Walczyć pomysłem i humorem, czyli harcerstwo w czasie II wojny światowej
Pierwsze tygodnie walki odznaczały się dużą improwizacją. Harcerze i harcerki angażowali się w służbę pomocniczą, starsi chwytali za broń. Wiele działań inicjowano oddolnie, harcerze organizowali się w grupach tak, jak wcześniej w zastępach i drużynach. Zajmowali się rzeczami, które – choć równie ważne – wśród walk zostałyby zaniedbane. To w ich rękach znalazło się utrzymywanie porządku, zakopywanie broni, a także likwidowanie dokumentów, mogących stać się użytecznymi dla wroga. Według Stanisława Broniewskiego „Orszy” jest to charakterystyczna cecha, która uobecniała się przez kolejne lata: Oto, ile razy wypadki przybierały niekorzystny dla Polski obrót, ile razy wróg triumfował, a siły polskie bywały zagrożone lub rozbite, tylekroć wzrastała, jakby niespodziewanie, waga harcerstwa.
Szare Szeregi
Na dalszych losach ZHP zaważyła decyzja podjęta 27 września w mieszkaniu Stanisława Borowieckiego przy ul. Noakowskiego 12 w Warszawie. Władze organizacyjne postanowiły o rozpoczęciu pracy konspiracyjnej harcerstwa – od 1940 roku przyjęło ono nazwę Szare Szeregi. Kryptonim ten na początku funkcjonował tylko w Poznaniu, dopiero później przyjęto go w całej organizacji. Poznańscy harcerze, przeprowadzając akcję informacyjną, roznosili ulotki napisane w języku niemieckim i podpisywane inicjałami SS. Skrót ten rozwinęli w nazwę Szare Szeregi hm. Józef Wiza i hm. Roman Łuczywek.
Organizacja dzieliła się według wieku i zadań na trzy grupy. Najmłodsi, 12-14-latkowie, tworzyli Zawiszę. Przygotowywali się do pełnienia służby pomocniczej i kształcili się na tajnych kompletach z myślą o odbudowie wolnego kraju po wojnie. 15-17-letni chłopcy należeli do Bojowych Szkół, zajmujących się przede wszystkim małym sabotażem, czyli akcjami propagandowymi skierowanymi do Polaków. Pełnoletni harcerze zasilali szeregi Grup Szturmowych, podporządkowanych Kedywowi. Brali udział w walkach z bronią w ręku, organizowali działania dywersyjne, szkolili się na kursach i w szkołach wojskowych.
Obowiązywało Prawo i Przyrzeczenie sprzed wojny. Każdy, kto wstępował do Szarych Szeregów, składał dodatkowo rotę konspiracyjną. Jako organizacja wychowawcza dostosowała ona swoje metody do nowych okoliczności – przyjęła ideę wychowania przez walkę, co wyrażało hasło Dziś, jutro, pojutrze. Dziś przygotowanie do powstania, jutro otwarta walka z okupantem, a pojutrze praca w wolnej Polsce.
Inne organizacje
Harcerki działały w oddzielnej organizacji, najpierw pod nazwą „Związek Koniczyn”, a później „Bądź gotów”. To one utworzyły Pogotowie Harcerek, które swoje początki miało jeszcze przed wojną. Komendantką Pogotowia przez cały okres wojenny była Józefina Łapińska – twarda i zdecydowana, a przy tym niepopularna, co w konspiracji odgrywało bardzo ważną rolę. W trakcie wojny harcerki pełniły służbę sanitarną, łącznościową, opiekowały się dziećmi, żołnierzami i więźniami.
Inną, stosunkowo dużą organizacją było Harcerstwo Polskie (inaczej Hufce Polskie), założone przez hm. Stanisława Sedlaczka. Związane z nurtem katolicko-narodowym, mniej zmilitaryzowane od Szarych Szeregów, kontynuowało metody i programy wychowawcze harcerzy sprzed wojny. Hufce Polskie postawiły sobie za zadanie ochronę młodego pokolenia przed okrucieństwem walk i kształtowanie go mimo niesprzyjających warunków. Hufce Polskie były organizacją tylko harcerską i, mimo wielu rozmów z Szarymi Szeregami, nie doszło do ich zjednoczenia.
„Wawer”
Na przełomie 1940–1941 Aleksander Kamiński powołał do życia organizację „Wawer” (później „Wawer”–„Palmiry”), która zajmowała się małym sabotażem na terenie Warszawy. Powstała, aby wyprostować przygięte plecy, krzepić, napominać, karcić. Powstała, aby wyjść z zamkniętego kręgu Polski Podziemnej, po której krążyło polskie życie; prasa podziemna wyjść z tych kręgów nie umiała; to przeczyło wszystkim zasadom jej konspiracyjnego kolportażu. „Wawer” umiał – pisał Stanisław Broniewski. Do organizacji należało około 500 osób, z czego niemal połowę stanowili harcerze Szarych Szeregów.
W obliczu kolegów stwierdzam słowem honoru, że o zamierzeniach, poczynaniach i pracach organizacji „Wawer” z nikim mówił nie będę – taką przysięgę na ręce przełożonego składał każdy, kto wstępował w szeregi organizacji. Kryptonim pochodził z jej pierwszej masowej akcji z grudnia 1940 roku, kiedy to, upamiętniając rozstrzelanie ogromnej liczby ludności w miejscowości Wawer pod Warszawą 27 grudnia 1939 roku, chłopcy kredą i farbą kreślili na murach jej nazwę. Od tej pory mały sabotaż dawał się wrogom coraz bardziej we znaki.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:
Napisy na ścianach
Pojawiały się bardzo często. Nieraz, idąc rano do pracy, warszawiacy mogli przeczytać „Oświęcim”, „Polska walczy”, „Tylko świnie siedzą w kinie”, „Pawiak pomścimy” i inne napisy widniejące na murach. Od razu krok stawał się trochę pewniejszy, zmartwione oczy na chwilę odzyskiwały blask. Najpierw pisano tylko kredą, ale z czasem policja niemiecka zorientowała się, że to nowy sposób walki psychologicznej Polaków i nakazywała dozorcom pilnować i systematycznie ścierać napisy. Wawerczycy zaczęli więc używać farby, co było o wiele trudniejsze do zmycia. Dozorcy nie przykładali się poza tym wyjątkowo do tej pracy.
Służba w tej organizacji była potężną kuźnią charakteru. Nawet błaha z pozoru rzecz, jak napisanie czegoś na ścianie, wymagała wtedy ogromnej odwagi i stalowych nerwów. Patrząc na wykonane napisy, członkowie „Wawra” zauważali, że ostatnie litery są mniejsze, bardziej pochyłe, pisane w pośpiechu. Zaczęto zwracać na to szczególną uwagę. Rywalizowano więc o to, kto zrobi porządniejszy, bardziej staranny napis. Ambicja zaczęła przełamywać lęk chłopców – wszak następnego ranka cała Warszawa miała ujrzeć ich dzieło. Musiało być perfekcyjne.
Akcja przeciwkinowa
Dziś doskonale wiemy, że w czasie wojny nie chodziło się do kina. Puszczane filmy były pełne niemieckiej propagandy, a ponadto opodatkowano bilety na rzecz niemieckich żołnierzy walczących na frontach. Napisy i rysunki na ścianach nie wystarczały jednak, aby w pełni zniechęcić widzów. Zaczęto używać gazów, które wydzielały mocny odór i wypędzały ludzi z sal.
Wyzwaniem były także kina plenerowe. Gazy nie miały już takiej siły na świeżym powietrzu, wawerczycy musieli więc wymyślić inną metodę walki. Wykorzystano do tego czujność warszawiaków, wywołaną faktem częstych łapanek. Wśród widzów zgromadzonych przed ekranem ktoś krzyczał: „Łapanka!”. Na efekt nie trzeba było czekać – seans filmowy już nikogo nie interesował.
Samotne wyczyny
„Wawer” miał w swych szeregach wiele wybitnych osobowości, które podejmowały się wręcz brawurowych akcji. Pewnego dnia, będąc na Krakowskim Przedmieściu, Aleksy Dawidowski zauważył zmianę na pomniku Kopernika. Napis „Mikołajowi Kopernikowi – Rodacy” został zastąpiony napisem „Dem grossen Astronomen Nikolaus Kopernikus” (Wielkiemu astronomowi Mikołajowi Kopernikowi). Ten akt niemieckiej propagandy mocno wpłynął na Alka – w jego głowie zrodził się śmiały plan. Wczesnym, zimowym rankiem pojawił się przed pomnikiem, żeby sprawdzić, jak mocno śruby trzymają tablicę. Gdy zorientował się, że można je odkręcić gołymi rękami, wykorzystał okazję i pod nosem Miejskiej Komendy Policji, której siedziba znajdowała się kilkadziesiąt metrów od pomnika, usunął tablicę. Z hukiem spadła na kamienne stopnie, jednak hałas nie zwrócił niczyjej uwagi. Alek szybko przesunął ciężką płytę i ukrył ją w śnieżnej zaspie. Następnego dnia wraz z kolegami odwiózł tablicę na sankach do swojego domu, a później do ogródka Janka Rossmana.
Niemiecka policja nie zostawiła tego ciosu bez odpowiedzi. Szybko, w odwecie za usunięcie tablicy, zarządziła rozbiórkę pomnika Jana Kilińskiego. Alek czuł się winny, nie mógł tak tego zostawić. Krążył w pobliżu podczas prac robotników, a gdy załadowana ciężarówka ruszyła, wsiadł na rower i pojechał w ślad za nią. Następnego ranka cała Warszawa zobaczyła na ścianie Muzeum Narodowego napis: „Jam tu, Ludu W-wy – Kiliński Jan!”.
Charakterystyczną akcją małego sabotażu było zrywanie niemieckich flag z warszawskich budynków. Na odprawach zastępów, drużyn i hufców pojawiali się chłopcy, z dumą ukazując swoje zdobycze. Największą z nich, rekordowo długą flagę zerwał Janek Bytnar z gmachu Zachęty, przemianowanej na Dom Kultury Niemieckiej. To nie jedyny śmiały wyczyn na jego koncie. Któregoś dnia, własnoręcznie zrobionym przyrządem, tzw. wiecznym piórem, wysoko na pomniku Lotnika na placu Unii Lubelskiej namalował kotwicę. Warszawiacy nie mogli się nadziwić, jak ktoś w tak ruchliwym miejscu zdołał narysować symbol na takiej wysokości.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!
Poczucie humoru
Jedną z najbardziej irytujących niemieckiego okupanta metod walki wawerczyków był żart. Zaraz po rozbiórce pomnika Kilińskiego pojawiły się w wielu miejscach Warszawy kartki z napisem: „W odwet za zniszczenie pomnika Kilińskiego, zarządzam przedłużenie zimy o dalsze trzy miesiące. Kopernik (astronom)”.
Niemiecka propaganda zachęcała do wyjazdów na roboty do Niemiec. I choć nikt nie wierzył w dobre intencje Rzeszy, zdarzali się naiwni, którzy dali się na to nabrać. Nad punktem propagandowo-werbunkowym, na wprost ulicy Świętokrzyskiej, napisano wielkimi literami: „Jedźcie z nami do Niemiec”. Pewnego ranka warszawiakom ukazał się przerobiony napis: „Jedźcie sami do Niemiec”, dzieło Janka Bytnara. Innym razem w mieście pojawiły się napisy: „Deutschland siegt an Allen Fronten” (Niemcy zwyciężają na wszystkich frontach). Wawerczycy wszędzie, gdzie tylko zauważyli te hasła, wprowadzali małe korekty. Takim sposobem po niedługim czasie każdy mógł przeczytać „Deutschland liegt an Allen Fronten” (Niemcy leżą na wszystkich frontach).
Kolejny pokaz dowcipu związany był z akcją „Sto milionów”, w której zabrano niemiecki transport pieniędzy wiezionych do Banku Emisyjnego. Potężna suma zasiliła polskie podziemie, a niemiecka policja wpadła w szał. Rozwieszono listy gończe i obiecano nagrodę za wskazanie sprawców. „Wawer” sam wypowiedział się w tej sprawie – rozwieszał kartki z napisem: „Byłem jedynym świadkiem; opowiem wszystko w zamian za pocałowanie mnie w … – Król Zygmunt III”.
Tym sposobem, w ciężkich i tragicznych czasach, Warszawa znajdowała powody do śmiechu i satysfakcji, a niemiecki okupant miotał się z bezsilności, nie potrafiąc w żaden sposób odpowiedzieć na cięte dowcipy małego sabotażu.
Powstanie Warszawskie
Harcerstwo zapisało się na kartach historii heroiczną walką, zwłaszcza w roku 1944. Bojowe Szkoły i Grupy Szturmowe walczyły u boku żołnierzy Armii Krajowej, Zawisza zorganizowała Pocztę Polową, a harcerki pełniły służbę sanitarną i pomocniczą.
W tym okresie Warszawa stała się niemal miastem rowerów. Ten środek lokomocji odegrał ważną rolę nie tylko w pracy harcerzy, lecz także żołnierzy Armii Krajowej. Co chwila można było zauważyć przemykającego gdzieś młodzieńca. Tak działali łącznicy, tak przekazywano wiadomości i rozkazy. Skąd Polska Podziemna zdobyła tyle rowerów? Sprawa prosta, a jednocześnie przedziwna. Do jadącego na rowerze mieszkańca Warszawy podchodzili niespodziewanie dwaj, trzej młodzi ludzie i spokojnie, ale zdecydowanie mówili: „W imieniu Armii Krajowej rekwirujemy ten rower”. Tu kończyła się sprawa prosta – lecz jednocześnie zaczyna się sprawa dziwna. Zaczepiony zsiadał z roweru, oddawał go chłopcom, często ściskał ich ręce, pozdrawiał, życzył powodzenia i szedł dalej piechotą z jakimś poczuciem spełnienia czegoś dobrego. Nigdzie nie nadszedł meldunek o jakimkolwiek zajściu, nigdzie nie doszło do jakiegoś nadużycia. Ludność nie ze strachu, lecz z poczucia najgłębszej więzi poddawała się rozkazom podziemnego państwa – młodzi ludzie, jego funkcjonariusze, wykonywali swą pracę w poczuciu bezinteresownej służby – wspominał Broniewski.
Powstanie Warszawskie przyniosło ogromne straty. Pod koniec września bataliony harcerskie właściwie już nie istniały, opór wygasł niemal w całym mieście. Przedstawiciele Szarych Szeregów udali się do Delegata Rządu na Kraj Jana Jankowskiego, by zaznaczyć konieczność podjęcia rozmów kapitulacyjnych. Fakt wyjścia tej sugestii od harcerstwa podziemnego był dla Jankowskiego potężnym ciosem. Tak samo jak kapitulacja 3 października 1944 roku.
Tego samego dnia odbyła się ostatnia zbiórka oddziałów i służb Szarych Szeregów. Na skrzydle stanęli żołnierze z harcerskich batalionów – z „Parasola”, „Zośki” i „Wigier”. Było ich razem kilkunastu. Rozkaz Naczelnika. Odznaczenia. Za chwilę trzeba będzie się rozstać po tylu latach wspólnej, twardej służby. Jedni pójdą do niewoli, inni będą usiłowali wydostać się z ludnością cywilną. Każdy w swoją nieznaną drogę. I wówczas zamiast pożegnania, zamiast przestróg na drogę, wszyscy stojąc na baczność, powtarzali za „Witoldem” rotę harcerskiego przyrzeczenia: „Mam szczerą wolę, całym życiem…” – pisał Broniewski.
Szare Szeregi rozwiązano 17 stycznia 1945 roku. Polska nie miała nawet czasu, by podnieść się z kolan po tragicznych latach. Polskie harcerstwo było w takiej samej sytuacji – zdziesiątkowane i wykończone, musiało się mierzyć z nowym wrogiem – komunizmem i latami PRL-u.
Źródło:
- Stanisław Broniewski „Stefan Orsza”, Całym życiem. Szare Szeregi w relacji naczelnika, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1983.
Redakcja: Agnieszka Woch
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/