gierek, który był w końcu wciąż pierwszym sekretarzem PZPR, ani lokalne władze w Gdańsku nie chciały rozwiązania siłowego i powtórki z Grudnia 1970 roku. Początkowo władze liczyły na rozmycie się protestu, na podpisanie ugody z poszczególnymi zakładami, tak jak to zdarzyło się w lipcu na Lubelszczyźnie. Poparcie dla strajku na Wybrzeżu, powstanie MKS w Szczecinie, a potem narastając fala strajkowa w innych miastach i wreszcie strajk w śląskich kopalniach wymusiły podjęcie decyzji o porozumieniu. W MSW prowadzone były przez cały czas strajku przygotowania do pacyfikacji strajku, oczywiście w porozumieniu z władzami centralnymi – zgromadzono wielkie siły milicyjne (ale, co ważne, bez broni palnej), otoczono Trójmiasto kordonem, wzmocniono patrole na ulicach, a także na wodach wokół portów. Sztab w MSW planował desant komandosów mających porwać przywódców strajku (którzy, mówiąc językiem ówczesnej propagandy „schowali się w stoczni za placami klasy robotniczej”) i taką akcję planowano dosłownie do ostatniej chwili. Wśród funkcjonariuszy w MSW, a i wśród przedstawicieli władzy było zapewne wielu zwolenników takiego rozwiązania, ale decyzja polityczna była, na szczęście, inna.

reklama

T.L.: W różnych miejscach opisuje się strajk jako swoiste narodowe rekolekcje – chodzi tu zarówno o podniosłą atmosferę, odzyskiwanie godności, ale również udział artystów recytujących klasyków narodowej kultury. Dlaczego przyjęło to taką właśnie formułę?

A.M.: Atmosfera tego strajku była rzeczywiście wyjątkowa, co podkreślają wszystkie ówczesne przekazy. Trójmiejscy aktorzy teatralni wystąpili w dwóch stoczniach – gdańskiej i gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej. Każda z tych stoczni, mówię tu oczywiście tylko o strajku na Wybrzeżu Gdańskim, bo tego dotyczy moja książka, pełniła rolę takiego sanktuarium, dokąd ludzie z miasta schodzili się tysiącami, tu spędzali popołudnia, wymieniali się informacjami, śpiewali, modlili się. To wszystko pokazuje wyjątkowy charakter tego strajku, który miał wymiar nie tylko ekonomiczny, ale właśnie wolnościowy, lub chociaż dający nadzieję na zmianę – tu fruwała wręcz wolna prasa, nieustannie działał radiowęzeł, nikt nie bał się podsłuchującego esbeka, ale wciąż obecna była gdzieś podskórna obawa, że władza wyprowadzi na ulice uzbrojonych funkcjonariuszy, że będzie próbowała uśmierzyć protest siłą. Ten nastrój, rewolucyjny, kojarzący się z powstaniami wzmocnili aktorzy, którzy sięgnęli odruchowo po romantyczną poezję.

W czasie strajku największe stocznie stały się obszarem eksterytorialnym. Nieco inaczej wyglądało to mniejszych zakładach, tam czas dłużył się i o wiele trudniej był znosić uciążliwości strajkowego życia codziennego, ale i tu docierała choćby wolna prasa, niesłychanie podnosząc ludzi na duchu.

Polecamy książkę Anny Machcewicz „Bunt. Strajki w Trójmieście. Sierpień 1980:

Anna Machcewicz
„Bunt. Strajki w Trójmieście. Sierpień 1980”
cena:
34,90 zł
Wydawca:
ECS
Okładka:
miękka
Liczba stron:
488
ISBN:
978-83-62853-56-4

T.L.: Socjologowie interesowali się strajkiem już w momencie jego trwania. Co naukowego dały im te badania?

A.M.: Najbardziej znaną jest klasyczna już praca prof. Jadwigi Staniszkis która prowadziła badania nad formami protestów robotniczych już w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i która znalazła się w stoczni w sierpniu 1980 roku. Swoje przemyślenia i obserwacje zawarła w książce pt. „Samoograniczająca się rewolucja”.

