We Wrocławiu znów zapłonął stos
Jesteśmy świadkami wielkiego kryzysu zaufania do instytucji wspólnej i otwartej Europy. Unia przeżywa problemy gospodarcze oraz światopoglądowe. Obok masowego napływu imigrantów, kryzysu w Grecji i ogólnego niezadowolenia z decyzji Brukseli, pojawił się wróg zewnętrzny – Państwo Islamskie.
Atmosfera pierwszej połowy XV wieku przypominała, pod wieloma względami, obecną sytuację. Kościół, instytucja paneuropejska, był paraliżowany niekompetencją. Liczne skandale z udziałem biskupów oraz papieży podkopywały wiarę ludzi w tę instytucję. Spór między zwolennikami władzy centralnej – papieskiej, a koncyliarystami – zwolennikami zwierzchności soborów nad Kościołem, prowadził do szerokiego podziału w elitach. Na tym jednak nie kończą się podobieństwa. W Europie Środkowej wzrosły nastroje nacjonalistyczne, odmienności religijne połączyły się z antagonizmami między ludnością niemiecką a słowiańską. Kościół zareagował zwiększając aktywność inkwizycji oraz żądając często od obywateli miast poświadczeń prawomyślności. Na rubieżach chrześcijaństwa, już nie katolickiego, ale prawosławnego, resztki Cesarstwa Bizantyńskiego desperacko broniły się przed naporem tureckim. Kolejne mniejsze lub większe analogie można by dalej wymieniać.
W takich okolicznościach do Wrocławia przyjechał Jan Kapistran – biskup i mnich franciszkański, który miał pełnić obowiązki inkwizytora generalnego. Od 14 lutego do 27 kwietnia 1453 roku kilka razy dziennie głosił kazania. Obok nawoływań do przywrócenia pobożności miejskiej ostrzegał przed zagrożeniem tureckim, husyckim i żydowskim. Jednak ludność Wrocławia nie mogła zwrócić się przeciw prawdziwemu wrogowi – husytów w mieście nie było, a Turcy ponad tysiąc kilometrów na południe od Śląska oblegali Konstantynopol. Gniew skierowali przeciw Żydom, obcym w społeczności, którzy zostali pojmani, a ich majątki skonfiskowano. Zarzucono im wachlarz stereotypowych średniowiecznych oskarżeń, m. in. zatruwanie wody w studni oraz profanację hostii, confessio wydobywając torturami. Czternastu skazanych na śmierć przywiązano do słupów na Rynku, publicznie torturowano i poćwiartowano. Reszta dostała wybór – nawrócenie albo stos. Część wraz z rabinem popełniła samobójstwo. 4 lipca 1453 roku spalono na Placu Solnym czterdziestu jeden Żydów.
Jan Kapistran wykorzystał najniższe ludzkie pobudki. Chcę zwrócić uwagę na powtarzalność schematów, tym bardziej dobitną, że można po nią sięgnąć aż 550 lat wstecz. Kapistran był postacią o wielkiej charyzmie, jego kazania obnażały styl życia najbogatszych, przedstawiały wizję rychłej katastrofy cywilizacyjnej, pozwalały poczuć się częścią większej społeczności i dawały okazję wzięcia udziału w dziele naprawy patologicznej sytuacji, nawet jeżeli to co robiła tłuszcza nie miało nic wspólnego z problemem. Do działania motywował wyimaginowany wróg w postaci społeczności obcej oraz innej.
Podobne hasła dało się słyszeć na wrocławskim rynku. Przeanalizuję kilka z nich by pokazać jak sterują one słuchaczami. Zaczynając od skandowania: „nie potrzeba nam islamu, terrorystów, muzułmanów” zamyka się pod jednym mianownikiem organizacje terrorystyczne oraz wyznawców danej religii, określony jest wspólny wróg. Dodając do tego hasło „nie chcę tej islamskiej dziczy” czy „Ole, Islam pier…” dodatkowo obrzydza się przeciwnika. Później na fali żywych uczuć związanych z ostatnimi zamachami w Paryżu rzucane jest cyniczne zdanie: „Płacze Anglia, płacze Francja, tak się kończy tolerancja” i razem z wymienieniem zachodnich państw można zakończyć ten pseudodialektyczny ciąg okrzykiem „precz z Unią Europejską”. Dodatkowo odnoszenie się do wielkości narodu, zwracanie się do tłumu jako jedności i uogólnienia uderzające w fundamentalne ludzkie uczucia jak w zdaniu, które pojawiło się w jednym z przemówień: „Polska jest naszą matką, jeżeli nie dbasz o matkę to jesteś nikim i niczym”, paraliżują możliwość samodzielnego myślenia i włączają do pozbawiającego odpowiedzialności podmiotu zbiorowego. Na koniec mężczyzna z biało-czerwoną przepaską na ramieniu podpala symbol przeciwnika i zagrzewa do okrzyków „Bóg, honor i ojczyzna”.
Nie jest to odosobniony przypadek. Tego samego dnia w Krakowie miała miejsce analogiczna demonstracja. Straszono wizją „kilkumilionowej armii islamskiej, która jest obecna na naszym kontynencie”, zapowiadano, że „uginanie się przed Islamem to ostatnie podryg ciała
Chciałem odnieść się do fenomenu innego niż reżim totalitarny III Rzeszy. Mam przeczucie, że to porównanie stało się tak powszechne, że ludzie się na nie uodpornili. Choć nie minęło nawet sto lat od tragedii Holokaustu, argumentum ad Hitlerum stało się nieskuteczne. Ale zarówno w przypadku średniowiecznego Wrocławia, jak i III Rzeszy, śmierć ponosili niewinni, byli ofiarą, jaką złożyli przywódcy, by zintegrować społeczeństwo dla własnych celów. Niech będzie to przestrogą dla współczesnej Europy. To nasze postępowanie wobec tych incydentów ustala linię między tym, co jest dopuszczalne, a tym, co powinno być ukarane. Oburzenie mieszkańców Wrocławia na czele z Prezydentem miasta Rafałem Dutkiewiczem jest znakiem, że ksenofobia i skrajny nacjonalizm nie będą tolerowane.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.