Przeczytaj również:

T.L.: Ryszard Kapuściński, który był w Stoczni, wspominał, że wrócił z Trójmiasta odmieniony. Na czym polegała ta przemiana, o której wspominała w różny sposób wielu inteligentów?

A.M.: Myślę, że Kapuściński ze zdumieniem odkrył, jak bardzo zafałszowany został w potocznym myśleniu obraz polskiego robotnika. W Gdańsku znalazł się wśród stoczniowców, którzy okazali się ciekawymi ludźmi, otwartymi na świat, mającymi wielkie poczucie godności, odpowiedzialności za wykonywaną prace. Zupełne zaprzeczenie potocznego wśród inteligentów obrazu cwaniaka i obiboka, domagającego się coraz wyższych zarobków.

reklama
Strajk w Stoczni Gdańskiej, sierpień 1980 r. Robotnicy i dekoracje strajkowe na murze stoczni (fot. Leonard Szmaglik, ze zbiorów Europejskiego Centrum Solidarności, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska).

T.L.: Czy Sierpień 1980 r. może być dziś dla młodych ludzi fenomenem? Można zastanawiać się nad tym, czy jest dla nich czymś fascynującym, choćby tak jak powstanie warszawskie czy Żołnierze Wyklęci – których heroizm jest oczywisty, bo wiąże się z walką zbrojną, a nie „siłą bezsilnych”.

A.M.: Odpowiem na to pytanie nie wprost, ale przywołując taką oto historię jednego życia. Maria Koszarska urodziła się w 1925 roku, więc w czasie powstania warszawskiego miała zaledwie 19 lat. Była harcerką w Szarych Szeregach, walczyła na Żoliborzu w formacji zwanej Wojskową Służba Kobiet, nie z bronią w ręku oczywiście, lecz jako sanitariuszka. Potem był obóz jeniecki, a po powrocie do Polski znowu konspiracja, tym razem w ramach powołanej przez płk. Jana Rzepeckiego organizacji „Wolność i Niezawisłość”. To była struktura cywilna, nie zakładała walki zbrojnej, ale budowanie organizacji o charakterze obywatelskim, która dotrwa do, jak zakładano, wyborów w 1947 roku, na tyle demokratycznych, że zmniejszą dominację komunistów. Maria Koszarska została aresztowana i za udział w WIN skazana na wieloletnie więzienie stalinowskie. Po zwolnieniu zamieszkała w Gdańsku i tutaj poznała Bogdana Borusewicza, młodego konspiratora, wychowanego na tradycji akowskiej, o którego roli w tworzeniu opozycji demokratycznej na Wybrzeżu i podczas strajku piszę sporo w swojej książce. Borusewicz korzystał z doświadczenia konspiracyjnego pani Koszarskiej i wielokrotnie ukrywał się w jej mieszkaniu.

Maria Koszarska była pracownikiem jednej z gdańskich państwowych drukarni i w sierpniu 1980 roku ona i jej koledzy, ryzykując sporo, pomogli strajkującym w nielegalnym uruchomieniu drukarni znajdującej się na terenie gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej. Wydrukowano tam setki tysięcy stron biuletynów i ulotek i to między innymi dlatego strajk zakończył się zwycięstwem. Maria Koszarska była potem działaczką „Solidarności”, czynnie wspierała podziemie opozycyjne w okresie stanu wojennego. W 1989 roku była zaś założycielką Komitetu Organizacyjnego NSZZ „Solidarność” w Gdańskich Zakładach Graficznych. W 2008 roku, pośmiertnie, została uhonorowana Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za działalność na rzecz przemian demokratycznych w Polsce”.

Według mnie to był właśnie heroizm – bo choć Maria Koszarska ani razu nie wystrzeliła z broni – nigdy nie okazała słabości, zawsze zachowywała się właściwie, podobnie zresztą jak sanitariuszka Danuta Siedzikówna ps. „Inka”, skazana przez komunistów na karę śmierci.

Polecamy książkę Anny Machcewicz „Bunt. Strajki w Trójmieście. Sierpień 1980:

Anna Machcewicz
„Bunt. Strajki w Trójmieście. Sierpień 1980”
cena:
34,90 zł
Wydawca:
ECS
Okładka:
miękka
Liczba stron:
488
ISBN:
978-83-62853-56-4
reklama
Komentarze
o autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone